Czytają

niedziela, 18 czerwca 2023

Notatka 521 o różach, meblowych odnóżach i natrętnej melodyjce

W Bobusiowie cięłam i wyrywałam na potęgę. Plewiłam wściekle.  Za tydzień powtórzę, muszę zrobić wolne pola do przesadzeń. Tym razem tylko kawalątka udało mi się wyszarpać, na przesadzenia i rozsadzenia już nie starczyło ani czasu ani sił. Wielkich efektów nie ma, tylko ostrokrzew mniejszy, już nie trzy gdańskie szafy a półtorej, zwłaszcza od dołu  - to widać. A poza tym szaleństwo roślin trwa, jedno zarasta drugie, usiłowałam coś podziałać, ale przegrywam, pora roku sprzyja zielonemu i zielone kładzie mnie na łopatki.



Dziwnie się porobiło z moimi różami. Ziemia w Bobusiowie niezbyt im sprzyja, one walczą, ale w żadnym wypadku nie można powiedzieć że pięknie rosną. I tak jakiś rodzaj cudu że róże są, jak sobie przypomnę jak wyglądały bzy lilaki....



Dają radę magnolie, kielichowce, kaliny, berberysy, dużo daje radę, ale róże ziemia Bobusiowa ledwo toleruje.  Przycięta bezlitośnie (bo ruda zaraza) róża Old Port odbiła, zakwitła, ale na tak niskim poziomie że kwiaty przysłonięte miskantem Little Zebra. 
Tylko zapach, wyjątkowo piękny, każe wypatrywać kwitnienia. A szkoda, Old Port ma te kwiaty równie urodne jak zapach. Miskancik trzeba będzie posadzić bardziej z tyłu, najpierw zrobić miejsce, ech. 
 




Inka w tym roku ma wyjątkowo wiotkie pędy, kwiaty widać z daleka, ale one główkami w dół. 
Róże jakby mniej wigorne, tak nie powinno być, dostały przecież swoją porcję odżywczego papu. Niektóre jeszcze nie kwitną, część ma kwiatów mniej. Chlubnym wyjątkiem jest jedna kordesowa cyrkówka, ta się okwieciła po całości. Obok Artemis, niestety, lichota. 

Poniżej na cykankach Violet Parfum Cirkus Flower, biedna Artemis, Lavender Circus Flower i Ślicznotka z Koblencji w blokach startowych, Liva z masą drobnych poukrywanych pączków.  





Część jeszcze nie ma ani jednego rozwiniętego kwiatu, są takie co widać że się będą starać, ale część zupełnie olała temat. Olewaczy nie pokazuję.

Poza tym, to nadal dżungla.






Rosnąca oczywiście całkowicie po swojemu. Beatka narzeka na warzywne grządki, Bobuś na ilość niechcianych samosiewek i połamańców w lasku na pasku, Asia na to co pcha się w truskawki, wszyscy uważamy że świetnie rośnie to, co niezbyt chcemy, a do chcianego dopieprza się żywina w postaci mszyc, mrówek, chrząszczy, zajęcy i saren. Wśród żywiny najbardziej nie kochamy ślimaków bezskorupkowych. 


Oczywiście że było trochę posiadów w konfiguracjach różnych i z gadkami na tematy roztomaite, niekoniecznie mądre.



Tak było.




Reszta tygodnia to pranie, pranie, jeszcze raz pranie (Jacuś) oraz pilnowanie futer (też głównie Jacuś).

Oraz.

Po tak długim czasie w końcu oderwałam nogi od spodu szafy. Przypominam, rozebrałam na części szafę z lat pięćdziesiątych, celem modyfikacji. I utknęłam przy nogach, przybitych na mur wielgaśnymi gwoździami, kołkami, zalepionych klejem w monolit. Jakieś tam nędzne sukcesy odniosłam przy JEDNEJ nodze i zastój, a nogi cztery. Co jakiś czas  były beznadziejne próby oderwania, ale beznadziejne. Plan przeróbki zakładał nieuszkodzenie żadnego z elementów, a tu zonk, nie zanosiło się że to możliwe. Oprócz oderwania nóg, to trzeba było zrobić konstrukcję pod, dużo piłowania i szlifowania, ale to było łatwiejsze i zostało zrobione, a nogi nadal przyspawane do spodu. Zawartość szafy w pudłach, na środku pokoju jak monstrualny parawan labirynt z części składowych szafy. Brakowało mi energii do dzieła, więc stał sobie ten dziwny twór omiatany tylko. Miałam składać w piątek, w takiej postaci jak było, nastawiłam się na wysiłki straszne, aż tu ni z tego ni z owego coś mi się w mózgu przestawiło i stwierdziłam że prędzej rozniosę rumpla niż pogodzę się z jego  dotychczasową postacią. Młot poszedł w ruch, co prawda przez kawałek sklejki, ale naprawdę ostro, sklejka w drzazgi. Okazało się że trzeba było nie delikatnie a z furią, nogi, klej, kołki i gwoździe się furii nie oparły. Będzie tak jak chciałam. Ufff.  

