Czytają

piątek, 28 sierpnia 2020

Notatka 98 Piąteczek.




No piąteczek. Dla mnie z imprezunią od której się nie wykręciłam. Może przeżyję, czego i Tobie Czytaczu życzę.




Muzyczka może bez sensu, ale słucham i lubię. A może z sensem?!  Miłego słuchania. Obrazki Pani J. Sierko-Filipowska malowała,  R.R. wklejała i posta kleciła.
Na dobry dzień.


czwartek, 27 sierpnia 2020

Notatka 97 Bardzo niechciana miłość



Na powyższych obrazeczkach chyba tych choler nie ma. Jeszcze czego, obrazeczków paskud wklejać nie zamierzam..a jak są to nie chcę o tym wiedzieć.

Meszki, komary, końskie muchy. Kleszcze, mrówki, chińskie biedronki, pijawki, pchły, pluskwy, wszy.. Jak one nas kochają!!! Krwiopijce. Nie witam tej miłości z otwartymi ramionami, ba namiętnie kombinuję jak tu jej skutecznie unikać.
Tak kombinuję, jak kombinował by normalny, w miarę zadbany facet lubiący wiotkie blondynki, gdyby otrzymał następujące wyznanie:


Wyznanie, które czyni strasznym fakt, że niektóre marzenia się spełniają. Choć, czy ja wiem.... Teraz są takie możliwości intensywnego tuningu, że może i doczekałby się wiotkiej blondynki barbiopodobnej. I kraina szczęśliwości by zapanowała. Taaa..

No dobra, niezbyt dobry przykład. Niektóre potwory, w tym ja, cenią sobie własną potworność. Bo własna i jeśli ma być korygowana to tylko w ramach oryginalności osobniczej a nie pod sztampę. I ten któś na memie tak naprawdę taką potworą nie jest, może znalazłby się amator - pytanie czy ten wymarzony.

A zaczęło się od niechcianej miłości krwiopijców... Ok. Metody różne jak się bronić. Najbardziej z krwiopijców mnie kochają kleszcze, a ja ich najbardziej unikam. Tu żaden tuning kleszczom nie pomoże, nie pokocham i mają się trzymać z daleka od mnie. Neem jest na nie skuteczny. Neem to inaczej miodla indyjska, święte drzewo z którego listny susz, kora, kwiat i olejek od tysiącleci bronią przed insektami, zdobią i leczą Hindusów. Mydło z neem, olejek dodany do płynu do kąpieli i już. Mało tego, że odstrasza to jeszcze jest owadobójczy i jako taki jest ważnym składnikiem owadobójczych mniej nasyconych sztuczną chemią szamponów dla kocich futerek. Tak na neem wpadłam-czytając etykiety, a potem dochodząc co to jest. I nie, kleszcze się na to nie uodparniają. Sprawdziłam na sobie.

Kleszcze kleszczami, ale nie tylko one czyhają. Niestety. Dojrzewam do zakupu preparatu mugga, bo sezon grzybowy blisko a ten preparat podobno chroni przed wszystkim - meszkami też. I przed czymś, co w necie jest określane jako latające czarne gówno.  Neem na te krwiopijce działa, ale wśród nich kamikadze też się zdarzają. Niestety ostra chemia potrzebna.

Poniżej tłumaczony z hiszpańskiego nieco enigmatyczny tekst hiciora miłosnego Devendry Bangharta. Nieco dziwna ta piosenka, czyż nie? I co ma do rzeczy?

Ano ma. Devendra wymyślił sobie, że ma to być pieśń miłosna moskita, któremu udało się napocząć luksusową skórę czarnoskórej piękności. I się moskit w niej zakochał. Taką bajeczkę sprzedawał Devendra przy okazji promocji hiciora w 2016 roku. Mało nie skamieniałam ze zdziwienia usłyszawszy to na falach byłego programu trzeciego.  Jakoś tłumaczenie tego nie uzasdnia, ale może tłumaczenie niedokładne? Pieśń proszę bardzo. Moskity, komary i resztę proszę won. Słuchamy. 




