Czytają

sobota, 12 czerwca 2021

Notatka 343 sobotnia pisanka



Urobek cykankowy z soboty. Nędzniutki, bo zajęta byłam przesadzaniem (niebieskie bezłodygowe pierwiosnki, żółta brunera) i ogarnianiem cieniolubów, co tak naprawdę jest zajęciem na kilka dni, a nie godzin.

Na cykankach m.in. prawie wszystkie posiadane bodziszki, niektóre kwitnące jak na razie bardzo skąpo. Do róż straconych należy dopisać jeszcze dwie, uznane początkowo za przetrwałe. Przetrwały podkładki, szlachetne szczepy poszły się bujać. Fatalna - feralna zima dla moich róż. Biały irysek zakwitł. Biedniś on w porównaniu do Tabaazowych, szmatkowaty, ale pachnie, co wynagradza nie najlepszy wygląd.



Za oknami bardzo intesywna ulewa. Z wichurą. Zaczęło lać, gdy brałam prysznic, zmywajac ogrodniczy brud i ewentualne kleszcze. Nie sprzątnięte z balkonu pranie mokre na nowo, zdejmę je jak przestanie lać i choć trochę z łachów obcieknie. Miałam to zrobić zaraz po powrocie, ale Dziecko przyuważyło w samochodzie chodzącego mi po podkoszulku kleszcza, stąd zmiana priorytetów. Ciuchy się piorą, futra napasione, ja też pojedzona. Tylko doczekam końca prania, rozwieszę i idę spać. 




Przez ubiegły pracowy tydzień brnęłam jak przez śnieżne zaspy po pas. Na nic, dosłownie na nic poza niezbędnym minimum domowym nie starczało w domu sił. Przewróciło się? Niech leży. No, skorupy z potłuczonego talerza jednak pozmiatałam. Ale już torba z chemicznymi zakupami stoi nierozpakowana od poniedziałku, wyjęta jedynie butla z płynem do prania. Labirynt a'la laserhouse z rozwiniętego kłębka czerwonej włóczki też usunięty. Nie pomyślałam by zcykać twór, niby każdy, kto ma w domu Futerka i włóczki ma szansę mieć, ale rzadko kiedy labirynt także w pionie - wykorzystany kinkiet, fotel, telewizor, pudło na szafie-melinie. U mnie w pokoju biurko splecione z fotelem i krzesłem, bariera między biurkiem a łóżkiem, sprytnie w tym celu wykorzystana leżąca na wyrku książka, czerwony od nici stołek w kuchni. Takiej rozległej, wielopoziomowej, to jeszcze u mnie nie było, a ostatnio były za kocięctwa Felusia. Tym razem podejrzewam, że dzieło było wspólne. Jacuś+Feluś? Może i Gacuś. Zapajęczone kuchnia, mój pokój, Łojca pokój. W przedpokoju też, ale tam nie ma o co zahaczać, wyjąwszy torby z zakupami. Oniemiałam. Przyczajone w czerwonej pajęczynie stworeczki obserwowały niedobrą pańcię, co zostawia na tak długo i one same muszą szukać lekarstwa na nudę. Co ta podła zrobi? A pańcia przede wszystkim wypatrywała końca nici, co nie było wcale łatwe. Po wypatrzeniu końca pańcia się bujała ponad godzinę, przekładając coraz większy kłębek przez plątaninę, ostrożnie stawiając stopy w oczka sieci, łypiąc na oplątany telewizor. Czy leci. A futerka krok w krok za pańcią, lawirowały z pomieszczenia do pomieszczenia znacznie zgrabniej, żaden dla nich problem wejść pod biurko, fotel. Opleciona sześć razy ława, trzy razy okrążona rozbierana kanapa, np. Bardzo patrzyły mi na ręce, Jacuś podejmował kilka prób odbicia kłębka, pewnie w celu odbudowy rozplątanego. Po czym pańcia padła, choć myślała że zrobi to w trakcie.. Oburzone futra doczekały się obsługi po dalszej godzinie, po bardzo intensywnym dopominaniu się, po czym był padnięcia ciąg dalszy.  




Taki eksces był w czwartek, w piątek zrzucony kubek z fusami, nawalone kupsko poza kuwetą. W środę Feluś wykorzystał okazję - niedomkniętą szufladę komody i powyrzucał czego sięgnął łapkami na podłogę. Majtki, staniki. Protestują chyba przeciw mojej pracy moje słodziaki, tak coś mi się wydaje.





