Skuszona magnoliami po dysze lub dwóch pognałam po robocie środkami komunikacji miejskiej do katowickego Leroy Merlin. Telefonów nie raczyli odbierać, muzyczkę na poczekajce mają średnią, a ja mam co robić w robocie, chwil na nudę nie ma.
Więc wmówiłam w siebie gnana chciejstewem, że w K na pewno tak samo jak w Ł, i pognałam w kierunku kombinatu poprzemysłowego Baildon, mniej więcej kojarząc gdzie sklep się mieści. Po jednym pytaniu trafiłam. Odpowiedź na pytanie była niezrozumiała, ale szybko zrozumiałą się stała. A spytałam, słysząc tramwajowy mechaniczny głos "Huta Baildon", czy tu mam wysiadać do LM. Nie. Na następnym. Na następnym odpowiadająca na pytanie dziewczyna też wysiadła i udzieliła wskazówek .
- Pani pójdzie kawałek dalej - ruch ręki wskazujący chodnik równoległy do torów. - tam będzie zejście w dół, prowadzące pod wiaduktem na drugą stronę trasy i tam za takim dużym tiramisu będzie LM.
I sobie poszła zostawiając mi we łbie wątpliwość czy dobrze usłyszałam. DUŻE TIRAMISU??!! Czy może to było DUŻE TYRAJ MISIU?!
Trafiłam. Po przejściu kawałka stało się jasne co to jest to "duże tiramisu" , rzeczywiście duże, pokazało kawałki siebie wyglądające zza trasy.
Sklep jest, trzy-cztery razy większy niż ten na granicach Cz-wy, z działem ogrodniczym jeszcze większym. I co? I dupa z klapą. Magnolie są, przecen nie ma. Magnolie wyróżniały się bardzo pozytywnie na tle lekko podsuszonych i lekko poparzonych roślin, nie było podstaw do przecen.
Pośpieszna przechadzka ujawniła stół z azaliami i rodendronami. Był i gęsty, czyli Rhododendron impeditum, rododendron od którego pochodzą niebieskie. Doniczuszki ozdobione obrazkami liliowych, bez wymieniania odmian, więc doczekałabym się niebieskich zapylając kwiaty i siejąc nasiona, cierpliwie wyczekując kwitnień. Może, o ile dałoby się uratować przesuszone gęste, a bardziej prawdopodobne trafienie szóstki w lotto od sukcesu całości przedsięwzięcia. Szkoda, bo 'Blue Baron' u nas niedostępny, a śliczna 'Azurika' to nie to.
Z taniochy małe bukszpanięta po piątaku, one ładne, ale w Bobusiowie ćma.
A teraz duże tiramisu.
A jednak, mimo oczywistego skojarzenia biurowców z cukierniczą wystawą powinno być TYRAJ MISIU. Siedziby korporacji.
Odjazd autobusem, dworzec, pociąg, drobne zakupy, dom. Futerka stęsknione i głodne, z nudów chyba wyjadły całe suche jedzonko z dwóch solidnych miseczek. A teraz wybaczyć proszę, mam domowy areszt i ciężkie roboty-pieszczoty na futrach do odwalenia.
Foty u góry to magnolia 'Rapsberry fun' w ofertach netowych. W K nieprzeceniona. Prześliczna, ale tłumaczę sobie, że za 79 PLN i że wolę wyrazistsze. Acha.
A po za tym, za magnoliami jeszcze się rozejrzę. Trochę później i chyba nie w K. Wycieczka pouczająca, źródło zaopatrzenia do kitu, marnują rośliny.
Pa, pa. Pisała R.R.
Ja w ogóle uważam, że w takich wszystkomających sklepach powinno się zabronić prowadzenia działów (pseudo)ogrodniczych. Niby roślin masa, a 3/4 w stanie agonalnym. Jak nie potrafią zadbać, to niech nie marnują i zajmą się sprzedażą lamp, kibelków i inszych dóbr trwałych.
OdpowiedzUsuńZ tym różnie. Tak wiele zależy od obsługi i na roślinach to bardzo widać. Nawet w sklepach teoretycznie ogrodniczych. A rośliny z lidlów i bieder, Castoram i Auchanów wzbogaciły niejeden ogród.
