Czytają

wtorek, 27 października 2020

Notatka 157 Raport ze stanu R.R. i przy okazji pobieżnie ze stanu Cz-wy

Nie mam najlepszego etapu w życiu. 

Bolący łeb. Myśli wciąż wściekłe. Jeszcze nikłe ślady po ropuszym epizodzie.

W pracy źle i bardzo źle, nie tak najgorzej moje zatoki wybrały termin buntu. Tu plus dla zatok, dokopują bardzo, ale w sensownym terminie.

Kotusie zamiast koić, wnerwiają. Lisiunia znów zaczyna cyrk ze spuchniętą mordką

Szydełko tym razem nie pomaga. Dłubanki rozłażą się w rękach już od początku dłubania bo schylona głowa przy bolących zatokach to fatalny pomysł.. ale nic nie słyszałam o szkodliwości schylania łba, więc.... trzeba się przemóc.  Może jutro, lub lepiej pojutrze. Niech mi się ta gonitwa myśli złych ciut uporządkuje, bo może z boląca czachą się da, ale dodawszy gonitwę już nie. Z samym bólem może... Jak łeb poschylam, to może świństwo w końcu spłynie. 

Ostatnio kupiona książka, choć świetnie pogodna, dziewczęca wręcz,  jest niezbyt pomocną, bo jakiż to kontrast - fikcyjny świat z obowiązkowym hapyendem kontra real. Malina z całym wiedźmowym zapleczem, jak nic poradziłaby sobie z tym chłamem. Celne zaklęcie "chuj na czole" i przynajmniej wiadomo by było komu dokopać, choć i tak wiadomo. Zatoki też nie byłyby problemem w wiedźmim świecie. 




















Te cykanki, to efekt wyjścia do miasta w celu realizacji e-recepty, wypożyczenia książek, obejrzenia budynku kurii i lokali PiS-owych posłów. Ustawione oczywiście odwrotnie. Ale niech już będzie. 






Miasto spokojne. Ja nie. Jutro jazda do K, badanie krwi, odbiór skierowania na tomograf, rejestracja wizyty u lekarza co udzielał teleporady i wystawił kolejne L4. Oraz rejestracja skierowania na badania. 

R.R w nietypowym dla siebie stanie pisała.


poniedziałek, 26 października 2020

Notatka 156 syreny wyją

Protest był, co PRZEGAPIŁAM!!! Takie są skutki pękającego łba. Może dobrze, co dziesiąte zakażenie to w Częstochowie. Bobuś chory, objawy grypy, silnej grypy. Oczywiście testów niet, niech z tego wyjdzie!!!! Boję się o niego, straszą bardzo.

Syreny wyją. Karetki i policja, od czterch godzin słyszę alarmujące dźwięki, teraz jakby ucichły. Ale północ u drzwi.

Trzeba mi pilnować jednak netu. Póki jest.

Gniew we mnie buzuje wciąż. Demon, jak chce Cejrowski. Biedne będzie moje koleżeństwo i część rodziny, oj biedne. Oberwie równo za dokonane wybory i za brak w nich udziału, wymiganie się od nich.  Przykro mi, ale są to konsekwencje ich wyborów i nie ma bata, dowiedzą się dokładnie za co odpowiada tak wierny elektorat PIS. I ci którzy na wybory nie poszli. To minimum co mogę zrobić, i gówno mnie obchodzi że nie chcieli. Furia, wiedźma o żmijowym ozorze i kłach jadowych się obudziła.  

Żadnego więcej uprzejmego milczenia. Parę klapsów w dupę też by nie zaszkodziło, ale to odpuszczę. Mentalna chłosta będzie.

Jakie jeszcze będzie miało skutki moje wkurwienie - nie wiem. Powinnam może dać se luz, wiek produkcyjny prawie za mną, ale wciąż mną rzuca. Bo razem z Grzegorzem Dyndałą odcierpię skutki nie swoich wyborów. 