Sama bym protestowała, nie przeciw samej  pracy, tylko przeciw wykańczającemu całokształtowi męczących upierdliwości i słabej formy. A także przeciw formie tej pracy. Ale cieszą przejawy normalnego życia, w pracy coraz więcej ludzi. W pociągach też. W K np. działają fontanny, a ponad rok straszyły suszą. Ruszyły na masową skalę kawiarniane ogródki, stan jak sprzed cholernej pandemii. Pierwsza nowinka jaka mnie powitała i to nieźle strasząc, to była wprowadzona na ulicę trójwymiarowa, ruchoma i dźwiękowa reklama Netflixa, paskudna.  Nie zwróciłam na nią uwagi, śpiesząc się na tramwaj, ot nowy słup ogłoszeniowy, głupio dosyć ulokowany i z brzydkim plakatem. Gdy go mijałam, głośne i ponure ŁAAA, oraz łapiący ruch ręki manekina zombi, o mało nie posłały mnie na glebę. Jakoś wątpię, czy Netflix uszczęśliwił gadżetem tylko K, uważajcie mieszczanie!  Pierwszą rzeczą jaka nieźle zadziwiła, to doskonały, idealny stan bukszpanów przed placem Teatru Śląskiego. Po za tym K nadal pięknieją. 






Tyle tego na dziś. Pralka przestała wirować, ulewa ustała i może nawet łachy na balkonie obciekły, a Futereczka coraz nachalniej dopominają się o uwagę. Jutro ogarnianie BORDELLO BUM BUM, o ile oczywiście znajdę w sobie moc. Plany są.

Pisała R.R.

38 komentarzy:

  1. Bodziszków to ja właściwie nie posiadam, nie wiedzieć czemu, więc podziwiam Twoją kolekcję. Irysy za to u mnie powyłaziły tam, gdzie zapomniałam, że zostały zakopane prawie początkiem zimy przez małżonka, w chaotycznej desperacji, bo wcześniej zapomniane kłącza odłożone na chwilę przeleżały pół roku w warunkach urągających... Nie pierwszy raz stwierdziłam, że lepiej rosną rośliny, o których się czasem zapomina. Wyglądają na stracone, a potem nagle rosną i kwitną jak szalone.
    Ja po urlopie nie mogę się ogarnąć, lenistwo szybko wchodzi w krew. Ogród przez półtora tygodnia zarósł niemożebnie, istna dżungla. Środek z grubsza już przetrzebiony popołudniami po pracy, ale im dalej, tym gęściej chwasty i dzikie trawy rosną, nawet wyższe niż krzewy jagodowe! A dzisiaj nic się nie dało zrobić, bo lało i padało na zmianę, z krótkimi tylko przebłyskami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rosną i kwitną jak szalone, bo chcą wykorzystać szansę na rozmnożenie, na co straciły nadzieję w warunkach urągających.😀🤣😀. Ale irysy potrafią pozytywnie zaskoczyć, fakt. Moje bodziszki chyba nie są tego przykładem, zdaje się, że starcza im powiększanie tzw. masy. Brak na cykankach dwóch, w tym jeden tworzy gęściutką podusię, drugi jest anemicznym ażurowym ciemnolistkowcem na skraju zapaści. Zielsko i u mnie szaleje, dżungla. Dziś nie było u mnie formy (duchota, ciśnienie podejrzane) do walki z żywiołem ale jakby co, to mam w zielsku wyzwanie, odpowiednie np. dla Herkulesa. "Lenistwo", ładnie powiedziane na temat chęci do walki z żywiołem, mnie się wydaje że to raczej zdrowa niechęć organizmu do działań wyniszczających. Nie wiesz dlaczego Gugieł zmienia słówko "starcza" na "sracza", "podusię" na "podduszę"? U Ciebie też kombinuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na blogi wchodzę wyłącznie z komputera i generalnie nigdzie nie korzystam z podpowiadacza czyli słownika, ewentualnie tylko z korekty (podkreśla mi literówki), więc nic mi nie zmienia. Ale w telefonie wkurza mnie, że muszę sprawdzać, co mi mądrala wpisał na przykład w sms-ach. Rozumiem, że może podpowiadać, ale dlaczego zmienia czasem to, co już napisane??!! Muszę pogmerać w ustawieniach, słownik chyba da się wyłączyć. W starym telefonie miałam wyłączony, tak mi było wygodniej. A w ogóle wolę pracować na komputerze - w sensie także prywatnie, czyli blogi, zakupy internetowe, a już zwłaszcza płatności bankowe i inne takie poważniejsze sprawy. Wygodniej, większe bezpieczeństwo, lepiej wszystko widzę i ogarniam.

