Dojeżdżam do pracy. Tyle tytułem wstępu.
Skok na głęboką wodę tematu..
Jedziemy:
Kiedy naście lat temu powiedziałam w domu że nie mam wyjścia i będę dojeżdżać do pracy 89 kilometrów i powrotem drugie tyle reakcja Łojca (ojczym, czasem będzie się na blogu pojawiał. Miano w pełni przez niego zaakceptowane, więc nie ma się co oburzać) była burzliwa i bardzo głośna. Cytuję: ,,Który, kurwa ch..j ci to zrobił?!!!! Mów mi tu zaraz, ja temu gnojowi nogi z dupy powyrywam!!!!"
Miałam ogromną ochotę po prostu mu dać biuletyn firmowy i niech działa. Nie byłam uszczęśliwiona perspektywą dojazdów, nie czarujmy się.
Od razu okazało się że:
Ogromna gromada ludzi dojeżdża.
Do pracy, szkoły, na uczelnię, na zabiegi, na zakupy, do opieki nad wnukami i diabli wiedzą po co i dlaczego, ale jeżdżą..
Samochodami własnymi lub znajomych, autobusami, pociągami, rowerami, komunikacją miejską, czasem tzw.okazją... Trasy bywają tak skomplikowane i przebywanie w taki sposób, że pamiętne sceny z serialu Barei
" Zmiennicy" mogą być dokumentacją. Tak bywa, zwłaszcza jeśli dojeżdża się z miasta A do miasta C w metropolii górnośląskiej.
Ja mam łatwo. Tramwaj, pociąg, tramwaj.
Każdy dojazd daje moc doświadczeń, takich niecodziennych i nie do nabycia inaczej niż przez dojazd.
Także każdy dłuższy dojazd męczy, okrada ze znajomych, ulubionych zajęć, czasu dla rodziny. Odbiera siły.
I choćby nie wiem jak człowiek się starał, z przyczyn od niego niezależnych,dojazd się czasem nie udaje i trzeba brać urlop okolicznościowy, a jak się nie uda tak zupełnie to i na zdrowiu bywa się poszkodowanym. Cieszyć się wtedy trzeba, że się z życiem uszło. Przykłady? Bardzo proszę. Stłuczki i kraksy samochodowe. Własne i cudze. Blokady dróg, korki. Czasem wykolei się tramwaj lub pociąg, Apacze tory zwiną (kradzież przewodów i transformatorów kolejowych), zwali się drzewo lub samobójca wejdzie na tory/jezdnię. Czasem zawini pogoda podmywając asfalt lub tor, zasypując śniegiem w ilościach hurtowych. Tak, zdarzył się jeden dzień gdzie winowajcą był ciężki wiosenny śnieg. Dwa razy w ciągu tych lat piorun trafił w pantograf. Raz przerwany przewód wysokiego napięcia zasilający sąsiedni tor rozwalił szybę kabiny kierującego pociągiem. Niewiele brakowało do tragedii - kabel o tzw. włos minął głowę człowieka. Taki skutek miało działanie Apaczy-złomiarzy złodziei przewodów. Naprawdę nie ma łatwo, codzienna rutyna przerywana bywa w sposób niespodziewany, nieprzewidywalny i niepowtarzalny.
Ale nic to. Tak naprawdę to leżenie w łóżku jest najniebezpieczniejsze, jak ogólnie wiadomo.
Dojazdy bywają też przyczyną kiwania głowami nad nami, biednymi głupkami dojeżdzającymi. Ludzie naprawdę nam , głupkom współczują, ale bywa i tak:
Przykład sprzed lat, gdy pewien serial straszył w tv.
Poranny tramwaj. W tramwaju nieznany bliżej towarzysz podróży, nad nim kiwa się w rytm szarpnięć tramwaju jego znajomek. Rozmowa:
- I ty tak codziennie bidoku jeździsz? A o której jesteś w domu?
- Różnie. A dziś bardzo późno, bo będzie szkolenie.
Rozpromieniony zadowoleniem że to nie on tak ma, z fałszywym współczuciem (że współczucie fałszywe w oczy bije z daleka) gościu się użala:
- Bidoku!!! To ty "M jak miłość" nie obejrzysz!!!!
W pociągu śpię przynajmniej po pół godziny w każdą stronę. To mój sposób na wyrównanie niedoboru snu w drodze do pracy, odpoczynek dla umęczonych oczu podczas drogi powrotnej. Czasem nie słyszę pobudki i potrafią z tego wyniknąć doprawdy dziwne rzeczy. Mimo tego, możliwość drzemki jest bezcenna. Liczę ją na plus.
Historii wynikłych z pociągowych zaspań nie będzie, opowiem za to o skutkach ubocznych, pożytecznych wielce.