Notatka 96 Nie. Nie kupujemy

Oczywiście nie wytrzymałam, i poszłam do sklepu sieci wiadomej, co to dyńkami kusi. Nie było dyniek. Ale było cóś, co natychmiast bym kupiła, gdybym miała na nowo urządzać łazienkę. Niekoniecznie swoją. Ponieważ niegotowej łazienki nie posiadam, zostawiłam pokuszenie na sklepowej półce. Okrągły papierek jest na dnie, nie na wierzchu muszli.



To jest miseczka/czarka ze zwykłego chyba szkła wytłaczanego w trakcie produkcji, a potem od zadniej nieużytkowej strony malowanego "bombkowymi" farbkami. Bombkowe" farbki  zabepieczone są warstwą twardej odpornej matowej farby. Modne to bardzo od jakiegoś czasu - właściwie w połowie sklepów sprzedających użytkowo-ozdobne naczynia coś jest zdobione tą metodą, a jak nie tą, to inną dającą bombkowy świąteczny z lekka bajkowy sznyt.

Ma to cóś ok. 18-20 cm długości, z 5-6 cm głębokości i jest znacznie ładniejsze na żywca. Połyskuje turkusem i akwamaryną, gołębią szarością i spatynowanym lekko brązem. Naprawdę mi się podobało.

Ale się oparłam... Ach, jaka jestem dzielna!!!

A może trzeba było kupić, a potem się rozejrzeć za nieurzadzoną łazienką? Niekoniecznie swoją.  A przed galerią takie trawska rosną. Z turkusowym cieniem na szarawych liściskach, bo trawsko jakieś takie solidne. Co to jest? Nie znam..



No cóż poradzę, jakoś te delikatnie zszarzone niebieskości wpadają mi w oko. Pisała dzielna R.R.

Ps. Drobna niedokładność mi się wkradła, więc koryguję. Dyńki były, owszem. W wersji dla harleyowców. Ceramiczne, matowoczarne, nabijane srebrnymi ćwiekami .  Czyli tak. Dla mnie nie było dyniek.

środa, 26 sierpnia 2020

Notatka 95 Pocztówki w które nie wierzę. Plaże

16 sierpnia Tabaaza zapodała do posta obrazki Georgii O'Keeffe, które przyjęłam z mieszanymi uczuciami. Podobały mi się i odrzucały.  Pomilczałam sobie na ich temat, pomyślałam, jak to mi się kłóci w nich kolorystyka z formą i z treścią i wyszło mi, że zachciewa mi się zrobić rysunek/malunek z mariną. Łagodny, prosty i na pewno bez żadnych czaszek.

Róże i pomarańcze zachodzącego słońca, banalnie prosta linia horyzontu i jeden kiczowaty do bólu, ograny do niemożliwości elemencik. Delfinek w skoku, żaglowiec z licznymi sztywnymi karteczkami żagielków, stado kołujących mew, lub wielorybek plujący w niebo symetryczną fontanną.

Nie nie, żadne takie.  Kolorowa marsjańsko plaża i woda, zachodzik słońca lub dwóch i ośmiornica spacerująca z parasolką po pastelowej ziemi. Albo tylko macki wychodzące gdzieś z rogu i żadnych czaszek. Ale ośmiornica koniecznie, bo to kosmita w stanie czystym, esencja obcej inteligencji.

A gdyby tak .. a może... Efekt myślotoku na razie zatrzymam przy sobie. Żadnych czaszek nie będzie.

I tak to tłukł mi się i nadal  się tłucze w głowie domagający się realizacji kicz stulecia (bo mam nawet stosowną ramkę), gdy wpadł mi do głowy pomysł by sprawdzić co też w zakresie niemożliwości oferuje nasza ziemia.