      Usuń
    2. U mnie srajtfon robi za sprzęt główny do wszystkiego. Owszem, mniej wygodny pod każdym względem poza mobilnością. Tu wygrywa. Z Chamydło Gugieł toczę wojnę, po każdej aktualizacji na ciut innym polu. Tym razem znów bezczelnie uważa, że jego teksty słuszniejsze. Czasem ma rację, ale tym razem jakoś drastycznie zamienia. Tak, to pewnie słownik, do wyłączenia po przegrzebaniu ustawień.

      Gugieł, słyszysz? Wyłączę jak mnie zdenerwujesz!

      Pięknej niedzieli Ci życzę 😀

      Usuń
    3. U Ciebie - jako nomadki ;) - mobilność sprzętu jest ważnym atutem. Ja mam w pracy komputer, w domu komputer, a drogę na tej trasie przemierzam na piechotę, więc raczej ciężko byłoby się skupić na obsłudze smartfona. Mimo, że niektórym niedojrzałym uczestnikom ruchu drogowego wydaje się, że no problem. Pamiętam czasy, kiedy sporo czasu spędzałam na dojazdach pociągami, wtedy w pociągu uczyłam się, czytałam, robiłam notatki, no ale to była era przedinternetowa i przedkomórkowa. Dzisiaj pewnie też bym jeździła z nosem w telefonie :).

      Usuń
    4. Toteż jeżdżę z nosem w telefonie 😀 i bardzo sobie to chwalę. Nie sprawdzają się dla mnie w czasie jazdy robótki ręczne i czytanie. To nie czasy stukających szyn, ale wyobraź sobie, że jeździ taka pani co odwala w pociągu makijaż, z precyzyjnie zrobionymi kreskami. Kiedy w ubiegłym roku podstawiono skład awaryjny, szarpiący i trzęsący wagonowiec z lat siedemdziesiątych, z lokomotywą co daje dodatkowe efekty, też odwaliła malaturę oczu 😀.

      Usuń
  3. Romana, Ty jesteś jednak pracowitą osobą. I koty mogłyby to docenić, zamiast rzucać Ci kłody ( kłębki rozwinięte ) pod nogi. Chociaż, może nowoczesna instalacja przestrzenna była wyrazem uznania takie dzieło sztuki się chyba fachowo tytułuje "hommage to ...Romana".
    Google jest zboczony, taki jest mój wniosek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Artyzmu nie odmawiam, rzecz była imponująca. Może to było nie ku czci, a raczej ku zmuszeniu pańci do ruchliwości większej niż zwykle, oczywiście po odpowiednim obsłużeniu kotostwa. I tu się przejechały, najpierw musiała być ruchliwość, potem dopiero usługiwanie wielmożnościom 😀. Pracowitość mocno wymuszona, to tak, stosuję. 😀
      Niedziela u mnie bardzo zmienna pogodowo, wietrzna. Lało już dwa razy i chyba jeszcze będzie, słońce świeci na teoretycznie bezchmurskowym niebie, ale nie ma złudzeń, wiatr znów coś lejącego przygna.

      Usuń
  4. Mła tyż się wydawa że to była instalacja artystyczna połączona z happeningiem, no wiesz - "Forma rozwijająca się w przestrzeni z uwzględnieniem udziału widza - rekreacjonizm ( kreacjonizm wtórny w ujęciu nieepigonalnym )i krytyczna postawa widza jako motywacja działania artystycznego". Ogród wygląda dobrze - jest zielony i kwitnący a to że czeba pielić. No czeba i co? Nie stresuj się tym że to pielenie na dni a nie na godziny, to przyjemność ma być a nie zawody w pielnictwie. Manekin zombie czysty surrealizm a Gugielek to nie jest zboczony tyko cwany.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim futerkom odczytałam definicję, mądrze patrzyły, ale chyba muszą przemyśleć czy o to im chodziło 😀.
    Fakt, ogród niepielony wygląda lepiej niż po plewieniu i drobnych przesadzaniach. Ale trzeba, i zawody by się jednak bardzo przydały.
    Uważaj w tej Łodzi, może zombie straszy i w Twoim mieście😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś sugerowała że stado kurtularnie i intelektualnie niewyrobione? No Kochana, Ty się wyraźnie prosisz o kłopoty! Mało było sygnału pozakuwetowego?!
      Znów zapowiadajo wysokie temperatury, dla ogrodu mła byłoby lepiej żeby zapowiadali oprócz nich deszcze. Sama widzisz, zielone to zielone - chwast a się wybroni tą zielenią.

