Czytają

poniedziałek, 22 stycznia 2024

Notatka 545 Strzyga Bagienna czyli recenzja



Strzyga Bagienna to przydomek jednej z antybohaterek przeczytanej książeczki. 

WIEDŹMY i WIZYTA starszej PANI

Autorka Małgorzata Kursa. 

Są książki których w żadnym wypadku bym nie poleciła, nigdy i nikomu. Są takie serie, są w końcu tacy autorzy. Wypadałoby ostrzegać, z uzasadnieniem oczywiście. Tyle że jak już wielokrotnie pisałam, ludzie mają różne gusta, fizjologicznie opisujac co jednych uczula, innym nie szkodzi, a nawet idzie im na zdrowie. Może tak być, że chwaląc lub ganiąc namawiamy na kiwi uczulonych lub odstraszamy od kiwi akurat tych, co by im się witaminki z owocu przydały. 

Ciągnąc porównanie gastronomiczno-alergiczne,  my sami wciągając kiwi widzimy, że smak to ostatnie kiwi ma wstrętny, tolerowany do tej pory posmak chemii zrobił się intensywnym niesmakiem.  

Kiwi jest słusznym porównaniem, jedni są uczuleni, inni nie ale nie przepadają, jest grupa takich co im wyraźnie szkodzi stosowana w owocach chemia i w końcu tacy którzy lubią i pożerają zadowalając się choć cząstką smaku i aromatu jakim owoc może i powinien dysponować. Bo nie wiem czy wiesz Czytaczu, kiwi może mieć zapach i smak wybitny, taki jeden owocek potrafi zapachnić cały dom, a smakiem powalić na kolana i wbić się w pamięć na mur. Cudo. 

Są wśród książeczek pani Kursy takie co ich smak jest dla mnie dobry.  

Nieboszczyk wędrowny

Jeszcze więcej nieboszczyków

W poczekalni pana B. 

Ten ostatni tytuł to prawie idealny owoc kiwi, był przedostatni i robił nadzieję że następna książka też będzie dobra. 


Książeczka ostatnio wydana dotyczy tak jak cały cykl środowiska autorów piszących książki i recenzje.  Owszem, w każdym środowisku jest trochę osób które mają zachowania i psyche szkodliwe dla otoczenia, nie ma że jest inaczej, tyle że powinna jednak dać mi do myślenia ta ilość bubli charakterologicznych pałętająca się w roli bohaterów drugoplanowych i prawie pierwszoplanowych. 

Tytułowe wiedźmy to redaktorki-recenzentki Agencji wydawniczej Tercet. Trzy początkowo, potem cztery, do nich liczony jako skład sekretarek, facet robiący za sekretarkę ale i za szeroko pojętą ochronę i pomoc.  Na jego cześć obrazek męski szalony wśród babskich szalonych.

One oczywiście, te wiedźmy, są stawiane w kontrze do osób szkodliwych. Są intensywne, prostolinijne i absolutnie nie wredne. 

Wzdech. 

WIEDŹMY na GIGANCIE

WIEDŹMY na WAKACJACH

WIEDŹMY w OPAŁACH

WIEDŹMY na TROPIE.

Wzdech był, bo jednak wychodzi mi co innego po lekturze.  

Wracając do porównania z owockiem, cykl jest koszyczkiem kiwi takich z posmakiem chemii, jeszcze jadalnych. Smak kiwi ciągle jest, wyziera spod chemiczności.  Ostatnio wydany tom już niejadalny. Trujący jest, uczulający przynajmniej mnie. Za dużo wredoty wyzierającej z fabuły, za dużo załatwiania prywatnych ans. 

Wiedźmy mają do czynienia ze  środowiskiem, gdzie o przypadki osobowości "trudnych" łatwo, narcyze, egomani, zazdrośnicy i plotkarze, norma, każdy w jakimś stopniu tymi stronami osobowości dysponuje, z tym że u jednych jest to pojedyncze zdanie w charakterystyce, u innych cecha główna a cała reszta cech to drobna notatka na marginesie. Bywa.  One w kontrze do tych patologii, tak chce autorka. 