Ludzie. Bawiący, dziwiący, zaskakujący. Bywa że bezczelni lub groźni. Uczący jak jesteśmy podobni i jak różni. Dający przykład jak nie należy się zachowywać, a czasem wiedzę jak sobie poradzić z np. nachalną hipochondrią co niektórych hipochondryków. Raz sposób musiałam wypróbować. Zadziałał, ale przez dwa lata byłam omijana z daleka, więc rób jak uważasz Czytaczu.
Pociąg. Dwie starsze pary małżeńskie. Jedna para wyraźnie poszkodowana, może w wypadku. Opatrunek na oku pani, temblak na ręce. Pan na nodze ma plastikową konstrukcję, na szyi usztywniacz. Kula u boku. Para naprzeciw nich zadowolona z życia i wyraźnie ożywiona opowiada o swoich schorzeniach, przekrzykując się. Hemoroidy, zgaga, wątrobowe dolegliwości, bóle i zawroty głowy, słabości i co na to mówią konowały. Jak byli operowani, jakie badania robiono, istny słowotok. Poszkodowana para ma dość. Diabli wiedzą jak długo to znoszą, ale wyraźnie widać że za długo. Pani zbladła i zaciska usta, pan usiłuje coś powiedzieć. W końcu się udaje i słyszę dialog.
- Wiesz Stefan, bardzo ci współczuję, ale muszę ci coś koniecznie powiedzieć. Bo może to nasze ostatnie spotkanie.
- ?
- Byłem u lekarza, nie daje mi żadnej szansy.
- U jednego lekarza byłeś?
- U kilku, wszyscy mówią to samo.
- Ale chłopie, mów zaraz co ci jest? Co ci jest? No co tak milczysz? Mów!!!!
- Dupa mi pękła. Tak wzdłuż...
Milczenie.
Na najbliższej stacji hipochondryczne para szybciutko i zgodnie wysiadła bez pożegnania. I nie wiem czy była to stacja na której rzeczywiście chcieli wysiąść.
Gdy pękając ze śmiechu opowiedziałam powyższe w pracy, mój kolega L. stwierdził odkrywczo:
"Mógł jeszcz dodać, że dziura mu się zrobiła".
Niektórzy zaskakują głupotą i egoizmem, inni niespodziewaną mądrością.
Przed piątą rano. Pociąg przed chwilką podstawiony, naprzeciw mnie siada kobieta. Wyciąga telefon, dzwoni.
- Piotruś, to ty? Jak to nie ty, dzwonię do ciebie przecież. Jak twój numer wybieram, to musisz być Piotruś. Nie przerywaj rozmowy,SŁYSZYSZ MNIE?!!!!
Dzwoni ponownie, po dłuższej chwili wpatrywania się w komórkę.
-Piotruś? .....Nie mów mi że jak dzwonię do ciebie to ty jesteś ty.. dzwoniłam przecież...a nieważne.. Tu Ania, siedzę w pociągu. Pamiętasz, żeby po mnie wyjechać o piętnastej. No to co że noc jest, PRZYPOMINAM CI!!!!
Na miejscu Piotrusia zabrałabym siekierę, albo wyjechała po Anię betoniarką,
Takie Anie to pospolita sprawa, niektóre mają na imię Piotruś.
Godzina taka sama dzień inny.
- Dzień dobry panie magistrze. Piotr Z. przy telefonie. Niepokoi mnie taka jedna sprawa...
Sprawa okazuje się nieistotnym drobiazgiem, Piotruś idiotą który sobie jednym telefonem u magistra nagrabił.
Mądrość i głupota mieści się w jednym człowieku i to dopiero zaskakuje. Idiotka na słuch, wypowiadająca się mało zrozumiale, działająca na nerwy niesłychanie, nagle tłumaczy licealiście skomplikowane działania matematyczne. Przez trzy miesiące na odcinku B- Z prowadzi darmowe korepetycje z matematyki. Stereometria, całki, różniczki. Z przyjemnością tego słucham, mimo tego że nie widzę śladu długopisu i co tu kryć niewiele rozumiem. Przy matematyce ta kobieta odżywa, jest lepszą wersją samej siebie, znajduje słowa których jej brak przy innych tematach. Jej koleżanki znudzone siadają z dala od niej. Licealista po wakacjach się nie pojawia, może zmienił szkołę. Z matematyki na pewno zdał.
Ktoś inny opowiada o Geraldzie Durrelu, podłapuję autora i zakochuję się w nim na całe życie. Dużo takich zysków i zaskoczeń.
