Czytają

sobota, 1 kwietnia 2023

Notatka 494 Niobe w muszlach i z muszli - prawiecznie i teraz

Trzecia część posta-monstrum. Też za duża, ale dalszy podział uznałam za nonsensowny. Może dasz radę Czytaczu.


Jako pierwsze muszlowe wystąpią
AMONITY. Tu powrót do stworów wymarłych, nadal morskich.  Myląco podobne do współczesnych miewały te muszle. Bez wglądu w środek człek by przysiągł że w środku to był ślimak. A tu zonk, stwory miały więcej wspólnego z ośmiornicą niż ze ślimakiem. Na mojej Jurze są i one i odciski ich skorup, coraz więcej wprawdzie betonu, ale wciąż można je znaleźć. Do noszenia jako ozdoba to niezbyt, sposób konserwacji raz pozbawił je naturalnych barwnych powłok, dwa - z reguły one za duże. Krajami które mają na stanie bogactwo ozdobnej amonitowej drobnicy są Maroko, Madagaskar - ogólnie przyafrykańskie, tamtejsze okazy utrwalał krzem.  

Miękkie części ciała nie miały dużych szans na wygląd wieczny, natomiast muszle, o tak, znacznie większe  Stwory budowały je dokładnie z takich samych składników jak współczesne małże i ślimaki, czyli związki wapnia były w robocie,  głównie węglan wapnia w wersji organicznej wzbogacony konchityną - polimerem organicznym. Jeśli organizmowi udało się węglan wapnia zmienić choćby w niewielkiej części w aragonit, skorupa tak jak u dzisiejszych muszlowych zyskiwała dodatkową twardość, gładkość i perłowy błysk.   

Tak naprawdę to one mogą osiągać rozmiary spore, dwa metry średnicy to jak na razie takie spotykane głównie w Europie, pozaeuropejskie mniejsze.  Poniżej widać drobne, popularne ozdobnie odmiany. Ale ich było dużo i różnych, miewały muszle zwijane pionowo, skręcone ciasno lub tak jak rogi - z zachowaniem przestrzeni. Zdarzają się też takie amonity, gdzie struktura muszli jest zupełnie niesymetrycznie i bezładnie poplątana. I co do tych głów niezachowanych. Hm. W średniowieczu uważano że amonity to  pozwijane skamieniałe węże, zmienione modlitwą świętych i łaską boską w kamień. Były dowodem skuteczności świętego, po oczywiście wyrzeźbieniu lub namalowaniu głowy węża.  Jeśli łepek poniższego własny, to jest to rzadka rzecz.











U mnie za wisiorek robi nieduży osobnik, taki z połyskującą złotawo-perłowo skorupką. Są z nich robione ozdoby, choć po przecięciu zdarzają się niespodzianki. 

Aktualnie, to one bardzo teraz w biżuterii często spotykane. Jeden z wielu widzianych osobiście.



Niech Cię Czytaczu nie zwiedzie ich popularna obfitość, wręcz pospolita. Z szacunkiem proszę. Czy zdajesz sobie sprawę Czytaczu, że one żyły w czasach dinozaurów i razem z nimi zakończyły swoje skorupowe życie? Taki sam los spotkał belemnity, też głowonogie. 




Na części muszli widać opalizującą perłą i metalami powłokę. Potrafi ona być tak barwna że takie skamieliny uznano za klejnot.
Ammolit. w 1981 roku nadano mu status kamienia szlachetnego pochodzenia organicznego. Nie jest to typowa krzemionkowa skamielina, to raczej  zgniot z muszli o nierównej twardości. Złoża występują w postaci warstw na i pomiędzy warstwami kiedyś oceanicznego mułu, obecnie łupku, ślady pogromów amonitowych populacji.  
Nie jestem pewna czy ammolit zasługuje na miano kamienia szlachetnego. Występuje w postaci cienkich warstw, jest miękki, łuszczy się i wymaga zabezpieczenia dodatkowymi powłokami. Najczęściej to żywica epoksydowa robi za utrwalacz, warstwy po polerowaniu nie są wiele grubsze niż milimetr. Największe złoża to od morskiej strony Gór Skalistych, w kanadyjskiej Albercie, i w USA - w Montanie, o wiele mniej w Australii i na wybrzeżach Afryki. Znajdowany też w Austrii, tam kiedyś było morsko.

Popatrzeć można.












Szczerze? Wolę skamieniałe muszelki i labradoryt fachowo zwany labradorem. 

Mniej chemii, cyrku wydobywczego - akurat ten cyrk ammolitu dotyczy bardzo, no i niestety, ammolit powstał, bo był amonitowy pogrom.  Labladoryt gorszy? Uważam że lepszy. Uczciwy skaleń. Możliwe że powodzenie  ammolitu jest spowodowane tym, że barwności labradorytu jakby w większym formacie. I dostępniejsze, a lubimy mieć rzadsze i droższe. 


Pokazuję taki w kolorach intensywny. Bywa i łagodniejszy i kolorowy jeszcze inaczej. Niech się wypchają z ammolitem. Howgh.




Niobe współczesna i skorupowa to 

PERŁY i MUSZLE 




Na ziemi małże i ślimaki to dość dawna sprawa. Można podejrzewać że wzięły się bezpośrednio od małokomórkowców w twardej otoczce, objawiając się światu po przekroczeniu rozmiaru ziarnka piasku.  Tak, kamienieją. Ślimaczki raczej w drobnej postaci, małże bywały potężne zanim skamieniały, ale ten podział.....  Do szczegółowego wyjaśnienia co małż a co ślimak zniechęciło mnie istnienie ślimaków z dwuczęściową skorupą, otwieranych metodą małży, oraz małży mających zamiast zawiasów dziurę do wychylania się, a przeglądu narządów wewnętrznych robić  im nie będę. Naukowo to zrobili, dla mnie mętnie bardzo wyszło to dzielenie - trudno, ignoruję, dla mnie to małże mają nadal dwie jakoś ruchome skorupowe części, ślimaki domki z monolitu i już wszystko jedno czy traktują skorupę jako dom, czy jako plecaczek lub tatuaż. Przykro mi mięczaki, z życiem wewnętrznym to nie do mnie.  