      Usuń
    2. Przy stadzie, to ja wypadam na niedorobioną pod każdym względem😀, co jak widać dają do zrozumienia.
      Tak, zielone się zawsze wybroni, ale jednak wolałabym nie podziwiać samych chwastów. Pogoda dziwna, wolałabym żeby nie upały, może jest nadzieja że znów pomyłeczka😀

      Usuń
    3. Zmień definicję chwasta.

      Usuń
    4. No tak. Chwastami co chwastami nie są, to się robią u mnie: gajowiec, bluszcz, tojeść rozesłana żółta i zielona, barwinek. Świństwo w postaci teoretycznie roślinki ozdobnej pod tytułem chmiel japoński. Prawdziwych też moc😀

      Usuń
  6. Instalację też podziwiam, szkoda, że ją zdemontowałaś bez fotograficznej dokumentacji :). U mnie była tylko parterowa pajęczyna przez kuchnię i dwa pokoje, ale za to tak splątana, że bez nożyczek się nie obeszło. Na szczęście nie była to jakaś cenna włóczka. Cenne zawsze skrupulatnie chowam, znając artystyczne zapędy kociej nacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Instalacje są od czasu do czasu jak widać u każdego kociarza i włóczkarza😀. W czwartek nie doceniłam, a mogłam scykac chociaż stołek w kuchni, co robił za pętlę, rondo i główną atrakcję zabawy😀

      Usuń
  7. Oj tak... Włamy do szafek są cały czas. Ja i tak jedne spodnie mam na wierzchu i noszę kilka dni na wyjścia, a potem w pralkę i następne. Więc nie mają szans mnie zakłaczyć - teraz to w domu, ale w pracy mamy ciuchy pracownicze to właściwie mogę pójśc w czymkolwiek.
    Jutro rehabilitacja - trochę się boję.
    A kotki docenić trzeba i im coś smacznego zapodać :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie bój się, że tak od razu o najważniejszym zacznę. Aga mówi, że te przepisane zabiegi da się znieść z łatwością, a jeden z przyjemnością. Zobaczymy jak będzie u Ciebie, Aga nie kłamie i nie przesadza.
    Zakłaczenie na ciemnym to jakieś piekło, a ja nie mogę chodzić zakłaczona, no nie i już. Dlatego też pilnuję szafy, prania i odwieszanych łachów, co nie daje jednak pełnego sukcesu, oj nie daje. Kotki doceniam, ale z tym smacznym, to nie wiem, tylko Szalony Jack smukły, u duetu coś główki maleją😀

    OdpowiedzUsuń
  9. Bukszpany faktycznie zaskakująco nietknięte przebrzydłą ćmą, moje poległy w ubiegłym roku zupełnie. Pięknie zakwitła Twoja rutewka, bardzo lubię tę roślinę. A czy na którymś zdjęciu widziałam werbenę patagońską? Mojej po zimie nie widzę.
    Wyobrażam sobie tę artystyczną kocią instalację , tak plastycznie ją opisałaś :) A może to sposób na tanią rozrywkę i zmęczenie łotrów, pozostawiać im kłębek jakieś taniej włóczki akrylowej do zabawy ? Tylko niezbyt duży, żeby zwijania nie było na godzinę ?
    Z zakłaczeniem trudna sprawa, trochę pomaga zmiana kolorystki garderoby, jak w moim przypadku, z żalem pozbywam się ulubionych czerni , co chyba nawet na dobre mi wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rutewka to dopiero zaczyna, nie widać tego, ale sporo z tyłu łodyg przygotowanych do zakwitnięcia. Ona miała być biała, jeszcze jeden przykład na działającą złośliwą siłę we wszechświecie. Troszkę ich mam, tych rutewek, jeszcze jedna ma być biała, zobaczymy.
    To nie pora na werbenę, ona kwiat sierpnia. Miałam całe lata, z tym że rzadko, bardzo rzadko kępy przetrzymywały zimę, a jeśli tak, to i tak startowały późno. Za to samosiewów moc, rozejrzyj się, one podobne do młodych pokrzyw, łatwo o pomyłkę. Jeśli nie ma, to wiosną wysięj, to jedna z tych roślin co świetnie się sieją.
    Bukszpany fakt, w całej Polsce pokrzywdzone, a w K nie😀.

