Czytają

środa, 16 czerwca 2021

Notatka 344 weźmisz biało kure




Czyli czary domowe.  Ochronne i bolące ostrogi-zło przepędzajace. Nic nowego pod słońcem, ludzie zawsze kombinowali gdy medycyna może nie bezradna, ale nie tak skuteczna jak by se człek życzył. W necie jest trochę tego, czarów domowych, jakimi obolałe baby (na ogół jednak baby) usiłują sobie radzić z demonem ostrogowego bólu.  

Ten czar  został darowany Kocurro przez koleżankę. Kocurro dobry kotek, dzieli się. Na szczęście skład pozwala mieć nadzieję że mikstura nie wybuchnie, nie zeżre stopy do kikuta, a może nawet pomoże. Jakoś lepiej rokuje mi ta zewnętrzna mikstura niż pierścień Atlantów np. 


Nie żebym całkiem odmawiała cudownych właściwości  wiadomemu pierścieniowi, jakieś ma. Na pewno zapewniał w trakcie trwania nań mody dostatek, przynajmniej wytwórcy.  Tu chociaż  pewność, że składniki znane, same w sobie mają jakieś moce (i to wcale nie głupie) a może razem dają pozytywny, zgodny z opisami netowymi efekt. Bo przepis pojawia się i w necie i nie w jednym miejscu, i nie jest rzeczą sponsorowaną.

ŻEBY BYŁO JASNE. 

PODAJĘ JAKO DODATEK DO LEKARSKICH UZNANYCH KURACJI, TO NIE JEST ZAMIAST PRZEPISANYCH TERAPII I REHABILITACJI.

Nie mam siły na długie pisanie, a przydałoby się. W skrócie, to jakoś słuszniejsze wydaje mi się stosowanie koleżeńskiej mikstury, niż z całkowitą ufnością sięganie po zalecane  netowe pseudomedyczne hity-kity.  Ostatnim hitem-kitem co na mnie wpadł i się rozbił o mój sceptycyzm jest A-cardin, dawno nie czytałam równie bezczelnej ściemy jak opis dlaczego nie ma w aptekach, jak działa itp.. 

Bezczelność bezczelnością, ale przydałyby się leki tak sprawnie działające jak w opisach A-cardinu i innych cudów--hitów-kitów netowych.

Jako ilustracja zajumany obrazek leczącej ostrogi domowymi sposobami Baby-Jagi. Kototerapią i moczeniem.  

Pisała zmęczona R.R.  Czy pierścień Atlantów nie miał przypadkiem dodawać sił? Nie sprawdzę, nie mam.

28 komentarzy:

  1. Z tym pierścieniem to były jakieś cuda że na tym palcu to inna moc a na drugim to inna dlatego też jego regulacja pozwalała sobie przekładać go na różne palce. Ja kiedyś miałam, obecnie nie wiem nawet gdzie jest 😅
    A niech Czarownice Ostrogowe biorą i korzystają 🤣 ostroga rzecz nabyta dlatego mówię czarownice bo one się magii nauczyły. Nie to co wiedźmy.
    Ja, Dora Wilk się czyta, właśnie wywiad w każdym z centrum zdobiony. Chyba najbardziej podobała mi się Trumna w arystokratycznym stylu. No i obrazki w tym wydaniu nawet fajnie mi uzupełniają tekst. No nic, śledztwo trwa. Dziś ostroga bardziej obita. Wczoraj jakieś słabsze te ultradźwięki były. Ale ja się nie znam. Może to jednego dnia mocniej drugiego słabiej jest. Kto ich wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się nie znam, wiem tyle co wyczytałam i wysłuchałam. I tak, fala uderzeniowa też podobno bardziej od drugiego zabiegu. Pocieszę Cię troszkę, boli, to znaczyć może że ostroga reaguje. Na Adze te zabiegi nie zrobiły żadnego wrażenia, ale i nie pomogły. I zmartwię też. Kocurro, czy zrobili Ci prześwietlenie drugiej nogi? Bo wiesz, u wielu osób te paskudy robią się na obu nogach, a bolą gdy już spore, leczyć najlepiej gdy nieduże i niebolące.
      Co do lektur, to u mnie Flavia dr Luce na tapecie.

      Usuń
    2. Podkładki mam zrobione tak że ten ortopeda założył że skoro na jednej pięcie wykryta ostroga to na drugiej też może być więc wkładki są jakby pod obie piety Ostrogowe.