No i co jeszcze wartego zapisania? 

Przez balety pewnej białoczarnej kociej latawicy natrętnie i nie do zagłuszenia tętni mi gdzieś za uszami macarena. Nic nie daje rady zagłuszyć czy zastąpić. Słówko macarena nie ma dobrego tłumaczenia. Urocza latawica, piękna dziewczyna co uparcie imprezuje nie odmawiając sobie uciech cielesnych (bo one dobrze robią według piosenki), coś takiego to znaczy. Uciech cielesnych macarena zażywa w różnym towarzystwie, wiecznie do tych uciech zachęcając, bo to jest wg. niej i piosenki bardzo dobre.  Niejaki Vittorino nie dał rady dotrzymać kroku latawicy, więc kto lepszy, no, chłopcy? Piosenka o damie taneczno lekkich obyczajów liczy sobie już ponad trzy dychy i od czasu powstania pobiła ileś tam rekordów. A to odtańczono ją totalnie na olimpiadzie, a to remiksowano rekordowo licznie. Z remiksami dla mnie jest jest niezbyt, pieśń traci wiele, najfajniejsza wersja oryginalna, a  najradośniejsza to ta. 




Macarena zaczęła mi tętnić jak kocia macarena raczyła zawitać w domowe progi -  tak na pokazanie się że żyje, miziu-miziu i wyżerkę w przerwie od baletów.  Coś mi się zdaje że nie tak łatwo będzie odwieść kocią macarenę od baletów. A tak ciut poważniej brzmi oryginalna macarena. Panowie tu młodsi. 


Masz w sobie macarenę Czytaczu? Obok kilkunastu innych twarzy może masz. Nie wiem jak Ty, ale ja sobie te machania rączkami i gibania tułowiem przypomniałam, siebie w roli macareny raczej nie widzę, ale pomachać i pogibać mogę, skoro już gdzieś tam mi tętni. Tak sobie myślę, macareną być to fajna rzecz na jedną setną etatu, większa porcja nie może być strawna dla nikogo. Dla macareny też.

I link. Pojawia się u mnie co jakiś czas, byłoby fajnie gdybyś podał dalej Czytaczu. 

Pisała R.R.

38 komentarzy:

  1. Zazdraszczam, że Ci zarasta. U mnie taka susza, że nawet chwasty kiepsko rosną. Cudne róże, mogę je oglądać bez końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest poszycie, obecnie tak gęste, że aż przeszkadza i poddusza wyższe rośliny. Sama chciałam, teraz z nim trochę walczę. Tojeść, przetacznik, gajowiec, barwinek to są po prostu tam gdzie są niemożliwymi nachałami, ale jakoś chronią przed wysychaniem.

      Usuń
  2. Pracowita z Ciebie dzieweczka :). Ja z różami nie dogaduję się, odpuściłam sobie. Ja zresztą jestem taką ogrodniczką z doskoku, jak mam czas i wenę, to coś tam działam, jak nie, to nie rozpaczam, dżungla sama rośnie. Ale róże wymagają opieki, a ja im jej nie zapewniam, więc jest tylko jeden krzak różany, który oparł się moim zaniedbaniom i jakoś sobie radzi. Są inne ogrodowe pocieszki, teraz wiciokrzew szaleje kwiatami i pachnie oszołamiająco, piwonie też tego roku wybuchły kwiatami. Domowe kwiaty rozrosły się niesamowicie. Więc cieszę się tym, co jest :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam pracowita! Jasne, trzeba się cieszyć tym co piękne i rośnie 😀. Pisałam już kiedyś że róże to u mnie miłość nie do końca przez nie odwzajemniona, miłość przez dawny dom kumpeli, gdzie mur oporowy--skała na tyłach parceli był porośnięty pnącymi różami. Coś niemożliwego to było! A u mnie róże zamiast jak przystało na porządne krzaki być z każdym rokiem mocniejsze, robią sobie jaja i słabną. Ale cieszę się bardzo że są. I widzisz, w Bobusiowie nie chcą rosnąć piwonie, a ja już się przy nich nie upieram.

