Czytają

czwartek, 11 lutego 2021

Notatka 273 niedobra.

Niedobra pora. 


Lisiunia odeszła. 

Plątanina myśli różnych, czy mogłam zapobiec, co zrobiłabym inaczej, czy może trzeba było... Może jej w jakimś stopniu zaszkodziłam? Może mogłam zrobić coś inaczej. Ale.... nie, jednak nie.  Niestety, nie jesteśmy wszechmocni. Żal. Dziwna ulga, bo strasznie było myśleć że może już ją boli, a ja daleko. Galimatias. Ponad piętnaście lat z Gender i nagle nie ma. Ostatnie tygodnie były podporządkowane jej wygodzie, spokoju, martwieniu się o jej posiłki i picie. To zawsze było futerko potrzebujące ogromnej porcji jedzenia na utrzymanie chudego ciałka,  a prawie całkiem przestała jeść. Na moich kolanach zasnęła z cichutkim mruczeniem, kościstemu ciałku niezbyt było wygodnie, więc przełożyłam uśpioną na koc. Godzinę później, gdy zajrzałam do niej z miseczką już jej nie było. Odpłynęła w międzyczasie. Czy może zaszkodził słabemu ciałku ostatni przeciwbólowy strzał? Owszem był potrzebny, przyniósł ulgę i sen, ale może zaszkodził? Nieee. Akurat ten mi nie wyszedł, połowa porcji nie wstrzyknięta. Niemożliwe wręcz w jak szybkim tempie pogarszał się jej stan zdrowia, odpływały siły, starzała mi się do kruchej łupinki.  I nie ma, została foremka po mojej Kiciuni.  Nie byłam na to gotowa. 

I co teraz, jak do licha ją pochować. Wiadomo, że u Bobusiów. Ale jak? Ogniska zdaje się palą na zmarzniętej ziemi, a tu mrozy idą. 

Jak do licha mam spać bez rudego ciałka obok....

Kondolencji proszę nie. To nie pierwsza moja strata, też nie pierwsza kotłowanina uczuć. Kto ma choć jedną taką utratę zaliczoną rozumie. Ten kto nie ma, a serce i wyobraźnia mu szaleją... temu ze smutkiem powiem, że wszyscyśmy ulotni. I cieszyć się trzeba że jeszcze razem i przy nas.  Zła pora, czas rozłąki niech będzie jak najdalej.

Koniecznie poprzytulać i wygłaskać proszę swoje futra. Mamy wielkie szczęście że są. 

Ja mam szczęście, że były, lista spora.

Że Lisia, Lisinka, Lisiunia, Kiciunia, Rudzieństwo, Gender, Ruda Małpa, a w założeniu i nielicznych momentach Rudy Rychu był/była/było w moim życiu. 

Duet i Jacuś są.

R.R. pisała




16 komentarzy:

  1. Pierwsza myśl pogrzebowa mła to zawinąć ciałko w kocyk, włożyć w kartonik, zawieźć do Bobusiów i dobrze schować ( szopka, drewutnia ) do pierwszej odwilży. Ognisko i to olbrzymie przy takim mrozie byłoby koniecznością, może lepiej z pochówkiem poczekać? Nie wiem co lepsze - pogrzeb natychmiastowy czy oczekiwanie na pochówek, ale myślę że jako dama z klasą Lisiunia rozumiałaby komplikacje logistyczne. Wiesz, to dobrze że to stało się po wygłaskaniu i przy Tobie, naturalnie i niemal niezauważenie. Żadny tam Rudy Rycho, po angielsku jak to damy mają w zwyczaju wyszła z przyjęcia nasza Lisia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma wyjścia, trzeba będzie poczekać na odwilż, choć najchętniej rozpaliłabym monstrualne ognisko, co pewnie skończyłoby się spaleniem bobusiowego lasu. Więc trzeba poczekać. Tak. Kiciunia wyszła po angielsku, racja. Prawdziwa kocia dama, rzeczywiście w tym momencie żaden Rudy Rychu. Prawda. Czy dobrze, że tak? Nie wiem tego, bardzo trudno mi oceniać, mętlik w głowie jeszcze trwa. I dodatkowo wielkie zmęczenie mnie dopadło, nie dół, tylko właśnie odpływ sił, umysłowych też.. Może sprawa ciśnienia.

      Usuń
    2. No to teraz będziemy z Mrutkiem i Pasiakiem Tobie wysyłać fluidy. Wiesz, mła uważa że w domowych pieleszach, na przeciwbólowym i po wygłaskaniu lekko się odfrunęło, zasnęło się na swoim. Odpłynięcie nastąpiło na Lisinych warunkach ( precz z wetem, nie będzie mnie gad dotykał ).Nie wyrzucaj sobie niczego bo to tylko gdybanie i szukanie logiki w nielogicznym. Był wspólny czas, dzielony żywot i to jest najważniejsze.

      Usuń
  2. My tutaj cierpimy, bo zostaliśmy sami (tego się nie robi człowiekowi), a one mają już spokój, wolne od cierpienia ostatnich dni. Hasają po błękitnych łąkach za Tęczowym Mostem, Lisiunia razem z całą zgrają moich kotków i piesków, które przez lata kolejno żegnaliśmy z takim bólem... Ja mam w ogrodzie całkiem sporą kwaterę, która wygląda jak klomb z rozmaitymi kwiatami, ale tak naprawdę to jest cmentarzyk naszych zwierzaków, każdy ma swój kamień, a dookoła hortensje, jukki, begonie i inne kolorowe różności, otoczone kamienną opaską. Na co dzień o tym nie myślę, ale jak co jakiś czas pojawia się pomysł wyprowadzki, zmiany domu, to myślę sobie - jak ja je tutaj wszystkie zostawię?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może hasają ci nasi kochani, kto to wie. Bez cierpienia mam nadzieję.
      Co do kwater w ogrodzie, to wydaje się słuszne. Z jednej strony, jak pomyśleć, to trochę straszne i może niesmaczne, ale z drugiej to rzecz najsłuszniejsza na świecie. Traktujemy te nasze stwory jak osoby - bo nimi są. Niby to co spoczywa w ogrodzie to tylko skorupka, ślad po życiu. Tak jak i po nas zostaną namacalne skorupki, reszta nas może będzie hasać. I rzeczywiście dylemat, jak zostawić.