      Usuń
  2. A dlaczego ostrogi głównie u bab? Że one więcej chodzą w życiu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie jest. Chłopów z ostrogami o połowę mniej. Generalnie tak, chorują damskie nogi w rozmaitym wieku, zaczynać się może w całkiem młodym wieku a dokopują później. Dlaczego się robią, też nikt dokładnie nie wie, wymienianych jest kilka powodów. Skłonności genetyczne, nadwaga, chodzenie w niedopasowanych i nieodpowiednich butach, to najczęstsze wymieniane. Ale także zmiana wysokości obcasa, to też. Choinka, haluksy też głównie na damskich nogach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi powiedział ortopeda ten od wkładek, że twarde obuwie w pracy, że powinny mieć miekkie wkładki, że pracodawca kupił najtańsze możliwe, że to nie są porządne buty do pracy stojącochodzącej. A ja mam buty takie same jak pracownicy Biedry - ale oni siedzą trochę przy kasie, a tu nie ma czegoś takiego...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem jakie masz buty, nie znam tutejszych standartów. Wiem, że powinowactwa tyrająca w Holandii w magazynie przeładowczym nosi takie, gdzie dwa i pół kilo waży jeden. Pancerne, teoretycznie mają chronić stopę przed zmiażdżeniem, w praktyce są piekłem do noszenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój syn był kiedyś na "robotach" w Anglii, pracował w dużych magazynach, obsługiwał wózki elektryczne i paleciaki. I miał takie właśnie pancerne buty, które rzeczywiście chroniły stopę przed zmiażdżeniem przez przypadkowe najechanie przez wyładowany wózek z toną towaru. Nie oparł się pokusie i wypróbował, ma się rozumieć :). Ale nogi od tego obuwia bolały go jak diabli, na szczęście to była tylko wakacyjna przygoda z tą pracą. Te buty u nas gdzieś są, widziałam, mają grubaśne podeszwy, grubaśne cholewki i przody z naprawdę grubej blachy. Mimo wkładek to była masakra.

      Usuń
    2. A mnie się wydaje, że ten kij z butami ma dwa końce, że się tak mętnie wyrażę, jest pałą z jednym końcem bułowatym. Zalety noszenia takich butów to to, że chronią stopy przed zmiażdżeniem. To ogromy plus, ale jakże cienki wobec spowalniania ruchów gdy coś leci. A jak leci, to trzeba szybciutko zwiewać, jak, z takimi betonami na girach? Po za tym, one, te buty naprawdę powodują bóle, za ciężkie. Powinowaci twierdzą, że z czasem aż tak nie boli, idzie się przyzwyczaić, ale zdrowe to na pewno nie jest.

      Usuń
  6. Przepis na miksturę brzmi dla mnie przerażająco, ocet i terpentyna- o mamuniu... Ostrogę trzeba zlikwidować, jak miałby to zrobić ten zajzajer ??? Co do amuletów i innych takich myślę, że działają na zasadzie potęgi wiary i mocy podświadomości, i tu akurat jestem w stanie zrozumieć, że dają efekt pozytywny w jakiejś części, tak jak leczenie za pomocą placebo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mła się cóś przypomniało. Hospital na Pomorzu, lata 90 XX wieku, pan ordynator wysyłając pacjentkę do izolatki poucza pielęgniarkę " ... i zawołać K.....ową, niech jej tę różę zamówi." Taa... tyle w temacie białych kur, czarnych kotów i zdobyczy medycyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, bywa i tak. I co dziwne, zamawianie mogło pomóc🤣🤣🤣🤣

      Usuń
    2. W szpitalu gdzie moja rodzina pracuje, jest pielęgniarka, która zamawia brodawki i inne takie. Nie wiadomo na czym to polega, ale machnie raz ręką nad taką naroślą, coś mruknie i na drugi dzień nawet śladu nie ma. Wiele osób to widziało, w tym mój mąż, człowiek nie wierzący w czary-mary.

      Usuń
    3. A jak tłumaczy sobie Twój mąż działanie czarów-marów? To dopiero ciekawe.
      Czy idzie drogą "wystarczająco zaawansowana technika przypomina magię" i wypatruje tajnego sprzętu, czy może jakaś inną, uwzględniającą działanie mózgu-programatora. A może wypiera, "tu nie było kurzajek, po prostu łapa brudna była". Trochę reakcji mogę wymyśleć, moja to taka:
      Nie wiem wszystkiego i wiedzieć nie mogę. Najważniejsze że pomaga i nie szkodzi. Nie pierwsze to zjawisko i nie ostatnie, codziennie mijam rzeczy niezrozumiałe, zapominając że tak naprawdę wszystko takie jest. Możemy opisać i odkryć jak działa, np. pojedyncza komórka, ok. Ale dlaczego działa, dlaczego jest, tu już się zaczyna jazda nie na moją głowę. Akceptacja wydaje się rozsądniejszym podejściem.

