Wyszłam dziś po raz pierwszy w dzień.
Króciutki spacer z omijaniem ludziów. Nie do końca się udało z tym omijaniem, nie wytrzymałam, zapachniało (rany, po raz pierwszy od kiedy?) pieczywo. Weszłam do sklepu, smętnie pominęłam stoiska i półki z ludźmi w okolicy, grzecznie odczekałam na luz przy pieczywie, capnęłam bochenek i opakowanie surówki. Nie było kaszlu, ręce w rękawiczkach odkażone. Wypad natychmiastowy po zapłaceniu kartą. Tyle mojego szaleństwa, bo już ta króciutka wyprawa wyczerpująca. Cykanki z kwitnień na przyblokowym trawniku.
Nie było telefonów z policji, nie mam informacji z pracy, mimo że prosiłam o sprawdzenie w kadrach jak to wygląda. Zaraz będę się dobijać do dziewczyn, niech mi podadzą telefon do kadr, trzeba sprawdzić. Nie mam zamiaru latać pomiędzy ludzi, kaszel jeszcze brutalnie napada, ale śmieci, to wolałabym jednak wyrzucać w dzień. I Dziecko bym ciut zluzowała z zakupami. Niby nic nie potrzebuję, ale korci mnie kolejny rosół, a Dziecko niezbyt umie kupić składniki. Więcej mojego trucia byłoby, nie warto podcinać skrzydełek, Dziecko jest kochane nad podziw. Więc rosół kusi. Może jutro lub lepiej pojutrze.
Rodzinnie wyszło, że Łojciec będzie pochowany przy Mamie. Jak dla mnie to korzystne, ale ma parę minusów. Minusem/plusem fakt, że zastąpią mnie z załatwianiem pochówku w P. od strony kościelno/cmentarnej. Niby super, ale na przykład, jakże ciężko przekonać moją kuzynkę, która podjęła się zadania, że uroczystości mszalne powinny być ograniczone do niezbędnego minimum. Dla żony Rycerza Chrystusa rzecz niewyobrażalna. Obowiązkiem katolika jest pochować ochrzczonego po katolicku, z mszą w kościele, nawet jeśli on sobie tego nie życzył. Koniec, kropka, beton, mur. A ja naprawdę nie życzę sobie długaśnej covidomszy w zamkniętej przestrzeni. Pal diabli uczucia katolickie rodziny mojej i Łojca, bratowa Ł po covidzie ma powikłania, jeden mój wujek w szpitalu, drugi prawdopodobnie też właśnie złapał.
Rycerska para przeszła zarazę, ale do cholery, są zachorowania powtórne, a tą niedawno przebytą zarazę załatwili sobie właśnie w kościele. W rodzinie starszych osób moc, młodsze pokolenie porozjeżdżane po świecie, słabo z uczuciami rodzinnymi do Ł, ale bardzo starsze i średnie chce być. Nie wiem jak przekonać, że msza w kościele jest ryzykiem którego nie chcę, możliwością kolejnych pogrzebów.
Buty znalezione, a raczej wybrane najporządniejsze ze sterty. Tych nowych, o których wiem, że są, nie znalazłam. Włodek nie ma zapisanego telefonu, prawdopodobnie był dzwoniony na pamięć, lub odwiedzany. Nie poradzę, klepsydra będzie musiała załatwić sprawę.
Dziś dzień leniwy i czekający. Na telefon z zakładu pogrzebowego. Na telefon od kuzynki. Nie mam siły na porządki, efekt dotychczasowych bałaganiarski na razie, zniechęca. Żałośnie to wygląda, siedem worów zawala pokój, zwinięty do wyniesienia dywan, torba z kocami, tymi z pralki też do wywalenia. Jeszcze powinnam wywalić materac, wersalkę. No, ta ostatnia musi poczekać, nie da się wynieść kląkra bez rozłożenia na elementy. I kręgosłup bardzo protestuje.
Więc musi być leniwie.