      Usuń
    2. Wiesz, ja do tego podchodzę tak: wszystko się w przyrodzie kręci w kółko, podlegając tylko przemianom, stare ustępuje, oddając swoją materię nowemu życiu. Coś w rodzaju reinkarnacji. Obserwuję to w moim ogrodzie, na permakulturowych grządkach, w kompoście, który aż buzuje od mnóstwa żyjątek, potem zamieszkują tam padalce i jeże, moi sprzymierzeńcy w walce z niepożądanymi stworami. Upiorne byłoby dla mnie grzebanie zwierzątek w metalowych puszkach czy murowanych grobkach. A tak to one wracają do natury. Dają życie nowym formom. Dzięki nim dojrzewa czereśnia, kwitną kwiaty, fruwają motylki, ptaki żywią się robaczkami - tak się to wszystko kręci. Na mojej kwiatowej grządce są już pewnie tylko kości, a i to być może tylko te ostatnie, z kilku lat. Tak powinno być, moim zdaniem.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. I tak i nie Doruś. To niezgranie w czasie długości naszych żyć, nie wiem dobre, czy złe. Dramaty nieuniknione.

      Usuń
    2. Niestety, przytulam♥️

      Usuń
  4. Wróci w innym futerku 🧡
    Amberka żegnałam u Weta. Nie miałam wyjścia. Infekcja za infekcja wracała, on raz jadł, raz nie, całe 4 miesiące podporządkowane pod niego. Ale gasł mi. Spał na ręczniku na który potrafił nasiusiac. W ostatnich dniach oddzielony od stada miał mały zryw. Pokazał w sobie małego kociaka, a potem po dwóch dniach znów miał infekcje. Musiałam się pożegnać i pojechać z nim do Weta. To był czwartek.
    Czwartek to taki trochę dzień poza czasem... Później poszłam do pracy i musiałam nauczyć się żyć bez biegu po pracy do niego. Teraz czasem nie wiem, czy drugi raz bym tyle czekała.
    Po Amberku wiem, że jak któryś mi zachoruje na nerki i Wet powie, że nie ma szans - nie zrobię jak z Amberkiem. Pozwolę odejść póki nie będzie głodzenia się i takich zachowań jak u Ambusia.

    Lisia uważam, że zrobione było wszystko dobrze. Nie dało się inaczej. Dostała ogrom miłości i opieki. Ja czasem mam wątpliwości czy nie za długo Amberka trzymałam, ale jak tak czytam Twoje słowa. To tak, ja też dawałam z siebie wszystko ile mogłam. Nie wiem czy bym drugi raz mogła.

    🧡🧡🧡🧡🧡🧡🧡🧡🧡🧡



    On wróci

    Franciszek Jan Klimek
    Zapłacz
    kiedy odejdzie,
    jeśli Cię serce zaboli,
    że to o wiele za wcześnie
    choć może i z Bożej woli.

    Zapłacz
    bo dla płaczących
    Niebo bywa łaskawsze
    lecz niech uwierzą wierzący,
    że on nie odszedł na zawsze .

    Zapłacz
    kiedy odejdzie,
    uroń łzę jedną i drugą,
    i - przestań
    nim słońce wzejdzie,
    bo on nie odszedł na długo.

    Potem
    rozglądnij się wkoło
    ale nie w górę
    patrz nisko
    i - może wystarczy zawołać,
    on może być już tu blisko...

    A jeśli ktoś mi zarzuci,
    że świat widzę w krzywym lusterku
    to ja powtórzę:
    on wróci
    choć może w innym futerku...

    OdpowiedzUsuń
  5. Och moje kochane... Nie uwierzycie, ja sama sobie nie wierzę. Nie wierzę też Łojcu. Ciałko Lisiuni zniknęło, Łojciec twierdzi, że zakopał, przy drodze do garażu. Przeszłam trasę, nie znalazłam śladów kopania. Po powrocie do domu, uspokojeniu się na tyle by nie wrzeszczeć, docisnęłam Łojca. Teraz twierdzi, że zakopał kotulkę przy czymś, co nazywa "trafo" a co jest stojąca zewnętrzną skrzynką z instalacjami. Jeszcze raz przejdę, może czegoś nie zauważyłam. Po raz kolejny Łojciec się porządził w sprawach, w których nie powinien. Na razie mi z lekka słabo i niedobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, mła jakbyś chciała zakopać Łojca to zgłasza akces do uczestnictwa w zakopywaniu. Ostry przesłuch, taki na karwa mać kot ma się znaleźć polecam.

      Usuń
    2. Aż się boję myśleć. Ja bym chyba wolała uwierzyć na słowo i wierzyć w reinkarnację. Bo może Lisiunia kręci się już gdzieś niedaleko w innym futerku...

      Usuń
    3. Wiecie co? Łojciec jest absolutnie przekonany, że wszystko ok. Śpi słodko. Cholera, jutro szykuje się ostry dzień.

      Usuń