      Usuń
    2. U mnie też nie rosły, a właśnie w tym roku coś im się odmieniło i nie wiedzieć czemu zaszalały kwieciście :).

      Usuń
    3. I bardzo dobrze że się zdecydowały na kwiaty! Na tfudziałce miałam, rosły w szczerej glinie i przez kilka pierwszych lat wcale nie kwitły. Ale za to potem było szaleństwo. W Bobusiowie jest zupełnie inaczej, to co nie chciało rosnąć na tfudziałce daje radę, co rosło tam, w teraz nie chce.

      Usuń
  3. Uwaga nie dawać surowego!!!!
    Wklejam z FB
    Od kilku dni na terenie Polski, odnotowano kilkanaście przypadków zachorowań u kotów, z objawami neurologiczno-oddechowymi.
    Objawy chorobowe takie jak:
    - hiperglikemia
    - otępienie
    - sztywność kończyn
    - duszność
    - anizokoria
    - źrenice niereagujące na światło
    - drgawki
    - ataki padaczkowe
    - spadek saturacji
    - hipokaliemia
    - podniesione parametry AST i CK z krwi
    powinny być pilnie skonsultowane z lekarzem weterynarii.

    W związku z zagrożeniem, jakie niesie za sobą ta choroba, prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności. Nie wychodzić z kotami na spacery, ograniczyć kontakt z surowym mięsem wieprzowym, drobiowym, nie dopuszczać do kontaktu z dzikimi ptakami.
    Obecnie żadne zastosowane leczenie nie przynosi rezultatu. Jest duża śmiertelność, a chorują zarówno zwierzęta młode i zdrowe jak i stare czy chore.

    #specvet #attention #vet #alert #dangerous #weterynarzwarszawa #news

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli przyczyna nie znaleziona, mają chorobę, nie wiedzą od czego konkretnie, strzelają w przyczyny najprawdopodobniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak podobno wrze w środowisku lekarzy Wet. Podejrzewają ptasia grypę ja surowego nie daje moim, ale kto wie jaka to przyczyna ehhh

      Usuń
    2. Kocurku, nie napisali czy te chore biedactwo wychodziły czy nie. Nie zbadali elementów wspólnych w życiu tych stworków. Wychodziły? Nie wychodziły? Skąd wiesz, czy przypadkiem nie jadły puszeczek jednej i tej samej partii karmy z uczulaczem dla części kotów? Jaki rejon kraju? Na pewno nie wszędzie. Może podjadły trawki spryskanej jakimś repelentem? Za dużo niewiadomych, wiadomości tak skrojona by się bać.. Mięsa surowego nie dawać, obserwować, tylko to trzeba. Wychodzące koty i tak będą wychodzić, tu gorzej. Wcale bym się nie zdziwiła gdyby choroba pojawiła się w tylko np. w Ostrołęce.

      Usuń
    3. Na FB szumią ja w relacje sobie wrzuciłam. Ale popatrzę zaraz profil gościa weterynarza tego co książkę napisał

      Usuń
  5. O ptasiej grypie głównie znajduje. Zaraz pewnie się pojawi jakieś info. Eh. Na razie u moich nic nie widzę. Ręce i buty przecierane po wejściu do domu na wszelki

    OdpowiedzUsuń
  6. PS. Sheba i Whiskas w biedronce drugie opakowanie -50%

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i to jest wiadomość 😉. Troszkę kupiłam, moja biedronka nędznie z towarem, jutro pójdę do innej. Dzięki.

      Usuń
    2. Ja też kupiłam nieco juniora ale tak to rybne pozostawiali głównie ehhhh

      Usuń
  7. INFO Z FB:
    Jest stanowisko GLW! I bardzo dobrze, bo przynajmniej wiadomo, że to najprawdopodobniej NIE MUTACJA PTASIEJ GRYPY!!!
    Czy to oznacza że surowy drób jest dzięki temu bezpieczny? Niestety nie... Kolejne podejrzenie obejmuje ostrą neurologiczną postać toxoplazmozy

    OdpowiedzUsuń
  8. https://www.wetgiw.gov.pl/main/komunikaty/-Komunikat-Glownego-Lekarza-Weterynarii-ws.-rzekomych-zakazen-kotow-domowych-wirusem-grypy-ptakow/idn:2277

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocureczku, mięso obrobione termicznie uważam że bezpieczne całkowicie. Bardziej niż gotowa karma.