Rozwój fabuły jednak taki, że te powieściowe wiedźmy stawiane w kontrze do "trudnych" - same są "trudne". Czyli wredne. Coś słuszne porzekadło o widzianym w oku bliźniego źdźble, a nie widzianej belce we własnym.  Niby zrozumiałe, jedno oko nieczynne przez belkę, a drugie patrzy do przodu, gdyby był zez zbieżny belka byłaby widziana, ale takiego nie ma. Jest patrzenie na cudze źdźbło, być może jednak zezem rozbieżnym.  A z boku widać tę belkę-wredotę, i zdziwienie jest że posiadacz belki uważa że sam jest wolny od wsadu. 

Bo.

Ta Strzyga Bagienna to mimo zmiany personaliów jedna z Wiedźm z początkowego składu, z trzech pierwszych tomów cyklu. Tym razem charakter bardzo czarny i pojechanie po tym charakterze bez litości. W tym pojechaniu jest tyle wredoty, że znacznie bardziej wredna od Strzygi Bagiennej (Anki Klejnik/Adeli Bagnik) wydaje mi się autorka. I wiedźmy przy okazji. 

Przegięcie.

Ona opędza się od kojarzenia bohaterek z rzeczywistymi osobami, ale literackie treści są takie, że nie da się nie odnieść ich do realnych osób. Pierwowzorem literackiej agencji Tercet jest/był portal recenzencki "Książka zamiast kwiatka".  Istnieje wciąż, a cykl o wiedźmach nie usiłuje nawet udawać że się do niego nie odnosi - literacka agencja Tercet też zajmuje się recenzjami i ma portal z nimi. Kursywą bohaterowie wzorowani na podstawie rzeczywistych osób. A recenzencki portal literackich wiedźm to Książka dla Ciebie. 

Założycielem i naczelną portalu jest Grażyna Strumiłowska Maja Potoczek. Współpracownikiem jest od lat długich Małgorzata Kursa Gośka Knypek, od lat kilku Ida Frankowska i od niedawna Agata Pluta-Kaczor. Czyli Ida Frankowska i Agata Pliszka zwana Ptaszkiem.

Przez całe lata recenzentką na nim była Anna Klejzerowicz Anka Klejnik/Adela Bagnik/Strzyga Bagienna, w pierwszych trzech tomach Anka Klejnik, w ostatnim  Adela Bagnik vel Strzyga Bagienna, fabuła nie pozostawia złudzeń, zmiana personaliów głupia, to ta sama osoba i ostatni tom pojechał po byłej koleżance. Brzydko. Wrednie.

Prawdopodobnie pani Annie Klejzerowicz też może być przykro. Mam jednak podejrzenia, że wredota autorki i cyklu nie będzie dla niej ani zaskoczeniem ani też odkryciem. 

Przykre, bo cała seria ma poboczne smaczki bardzo przyjemne, pochłaniałam zachłannie ze względu na nie, niezbyt zwracając uwagę na obfitość osobniczych patologii objawianych w środowisku piszących.  

Przyszło mi oczywiście do głowy, że być może porachunki z byłą koleżanką słuszne, ale stanowczo wolałabym by były poza książką. 

Po lekturze ostatniego tomu w momencie autorka spadła z mojej górnej półki. Z łomotem.

I po taki chemiczny gniotek był spacerek po którym przymusowe wyro....

Jako długoletni pochłaniacz kiwi, bardzo uparty w tropieniu "ile kiwi jest w kiwi", być może będę kupować dalej twory pani Kursy, ostatecznie od lat kupuję wszystko co wychodzi nielicznych autorów, ona weszła do tego koszyka. Prawda, wśród dzieł innego autorstwa też bywają takie które kupowanego koszykowego autora obrzydzają, nawet Chmielewska popełniła "Gwałt", Koontz "Intensywność", a Agata Christie jako Mary Westmacott zupełnie niestrawna. Kwestia kolejności trafiania, gdyby "Gwałt" Chmielewskiej lub cokolwiek Agaty Christie w wersji Mary Westmacott były pierwszymi przeczytanymi książkami autorek, w życiu nie sięgnęłabym po jakiekolwiek inne ich autorstwa. Tak jak nie sięgnę po nic Jacka Dukaja, może kwestia pierwszego fatalnego trafienia, trudno, sprawdzać nie będę. 

W każdym razie, w związku z ostatnim tytułem cyklu "Wiedźmy", jednak nie polecę ani tytułu, ani cyklu. Co do autorki, to jeszcze pomyślę, Agata Christie to nie tylko Mary Westmacott. 