Różnorodność form wśród nich duża, co wie każdy kto widział kilka muszli wytworzonych przez różne gatunki. A jednak. Surowce dokładnie takie same jak u amonitów i u organizmów małokomórkowych, tych o wapniowej skorupce.  

Małże z racji bardziej dostępnego wnętrza maja jakby trudniej, niby odżywiają się  tym co wciągną, ale czasem nie da rady ani wciągniętego strawić, ani wypluć.  I co z tym fantem zrobić? Otoczyć intruza, tak by ani nie ranił, ani się nie rozmnożył i nie zjadł gospodarza skorupy, ani się nie zepsuł, kalając go rozkładem. Procedura znana, tyle że wapniowo-argonitowo-konchitynowa ścianka otacza gościa. Tak powstają perły.


Procedura praktykowana od setek milionów lat, co udowadniają perły wydobyte ze skamieniałego pramałża -fota powyżej.  Bagatela, liczą sobie dwieście i ćwierć miliona lat. 

Człek cenił je od dawna. Szukał, wyławiał, a ostatnio hoduje i małże rzeczne i morskie, zdając się albo na naturalne skłonności małży do wyrobu pereł, albo sprytnie nadziewając mięczaki. 
No dobrze, na początku perły prastare, teraz giganty. 



Znane są spore wytwory olbrzymich małży morskich, nie tak dawno znalazca pokazał okaz złowiony dziesięć lat temu. 


To na ogół perły o nieregularnym barokowym kształcie, taki wśród pereł najczęstszy. Do historii przeszły naszyjniki na oko skromne i "właściwie nic takiego", gdzie sznurki pereł zostały idealnie dobrane okrągłym kształtem, wielkością idealnie taką samą lub doskonale stopniowaną, odcieniem. Imitacje nas przyzwyczaiły, że to rzecz zwykła. Wśród naszyjników z naturalnie łowionych pereł to nie jest rzeczą zwykłą. Taki niby byle prosty naszyjnik odeszłej królowej.

 

Mało kto mógł i może się poszczycić pojedynczym sznurkiem równie dobrze dobranych. Królowa miała trzy prawie identyczne naszyjniki, każdy z trzech sznurów. Nie umiem rozróżnić, czy liczne fotograficzne portrety innych operlonych  pań z rodziny królewskiej to w bliżniaczych naszyjnikach królowej, czy może mają własne.  Moda na nie na pewno. 
Nie znaczy to jednak że nie okrągłych nie ceniono. Wśród nieokrągłych zdarzają się niezwykle symetryczne. 



Tu La Peregrina, perła co ostatnio została sprzedana przez spadkobierców Liz Taylor, prezent od Richarda Burtona, a przed Liz właścicielkami były tak liczne koronowane głowy i od tak dawna, że w głowie się kręci. znaleziona została bowiem w roku 1550, w okolicy dzisiejszego kanału Panamskiego i do czasu Józefa Bonapartego była klejnotem koronnym.

Nie ona jedna wśród klejnotów rodów królewskich miała taki kształt, perła Tudorów i perła la Regenta również były w kształcie który my nazywamy "łzą", a dawniej określano "gruszką".

Ponieważ powszechność doskonale dobranych perłowych imitacji nie pozwala nam na współczesne właściwe docenienie sznurów naturalnych pereł, więc perłowe szaleństwa, nietypowe. 


Wyszywany perłami dywan, gdyby były wątpliwości co to jest.

I szaleństwo z udziałem pereł o nieregularnym kształcie. Kombinowano tak z nimi podejrzewam że od antyku, jednak najwcześniejsze pokazane to 
renesansowe. Wisiorki i figurki


























A z dziwności perłowych to jeszcze nie wszystko. Pokazane powyżej wszystkie są wytworem małży. Wszystkie.
Natomiast jest ślimak, żyjący w bardzo niewielu już egzemplarzach w wietnamskich wodach, co też wytwarza perły. Bez masy perłowej, a jednak niezwykle cenne. Występują we wszystkich kształtach pereł małżowych, z tym że jak by tu... No, kule bardziej kuliste, krzywizny łagodniejsze. Są twardsze od pereł małżowych, atrakcyjne innym efektem optycznym niż perłowością - ognistymi lśnieniami, Oraz kolorystyką będąca kopią kolorów muszli w której ślimak ją utoczył po swojemu. Owoc pracy ślimaka melo-melo. Perła melo-melo, perła jabłkowa. 
Oraz biżuteria z niej i twórca dzieła. 









Ten kolorowy ślimak jest bliski wyginięcia z trzech przyczyn. Zanieczyszczenie środowiska, poszukiwanie pereł, no i cholera, on jadalny i podobno bardzo smaczny.  Jak nie lubię ślimaków, zwłaszcza tych bezskorupkowych, to tego mi żal.


Nic mi nie wiadomo o tym, żeby ślimaka melo-melo ścigano z powodu pięknej muszli. Natomiast jeśli ktoś ma kolekcję takich, to niech ją ceni. Nic uważam nie przebije kombinacji figurkowych z perłami, więc wysypuję hurtem, muszle, masę perłową i rzeźbę w muszlowych kawałkach.
Wszystko skarby. 









Znów pomieszane.....

To teraz biżuty w muszli rzeźbione.







Ufffff.  To jeszcze jedna porcja. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz