Czytają

niedziela, 2 stycznia 2022

Notatka 404 huki

Piekło, prawdziwe piekło trwało przez około pięć wiadomych minut. Nie wiem jak wyglądało. Skutki usuwałam wczoraj i dzisiaj, nie wszystko się dało. Wczoraj psychiczne, dzień był z tych silnie zalegających, odsypialiśmy grupowo noc. Mnie się bardzo przydało, ostatnie dni dla mnie niedobre. Futra co prawda padły po emocjach, ale ja nie, nie mogłam. Dopiero o szóstej udało mi się zasnąć, i podsypiałam przez całą sobotę. Odchodziło po za tym tulenie i głaskanie na maksa. Karmienie wyczynowe. Na zabawę futerka nie miały ochoty, ale ani na moment nie mogłam się od nich oddalić. Nic zrobić. Więc dzień naprawdę zalegający, ręce jednak omdlewały od głasków.  Łazienka dopiero dziś odsierściona, ślady po pazurach Gacusia zaczynają się już zarastać.  Jest drugi stycznia, teoretycznie powinno już nie być strzałów. Są. Wśród dalekich zdarzyły się i bliskie, straszące futra jak cholera. A gruby młody jełop z bloku naprzeciwko został przeze mnie obsadzony na stanowisku wroga numer jeden. Obejrzany dokładnie, poznam drania przy spotkaniu, nawet jeśli nie będzie w rozciągnietym dresie.  Nie wiem co mu zrobię, mam ochotę zrobić mu bardzo źle. Puścił mi serię z balkonu, właściwie w okna, syczących czerwonych rac.  Na szczęście nie doleciała żadna do okien, wszystkie wybuchły chyba tuż nad dachem, albo za blokiem.  Czysta groza, mnie się wydawało że lada moment będzie po oknach.  Z godzinę temu to było,  seria sześciu czy siedmiu fajerwerków, odpalonych jeden po drugim, hurtem można powiedzieć. Powiem Ci Czytaczu,  że się wystraszyłam, co się dziwić futrom... Na razie z ukrycia wyszedł Jacuś, przypłaszczony, na ugiętych łapkach. Tak szybko i znienacka to było, nie zdążyłam zareagować. 

Nie pierwszy to raz ten balkon dostarczył mi emocji ekstremalnych. Tamte były innego rodzaju i dawno. Chyba to nawet ten sam młodzian, z kolegami dostarczył emocji - skakali z drugiego piętra, jeden za drugim, dzieciak za dzieciakiem. Lato to było, mnie zamurowało. Bałam się krzyknąć, bo co jeden wylądował, skakał następny, gorzej, jeszcze leciał, a już startował kolega. Wystraszę i się dzieciak połamie lub zabije, co otwierałam usta to zamykałam, właściwego momentu nie było. Sprawnie nie do pojęcia im to wychodziło. Po zeskoku smarkacze biegli z powrotem do mieszkania, a tylu ich było, że skoki były bez przerwy i trwały do chwili gdy pojawił się roznegliżowany i rozespany brzuchacz i ściągnął z barierki jednego z kamikadze. Tatuś obecnego brzuchacza lub może poprzedni lokator.  Dawno to było, skaczący smarkacz może dziś być brzuchaczem strzelającym racami.  Ta sama grupka smarkaczy przyłapana parę dni później na skakaniu "na płasko" na szczyt żywopłotu. Tu zareagowałam. 

Ale na litość!!! Jeśli to on kiedyś skakał to widać głupota mu nie minęła. Co tu zrobić, się pytam. Co mu zrobić, też się pytam. Dla niego sprawa prosta, miał, puścił. 

Pisała R.R. Teraz pojawił się duet. Cholerne świętowanie. 

Żeby nie było, że ja tu bzdury wypisałam o skakaniu dzieci z drugiego piętra. Tak było. Żadnemu nic się nie stało, prawdopodobnie na skutek nieprawdopodobnego szczęścia jakim do czasu cieszą się uważający się za nieśmiertelnych. Teraz by tak nie wyszło, piętro niżej ramy suszarek, na trawniku krzaki. Z drugiej strony, po osiedlu chodzi gościu, co w wieku dziecięcym zleciał z kasztana. Jemu zaszkodziło bardzo poważnie, skutki upadku na całe życie, no i  dawny, sprawny wtedy jak nie wiem co młody sąsiad z pierwszego piętra. On zleciał przy próbie montażu czegoś na balkonie. Złamane obie nogi, a tym dzieciakom nie było nic.  I teraz, obudzona kolejnym strzałem nie wiadomo skąd, też się zastanawiam czy było się czego bać. Wybiłyby te cholery szyby? Zrobiły pożar dachu lub elewacji? No nie wiem. 


8 komentarzy:

  1. Przykro mi Romanko, żal kitków.

    Moje się nie boją, ciut zainteresowane patrzyly na kolorowe swiatła, nie strzelali zbyt blisko,no i dosc krotko jak na mozliwosci.
    No i u nas slucha sie dosc glosno muzyki, tv , koty przyzwycAjone troche do roznych halasow, bo i remonty, wiercenia, stukania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacuś rok temu się nie bał, teraz się boi.

      Usuń
  2. U nas walili ponad godzinę, wczoraj były małe powtórki... Kunie też się boją. Bezdźwiękowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak jak innych stworzeń koni nie da się za bardzo pocieszyć. Dziś cisza, oby tak dalej.

      Usuń
  3. Że tez żaden ze skaczących główki nie zaliczył! Może dziś by jaki inny lokator to mieszkanie zajmował. Mła się wydawa kuszące schowanie kotów i odpalenie racy na wraży balkon. Dużej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kusisz!!! Tylko że musiałabym mniej więcej wiedzieć co robię. Więc przedtem musiałabym potrenować, czyli i mnie należałoby odpalić w tyłku racę za straszenie stworzeń.

      Usuń
  4. U nas i dzisiaj były strzały. Powaliło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal u mnie cisza. Niech tak będzie. Tak Kocurro, powaliło.

      Usuń