Swoją drogą, to wytwory niektórych autorów są jak peany na cześć cech, których na co dzień autorom brakuje. Krętaczem pierwszej wody był Karol May, a jego Winnetou podnosi prostolinijność, uczciwość, honor do wartości nadrzędnej. Zdarza się że zimny i nieczuły ojciec lub pragmatyczna egoistka nie umiejąca nic nikomu dać piszą książki dla dzieci emanujące ciepłem i czytane przez pokolenia. Kubuś Puchatek, Mary Poppins miały właśnie takich autorów, a człek sobie wyobraża, że jak książka miła to i autor miły. Niekoniecznie.   

Niekoniecznie też książki odbierane przez nas pozytywnie są tak odbierane przez wszystkich. Czy wiesz Czytaczu, że całkiem niedawno trafiłam na twarzoku na profil zatytułowany "Małgorzata Musierowicz zniszczyła mi życie"? Półpoważnie i poważnie jest to prowadzony profil, są wątki i bohaterowie odbierani pozytywnie, ale też bywa, że demaskuje on szkodliwe schematy, ukryte w fabułach pani Musierowicz. Okazuje się że po analizie przeprowadzonej na profilu i ja skłaniam się do zdania, że może niekoniecznie szkodliwe te schematy, ale jednak niezbyt że są schematy.

W dodatku muzycznym Wiedźma w lepszym gatunku, była już kiedyś, ale ona jest w tak dobrym gatunku, że może się kiedyś jeszcze pojawić jako wiedźma. Wzorcowa.  Ilustruje posta nie okładka nabytej książczyny, a obrazki o zachowaniach różnych.  W dupie mają cudze opinie ci zachowujący się na obrazkach. Jedna pani dosłownie ma pieska. 

Pisała R R

14 komentarzy:

  1. Mła poza Agatą i Muminkami nie była w stanie strawić książkowych serii. No, jeszcze był "Tytus Romek i Atomek" ale nie wiem czy to się liczy. Do beletrystyki sięgam teraz rzadko, po prostu mła nudzi. Nie wiem dlaczego nie potrafię się zmusić do skupienia na treści, z inszą literaturą nie mam takich problemów. To nie tak że mła straszliwa yntelektualystka jest, nic z tych rzeczy, mła przeca czyta dla rozrywki książki kucharskie i poradniki ogrodnicze. Mła tak podejrzewa że mając codzienny kontakt z wirtualnym światem bardzo łaknie realu, źle reaguję na wymyślone światy. Dlatego mła by czuła chemiczność po całości, nic ze słodyczy dojrzałego, soczystego kiwi. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cadfael się liczy na pewno. Beletrystyka w znaczeniu literatura rozrywkowa? Ha! Prawie każdą da się podpiąć pod ten termin, nawet Antygona się mieści. Mam swoje podejrzenia dlaczego tak masz, że nie trawisz i wcale nie chodzi o kontakt z realem. Chyba że Ci się naprawdę odmieniło i już Imię Róży jest be. Bo jednak fikcja😀.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Imię Róży" czytane dawno temu, niedawno przejrzałam. Właściwe słowo - przejrzałam. Z wieloma książkami, które kiedyś czytałam tak teraz mam. Po prostu je kartkuję, zatrzymując się na dłużej w konkretnych miejscach. Dramaty mła woli oglądać, rozrywkowa w zamiarze literatura mła nie rozrywa, nowe powieści jakoś mła nie nęcą. Najgorzej mła wkurzają nowe kryminały, czasem mam wrażenie że piszą je grupy przestępcze zajmujące się rozbojem na literaturze. Mła siebie podejrzewa o syndrom Kraszewskiego. On nie dość że pisał jak w amoku to i pochłaniał cudze wytwory w strasznym tempie. Był jak to się mówi wszystkoczytelny. No a na starość szlus, stwierdził że on się już w życiu naczytał. U mła zaczęło się takie odstawianie literatury z 10 lat temu. Nie znaczy że mła nic nie czyta, czyta ale nie powieści. Nie wiem czy gdyby Umberto powstał był z grobowca i coś tam wytworzył to byłabym w stanie jeszcze po to sięgnąć. Cóś mła mówi że nie byłabym zainteresowana. Nie wiem czy to właśnie nie starość umysła się u mła tak objawia że twory wyobraźni woli ona raczej teraz oglądać niż czytać. Naczytała się już wmysłów. Ten jej mózg zesztywniały bardziej lgnie do czytanych konkretów, typu róże karnawałowe z wiśnią, na druty "wzór murzyński z ryżem", dla rozrywki tzw. wyjątki z "Polskich Złudzeń Narodowych" Stommy, com to niegdyś pochłonęłam w całości, bardzo z rzadka i odświętnie zagryzane fragmentem "Wszystko Czerwone" Chmielewskiej. Dość straszne to moje czytanie. :-/