      Usuń
    2. Teraz pisza ze toksoplazmowa jakas

      Usuń
    3. Kocurro spokojnie, za dużo tu niejasności i niewiadomych.

      Usuń
    4. No właśnie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Eh

      Usuń
    5. Lepiej żeby nic nie wyszło. Sama wiesz. Jest nadzieja że to rozdmuchiwanie ponad miarę. Ostrożność jednak w karmieniu musi być.
      Ja takie totalne jazdy miałam dwie, daaaawno temu, gdy w moim życiu był zestaw futerek Fredzio-Gucio-Kubuś-Mikuś-Tytusek one wszystkie mi się podtruły. Latałam z nimi na kroplówki, makabreska to była. Brałam dwa, zostawiałam u weta, jechałam po następne dwa, zostawiałam, jechałam po Tytuska, zostawiałam, zabierałam pierwsze, wracałam po następne dwa, i potem po Tytuska. Pojedynczo na ogół był wożony Tytusek, ale nie zawsze. Z ponad tydzień to trwało, dzień w dzień, myślałam że oszaleję. Winna była chyba mokra karma z Kożuszek, miejscowość taka gdzie dla różnych firm produkowali, Whiskas, Kitty-cat, jeszcze jakieś i marketowe. Kupiłam dla każdego po sztuce takie dopiero co się pojawiające małe opakowania, wistonowate. Ale to nie był Winston (już był obecny w handlu), coś marketowego to było, Tesco?, Billa? jako przysmaczek, na próbę. No i zaczęła się jazda, niestety skojarzyłam po fakcie co mogło być powodem, te małe aluminiowe foremki zostawiałam sobie na rozrabianie farbek, z Winstona też zostawiałam, Kożuszki były na pięciu foremkach, datowo pasowały, ale stuprocentowej pewności nie miałam że to przez ich karmę.. Kociny były apatyczne, lecące przez ręce, półprzytomne, rzygające. Wyglądało to fatalnie, najmniej chore były moje suchojadki, ale one też mokrą podjadały, zostawione wykańczał Kubuś, chory był tak samo jak reszta.. Było naprawdę źle. Wyszły z tego, odtruwane, nawadniane z dietą z wetowych saszetek. Potem, była akcja z zakażeniem grzybiczym zafundowanym przez Lisię. Wyglądały wszystkie strasznie, ale pomogło w rozpoznaniu to, że grzyb był już wykryty u Lisiuni, leczenie to był po prostu zastrzyk, powtórzony po jakim roku czy dwóch. Bez znajomości źródła zarazy, to myślę że nie tak szybko by rozpoznano. Teraz przewidywania mogą być różne, od najfatalniejszych, po takie, że choroba da się opanować.

      Usuń
  9. Tu mła, tak późno bo mła dni wylatują z kalendarza jakby kto je z katapulty wystrzelał. Z kotowskimi to trza się bez paniki rozeznawać w czym problem, też stawiam na żarło bo wśród ofiar tego nowego złego były koty niewychodzące. Moje mniej jedzą ale mła nie łączy tego z zarazą tylko z pogodą, śpi się prawie non stop za dnia a nocą bunuje po ogrodzie. Znaczy niektórzy po domu, bo opanowali wychodzenie z pudełka. Co do niewdziącznych różyczek to pocieszająco Tobie napiszę że u mnie z różami w tym roku zdziwnie. Niby kwitną ale tak partiami, inaczej niż zwykle. Zima przeca nie była cinżka a one się zachowują jakby nie wiadomo jakie mrozy byli i trza się dopiero teraz regenerować. Najlepiej sobie radzą rzecz jasna róże historyczne, nowsze odmiany to tak średnio. Żmijowca czerwonego tyż poszukiwam. Hym... i jeszcze paru innych roślin. :-/