UsuńZdecydowanie Tyrajmisiu. Hym... Leroy leroyowi nierówny, w młowym sklepie szybko przeceniajo rośliny na ogrodowym, mła zauważyła że takich jak Mamelon i ona, znaczy myśliwych, to jest całkiem sporo. Choćby u nas w kamienicy wieści o przecenie magnolek poruszyły Gienię , która czym prędzej wykombinowała podwózkę i nabycie prezentu "na działkę" dla chrześnicy. Mła ma wrażenie że magnolki to zejdą im ino mig. W tym Leroyu mła nabyła tyż w swoim czasie przecenione ciemierniki i trawy
OdpowiedzUsuńCzyli jednak wszystko zależne od personelu. To czyste dobro, że koło Ciebie porządne ludzie są w LM.
UsuńChyba doszli do wniosku że lepiej zrobić jakikolwiek wynik finansowy niż żaden, ale to nie jest tak do końca że się rośliny tam nie marnują. Niektóre się marnują bo są produkowane tak a nie inaczej i ciężko je utrzymać poza szklarniami automatycznie nawadnianymi. Niestety nawet w ogródkach cinżko je utrzymać, substrat jako podłoże to tylko jeden problem. Generalnie dobrze trzeba się przyjrzeć doniczkom przed zakupami, skąd roślina jest bo ceny bywajo kosmiczne a rośliny okazujo się być jednorocznymi.
UsuńPrawda, ale jednak człek przy roślinkach ma znaczenie, wystawienie cieniolubów na słońce, niepodlanie w porę np. Przy tych z hurtowo-handlowo produkowanych może mniejszy, i tak padną.
UsuńJa tak kiedyś po Biedronkach szukałam. U nas są trzy i każda na inne rzeczy. Więc jak coś się widzi w gazetce np taka grę karciana w makao dla dzieci zwaną teraz UNO to trzeba było pójść w dwa miejsca żeby znaleźć. A kwiatki będę w doniczce z dzieckiem patrzeć, bo coś by wypadało na zakończenie roku, a cięte to zaraz zdechną...
OdpowiedzUsuńAle jeszcze myślę.
Nauczycielka będzie musiała zorganizować transport. Aż się nasuwa, by za pracę internetową otrzymała wirtualnego kwiatka🤣
UsuńHe, he, he. :-D
UsuńTo trochę się w tym upale nadreptałaś ! U mnie parzy ziemia i taras, zaczynamy sezon basenowania , więc chodzę doglądać lejącą się wodę. W moim Leroyu z przecenami w ogrodowym bardzo marnie, albo nie mam do nich szczęścia. Najczęściej to jedna marna półka z dogorywającymi ziołami i trawami, na większe nigdy nie trafiłam.
OdpowiedzUsuńI z powodu tego dreptania w upale mła się czuje winowata. :-/
UsuńSama sobie bez żadnego kuszenia magnolkami zrobiłam dzisiaj krzywdę. Upałem, a raczej nieśmiało podjętą próbą pracy w upał. Więc tego, to maniactwo winne, nie Ty.
UsuńBasenik? Łał! To jest dopiero COŚ.
UsuńFakt, trzeba mieć szczęście do okazji, i tę okazje muszą być coś warte. Tylko fakt, że szczęście jednak czasami miewam pozwala mi przejść do porządku nad brakiem fartu do okazji w LM
Praca w dzisiejszym upale ? Dżizas, ja przy rozkładaniu i napełnianiu plasticzanego dmuchańca, szumnie nazywanego basenem, mało ducha nie wyzionęłam , a gołymi stopami potrenowałam przed ewentualnym chodzeniem po rozżarzonych węglach (z powodzeniem za żar robił nagrzany taras, a nawet ziemia przy basenie). Nawet nocą porządnie przewietrzyć chałupy nie mogę, bo zarazy komary żrą jak wściekłe. A materiały na niedoszłe moskitiery nadal leżakują w piwnicy. Lato zaskoczyło mnie, jak zima drogowców :)
UsuńToteż płacę za wariactwo, łeb znów boli i zaczął boleć jeszcze u Bobusiów.
UsuńNa komary nie mam rady, las blisko, może jakaś woda i już piekło. A może polać ten taras?