Niebieska plaża? Proszę bardzo. To Malediwy, a ten szafiro-turkus to świecący plankton. Zjawisko okresowe, ale w pełni przewidywalne i w związku z tym będące atrakcją turystyczną. Zdjęcia z ofert biur podróży.




Różowa? Czemu nie. Bywa nawet różowa woda. W Europie też są takie, choć najsłynniejsza na Bermudach. I na Hawajach też jest. I te chyba? wykorzystam.

A co się będziem tu bawić. Hurtem dajem. No to jedziem z temy koloramy. Po łowicku. Na górze niezwykła szklana plaża. Takich jest kilka i są dziełem natury i człowieka. Woda zabrała składowiska szklanych śmieci i obrobiła je po swojemu. Tęczowo.














Białe, złote/pomarańczowe, czerwone, fioletowe, różowe, zielone, czarne. Bo ze zmielonych muszli i okrzemek to dotyczy białych i różowych. Bo dodatek żelaza - czerwone, kilka ich jest na ziemi. Krwawa plaża mocno kontrastuje z morzem. Fioletowe bo blisko złoża rud manganowych, a w nich granat, zielone bo to rozdrobnione kawałki oliwinu. Czarnych nie zamieszczam i nie interesuje mnie z czego one. Sam sobie sprawdź, Czytaczu. Bo są.

Ich uroda zależy od tyłu czynników, że nie mam siły ich wymieniać. W wypadku powyższych fotografii bardzo możliwe, że od ingerencji foto shopa też. Ale to piękna sprawa jednak ten naturalny styk ziemi i morza. Tylko pytanie powstaje w związku z powyższym. Czy mój kiczyk planowany będzie nieziemski? Może jednak ziemski.





Knująca kicz R.R. pisała.

wtorek, 25 sierpnia 2020

Notatka 94 Alert nie w hohotentockim języku..


Już nie ma co ukrywać, że wstaję nocą głęboką. Nie ma szans na wschodowe cykanki. Teraz, takie wschody mijam na śpiąco. A tak bywało.



Niby to nadejście ciemności niedotrzegalne, ale jasność teraz nieśmiało się pokazuje o wiele później. A w zimowym szczycie mroku będzie dopiero w K. 
I przesuwanie czasu, wrrrr. Nie jestem na bieżąco, czy jeszcze ten koszmar będzie?  Ale jak ma być na stałe czas zimowy to wolę ten cyrk z przesuwaniem. Niemożliwe mi się wydaje, by kiedyś czas tzw. ,,zimowy" był czasem jedynym i właściwym.

A tak było dziś. Niby się można pobawić z wyobraźnią w "wstaw Godzillę i tygrysa", ale tej zabawy to nie lubię. I tak realnych strachów dość.














Sezon podróży w nocnej czerni się zbliża i  dni w mdłej szarości. Jak tak, to odpuszczam narzekaniom  na gorąco. Bo minie, już jest chłodniej. I jak najwięcej słonecznych widoczków trzeba nacykać. R.R. pisała.

Ps. I może jakąś przyjemną wycieczkę uskutecznić? Tak na zapas.

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Notatka 93 Na froncie bez większych zmian.

Chodzi oczywiście o front koci. I na tym się powinien kończyć post.

Ale opiszę.

Feliks z Gacentym nadal chodzą ciężko skrzywdzeni. Co wieczór jest długi seans przytulania, głaskanek, mizianek, całusków i czochrań pomagający na tyle, że już raczej żaden nie szuka kąta do cichego odejścia w zaświaty. Na wieczorne mizianie przychodzą same, lub trzeba je przemocą osobistą zanosić na wyrko. Dziwne, ale wtedy seans wydaje się skuteczniejszy. Czytanie jest mniej więcej co drugi dzień, cały seans zajmuje wtedy krócej, bo zasypiają. W dzień jest różnie, starają się trzymać razem, ale i doba spędzona w rozłące się zdarza. Wtedy jest bardziej ruchliwie, bo we dwójkę unikają strasznego Jacusia zalegając. Nie, nie będzie fotek duetu. Mam nadzieję, że długi odwyk od cykania zwalczy jakoś fobię Gacka. Na mnie już mniej obrażone, ale foch jeszcze jest i to chwilami duży.