    Wiesz, łotry były bardzo żywe, jeśli je ganianie z kłębkiem zmęczyło, to nie było tego widać. I nie będę im zostawiać kłębuszków, gdyby nie telewizor, to pewnie by dostały 😔
    Masz rację, czerń nie za bardzo nam służy, raz TE KŁAKI, dwa, że niestety podkreśla zmęczenie, bywa że postarza. Tak, bywa wytworna, odchudzająca, ale... Przetrenowałam czerń, no i jeszcze będę trenować. Nie totalnie, bo jednak mam co w życiu robić, nie muszę go spędzać na odkłaczaniu. Na przykład😀

    OdpowiedzUsuń
  11. Szarość oszczędza czas i nerwy i dobrze komponuje się z innymi kolorami :) Co kwitnie w centralnej części na 9 zdjęciu ? To pomyliłam z werbeną patagońską. Z ubiegłorocznych nabytków przeżyła mi i zakwita gaura, bardzo mnie to dziś ucieszyło.

    OdpowiedzUsuń
  12. Szarość tak, zdecydowanie lepsza od czerni, a niektórym bardzo w niej do twarzy, potrafi odmładzać. Tajemnica jakaś dlaczego tak. 😀
    Też by mnie ucieszyło przeżycie gaury, to chyba nieczęsta rzecz. A na cykance młody ostrogowiec, malinowo-czerwony. Niby wg.niektórych to też bylina, ale nie u mnie, on też zdecydowanie jednoroczny, ew. dwuletni. Ale wiesz, taka cleome, u mnie też jednoroczna i już nie siana, na żelazistej i wiecznie wilgotnej glebie jest byliną. Mocarną, która spokojnie wytrzymuje mrozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak, też kiedyś próbowałam ostrogowca wprowadzić do ogrodu, ale przepadł. Cleome musiałam wyguglować, nie znałam, ładna. Niestety, u mnie wiecznie suchy piach po wykopie budowlanym, a pod nim warstwa żużlu z produkcji pustaków przez sąsiadów (na mojej działce, zanim została moją, był dziki lasek, w którym różne rzeczy się działy. Tak więc pod ziemią czekały mnie niespodzianki, a to burtę od żuka można było wykopać, zardzewiały reflektor, wspomniany już żużel itp. atrakcje. A moi fachowcy wyrównali teren piachem z wykopu pod budynek i na tym zaczynałam ogrodowanie :)

      Usuń
    2. Więc odniosłaś spektakularny sukces, ogniste gratulacje. Twój ogród wygląda bujnie, dżunglowato w pozytywnym znaczeniu. Ja się zachwycam😀. Pewnie to częściowa zasługa tegorocznej wilgoci, była, nawet na piachach to widać, pewnie też sadzeniu chciejstw w natężeniu (tak mam ja, stąd podejrzenie😀), ale efekt jest.
      Co do ostrogowca, to nie ma co liczyć na zimowe przetrwania, on tak naprawdę prawie jednoroczny. Przetrenowałam te niby byliny z siewu. Ostrogowiec, werbena patagońska, cleome, dziwaczek jalapa. Może gdyby przykrywać, osłaniać przed zimową wilgocią, ale i tak wątpię. Taki klimat niestety😀. Dziwaczkowi można np. wykopać kłącze, ale nigdy z tym mi się nie udało zdążyć przed ścigającymi roślinę nawet niewielkimi przymrozkami. Nie do pojęcia jak ludzie zdążają wykopać dalie. A są tacy fachowcy.

      Usuń
    3. Spytam więc i ja, na dziewiątym zdjęciu, za tym czymś co już wyjaśniłaś, że jest ostrogowcem, te fajne liście w okółkach rosnące, co to takiego?