Zaraz będę jeść ten chlebek co mi zapachniał, będę zalegiwać ile się da. Niedobrze śpię, mózg co chwilę podnosi fałszywy alarm, że coś się dzieje w pokoju Ł. Więc będzie nadrabianie nocnych pobudek. Będą telefony w międzyczasie. Takie są plany na poniedziałek, przepięknie jeszcze słoneczny, ale z chmurami (co jeden sino-szaro-biały tuman się rozłoży na białawe obłoki, to następny szarzeje nad horyzontem), może nawet będzie lało.
Jutro nie będzie posta, może będzie spokój, na to liczę. U Kocurka się dzieje coś niepokojącego, po co uspokajacze futerek, może da znać. Ja sama mam zamiar prosić Dziecko o kupienie trawki dla stworków, dawno nie było, a niech mają trochę radości z szarpania zielonego. Wiosna w końcu.
R.R. pisała. Mając się jednak dużo lepiej, niż w ostatnich dniach.
Wpadałam na chwilkę tylko, bo mam dzisiaj dzień zwariowany, brakuje czasu na wszystko. Nie umiem poradzić w sprawie pogrzebu i tej mszy, ja bym też wolała odpuścić ceremonie i tłumy, ale co zrobisz, albo się z całą rodziną pokłócić, albo niech robią co chcą. Przez takich ta pandemia nie może wyhamować.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wyszłaś z domu chociaż na chwilkę, zawsze to jakiś stopniowy powrót do normalności.
Trzymaj się, dbaj o siebie, zdrowiej.
Ściskam mocno :).
Dziękuję, dobrze że zajrzałaś. Pędź, załatwiaj, żyj 😀 U mnie lepiej, a dzisiejszy dzień przebąblowany leniwie.
OdpowiedzUsuńJedno to to że mi się Luna i Ejmisia leją. A na Lune nie działa KalmVet wcale. Nic a nic.
OdpowiedzUsuńA druga rzecz że pani z pracy ma kotkę dzika z zakładu zabrana i chciałaby uspokoić oswoić ja jakoś bo dzikus walczy jak może dlatego pytam o Persenu jaka to dawka może być.
Dam jej kilka KalmVet ale nie wiem czy zadziała.
Luna wali Ejmisie a ta po chwili namysłu idize i ja wali. Osaleje
Persen to tabletka ziołowa, ciężko przedawkować. Ja dawałam jedną, czasem dwie w małym odstępie, na ogół np. w Sylwestra, koty były spokojniejsze, psu nawet trzy tabletki naraz. Wiem że można też relanium i inne ludzkie środki uspokajające, ale to mniejsza dawka, trudno powiedzieć, dużemu psu dawaliśmy całą tabletkę jak dla człowieka, kotu może połówkę albo nawet ćwiartkę, zależy jak reaguje, no i to na receptę chyba niestety.
UsuńNo to rzeczywiście. Z dziką kotką nie ma sensu próbować tabletek, obroży. Prędzej aerozol, ale może po kilku dniach sama się wyciszy. Czasu trzeba ciut dać. A u Ciebie, rany. Poczytam, może coś znajdę.
OdpowiedzUsuńDo tej wersalki i dywanu to chyba znajdziesz jakichś silnych chłopów ? Jak już pozbędziesz się tych największych klunkrów, to z resztą możesz działać na spokojnie. Z tą covid-mszą to jakiś obłęd, ale rozumiem, że sama tego nie przewalczysz, jeśli nie chcesz iść na wojnę z klanem (a czasem nie warto sobie szarpać nerwów). Rosół to dobry pomysł, a z podyktowaną listą zakupów Dziecko nie da rady ?
OdpowiedzUsuńNie mamy jednakowych tradycji kulinarnych. Dziecko działa na podstawie list, ale nie ma jak wytłumaczyć szczegółów. Trzeba by się wgryzać w temat do zanudzenia. Po co? Spokojnie i z wdzięcznością przyjmuję wszystko co kupi, ale rosół już wymaga ględzenia zniechęcającego.