      Usuń
    4. Mąż nie wypiera faktów, tylko po prostu przyjmuje do akceptującej wiadomości. Nie próbuje dopisywać do tego własnych teorii. Niżej napisałam o zamawianiu róży. Długo nie wiedzieliśmy jak to zadziałało, ale fakt widziało kilka osób, aż prawdopodobne wyjaśnienie przyniosła informacja o działaniu popiołu z brzozy. W mojej okolicy mieszka jeszcze jedna "babka", która leczy ziołami albo coś tam pomasuje, albo pomruczy, w każdym razie kolejki są do niej długie, bo jest skuteczna. I nie bierze pieniędzy.

      Usuń
    5. Też akceptuję. Minimum zdrowego rozsądku jednak, tak jak Ty i Twój mąż i jak większość ludzi staram się zachować. I dlatego podany czar-mikstura tak, A-cardin nie, pierścień Atlantów być może, ale jednak nie. Zamawiające i zielarki tak. Dla kogoś innego wszystko nie lub wszystko tak, a ktoś jeszcze inny granicę sobie ustawia za wsadzaniem do chlebowego pieca na trzy zdrowaśki. I każe się wsadzać, albo innych wsadza. Krioterapia skuteczna, organizm w ekstremalnej dla niego minusowej temperaturze broni się jak może, a cholera wie, może w gorącu lepiej? Sprawdzać jednak nie będę, granice mam sporo przed.

      Usuń
    6. Ja tam zawsze wolę zmarznąć, niż się przegrzać :))).

      Usuń
    7. Z dwojga złego, to jednak większość woli. I dlatego komory krio, a nie piece chlebowe🤣

      Usuń
  8. MP, przecież tak naprawdę od takich działań zaczęła się medycyna i farmakologia. Żaden lekarz nie zaleci okładania zreumatyzowanych i spuchniętych stawów stłuczonymi liści kapusty np. a one jednak skuteczne. Potarcie świeżych stłuczeń przeciętą cebulą, też niby nie powinno działać, a działa. Nie ma siniaków ani opuchlizny, i naprawdę wystarczy raz czy dwa przejechać po stłuczeniu warzywem. Takie czary, a ocet i terpentyna to środki lecznicze, myśl co chcesz, ale tak właśnie jest.

    Ocet jako okład znieczula, likwiduje stany zapalne, opuchlizny. Więc ocet ma sens glęboki. Ponadto, nic to nie ma do rzeczy, ale jak już o occie to napiszę. Smarowanie octem świetnie robi na skórę, po za tym likwiduje on przy okazji rozmaite pleśniawki i grzybowe wykwity. Sprawdziłam nie ja, a moja koleżanka to świetne działanie octu, wcale nie mając tego na celu. Od niedawna wiem i też się będę smarować, skóra koleżanki-równolatki silnie do mnie przemawia. To smarowanie się octem u koleżanki wcale nie miało celu kosmetycznego, to skutek uboczny, niespodziewany bonus. Cel był ochronny, ocet miał zapobiegać zarażeniu się świerzbem. Było smarowanie się całej rodziny, mycie podłóg octem, moczenie prania. Taką jazdę zapewnił rodzinie tatuś-menel, co wrócił z łajzy ze świerzbem i ciężko podtruty nadużyciem podejrzanych procentów. Nikt się nie zaraził, tatuś wyleczony, skóra dziewczyn-córeczek młodsza, o wiele zdrowsza i gładka. Mało tego, siostrze koleżanki bezpowrotnie podziękował za gościnę łupież, co go latami musiała trzymać w ryzach szamponami i nizoralami. Dlaczego wpuściły do domu? Bo dom jego, proste.

    Terpentyna wcierana w skórę powoduje prawie natychmiast przekrwienie, uczucie gorąca, rozgrzanie. Bez wcierania, co dziwne, chłodzi i tak jak ocet znieczula. Rozgrzewanie nacieraniem terpentyną stosowała na mnie babcia, i to kilka razy. Skutkowało, nawet wtedy, gdy wróciłam do domu wpół zamarznięta po podtopieniu się w strumieniu, na tyle wartkim, że zamarzła tylko cieniutka warstwa. Nie stosuje się obecnie często terpentyny, moda minęła (a może uczulać), ale jej właściwości nie.
    Te dwa składniki rzeczywiście mogą mieć znaczenie jako przeciwbólowe choćby.
    Mnie z kolei przestraszają rozpuszczone w occie jaja, tu nie mam zdania i nie wiem dlaczego tak. Ale jajka same w sobie to jednak nic strasznego, naprawdę nie podejrzewam żeby powstał przy ich udziale dynamit. Prędzej gaz bojowy, Kocurro sprawdzi.

    I tak, w mózgu mamy programator, nie wiem na ile skuteczny, czasem jednak tak, bardzo. Ocet, terpentyna, kapusta, cebula to jednak mają działanie od mózgu niezależne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ ja jak najbardziej używam środków naturalnych- mnóstwa ziół , octu jabłkowego(ale w takim stężeniu i spirytusowego to tylko do mycia, odkażania i odkamieniania), olejów nagietkowych itp. Sama robię ocet i różne ziołowe wynalazki. Terpentyna mnie odrzuca ze względu na zapach i z czystą chemią mi się kojarzy ( używałam tylko jako rozpuszczalnika i do zmywania powłoki ze starych mebli, ). Jajo parutygodniowe nie zabija Chińczyków, to może i nogę Kocurro oszczędzi :)

    OdpowiedzUsuń
  10. 😀 Przed terpentyną nie mam obiekcji, kojarzy mi się tylko dobrze, raz z troskliwością Babci, dwa z czystą przyjemnością młodzieńczego malowania/smarowania. Kicze powstawały straszne🤣🤣🤣. Zapach też lubię. Ocet zewnętrznie też jak najbardziej, wewnętrznie nie używam żadnego poza marynatami, a te w niewielkich ilościach. Tu wpływ też miała Babcia, która nabawiła się anemii w młodzieńczym wieku. Była na praktyce w jatce kuzynki i na jej wikcie, ta spasła ją niemożliwie, ograniczając jak mogła ruchliwość młodej Babci. Picie octu miało odchudzić, a spowodowało ciężką awitaminozę. Leczyła się z niej długo, a mogło być gorzej. Córka kuzynki umarła, a odchudzała się z Babcią. Więc ja nawet jabłkowego do środka nie, wolę zakwaszać cytryną.
    Też myślę, że jajo nie zaszkodzi🤣

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepis niecodzienny, probować nie będę😄

    OdpowiedzUsuń
  12. O zamawianiu róży Wam powiem, bo moja teściowa miała taką przygodę, mnie przy tym nie było, ale teść i mój mąż jako nastolatek wówczas. Róża (choroba skóry wywołana przez paciorkowce) na nodze jątrzyła, nie goiła się i bolała, nie pomagały leki i doktory, zawezwano więc jakąś "wiedzącą". Kobieta na czerwonej szmatce (pewnie kolor tylko dla efektu) podpaliła jakieś zioła, które na tej szmatce podrzucała następnie nad chorą nogą opartą na krześle i coś tam mamrotała. Popiół spadał na ranę, pod spodem była miska z wodą (pewnie żeby pożaru nie było). I po kilku dniach róża zniknęła i nie wróciła. I teraz moja teoria, na którą wpadłam przypadkiem. Czytałam kiedyś o niesamowitych właściwościach kory brzozy. Tak mnie to zaciekawiło, że szperałam po różnych źródłach, trafiłam też na forum, na którym ludzie pokazywali zdjecia różnych ciężkich chorób skóry, na które nie pomagało wieloletnie leczenie konwencjonalnymi specyfikami, a błyskawicznie zadziałała kora brzozy, czasem było to przypadkowe okadzenie poprzez siedzenie przy ognisku z brzozy. Chodzi i betulinę zawartą w korze brzozowej. Można niż wyleczyć nawet gronkowca złocistego, nużycę, boreliozę itp. Używa sie jej w postaci zawiesiny do picia, rozmaitych roztworów do smarowania, ale też w postaci okadzania, wcierania popiołu lub wdychania dymu, najlepiej z mokrej kory. Efekty są spektakularne. Podejrzewam, że u mojej teściowej zastosowano właśnie popiół z kory brzozowej. Proste a skuteczne, żadne czary, no ale trzeba mieć tę wiedzę. A wiedzę mają wiedźmy :))).

    OdpowiedzUsuń
  13. Po jednym kontakcie ze spalonym popiołkiem? A jednak magia. Jaki w cudzie udział mózgu-programatora? Temat przeogromny, pamiętasz może programy Elżbiety Dzikowskiej i Tony Halika o beznarzędziowych operacjach, chyba w Indonezji, kit, ale działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja zawsze i w każdej terapii biorę pod uwagę potężną siłę autosugestii, ona często sama przez się wystarczy do zwalczenia choroby. Więc niewątpliwie tutaj też mogło to mieć duże znaczenie, chociaż moja teściowa lekarzom też wierzyła ogromnie, no ale co czary, to czary :). Ale ja osobiście w korę brzozową też wierzę, więc myślę, że te zielarki dla wzmocnienia efektu łączą magiczne rytuały z prawdziwie działającymi ziółkami.
      W moim przypadku leki nie działają, jak nie znam ich działania. Muszę przeczytać ulotkę ze zrozumieniem, jak mnie przekona, to lek zadziała. Dlatego bardzo rzadko łykam jakieś prochy, leczę się autosugestią i naturalnymi specyfikami, głównie jedzeniem :).

      Usuń
  14. No tak. 😀 Z tym jedzeniem to u mnie najgorzej. Musi smakować i to dobrze smakować. Co po mnie widać 😔

    OdpowiedzUsuń