Kryzys, jakiego jeszcze nie było, a który właśnie puka do drzwi. Podzielenie na ludzi i nieludzi. Ograniczenie wolności, co już było. Pranie mózgu fundowane co dnia. Zastraszanie.  Może taka kuracja rzeczywistością konieczna. A teraz kobiety w roli przymusowych kamikadze, męczennice za czyjeś przekonania. Może wstrząśnie i obudzi, a ja jeszcze dołożę swoje, niestety, nie pozwolę im zapomnieć komu ją zawdzięczamy, tę tfu, sytuację.  Bo moja rodzina ponosi winę, a jakże. Bobusiowie nie, tu pociecha, podejrzewam że do mojego pyszczenia Bobisław dołoży swoje, niech tylko wyzdrowieje.

Młodzi... Rodzinne dziecko, chów Bobusia, dziewczynki kuzynek, młodsze ode mnie o dychę i więcej kuzynki...  Rodzinne dziecko, tak jak i ja, jedzie na wkurwie. Równowaga, dwie kuzynki, w tym jedna żona Rycerza Chrystusa chwalą zmiany.  No to sobie posłuchają, wątpliwe czy dotrze, ale samozadowolenie im trochę popęka ...

Net wrze wściekłą furią. Dobrze. 

Tylko że tak prosto to wrzenie powstrzymać. Dziś trzy razy zmieniałam ustawienia sieci w srajtfonie. Bo brak internetu. Może przypadek, ale nie zdziwiło by mnie, gdyby jednak nie.

R.R. pisała, bo jeszcze może.


Ps. Łojciec poszedł na pierwszy ogień. Zapalnikiem był komentarz do wystąpienia jednej z posłanek, cytuję: "co ona tak się pruje, może dupy nie dawać" . Zostawiłam ogłuszonego, z przerytym światopoglądem. Roztrzęsiony biedaczek. Rycerz Chrystusa ma się pojawić, nie ten z mojej rodziny, kolega jeszcze z lat dawnych.  Jedno bąknięcie na temat i ... 

niedziela, 25 października 2020

Notatka 155 Las prawie przemysłowy


Niby skrajnie nieodpowiedzialnie (L4, pandemia) i przestępczo, ale zaryzykowałam spacer/wyprawę z dziewczynami. Celem las. 

Nic kompletnie Czytaczu ci nie powiedzą takie nazwy jak: Kręciwilk, Poczesna, Słowik, Korwinów, Skrajnica, Osona. No, może Olsztyn pod Cz-wą, z racji fajerwerków co przez dziesięciolecie strzelały w niebo przy okazji międzynarodowych pokazów fajerwerków i laserów. Ale od kilku lat pokazy w Gliwicach. O Olsztynie może będzie,  o okolicznych lasach na pewno jeszcze nie raz. Bo różne są bardzo, od sosnowych, bezlitośnie traktowanych jak przemysłowe, po rezerwaty. 

Wyprawa zaczyna się wędrówką wałami nad Wartą. Warta dopiero będzie wpływać do miasta, my idziemy w przeciwnym kierunku, pod prąd.

Mglisto, ciepło jak na tę porę roku. 






Wiem, że wszystko wygląda dosyć burzowo, ale tak naprawdę, to zaczyna się rozjaśniać. Słońce się pokazuje, a mgły i chmury idą precz.




Skręt w lewo i do lasu. Pełno w nim ścieżek dla rowerów, dróg przeciwpożarowych. Trwa wycinka całych połaci, solą w oku, że przez te tereny wiodą szlaki turystyczne, My natkniemy się na trzy z nich, zielony, żółty i czarny, a także na znacznie częstsze niż oznaczenia szlaków zakazy wstępu tam, gdzie planowane są wycinki.  Zaczynamy za tą kępą brzóz, skręt w lewo, krótka dreptanina przy granicy wsi, kawałek lasu, tory, i już prosto do Olsztyna. Za nami dwa kilometry, przed nami trzynaście-czternaście. Niespiesznie, rozmownie, z licznymi skrętami-skokami w bok, w głąb lasu bo grzyby..



Kwitną różowe chabry przy torach. 