    OdpowiedzUsuń
  10. No właśnie niby z różami powinno być super, a jakoś nie tak. Wszystko trochę takie "nie takie" mi się wydaje. Od zachowań/zanikań zielonego, po prawie cały całokształt rzeczy. Na razie u mnie futra przewidywalne jako tako, zdrowe i mam nadzieję że tak będzie u wszystkich. Jacunio sika, mało ale często i nie wygląda na to żeby go bolało. U mnie dziś dzień zaczął się burzą, taką robioną przez leniwego amatora, z niedoróbkami. Grzmialo i błyskało, ciemno jak zimą, a bez wiatru. Sucha burza, wydaje mi się też "nie taka", bez przelania i oczyszczenia deszczem to jest rzecz bardzo dziwna. Powietrze zatyka, zero ożywczości, z ciśnieniem w momencie wirówka i wrażenie ze zaraz piorun wleci do chałupy. Takie coś to jak z horroru, okropne, mimo że ani nie było zbyt intensywne ani nie trwało jakoś strasznie długo. Teraz na szczęście pada, po widowisku światło/dźwięk amator się połapał że zaniedbał i spuszczony od niechcenia średni prysznic co przeszedł w coś gęstszego od mżawki, grzmi i błyska daleko. Czyli niby prawidłowo, tak z grubsza.

    OdpowiedzUsuń
  11. U mła podobnie, cóś jak ćwierćburza i czekamy na repetę. Ten Z Pudełka porzucił pudełko i teraz mła chodzi jak bocian, bo nie wiem gdzie polazł. Koty nie donoszą bo się już przyzwyczaiły na tyle że kuszają w jego towarzystwie. Małgoś bez zmian, sen 23 na 24, koty z obniżeniem apetytu ale nie znaczy że nie jedzą. Pokładają się i chrapią, po deszczu wylazły znów na dwór i z tego co słyszę to symptomów choroby nie ma, jest za to wykłócanie się z sąsiedztwem. Na temat ciśnienia nie piszę, najważniejsze że żyję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Małgoś odpływa coraz silniej😔, mam wrażenie że któryś z tych bliskich snów będzie przejściem 😔, lada sen. Ech, no co zrobić. Niech będzie łagodnie.

    Ten z pudełka rośnie😀. Jakże by było miło gdyby był ślimakożercą u Ciebie na włościach. One są Jerze Wędrowniczki, ale zdarza się że trzymają się jednego terytorium, zwłaszcza jak są delikatnie podkarmiane. Joanna Chmielewska miała u siebie takie zasiedziałe ogrodowe, po klęsce ślimaczej jej się wprowadziły, doceniły kocie chrupki jako dodatek do diety i zostały. Tyle że mniej ludny to był teren, za to bardzo koci - czyli koty jeżom zupełnie nie przeszkadzają, może się osiedlą u Ciebie na dłużej 😀.

    Też czekam na repetę burzy. Średnio się na razie zanosi, nieznośnie jest, duszno, jakby nie przepadało i nie przegrzmiało, słabo prześwieca chwilami słońce i burzą to może będzie wieczorem lub wcale. Koty stwierdziły że one to prześpią 😀

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocie worki mam. Będę czytać jak odbiorę z kioska ❤️ ktoś za dyszkę sprzedawał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Daj koniecznie znać jak Ci smakuje to czytanie😀. Bo ja lubię tę książeczkę 😀

      Usuń
  14. Odpowiedzi
    1. Jest. Nie takie super, ale jest. Odkryłam, że Jacunio uprawia tabletkową dywersję, nie próbuje od razu pluć, ja po nadzianiu odwalam masaże szyjki i pieszczoty, ze strony Jacunia są mruczanki/przytulanki/przeciąganki, po czym znajduję wyplute drobinki tabletki. Tak się wycwanił.

      Usuń
    2. Omg a jakby jakiś ja zgnieciona w sosiku takim wyciskanym dać? W rossmannie chyba widziałam takie paseczki

      Usuń
  15. Ja cząstki tabletki wciskam w smaczka typu kabanosik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kiedy wiem że Magenty kantynę, to pilnuję żeby jednak łykał 😀

      Usuń
  16. Odnośnie tej choroby to już ponoć ogłoszone że ptasia grypa to jest. Ja surowego nie daje więc u nas się nie dzieje nic na szczęście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kantynę!!!!!????? Kantuje miało być!.
      Mnie te doniesienia o ptasiej grypie wśród futerek nie przekonują. Wcale.

      Usuń
  17. Co za hmhmhm z tego Chamydła!!!!! Jaki Magenty???!!!.
    A bez oburzeń to napiszę że sika. Mógłby lepiej, ale jeszcze wciskam tableteczki.

    OdpowiedzUsuń