Byłam na giełdzie, trochę za wcześnie jak na obecną mnie. Nie mam cykanek, nie miałam coś chęci, towaru i ludzi było dużo, bardzo dużo. Nic w oko mi nie wpadło, może to ta za wczesna pora. Wydana dycha na pudełeczko i jest to zakup udany, choć zrobiony nie z powodu zachwytu tymże pudełeczkiem, ani z potrzeby jego posiadania. Ale opiszę jak było, co mnie ostatnio chciejsko szarpie i czego szukam w rupieciach w innym poście. Także zdobycze ostatnie będą, w tym i to pudełeczko. Z giełdy wróciłam padnięta, nie wiem co mi tak dokopało, czy tłumek ludzki, czy natłok kolorów, czy może pogoda. Wrak po prostu do chałupy trafił, po oczyszczeniu kuwety (szacun o Kocurro, siedem kuwet nie mieści się w moich możliwościach obsługowych), wsypaniu suchego żarcia i wymianie wody futrom padłam w wyro, ani przez moment nie pamiętając że miało być Bobusiowanie.
Ha. Telefon obudził. Nie zdążyłam odebrać, i ze zgrozą zobaczyłam ilość nieodebranych. Bobuś, Dziecko, Beatka, Asia. Jedni po drugich, trzydzieści. Matko jedyna, tak to jeszcze nie było. Ostatni dzwonił Bobuś, oddzwoniłam.
- Muszę kupić samochód, mogę na ciebie? Jestem w komisie. Proszę pomyśl szybko, komis do czternastej. Zadzwonię za dziesięć minut a ty się zastanów i ODBIERZ TELEFON"
- Jest trzynasta. Chwila. Moment. Dlaczego musisz?
I wyjaśnienie że opel padł, będzie w warsztacie trochę, bo trzeba coś sprowadzić do naprawy (jakiś dzynks do rozrządu?), przy okazji odnowią i wymienią co trzeba, ale bez auta nie da rady. Ogólnie samochodem będzie jeździło Dziecko, tego obecnego grata się sprzeda.
No i jak tak, to się zgodziłam.
Grat Dziecka jest autem bardzo przez Dziecko nie lubianym, zawodnym, wrednym. Dziecko twierdzi że grata się prowadzi tak, jakby zamiast na koniu jechać na krowie, odtwarzacz niszczy kompakty, wszystko w tym aucie upiera się by człowieka uszkodzić (potwierdzam to ostatnie, fakt). Więc zabiera opla ojcu kiedy tylko może. Opel dostawczy to zupełnie inna klasa, jeden z ukochańszych wozów, no i przy warsztacie niezbędny. A na zakup samochodu dla Dziecka Bobuś się zdecydował po jednym dniu spędzonym za kierownicą grata. Nie ma jak doświadczenie osobiste faceta, gadanie nawet ukochanych kobiet puszczają mimo uszu. Ciekawe swoją drogą co grat mu zrobił..... Więc nowy wóz.
Na Dziecko nie chcieli, bo młodociani są szykanowani cenami ubezpieczenia, jest różnica na tyle duża że ma znaczenie.
Dziecko podjechało za dwadzieścia minut, moment w komisie przy drodze do Bobusiowa. I tak zostałam figurantem za dziesięć czternasta.
To nie jest typowy szary. Głębszy jest, taki ciut gołębi, prawie grafit. Bobuś pojechał na przegląd, my w gracie do domu. Po czym prawie natychmiast po przyjeździe z przeglądu Dziecko urządziło próbną jazdę z mamunią i ciociami. Samochód prowadzi się jak marzenie, próbna przejażdżka nie wykazała żadnych wad, Dziecko zachwycone a wóz uważam że świetny i ładny. Od razu się przyjął - gdy dotarło do nas że to nie siao coś tam, a korando to w momencie przekształciło się w Conrado a poufale w Kondzia. I tak już będzie, Kondzio.
Ogólnie to bobusiowanie było pod znakiem Kondzia, sprawy do obgadania i grzybów. Obgadaliśmy, owszem, dlatego nie posadzone 145 cebulek (puszkinia i czosnki). Ale nie w mojej naturze delektowanie się piwem podczas obgadywania problemów, mnie dobrze robią zajęte ręce. No to zajęłam.
Takie wyszło to małpowanie Dory.
A poza tym było tak. Cykanki z Bobusiowa.
Jesiennie już bardzo a bardzo. Opał na zimę jeszcze nie pocięty, przebarwione liście, gołe niektóre drzewa, uschłe jakieś baldaszkowate i późne owoce.
Przywiozłam grzyby, kapeluchy kani i boczniaków, a jako uczta też wystąpiły uzbierane boczniaki i kanie. Kanie na zimno jako przystawka, potraktowane według przepisu na zapiekane ryby w occie, rewelacja, a do głowy by mi nie wpadło że tak można.. świetny przetwór, serio. Do tego dobre pieczywo, sałatka z pomidorów i nic nie ma smaczniejszego. A może i jest ale nie w momencie gdy pożeramy te pyszności. Omawiane były zalety grzybów, co kto lubi i niezwykła fota Bobusia pod kaniową parasolką, rozmiar parasolki taki dziecinny, ale jak na kanię to Godzilla. Podobno była już przejrzała i podobno gdzieś została położona w lasku blaszkami w dół na rozsiew. Hmmm. I rydze podobno mieli. Hmmm.
Miodzio ogólne prawda? Pięknie, smacznie, słonecznie i niech będzie że twórczo.
Ogrodowy mini gargulec tym razem jakby się nie zgadzał.
Powrót też się udał, bus przyjechał, przywiózł. I co?
Na drzwiach klatki klepsydra, moja sąsiadka, ta z naprzeciwka/ta unikana nie żyje. Tak, było pogotowie w środę. Odjechało bez niej. A tu się okazuje że był to dzień jej śmierci, być może późniejszej.
Z lekka byłam wstrząśnięta, okna (czy się świeci, czy coś się zmienia) sprawdzane i wyglądało ok. Dziwnie jakoś. Sasiadka. Długoletnia. Po śmierci Małgosi, sąsiadki z parteru, długo przeżywałam nie mogąc darować Opatrzności że Małgosię wyhaczyła. Do tej pory nie mogę darować, szczerze pisząc. Krzywda. A tym razem, tak - zaskoczka, ale jakby samym faktem, bez żalu. Niemiło, dziwnie.
A już dziwniej zrobiło się gdy po kilku wykonanych czynnościach (biegiem łazienka, i futra, futra!) weszłam do kuchni a tam na podłodze brązoworuda kałuża. Duża, jak na domową. Skąd na litość? Coś puściło, GDZIE?!!! Wygląda na kawę, ale TYLE!!!!! SKĄD?!!!! Nie śmierdziało niczym, choć kolorek dawał do myślenia. Pościerałam, klnac w duchu że znów trzeba myć podłogę, kotunie rozniosły wszędzie. Obejrzałam rury pod zlewem. Ok., więc skąd?! No dobra, sucho. Nastawiłam wodę na picie i w dramatyczny sposób się wydało SKĄD.
Czajnik z wrzątkiem podniesiony do zalania kawy (tak, wiem. Rujnuję się, ale cholera, dopóki w chałupie zapachowa "belgijskie praliny" to będę się rujnować ), no więc ten czajnik zrobił siurprajz. Zgubił z mokrym łoskotem dno, wypuszczając z siebie wrzącą wodę trochę na kuchnię, trochę na zlew, dużo na przerwę pomiędzy kuchenką a zlewową szafką, odrobinę na mnie. Dobrze jeszcze że nie zdjęłam butów, wrzątek trafił na nie. I wydało się skąd ta kawowa woda, po prostu czajnik tajniacko rozszczelnił się gdy mnie nie było, do pustego nalewałam a czajnikowa woda spłynęła szparą przy palniku, płucząc po drodze jakieś kuchenkowe wewnętrzne syfy. Znów wycieranie podłogi. Dziwne, że ten ostatni raz czajnik jednak wodę zagotował.
Dobrze że nie będzie hydraulika. Ufff
Czeka mnie zakup nowego czajnika, szkoda go. Ratowałam go już, teraz nie da rady -błeee i bee
I refleksja że coś jest nie tak. Śmierć sąsiadki jednak mniej wstrząsająca od czajnikowej niespodzianki. No nie tak być powinno. A już zgroza zupełna, że czajnika mi bardziej szkoda.
Pisała R.R.
No cóż, odmów jakąś modłę, czy coś, celem oczyszczenia , żeby wyszla z głowy . Mam nadzieję, że nowi lokatorzy , o ile się pojawią, będą sympatyczniejsi.
OdpowiedzUsuńU nas lokal po p.Wandzi, co tez byla ciężką, i poważnie zalała nam mieszkanie , dwa razy, oraz przywabiala gołebie karmieniem ( poniszczone parapety), jest pusty, i martwimy się, że moze tam zamieszkac jakas patlogia z interwencji, bo to nie jest prywatny lokal.