To częsty widok, za częsty. Sosny rosną tu proste i wysokie, las szybko się odnawia, więc czemu nie zarobić?  Czyszczone z młodych liściastych samosiejek runo, malejąca liczba dzikiej zwierzyny, za to tak częste polowania. Dziwne, że rosną jeszcze grzyby, poziomki, jagody, borówki. Że drze się jeszcze jakieś ptactwo, są ślady dzików, saren. Tak. Mimo, że to zielone płuca dla miasta, a raczej dla jego mieszkańców bo teren wycieczek i spacerów, mimo że wiodą tu turystyczne szlaki, las tymczasowy. Nie szanowany. Tak będzie do samego Olsztyna. Piętnaście kilometrów, już za nami na pewno dwa. 




Stosy ściętych liściastych samosiejek. Tu drobniutko, same gałęzie po brzózkach, ale już minięte sterty młodziutkich dębów, kurhany z brzózek, buków i grabów. Będzie wycinka. Dalej omijamy, jak tylko to możliwe, kwatery do wycięcia. Ale one są.




















To Skrajnica, teren licznych biwaków i obozów  ZHP. Niedaleko wieś/nie wieś, o tej samej nazwie. Kawał lasu mieszanego, owszem, sosny, ale i świerki, jodły, modrzewie. Z liściastych dęby, buki, graby, jesiony. Olchy tam, gdzie mokro. Krzaków niższych moc, ale jakoś tak rosnących, że nie ma większego kłopotu z przemieszczaniem się. Wśród krzaków i wapniolubne cisy, a całkiem od nich niedaleko wrzosy. W trawsku, na wolnym od drzew i krzaków leśnych terenie róże rugosy, łany kwitnacych słoneczniczków i zdziczałych rudbekii. Gdyby nie to, że nie ma żadnych, ale to żadnych dowodów na domysł, stawiała bym na to, że to było aboretum, park, lub ogród bardzo dawno zdziczały. Bo i zdziczałe jabłonki i parę grusz ulęgałek. 









To ślad po jeziorze, te trzy cykanki powyżej. Być może Bełchatów się kłania. Może to i nie wina Bełchatowa, ale jeziora niet, wyschło zasilające je źródło. Ciągle Skrajnica, to dzięki temu jeziorku harcerstwo tak chętnie korzystało z terenu. Ponadto teren kiedyś niezwykle grzybny, obfity w borowiny, dzikie maliny, jeżyny i leszczyny. W jeziorze były ryby, a zasilające je źródło, mimo nie tak wielkich rozmiarów jeziorka nie pozwalało na rozwój np. sinic.  Niby ideał, ale grzybieni na wodzie nie było. Były grążele, a wiosną istne skrzekowisko. Nie pójdziemy w stronę gdzie modrzewie i dęby zrobiły sobie las entów, ale takie coś całkiem niedaleko. Jeśli to miejsce ocalało, a ja dożyję, to pokażę je w majowej odsłonie, tak jak i łany zawilców i bzy na Osonie. Wychodzimy z niecki po byłym jeziorze.







Dalej znów lasy. 













Za niedługo będzie koniec tej monotonnej drogi. Ominęłam starannie cykankami betonowe kilometrowe ogrodzenie wsi-nie wsi,  chatki-bogatki w samym Olsztynie, przystanek i jazdę. 

Łupy? Asia i ja grzyby. Ola paproć rzadkiej urody ocaliła z terenu planowanej wycinki, siostry paproci raczej nie przeżyją na starej miejscówce. Ocaloną posadzi na cmentarzu, w cieniu. Z tegoż samego kawałka świata gałązki żarnowca do bukietów. 

Drobne detale z wędrówki. To nie stokrotki.




To, jakbyś nie wiedział, Czytaczu, mrowisko. Jeszcze czynne.

















Pisała R.R., a zatoki ma nadal nie odblokowane. Bo tak naprawdę, to celem było odblokowanie świństwa sosnowym powietrzem - nie wyszło, pewnie z winy słabego nasycenia sosnowymi dobrociami. Wycinki swoje zrobiły. A leki nie pomagają, szlag. Trzymaj się Czytaczu.