Lisina jest poza wieczornymi pieszczotami, bo nie lubi się dzielić i jest w swoim egoizmie ogłuszająca. Potrafi wepchnąć się pod rękę depcząc po głaskanym, przejść po śpiących kolegach jak po dywanie, po to  by uwalić się na leżącej na kolanach książce. Więc  seanse ma oddzielnie, tuż po moim ogarnięciu się po powrocie do domu.

Jacuś nadal jest maleństwem/szaleństwem, tylko w większej skali. Skacze wyżej, biega szybciej, sprawniej się wspina. Po moich plecach na głowę, po firankach pod sufit, po ręcznikach by pewnie móc się pohuśtać. Atakująca agama, tygrys, lotopirz. Rodeo na kolegach usiłuje uprawiać zawodowo, i jest w tym usiłowaniu uparty niemożliwie. Upodobanie do pieczywa nadal ma duże, tylko teraz jest wyciągana torebka z chlebaka, zrzucana na kafle podłogi i tam są odprawiane tańce-szarpańce. Kilka razy zostawiłam mu torebkę z pieczywem tak zmaltretowaną, że dla ludzia zawartość już się nie nadawała.  Po tańcach zasypiał słodko z łepkiem na kajzerce czy rogaliku. Trzeba pilnować,  by  chlebak był zamknięty. Po za tym Jacuś jest słodki, choć jego pieszczoty bywają bolesne.

Powyżej opisałam z całym obiektywizmem na jaki mnie stać aktualną ogólną sytuację. Przeciętną ostatnich dni.

A teraz szczególnie piszę, bardzo serio piszę, że jeśli taka noc atrakcji jak ostatnia się powtórzy, to może się nie skończyć na trzepaniu futer. Będzie albo rzeź, albo wyrzucenie z chałupy,  kto wie czy nie przez okno. CZY FUTRA TO SŁYSZĄ?!!!!

Spałam w nocy godzinę, bo zostałam  brutalnie obudzona awanturą na linii Jacuś-Lisina. Potem była awantura na linii Gacuś-Feluś.  Może nie dojedzone? Dostały jeść, pić i oczyszczone dodatkowo kuwety.
Powtórka awantur w tej samej kolejności. Wyprosiłam z pokoju awanturnych kawalerów, zabrałam prowodyra Jacusia do siebie. Zasnął błyskawicznie i słodko. Za to Lisina przez resztę nocy tłukła się do drzwi. Wpuściłam na kwadrans, który spędziła na próbach skoku na firankę, darciu ryja, wspinaczce po firance, skakaniu po regałach i mojej głowie. Świerszcz był w pokoju. Wyprosiłam i świerszcza i Lisinę, znów zaczęła się dobijać. Łojciec przespał to wszystko, reszta też dała spokój - tylko Ruda Małpa robiła pokazówkę. Taka fajna noc to była. Idę odespać i tym razem będę lać, jeśli zacznie się powtórka.

CZY FUTRA SŁYSZĄ?!!! SPOKÓJ MA BYĆ!!!

Ponieważ moich futer chwilowo mam po dziurki w nosie, obraz życzeniowy. Cyganka-Romanka śpi, lwy mają się odpieprzyć.



Dobranoc. Pięknych snów sobie i Tobie. Może takich? Jean Henri Rousseau malował te sny, ostatni - dosłownie ostatni, i w poście i malarskiej twórczości celnika-emeryta, ten ze śpiącą w lewym rogu obrazu kobietą, ponad sto lat temu. W roku 1919.
A ten poniżej sobie rezerwuję do śnienia. R.R. pisała