OdpowiedzUsuńPo za tym nowina taka, że sprawdziłam w kadrach, nie mam nałożonej przedłużonej izolacji ani kwarantanny. Na razie. I bardzo dobrze, nie będę szaleć z wychodzeniem póki kaszlę, ale ulga że nikt mi kary nie wlepi, gdy złapią na wyrzucaniu śmieci. Dywan nie jest wielki, dam radę, a z resztą klunkrów będę i tak musiała poczekać. Z mszą jeszcze będę walczyć, oczywiście łagodnie, naprawdę muszę jakoś pokojowo przekonać rodzinę, że to nie jest dobry pomysł.
Mądrze mówisz , oby i rodzina doszła do tego wniosku :) Chociaż to Rycerstwo, na moje oko, nie napawa zbytnim optymizmem w kwestii elastyczności podejścia do organizacji pogrzebu. izolacja izolacją, ale jeszcze jakieś zwolnienie na wykurowanie się masz ?
UsuńDo 16-go. Jak kaszel nie minie, będę prosić jeszcze. Nie wyobrażam sobie podróży z kaszlem. Nie ma takiej opcji, a choć jeden raz o pojechać muszę.
UsuńZ kaszlem podróżować niebezpiecznie, można otrzeć się o lincz ze strony współpodróżujących :)
UsuńPrawda? Mnie się jeszcze nie zdarzyło, ale tym razem, przez blisko półtorej godziny, nie ma szans, kaszel dopadnie. Przerwy pomiędzy napadami coraz dłuższe, ale przecież jeszcze nie takie. 😀
UsuńDo ojca mojej siostry koniecznie chcialy przyjechać siostry, no i przyjechaly, wynajely kogos z busem, zapakowaly sie w te i z powrotem, tyle co na pogrzebie byly, bo nikt stypy nie robił.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to będzie wyglądać. Teraz i tak popadali mi w rodzinie, chorych pełno, jakaś plaga.
UsuńOdpoczywaj, liczylam ze koledzy Ł.pomogą w wyniesieniu wersalki i ciezkich rzeczy. Dobrze, że mozesz wychodzić i smak wraca.
OdpowiedzUsuńZ kolegami to nie jest dobrze. To starsi faceci, niby młodsi dużo od Ł, ale wszyscy po sześćdziesiątce, część nawet nie powinna patrzeć na ciężkie. Owszem, "towarzysze broni" ale raczej symboliczni, już nie ci z pierwszej mocno tankujacej linii, ci nie żyją.
OdpowiedzUsuńNajsmpierw to wyleniusz się trochę, nie wyłaź tylko jak brzydko czyli do piątku. Weekend już ma być cieplejszy. Rosołek to jest cóś na co masz apetyt więc może uda Ci się dojść do sklepu z rosołkowymi częściami składowymi. Nastawisz sobie zupkę, zapachnisz mieszkanie, domowo się znów zrobi i ciepło. Nawet tacy którzy są jeszcze obrażeni, się wezmą i odobrażą. Jeżeli przez tydzień Ci się nie polepszy to czas na rozmowę z pracodawcą o zdalnej. Info o covidzie na który bliski przy Tobie w jednym domu był zszedł powinna zamknąć wszelką durne pomysły pracodawcowe. Co do rodziny, jak strasznie chcą te rycerze to nich zamówią mszę zaduszną, dlaczego wszyscy po chorobie mają siedzieć w kościele z innymi cherlającymi? Zresztą Ty nie musisz, możesz rycerkę poinformować że w kościele siedzieć nie będziesz "bo lekarz zakazał, bardzo ciężki covid miałam, najwyżej na piętnaście minut wejdę ale wolałabym do kaplicy". Jak rycerze czują że muszą to niech siedzą, Łojciec pewnie by z nich siedzących bekę miał. Kanapa to kiedy przyjdzie na nią czas, na drobnicy bym się skoncentrowała. Lżejsza i taka do ogarnięcia. Trzymaj nam się ciepło. Buniolujemy.