Recenzje z głupawych filmów na które nie pójdę, opowiastki o rodzinach, znajomych. Wnioski różne, np. taki: chcą czy nie ale mimo masek kulturalnych ludzi, wyłazi z nich chamstwo. A czasem bywa i tak:
Tramwaj w godzinach szczytu. Stoimy.. Obok mnie niewielka, zadbana siedemdziesięciolatka. Może starsza.
Trzyma się siedzenia, na którym podrygując w rytm muzyki siedzi zakapturzony dres. Muzyką dobiega z słuchawek - rap, antyfeministycze gówno. Stopa ogromnych rozmiarów (chłopisko duże i masywne) trafia przy wybijaniu rytmu na stopę kobietki. Podniesienie zakapturzonej głowy, rzut oka i chłopak wstaje. Odsuwa się od siedzenia, łapskiem szarmancko pokazuje zwolnione siedzenie i padają wstrząsające słowa, basem głębokim a przepitym :
-BABKA SE PIERDOLNIE.....
Lepsze niż telewizja, czasem absurd, czasem dramat. Współczesne wersje radzieckich sucharów. Komplementy jakich nie chciałabym usłyszeć pod własnym adresem. Komentarz do obowiązujących fiołów (pokemony)
Pijany do mnie, pociąg.
- Ty, kurwa, dokąd jedziesz?
- Do Cz-wy.
- A ja do K.
Aż chce się powiedzieć "WOT TIECHNIKA!"
Tramwaj, chłopak do naprawdę ładnej dziewczyny, z uczuciem:
- Laska, kurwa, jaka ty jesteś zajebista po ryju...
Tramwaj, Cz-wa
- Zapolujemy? Na Jasnej Górze jest dragoman
No i tak mogłabym pisać i pisać. Czasem zyski są wymierne mają smak i zapach. Są łatwe w wykonaniu i szybkie. Z pociągu mam przepis na ciasto, zupę z groszku i buraczkową, i na coś co może być daniem na ciepło i sałatką na zimno. Dobre.
Mikstura z pociągu chroni mi róże przed mszycami, skoczki różane też jej nie lubią. Proste. Potrzebna jedna łyżeczkia sody, łyżka detergentu. Litr wody + dodatki i można pryskać. Działa. Na wszelki wypadek pryskam póżnym wieczorem, bo może to pszczoły podtruwa? Chyba nie. Na rdzę trzeba zamiast czystej wody użyć różowego roztworu nadmanganianu potasu. Mam. Przy każdym powojniku wetknięte w ziemię trzy tabletki. Działa. Powojnika szlag trafia, wtedy gdy pies kuzyna go z ziemi wyszarpuje, innych przyczyn nie ma. I to też wiedza z podróży. Może osiągalna w inny sposób, ale ta sama do mnie przychodzi.
Może kiedyś się dowiem jak się pozbyć liliowej poskrzypki? Kto wie.
Dosyć tego. Uwierz Czytaczu, podróże kształcą, i jakiś pożytek z nich jednak jest.
Z poważaniem
R.R.
GEnialne te przypadki z podróży! :) Chcę więcej!
OdpowiedzUsuńA i przepis na te danie co może być tez sałatką - bardzo mnie zainteresowało!
Miłej niedzieli życzę!
PS> MAke my day :D
Dzięki. Kocurku Drevni w tym temacie będzie na razie przerwa. Ale zajrzyj do mnie w piątek. Będzie przepis, chętnie się podzielę, bo wydaje się fajny. 😀
UsuńJa mam w obserwowanych i w zakładce czytelniczej mi wyświetla nowy wpisik u Ciebie. Nawet na blogu mam linka na dole w dziale co czytamy :)
UsuńA tym razem jest na smutno, taka moja prywata nostalgiczna.😘
Usuń"Babka se pierdolnie." mła rozwaliło. Chłoptyś okazał empatię, wolę takich niż ugrzecznione bydełko. Problem dodupny mła zafrapował, aż kusi żeby zapytać czy pęknięcie w poprzek byłoby lepsze. ;-) Masz rację - podróże kształcą. Szkoda tylko że na ogół to tych co i tak w sobie sporo już wykształcili.
OdpowiedzUsuńŻebyś widziała JAK rozwaliło tramwaj. A potem połowę pociągu... Tak strasznie się śmiałam razem z koleżanką dojeżdzającą do Z, że nie wytrzymałyśmy, no i radość była powszechną.
UsuńBabka se pierdolnie o długość nosa przed pękniętą dupą :)))
OdpowiedzUsuńUmarnęłam ze śmiechu!
Dawaj JESZCZE, skoro mówisz, że masz!
Bardzo się cieszę że się uśmiałaś. Tak, mam sporo, ale "babka", "dupa" i w moim rankingu "ryj" biją wszystko. Z kolejnym wpisem na temat wstrzymam się na razie. Będą krótkie, bo muszę odgruzować chałupę, wybacz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń