Czytają

poniedziałek, 22 lutego 2021

Notatka 280 na życzenie. Grzanie herbaty, część pierwsza.

Na prośbę zalatanej posiadaczki zwykłego pękatego czajniczka-imbryczka jest ten wpis. Bo zwykły czajniczek, sympatyczny sprzęcik pomagający osiągnąć chwilowy błogostan potrzebuje pomocy. Powinien być samograjem doskonałym, ale nie jest -wsparcie konieczne w zakresie trzymania odpowiedniej temperatury już na początku działań, by napar miał odpowiednią moc.

Zaczęło się pewnie dawno, pewnie krótko po tym jak zaczęto pić herbatę, i stwierdzono, że lepszy smak ma jednak ciepła i o odpowiedniej mocy. Dotyczy to wszystkich herbatkowych naparów, bez wyłączania herbat białych i zielonych, które też wymagają sztuk termicznych, może nie z tych ekstremalnych, ale jednak. Dla herbaciarzy wszystko ma znaczenie. Gatunek herbaty, ilość liści w stosunku do ilości wody, temperatura i czas zaparzania.  I czas podawania nektaru, i oprawa...

Temperatura. Herbaciane liście nie mogą być zagotowane, to podstawa. Dlatego też na ogół nie są sypane do naczynia z gotującą się wodą. Są nią zalewane, wrzącą lub ciut ostudzoną i trzymane tak, by temperatura wody była mniej więcej stała przez czas właściwy dla gatunku liści i efektu który herbaciarz chce osiągnąć. Niby proste, ale o ile nie mamy w pobliżu podręcznego mini wulkanu, to wcale nie, nawet teraz, przy całej usłużności elektroniczno-elektrycznej domowego sprzętu.  Ale ja nie mam zamiaru reklamować tego sprzętu, wolę prostsze rozwiązania, opracowane kiedyś tam, i wciąż skuteczne. Choć można i tak, po to świat wynalazł, żeby mieć możliwość wyboru. 

Tradycyjnie to drogi są dwie.

Agresywna, ofensywna bo z udziałem żywiołu ognia.  Grzanie z zewnątrz, rozumiesz Czytaczu, ogień w natarciu.

Opiekuńcza, defensywna, zatrzymująca proces stygnięcia za pomocą warstwy ochronnej. Ciucha nakładanego na czajniczek.

Dziś o tej drugiej, łagodnej i opiekuńczej w stosunku do czajniczka z cennym naparem.

Jak było w Chinach czy Japonii tego do końca nie wiemy. Najprawdopodobniej w Japonii nie stosowano, ale w Chinach, podejrzewam że tak. To z Chin przywożone w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku pokrowce na imbryczki. Z jedwabiu, watowane kolorowe kufajki. Nie miałam, widziałam u koleżanki i zazdrościłam luksusu szaleńczo. Ładny był i był rzeczywiście kaftanem. Obecnie, no niestety królują głównie takie w formie czapki. To nie to, ale do pomysłu wrócę.

W Europie radzono sobie tak.



Niezłych manipulacji wymagały te ogrzewacze, oraz dużej uważności przy używaniu. 
Prostszym sposobem był ten, do dziś używany i skuteczny. 


Pokazuję tylko jedną sztukę, tak naprawdę pomijając wzór tkaniny, one wszystkie takie same. Ale pomysł świetny.

Pamiętany z zaprzyjaźnionego domu kaftan-ubranko na imbryk ma więcej kreatywnych rozwinięć. Tu obficie stosowane kostiumy na bal przebierańców i niestety - najpospolitszym surowcem włóczka. Nie jestem tym obliczem sztuki dziewiarskiej zauroczona, od razu piszę. Ale popatrzeć można.



























Wełna w formie filcu,  to mi się zdecydowanie bardziej widzi, mimo mistrzowskiej sztuki dziania zaprezentowanej powyżej. Ale oczywiście możesz mieć własne typy Czytaczu.




Lub z tkanin. I takie, to lubię, ale ich mało.



Te ubranka są potomkami pamiętanego kaftanika, ale i potomkami poniżej prezentowanego ogrzewacza-klosza. Najstarszy to taki. 
Typ utrzymywacza temperatury najpopularniejszy,  nakładany od góry, watowany od środka klosz. Te współczesne przypominają czapki, gdyby nie opis, człek nie raz by się przejechał w poglądzie na stosowanie przedmiotu. 






Bywają naprawdę fajne, ale najfajniejsze dla mnie jest coś, co jest połączeniem powyższej formy klosza-czapki z nurtem przebierankowo-ubrankowym. 

Rosja. Tam herbata miała i nadal ma moc i znaczenie. Kraj zaherbaciony wzdłuż i wszerz, z tradycją wiekową i sobie właściwą. 

To w Rosji wymyślono kombajn do herbaty, całkiem nieźle przy tym pełniący rolę piecyka. Czyli samowar. Zasada działania prosta. Dwie rury, wewnętrzna dłuższa na węgiel - u dołu z ażurem umożliwiającym zapalenie opału i rusztem, by sypał się popiół, zewnętrzna będąca naczyniem na wodę, ściśle zasklepiona wokół rury opałowej,  z kranikiem do puszczania wody na ściance. Uchwyty do przenoszenia całości też przymocowane do zewnętrznej, wodnej rury. Załadunek obu substancji od góry, poprzez zdjęcie pokrywek, oddzielnych dla obu rur. Pokrywa na niższą wodną rurę ma otwór na rurę opałowo-grzewczą, pokrywa na komin grzewczy jest w formie umożliwiającej ustawienie czajniczka z grzejącym się naparem. Co powinno niby wystarczyć. Całość na nóżkach, stawiana na odpornej na ogień tacy. Genialny wynalazek, owszem wymagający umiejętnej i uważnej obsługi, ale genialny. Potrafiący być wyjątkowo ozdobny, w wielu wariantach, od małych "egoistów" obsługujacych pojedynczego ludzia,  do potworów obsługujących ludne karczmy. Niby powinno być dobrze z temperaturą naparu, co nie?




Na mój rozum powinno być dobrze. Na rozum Rosjan nie, wymyślili dodatkowe cudo. Kukłę na czaj, babę grzejącą imbryk zestawiony z samowara lub po prostu na czajnik.  Dodatkowe fiki-miki. 

Znają te ocieplacze tam, gdzie sięgnęły wpływy kultury rosyjskiej. 
Najczęściej są to przedstawienia pulchnych pań, rzadziej pięknych, częściej charakterystycznych. Lubiane są figurki mieszczek, kumoszek, zamaszyste, czasem filuterne, a czasem dostojne. Bojarynie, krasawice, diewoczki. Ostatnio Cindirelle i Aleksisy oraz Barbie.


Pod długimi spódnicami jest pikowana czasza, nadziana trocinami, pierzem lub wełną, solidna, utrzymuje ciężar lalkowego korpusu, razem z całą masą szmatek-ciuchów. Otóż one, te kukły. 




Mieszam strasznie, obok amatorskich lalek stare arcydzieła z muzeum. Chyba charkowskiego. 

















Właściwie nigdzie nie znalazłam wytłumaczenia dla powszechnego uwielbienia Rosjan dla lalek. Musi to mieć jakiś związek z magią, z wierzeniami i tradycjami baaardzo dawnymi. Sztuka tworzenia lalek jest tam najwyższego lotu - skutek wielowiekowej, kto wie czy nie liczącej tysiąclecia tradycji. To są arcymistrzowie, ci Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini. Ogromna rzesza twórców, a rzemiosło zadziwiające. 
Czajowe, grzewcze lale też mają swoich artystów i tradycje sięgającą czasów chyba Katarzyny Wielkiej.   Jakiś w tym upodobaniu do kukieł i lal musi być ślad pradawnej magii, co się w tworzeniu ich odbija. Jaki? Nie do odgadnięcia dla mnie jest np. rola lalki Anfisy, którą robi się w środku lata. Nasza Marzanna też pewnie ma odbicie w kulturze rosyjskiej, a może nasza Marzanna to jedyny ślad po lalczanych słowiańskich fascynacjach? Nie ma mowy, nie dociekam. 
Poniżej jedyny grzewczy facet, znaleziony wśród licznych bab, muzealny. Oraz współczesne lalki-ogrzewacze. Miałam wkleić jeszcze psy, ale tu niespodzianka, tajemnicza usterka zajumanych fot na to nie pozwala. No to nie ma. 
Oczywiście rosyjskie.





Te trzy ostatnie, to wynik twórczych działań współczesnego artysty.  Poniżej pokazuje, jak tworzy.

https://kak-eto-sdelano.livejournal.com/185441.html


A tu inaczej wykorzystany grzewczy klosz. Oczywiście też dzieło człowieka rosyjskiego.



Na razie tyle, R.R. pisała.

Ps. Żrące ekstremum dla Tabaazy.



 


18 komentarzy:

  1. Bohemot na imbryku 🤣
    Mi się marzy czajnik taki retro jak kiedyś były, ale on nie ma gwizdka na tym swoim tym i nie wiem czy gwiżdże czy nie. Znalazłam na allegro nawet, ale jak on nie piszczy tylko kształt ma taki omryczkowy to się boje, że dom spalę 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czajników to moc. Mnie w oko wpadł z Lidla, trochę zmienia te kolory na sobie jak grzeje, no i ma gwizdek.

      Usuń
  2. Ojejujeju, jakie śliczności :)))). Ale kotecek filcowany najprzepiękniejszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech. Kociarze.😔🤣🤣🤣. Trudno, będzie wpis o kotach w herbacie.

      Usuń
  3. Dzięks wielki za wyszukiwanie. Mła zaczyna sądzić po pobieżnym zaledwie przeglądzie fotek że prawdziwą perwersją jest ocieplacz prosty do bólu albo cóś w kształcie imbryczka. ;-D Zachwyty nad samowarem mła podziela, sowieci co prawda wysłali człowieka w kosmos ale to co zrobili Rosjanie w dziedzinie herbatnictwa nadal ma swoją wagę. W kosmos latajo nieliczni, herbatę żłopią miliardy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. 😀😀😀😀nigdy nie uzywalam takiego cuda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie.🤣🤣🤣🤣😔 Jestem ogniowa.

      Usuń
  5. Znalazłam biały z elfia wróżka i motylkami które nabierają kolorów jak się woda robi gorąca 😻 omg i co tam że on ma 3.t litra 😆

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocurku! To jest wyraźne błądzenie na manowce za elfami! Za kotami proszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znalazłam ani jednego czajnika w koty, nie ma 😆😆😆

      Usuń
  7. Akurat, nie ma!
    Będzie ps. Wstrzymaj konie.

    OdpowiedzUsuń
  8. I wychodzi na to że miałaś rację. Współczesnych nie ma. To co jest na fotach to czajnikowe wytwory lat 90-tych dostępne na ebayach i amazonach. Włoskie i amerykańskie. Aktualna oferta to ta. Cena przesyłki zabija.
    https://www.ebay.it/itm/Vecchio-vintage-bollitore-teiera-in-alluminio-smaltato-Il-gatto-e-il-topo-/133459191156

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam! Cały net przegrzebalam i kurcze no! Zobaczę tu na miejscu coś w prymus AGD czy coś takiego mam. Może jakieś społem coś ukrywa. A jak nie będzie wróżka. Pytanie czy brać 3 litry czy 3.5 że względu na takie srebrne od spodu. I nadruk wyżej. Myślę żeby się mi szybko nie zepsuło. Bo obecny srebrny no zalepiony jest strasznie. Jakoś nie potrafię tego utrzymać w stanie sklepowym idealnym

      Usuń
  9. Ja czyszczę na gorąco. To znaczy, ręcznik kuchenny w dłoń i ostrożnie (ręcznik palny, ręką nie z azbestu) ścieram nagar na gorąco, woda w środku wrze. Dlatego też dla mnie jednak najlepsza czysta stal. Na emaliach i nadrukach taka sztuka nie wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprzedni miałam zielony do póki nie zanurzylam w wodzie i occie xD był czysty ale odszedł i nadruk :D

      Usuń
  10. No to masz wpis o kotach w herbacie

    OdpowiedzUsuń