      Usuń
    2. U mnie przecież też nastąpiło jakieś dziwne zesztywnienie i ograniczenie upodobań czytelniczych. Jeszcze nie tak dawno po krótkiej selekcji "czytata lub nie czytata", było czytanie ze smakiem "czytatych". Teraz niewiele jestem w stanie przeczytać do końca, niecierpliwią mnie, nagle zupełnie przestaje mnie obchodzić zakończenie, rzucam. I pochłaniam ich o wiele mniej. Przestałam być ciekawą cudzego życia, więc wszystkie biografie won, won z nowo powstałymi kryminałami, ale, uwaga wpadły mi w łapki dotąd nie znane stare i te przeczytane z przyjemnością. Science-fiction omijane jak zaraza a kiedyś lubiłam... I tak dalej.

      Usuń
    3. O, to, to - padło właściwe słowo - zniecierpliwienie. Tracę zainteresowanie zanim dobrnę do połowy. Bardziej mła ciągną badania nad tym co zdarzyło się naprawdę albo i nie zdarzyło ale my sądzimy że się zdarzyło. Mam wrażenie że życie przerasta najdzikszą wyobraźnię tylko my się tak bujamy pomiędzy tunelowym widzeniem a sraczką informacyjną. Hym... mła zamiast wytworów umysła ciekawi teraz bardziej sam umysł. Tak, myślę że to starość. ;-D

      Usuń
    4. A i jeszcze to - może mła się zdawa ale mła ma takie zdziwne wrażenie że obecnie w wydawnictwach stawia się na ilość a nie na jakość.

      Usuń
    5. Oczywiście że życie przerasta każdą wyobraźnię, oczywiste też to, że upraszczamy i tłumaczymy je sobie twórczością. Może masz rację, to starość (choć wolę uznać że to nasycenie i doświadczenie) powoduje że człek już nie łyka wcale lub o wiele mniej chętnie łyka twory wyobraźni.

      Usuń
    6. Też prawda, chłamu pełno. Dla Ciebie, dla mnie, dla każdego ten chłam to coś innego. Ponadto, widzę odpuszczanie redaktorskie nawet u ulubionych autorów, nonszalancję i niedbałość, powtarzalność pomysłów, liczenie na sklerozę czytelników. Zniechecające samo w sobie.

      Usuń
    7. No mi się np u Pani Jadowskiej do tej pory Malina najbardziej podobała. Dostałam na imieniny latem drugi tom Maliny ale jeszcze nie dotarłam, żeby przeczytać. Te pomysły jakoś mi się spodobały czar jako komiks

      Usuń
    8. Ja mam słabość do całego pisania pani Jadowskiej. Całego. Zła jestem natomiast na redakcję, i wydawnictwo SQN też mi się naraziło, akurat nie w temacie Jadowskiej, tu niedbała redakcja w Zygzakach.

      Usuń
  3. Ja coś ostatnio czytałam młodzieżowa książkę, ale to zanim dałam na prezent. Ale jak zobaczyłam że 12latka sobie kupiła książkę "Cieszę się że mamusia nie żyje" jakaś biografia jakiejś aktorki to macki mi opadły. Ale skoro matka jej pozwala to cóż. Ja będę nadal się trzymać tego, że nastolatki to bez przesady. Ja wiedźmina czytałam, ale mając 13-14 lat minimum. Sama dałam książkę taka, co wiem co w treści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze że przeczytała, doceni własną matkę. Akurat ta aktorka miała rzeczywiście matkę-potwora, rzadka rzecz poza szołbiznesem, żeby aż tak.

      Usuń
  4. Kończę powoli Wieloświaty i mi się podoba. Bo nie ma tam zbędnych opisów tylko coś się dzieje. Na razie chyba mój mózg takich książek potrzebuje. Dostałam Necroveta w prezencie, więc też pewnie sięgnę, ale na razie jakoś zasypiam. Stresuje się tym czwartkiem.

    OdpowiedzUsuń