Kondzio uważam że jest super😃, i tak dziękuję, mam nadzieję że super będzie dalej.
UsuńCo do sąsiadki, Pieska pisze jakże słusznie, że chciałam czy nie, była to długoletnią relacja. Emocjonalna, mimo że te emocje ograniczyłam do absolutnego minimum. Jak na razie w mieszkaniu obok pojawiła się i pomieszkuje jej rodzina, chyba wnuczka, która do tej pory widziałem może dwa razy. Ech. Zobaczymy jak będzie. Coś nieodwołalnie się skończyło.
Dziecku gratulujemy Kondzia , niech sie dobrze sprawuje. W Bobusiowie całkiem ładna jesień, kolorowo, kwiatki kwitną, te róze jakie sliczne. No aleeee, jakie cudne wianki uwilaś,
OdpowiedzUsuńO wiankach. Dziękuję, gdyby nie Ty, to by mi one do łebka nie przyszły. A przy okazji to się okazało że jest to świetny sposób na efektywne wykorzystanie niechcianych pnączy, chmiel japoński spokojnie robi za sznurek, można go nawet wiązać. A za bazę rewelacyjnie mogą robić pędy nawłoci, bylica, trawska. Oj dzięki za pomysł.
UsuńProsze uprzejmnie😃Produkuj, twórz, a może i sprzedawaj?
UsuńJaka fajna figurka!😻
OdpowiedzUsuńU mojej siostry odeszła Sówka, ona właściwie była mojej mamy, ale się tam nie dogadywała i siostra ja na wynajem zabrała. Chyba jednak starość ja zabrała. Nie wiadomo co się stało. Miała zapalenie ucha nie wyglądało to na nic strasznego. A tutaj nagle w piątek przestała jesc i wylądowała w szpitaliku. A dzisiaj odeszła... Eh.🕯️💔🌈 Kto wie ile ona miała lat. Pogryziona znaleziona w 2015 jak kot perski wyglądała. Szok jakiś. Ale i świadomość że miała swoje lata i nie miała już ząbków... Eh. Kocie koło zycia się toczy...
I też mi czajnik przecieka. Muszę kupić nowy zanim dno mi odpadnie... A myślałam, że taki super ten z elfikiem ☹️
Sówki żal, no ale co zrobisz. Siedem lat dobrego życia miała. Niby mało,nale w życiu kota to nie tak źle. Uściskaj siostrę.
UsuńAle chyba ten twój czajnik jest tłoczony z blachy w całości? To dno mu nie odpadnie, spoko. Chociaż w sumie niedawno była akcja "Kocurro chce czajnik", co to ma być, żeby już dziękował za służbę!!!
Gargulec jest tak fatalnej urody i gustu że aż ładny.
No właśnie nie jest. Dno doczepiane chyba jakoś jest. Muszę taki z jednego kawałka chyba znaleźć...
UsuńTo trzeba znaleźć jakiś super czajnik online
UsuńWiesz, znalazłam dla siebie dubla tego co podziękował za służbę. Lekki, półtoralitrowy i co ważne przy obecnym tryndzie na oszczędzanie szybko się nagrzewajacy. Ceną też nie powala więc kupuję😀
UsuńPoka
UsuńTak jesiennie ładnie wszędzie teraz. Gdzie wejdę na blog, tak jakoś miło i przytulnie, inaczej niż zwykle. :)
OdpowiedzUsuńNa tej marce nic się nie znam, niech służy, może opowiesz kiedyś jak z jego awaryjnością. ;)
Prawda? Gdyby nie to, że za jesienią tupta bardzo nielubiana zima, to kochała bym jesień.
UsuńMarka koreańska, auto jeszcze na belgijskich rejestracjach bo z tamtąd przyjechało. Jest naprawdę jak na razie bardzo ok. To nie ja będę nim jeździć, ale jeśli coś będzie nie tak, to pewnie napiszę 😉
Wiesz, sąsiadka to sobie solidnie zapracowała na to, jak ją teraz wspominasz. Pozostaje mieć nadzieję na to, że nowi lokatorzy będą sympatyczniejsi, można zacząć ich oswajać uśmiechem i dzieńdobrowaniem od początku, to jest szansa na milsze sąsiedztwo na przyszłość.
