Czytają

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pocztówki z nie moich podróży. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pocztówki z nie moich podróży. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 sierpnia 2020

Notatka 95 Pocztówki w które nie wierzę. Plaże

16 sierpnia Tabaaza zapodała do posta obrazki Georgii O'Keeffe, które przyjęłam z mieszanymi uczuciami. Podobały mi się i odrzucały.  Pomilczałam sobie na ich temat, pomyślałam, jak to mi się kłóci w nich kolorystyka z formą i z treścią i wyszło mi, że zachciewa mi się zrobić rysunek/malunek z mariną. Łagodny, prosty i na pewno bez żadnych czaszek.

Róże i pomarańcze zachodzącego słońca, banalnie prosta linia horyzontu i jeden kiczowaty do bólu, ograny do niemożliwości elemencik. Delfinek w skoku, żaglowiec z licznymi sztywnymi karteczkami żagielków, stado kołujących mew, lub wielorybek plujący w niebo symetryczną fontanną.

Nie nie, żadne takie.  Kolorowa marsjańsko plaża i woda, zachodzik słońca lub dwóch i ośmiornica spacerująca z parasolką po pastelowej ziemi. Albo tylko macki wychodzące gdzieś z rogu i żadnych czaszek. Ale ośmiornica koniecznie, bo to kosmita w stanie czystym, esencja obcej inteligencji.

A gdyby tak .. a może... Efekt myślotoku na razie zatrzymam przy sobie. Żadnych czaszek nie będzie.

I tak to tłukł mi się i nadal  się tłucze w głowie domagający się realizacji kicz stulecia (bo mam nawet stosowną ramkę), gdy wpadł mi do głowy pomysł by sprawdzić co też w zakresie niemożliwości oferuje nasza ziemia.

Niebieska plaża? Proszę bardzo. To Malediwy, a ten szafiro-turkus to świecący plankton. Zjawisko okresowe, ale w pełni przewidywalne i w związku z tym będące atrakcją turystyczną. Zdjęcia z ofert biur podróży.




Różowa? Czemu nie. Bywa nawet różowa woda. W Europie też są takie, choć najsłynniejsza na Bermudach. I na Hawajach też jest. I te chyba? wykorzystam.

A co się będziem tu bawić. Hurtem dajem. No to jedziem z temy koloramy. Po łowicku. Na górze niezwykła szklana plaża. Takich jest kilka i są dziełem natury i człowieka. Woda zabrała składowiska szklanych śmieci i obrobiła je po swojemu. Tęczowo.














Białe, złote/pomarańczowe, czerwone, fioletowe, różowe, zielone, czarne. Bo ze zmielonych muszli i okrzemek to dotyczy białych i różowych. Bo dodatek żelaza - czerwone, kilka ich jest na ziemi. Krwawa plaża mocno kontrastuje z morzem. Fioletowe bo blisko złoża rud manganowych, a w nich granat, zielone bo to rozdrobnione kawałki oliwinu. Czarnych nie zamieszczam i nie interesuje mnie z czego one. Sam sobie sprawdź, Czytaczu. Bo są.

Ich uroda zależy od tyłu czynników, że nie mam siły ich wymieniać. W wypadku powyższych fotografii bardzo możliwe, że od ingerencji foto shopa też. Ale to piękna sprawa jednak ten naturalny styk ziemi i morza. Tylko pytanie powstaje w związku z powyższym. Czy mój kiczyk planowany będzie nieziemski? Może jednak ziemski.





Knująca kicz R.R. pisała.

piątek, 21 sierpnia 2020

Notatka 88 Pocztówka potencjalna. Urugwaj.

Na pewno nie Paragwaj, co to to nie.  Urugwaj. Li i jedynie.

Dlaczego? Pierwszy powód nie jest mądry. Ale wtedy na dłużej wpadła mi w ucho nazwa 'Urugwaj". Nazwa "Uruguya" pochodzi z języka guarani, będącego jeszcze językiem żywym, ale za diabła nie dowiesz się Czytaczu co ona konkretnie oznacza i skąd się wzięła. Dlaczego i kraj i rzeka noszą to samo miano? Tylko jakieś bredzenie, że być może ma powiązanie ze słowem o znaczeniu "owoce morza". W języku guarani ma też rodowód nazwa "Paragwaj" (Paraguya)  i też się niewiele dowiesz Czytaczu. Niewiele, albo nic.