      Usuń
    4. Przetacznikowiec, błędnie w niektórych szkółkach zwany przetacznikiem, zdaje się że wirginijski, ale raczej krzyżówkowe z syberyjskim. Też parę sztuk mam, na pewno trzy😀, wszystkie są wysokimi wigornymi roślinkami. Ten akurat niebiesko kwitnie, ale są i białe i lila. Lila też mam. On będzie zmieniał miejscówkę jesienią, spróbuję skubnać parę odnóżek, może się uda, więc wiesz😀. Docelowo ma trafić w dzicz, na jej skraj, jako roślina kompletnie bezobsługowa, żywotna i duża.

      Usuń
  13. Szary jeszcze ujdzie. Czarny - koszmar. Odkłaczyc i w worek i wyjac jak bedzie potzrebne. xD
    U mnie dzis panny i pannice we wpisie aparatkowym w koncu.
    Przezylab rehab - najgorsze te ultradzwieki brrrrr dobrze ze bloker troche dziala jeszcze bo bym sie posikala tam chyba XD

    OdpowiedzUsuń
  14. Spokojnie Kocurro, przeżyjesz. Te leczenia ostróg na ogół nie są przyjemne, no ale trzeba. Jest szansa, i to spora, że coś zadziała. Dziwne, w robocie okazuje się, że to popularna rzecz, wszyscy wiedzą o co kaman. I tylko Aga, która miała rekordowe, jeszcze się z nimi buja, ale już na zewnątrz nie widać że coś nie tak, a było. To nieźle Tobie wróży, nie uważasz? Więc wytrzymaj. Ja za twoją kurację, co chyba oczywiste trzymam mentalne kciuki😀♥️😀. Masz jeszcze L4?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie jutro będę załatwiać przedłużenie na tę rehabilitacje bo dzisiaj nie dało się dostać do tego niemiłego ortopedy nie ma miejsc i koniec. Więc będę coś rodzinna cisnąć niech mi wydłuży. Yhhh

      Usuń
  15. No tak, niezwykły magnetyzm specjalistów. Część przyciągana do ortopedy ostrogami😀😔😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę że do niego idą jak muszą. Następnym razem sobie inne miejsce sprawdzę. Może tu milsi specjaliści pracują. Tamten uważał że Opokan starczy nic na receptę nie dał. Więc widać że trzeba zmienić miejsce skoro tam tylko do niego zapisują. Albo jakieś limity albo tylko jeden im ortopeda został.

      Usuń
  16. Ale jednak skierowanie na rehab dał. Więc nie taki najgorszy. Ten do którego zaciągnęłam po urazie kręgosłupa Łojca, bił rekordy oschłości i chamstwa, śmiertelnie obrażony, że pacjent u niego szuka ratunku. Potraktował nas przeokropnie, ale z fumem dał skierowania i recepty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz bedzie czekanie na rodzinnego i stres czy nie zadzwoni w trakcie rehabilitacji -.-" bo wpisali mnie jako dodatkowy numerek, ehhhhhhhh

      Usuń
    2. No już. Przedłużyła mi. Ale i tak już wiem że będzie trzeba iść do medycyny pracy. Że po miesiącu tak wysyłają. Jakąś masakra

      Usuń
  17. Nie ma lekko. Mnie z roboty przyszedł papier, skierowanie na badania kontrolne. Z tym do przychodni po świstek, że leczenie zakończone z ew.skierowaniem na podstawowe badania, z tym do medycyny pracy, tam wystawiony świstek żeś na chodzie i z tym dopiero do roboty. Nie wiem jak jest u Ciebie, ale u mnie w pierwszym dniu roboczym dopiero medycyna pracy, inaczej nieważne.

    OdpowiedzUsuń
  18. Acha, a świstek o skończeniu leczenia w ostatnim dniu L4. Dobrze byłoby też wtedy iść na badania, żeby, u lekarza medycyny pracy mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie się dowiem jak to się tu robi. Nie wiem czy do tego ortopedy się uda pójść po ten świstek. Ale chyba powinien takie coś podpisac

      Usuń
  19. Nie ma obawy, dowiesz się. Swoją drogą to swoisty test sprawnościowy, czy dasz radę.

    OdpowiedzUsuń