UsuńTaa... cała ja nie wyłaź i wyjdź po rosołkowe. Po rosołkowe to wyleź jak się cóś rozchmurzy i wiać nie będzie.
UsuńAle przecież zrozumiałam. I tak najwazniejsze buniole. Jest czas. Po dwudziestym, zobaczymy jak to będzie zdrowotnie wyglądało.
OdpowiedzUsuńBunioluję również.😀
OdpowiedzUsuńZapraszam do źrebaków.:-)
OdpowiedzUsuńOch, ach !!! Byłam!! Prze...wszystko co fajne one są, aż żal że na powitanie, mają powroty zimy. U mnie też jest. Dziękuję 😀
OdpowiedzUsuńWszystko ok mam nadzieję 🍀💚
OdpowiedzUsuńSą plusy i minusy. Plusem to, że telefonicznie ogarnęłam co tylko mogłam na chwilę obecną. Poza covidomszą. Minusem, że chyba nie da się uniknąć dalszego chorowania. Podgorączkowo, kaszląco i do kitu. Chyba tylko oskrzela.
OdpowiedzUsuńRomanko, no tak chrobska nie koncza sie raz raz, troszku się wloką zazwyczaj,moze do konca tygodnia juz,bedziesz zdrowiutka, ale trzeba nadal sie kurować, czy masz juz tymianek do popijania?
UsuńZgłaszają się koniecznie po antybiotyk! Bo jeszcze pójdzie na płuca dalej!!!
UsuńNie mam. Ilość rzeczy do zażywania: Osłona, antybiotyk, d-4000, cynk, witamina C do picia. Z aromatycznych napitków najlepiej podchodzi herbata Earl Grey, odtyka. Ponadto rutinoscorbin. Wapno raz dziennie i odrębnie od vit C i rutinoscorbinu. Więc wapno plus ibuprom rano, reszta wieczorem. Syrop. Z rozrywek leczniczych poklepywanie się po plecach szczotką kąpielową. Zalecenia stosowane, leki żarte. Pocieszające, to to, że myślę, że to już nie covid, tu odtrąbiłam koniec w momencie zniknięcia cjanku, i myślę że słusznie, choć nie wszystko ma smak. To podobno normalne, trzy czwarte kończy covid zapaleniem oskrzeli lub płuc. U mnie chyba oskrzela.
UsuńJa też zakończyłam covidozę zapaleniem oskrzeli (na szczęście, choć lekarka , słysząc furczenie i rzężenie w moich płucach, podejrzewała zapalenie tychże), dwoma tygodniami antybiotyków i lekiem wziewnym ATROVENT i tabletkami wykrztuśnymi na kaszel, pomogło, choć trochę się ciągnęło. Wspomagałam się imbirem, kurkumą i mlekiem z miodem. Smak i węch wróciły mniej więcej w połowie skali, a od choroby minęło u mnie już z dwa miesiące. Odpoczywaj, kuruj się i ćwicz cierpliwość...
UsuńToteż nie panikuję, śpię gdy mogę, grzecznie biorę leki i nie mam zamiaru niczego przeziębić. Twój przykład potwierdza, można wyjść ze świństwa, oskrzela typowe. Przebyłaś, przeżyję i ja. Zdrowia, kochana
UsuńKocurku, ja dostałam antybiotyk, właśnie w przewidywaniu takich komplikacji. One typowe. Mam, biorę.
OdpowiedzUsuńhttps://www.instagram.com/p/CNngiJkgPUq/?igshid=1u0cszq5gtrj7
Usuń😀💚😀
UsuńMartwi mnie, pewnie głupio, milczenie u Tabaazy. Z jednej strony dzień z pogrzebem nie ma prawa być łatwy, ale głupota mi buzuje. Nie ufam ostatnio życiu.
OdpowiedzUsuńTeż zauważyłam, ale może dziś coś się okaże. Może Carewicz zaległ na kolanach i kuniec.
UsuńOby. Możliwości uspokajających moc.
Usuń