OdpowiedzUsuńZ czajnikiem niezła akcja, nie wiedziałam, że takie psikusy są możliwe, całe szczęście, że się nie poparzyłaś.
Śliczny ten drugi wianek !
Mariolu, zapracowała czy też nie, jednak absmak. Zobaczymy jak będzie z nowym sąsiedztwem 😀, nie jest powiedziane że musi być źle.
UsuńCo do czajnika, to zaskoczył mnie totalnie, niby on tłoczony w częściach, zakuwane i spawane? dno z wierzchem, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Podziękował za służbę dramatycznie😃.
Miło że Ci się wianek podoba, relaksujące zajęcie i naprawdę pozwala pozbyć się niechcianego zielska. Przy bazie, wiązaniu. Trochę gorzej z ozdobami, bo to co zdobi wianki to zdobi i ogród.
Wow! Gratuluję nabycia samochodu!
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że stanęłaś jak wryta - jak mawiał Pawlak "Na co nam cudzego wroga szukać, jak tu własny, ha?". Jednak byłyście z sąsiadką w długoletnim związku. Związek to relacja oparta na emocjach i nie jest powiedziane, że muszą te emocje być pozytywne. Nie dziwi mnie również, że oblanie się wrzątkiem i konieczność ścierania kuchni bardziej Cię przejęło niż wiadomość o zejściu sąsiadki - w końcu bliższa koszula ciału.
Pomódl się za duszę tej zgorzkniałej istoty i kup sobie ładny nowy czajnik :*
Tak Piesko, rozkazy wykonam 😀.
UsuńPrzetwarzasz zdaje się, nie wiem czy przyuważyłaś wzmiankę o kaniach😉, naprawdę polecam, pychota. I czekam na Twe wpisy😃, oczywiście może być tak, że z jednej roboczej gorączki wpadniesz od razu w drugą, ale weź jednak pod rozwagę to moje oczekiwanie. Ciut ciut weź.
Od dawna mam ochotę na te kanie, ale jakoś się nie złożyło. Może dlatego, że zwykle pożeramy na bieżąco, bo ja osobiście kocham. Ale obiecuję sobie spróbować z boczniakami.
UsuńSzczerze powiem, że jestem tak przytłoczona koniecznymi zajęciami, a i kotostwo (w tym roku ósemka nie wiadomo skąd i jak, ale już w większości porozdawana lub upchnięta, ostał się u nas jeden i chyba zostanie) dało mi w kość. Chyba za stara się robię i nie na pracę fizyczną, ale na stres i emocje i pogoń nieustającą. Sama już tęsknię do nowego wpisu! Postaram się!
Poważnie? Osiem przybyszy? Mambisia mogłaby już trochę spasować. Bo przecież to trochę Niagara z kotów, przewinęło się ich. I może zmęczyć pod każdym względem i pewnie męczy. Wiesz, zaletą tych kań a'la ryba w occie jest to że przetwarzasz takie usmażone na kotleta w panierce, czyli jak się nie zje to w zalewę. Dobrze by było byś ciut odpoczęła, ale coś mi się zdaje że po prostu rzecz niewykonalna. Może zobacz gdzie się da "popuścić śrubki" ?
UsuńWyobraziłam sobie Niagarę kotów spadających z nieba na dom i okolicę Piesy. Ojej!
UsuńWiesz, niby nazwa miejsca zobowiązuje......
UsuńMój boszsz... pomyślałam cóś bardzo brzydkiego - że cudu starczyło tylko na Małgoś i tak jakby ulgę poczuwszy. Wiem że to gupie, bo przeca ani Ty ani mła nie wiedziałyśmy ze Twoja sąsiadka zmarła ale mła ostatnio w kwestii Małgoś postanowiła być irracjonalna bo racjonalność była i jeszcze trochę nadal jest do doopy. Gratuluję posiadania maszyny, choćby nominalnie.
OdpowiedzUsuńTak, niech będzie z Twoją Malgoś cud!!!! I bądź sobie nieracjonalna do wypęku, byle był. Klejnoty i tak dalej....
UsuńI żal, że na Waldyego na przykład cudu nie starczyło.
UsuńWiesz, mła tyż to tak troszkę przygniotło że tylko Małgoś się udało a Waldyemu nie. Niby prosty zabieg i bezwzględnie konieczny ale przy tak obciążonym sercu przeszkoda nie do przejścia. Ech... Dobrze że choć Małgoś ćwierka.
UsuńI Sławencjusz dobrzeje. Czy Wujek Jo to Józef?
Usuń