Najpierw zachwyciłam się urugwajskimi ceramicznymi zwierzątkami. Ich wzornictwem, starannością wykonania, subtelną i przemyślaną kolorystyką. Cena łupnęła mnie w łeb, i nic nie pomogła informacja eleganckiej sprzedawczyni bibelotów, że figurki niepowtarzalne, zdobione  metalami szlachetnymi, ta trzymana w ręce żabka platyną. Delikatnie odstawiłam cacuszko, tęsknym wzrokiem pożegnałam pelikana i misia, grzecznym słowem elegancką sprzedawczynię i  poszłam szukać innego drobiazgu na prezent dla zbieraczki żab.
Cena tłumaczona z dolarów na polskie dech zatykała. Taki pelikanik z ostatniego katalogu bagatela, 165 dolarów amerykańskich jak najbardziej. Pamiętna ceny trzymanej w ręce żabki jakoś nieufnie podchodzę do tańszych ofert sprzedaży. Czy to oryginał? Równie staranny i miły w dotyku? Hmm.





Nie pamiętam, czym zbieraczkę żab uszczęśliwiłam, ważne że sklep był pod obserwacją pod kątem ewentualnych przecen, których się nie doczekałam. Horrendalnie drogie figurki znalazły nabywców za pierwotną  straszną cenę. Żabka, pelikan, miś, żyrafka. Zbieram parki, to były pojedyńcze figurki i może dlatego gorączka bezboleśnie przygasła.



Ale gdybym napotkała smoka... Kto wie czy bym nie kupiła, nawet biorąc pożyczkę. Na fotografiach jednak nie ma tej magii, bo oglądane na żywca, wzięte do ręki lub dotykane kuszą nieprawdopodobnie. Nie wiem, czy projektant jeden, czy może kilku, ale forma zawsze wysoka,  a różne style widać. Tak jak w wypadku tych dwóch smoków. Co za szczęście, że nie było w sklepie żadnego z nich. Lub co za nieszczęście. Z jednej strony, nieprzyzwoita cena za durnostojkę, z drugiej ... Ech. Gdyby nie futerka i ich potrzeby, pewnie kurzylby się jeden z drugim na półeczce pomimo ceny.  Smok, to jest dla mnie COŚ, proszę Czytacza, może wystarczyłby jeden,  ale wolałabym parkę.






Jest kilka lub kilkanaście innych spraw na które lepiej można wydać taką  kasę. Wyliczanki nie będzie, a byłaby długa - dlatego też cieszę swoje i twoje Czytaczu oczy fotografiami dostępnych w różnych sklepach netowych. Tak. Możesz kupić.



Figurki są unikatami, nie ma dwóch takich samych, kształtowane i zdobione są ręcznie, nie tylko tradycyjnym szkliwem, ale i jubilerską emalią. Rod, platyna, złoto. Nie ma takich samych, ale ten sam  miś, pelikan, czy żabka są wytwarzane i dostępne w trzech rozmiarach, mały, średni i duży.  Sprzedawane pojedynczo, lub w zestawach. Tak jak te poniżej. Raj dla zwariowanych i bogatych kolekcjonerów bibelotów - pokazuję stworeczki, bo lubię, ale wybór jest duży.



Nie ma prosto z Urugwajem. Wiadomości o nim niewiele, a chyba jedynym produktem, który jest tam wytwarzany i do spotkania w Polsce są te figurki. Co oprócz nich?  Dobrobyt kraju zależy od cen wołowiny i soi. Co jeszcze? Może mate? Yerba mate, wrosła w kulturę kraju i jest artykułem eksportowanym.


Dlaczego firma zajmująca się bibelotami luksusowymi ma nazwę De Rosa Riconada  też stanowi tajemnicę. De Riconada jest popularną nazwa geograficzną.  Riconada to może być rzeka, miasto w Hiszpanii lub w Chile lub to położone najwyższej na świecie - w Peru.  W którym dokładnie miejscu na mapie Urugwaju firma się mieści też się nie dowiesz. Za to gdzieś wpadła mi w oko informacja, że za słoną opłatą są prowadzone kursy dla chętnych  ceramiki na poziomie arcymistrzowskim. Mrzonka z lat szczenięcych, ale spróbować bym spróbowała.  Zrobiłabym sobie czerwonego chińskiego smoka - albo raczej by mi może zrobili. Jakże głupi powód do podróży, Czytaczu, czyż nie?. No głupi, ale pierwszy na liście. 


Powodem drugim, o ileż istotniejszym, jest przeczytany artykuł.  Urugwaj jako państwo, zdaje się stanowi przeciwieństwo tego, w którym żyję. Historię ma niełatwą, niepodległość wyszarpaną z trudem i ciągle pilnowaną przed chciwością sąsiadów. Znajome? Niby.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1779058,1,urugwaj-raj-zagrozony.read


Kraj bez korupcji, z politykami którym zależy na obywatelach, radzący sobie z koroną. Brzmi znajomo, niby my też.  Tutejszy ideał znam, życie w nim nierajskie, odpoczęłabym w innym raju. Po prostu. A jeśli i tam żyje się nierajsko, a Urugwajczycy marzą smętnie o Polsce zwiedzeni polską autoreklamą? Eeee, nieee. Niemożliwe.

Powodem trzecim, niech będzie egzotyka. Ujście La Platy, Montevideo w karnawale, platany na starych ulicach, dziwna architektura. Dość. Sam se poszukaj Czytaczu. Znajdziesz bo kraj ciekawy, mało znany, wygląda na to że przyjazny i gościnny. Ino jechać.

A tak sobie radzą z koroną Paragwaj z Urugwajem. Oczywiście Urugwaj mistrzem.

https://www.euractiv.pl/section/polityka-zagraniczna-ue/news/koronawirus-ameryka-poludniowa-covid19-pandemia-brazylia-meksyk-urugwaj-paragwaj-glod-kryzys-gospodarczy-uw/


Pisała R.R. dając ujście tęsknocie za podróżą do Urugwaju. 



niedziela, 16 sierpnia 2020

Notatka 82 Pocztówka z nie moich podróży. Tęczowe piekło

Tu to, co aktualnie rzuca się nam w naszą rzeczywistość prowokując odczucia rozmaite nabiera nowego znaczenia. Upały niemożebne i duchota znoszone z godnością tylko przez nielicznych. No i okoliczności polityczno/społeczno/obyczajowe, które sprawiają, że noszenie tęczowych barw może być niebezpieczne. Ale istnieje kawałek globu, gdzie pojęcia upału i tęczy splatają się ze sobą. Zdjęcia są oszałamiające, ale informacje o tej niesamowitej krainie zniechęcają do rzeczywistych podróży. Ale tak, gdyby Czytaczu - Oglądaczu fotki Ci nie wystarczały, możesz tam pojechać. Oczywiście nie ma łatwo, daleko, niebezpiecznie z różnych powodów, ekstremalnie pod względem temperatur. Zima, tak. Wtedy możesz liczyć na minimalne temperatury, tj. 25 stopni Celsjusza. Do wytrzymania.
Ale tak ogólnie to średnia roczna temperatura zbliża się do 40 stopni, 50 nie jest niczym dziwnym. Jak mierzona ta temperatura nie wiem. Miejscami to co nazywamy ziemią przecież wygląda na wrzące. Butki na azbestowej podeszwie?
















Dallol, wulkan, granica Etiopii z Erytreą, obszar gdzie podróże są możliwe za specjalnym zezwoleniem i w militarnej obstawie. Afarowie, jedyni mieszkańcy nie lubią obcych, żyją w tym szalonym krajobrazie zbierając placki solne na sprzedaż. Ta kraina ze snu jest młoda, jej narodziny nastąpiły w 1926 roku, powodem była erupcja wulkanu, która ciągle trwa,  a fumarole, gejzery powodują krystalizowanie się nowych bajecznych formacji. Które to formacje badane przez naukowców pozwalają im na wysnucie przesłanek dotyczących np. ew. życia na obcych planetach. Tak młoda kraina a już odkryto formę życia właściwą tylko dla niej - specyficzne bakterie, małe, z krystalicznym dodatkiem, lubiące gorąco, solnie i kwaśno.
Na mapie Afryki kraina umiejscowiona jest w tym wycinku:



Niby tak trudno dostępny kawałek globu, ale oszałamiająca ilość zdjęć, blogów, opisów z szczegółowym opisem jak się tam dostać. Chmmm. Możliwe że te zezwolenia i obstawy to sposób na ciągnięcie zysków, ale zdarzają się jednak porwania. Ameryka kolejny raz odkryta, tak mi to wygląda.  Ale może dla Ciebie Czytaczu/Oglądaczu też jest niespodzianką istnienie tęczowej ziemi. Kontrastuje z nią czarna pustynia, jeszcze gorsze termiczne piekło, temperatura 60 stopni witana obojętnie, żadne dziwo. Z tamtąd nie ma zdjęć, a tam też są dymiące fumarole, dziwaczne formacje i krajobraz jak z koszmaru. Tu bliskość morza jednak pozwala przeżyć, na czarnych pustyniach jest o wiele  gorzej. Zdjęcia zawsze ze skraja, pokazują wcale nie czerń, a jej wyblakłe warianty. Jakieś drogi? Może.






R.R. pisała odkrywając dla siebie tęczową ziemię, może dla Ciebie też.

Ps. Drugie dno, które ujawniło się w komentach, niestety wymaga jakiegoś uspokajacza. Wiadomo, że to jak otulanie słonia niewielką kołderką, ale próbować trzeba - noc blisko i dlaczego ma być bezsenna? Więc proszę bardzo. Może zadziała. Krajobrazy na uspokojenie, na pewno nie wulkaniczne.