Czytają

niedziela, 19 marca 2023

Notatka 487 różne codzienne.

U mnie dziwnie. Trudno. Ciśnieniowa huśtawa trwa, dziwaczne napady słabizny powodujące niemrawość. Niemoc do działania, przekładanie wszystkiego na zaś. Koty nie współpracują, przeciwnie, zużywają moją energię na usuwanie skutków ich szaleństw prędzej niż ją gromadzę. Moment i już przewrócony i rozdyźdany stosik papierów przed chwilą ułożony. Wywalenie zawartości szafkowej półki, bo tam na pewno wejście do Narni/idealna sypialnia. Posłanka i fotel  wędrują, przewracają się, firanki lecą. Szkoda sił na opisywanie, dzieje się, uwierz Czytaczu, i to tak się dzieje żebym miała nerwy i poczucie zupełnej bezsiły. Bo jeszcze nadal tajemnicza moc sprawia, że co jedno naprawię, to drugie się pieprzy. Bez końca. Aktualnie poszedł won plastikowy element podsufitowej suszarki, ten przez który przechodzą sznurki i lampka kuchenna, już druga. A nie nadążam z naprawami, góra gratów rośnie.

Energia coś nie chce do mnie napływać, za to do moich skarbów trafia Niagarą i szkoda że to Niagara tak destrukcyjna. Lampkę Jacuś zrzucił, rąbnęło, żarówka w drzazgi, i  któryś kabelek wewnątrz też się zepsuł.  Nic im nie wyrzucam, trudno, jakoś muszą się wyszaleć skoro dostępna tylko taka przestrzeń to szaleją w niej. Biją się, żrą na potęgę, prawdopodobnie myśląc że jeszcze urosną wiosennie z liśćmi. Rozrabiają. A na cykankach takie niunie... i jakby zawstydzone. Dwa razy nieprawda.

W czwartek było wyciągnięcie fastrygi z Rysi, co zniosła dzielnie, transport do weta mniej dzielnie, ale już nie było głośnych lamentów. Ogólnie to kiciunia dała radę, nie przeszkodziła rujka, kaftanik był noszony nawet dumnie, wszystko pięknie się zagoiło. Wyciągnąć szwy to i ja bym dała radę, gdyby tylko miał mi kto lalunię potrzymać, to naprawdę proste. Lalunia zniosła wszystko ze spokojem, to ja miałam chwile paniki, raz gdy okazało się że zwykle zabieg jest odwlekany do minięcia hormonalnego szaleństwa, drugi to w sobotę, dwa dni po zabiegu. Zawiozłam ją na zastrzyk, też zniosła go ze spokojem a transport nie, wet pochwalił suchy brzuszek i zawiązał na krzyż ostatnie  troczki kubraczka, twierdząc, że tak kubraczek będzie lepiej przylegać. Ok. Może być. W domu nakarmiłam i zabrałam się do Bobusiowa na rodzinne pogaduchy i pierwsze ogrodowanie, tyle że tam zaczął mnie ćlamać niepokój. Częściowo fakt, spowodowany tym, że wysłałam Bobusiom na przedwczesną emeryturę szpadel przy nieudanym przesadzaniu pigwowca.  Do czego tchórzliwie się nie przyznałam - Bobuś ostatnio czepliwy ponad normę i miał tego napad, szpadel jak na razie potrzeby był tylko mnie, więc trudno, pomyślałam że przyznam się przywożąc odkupiony. Odkupiłam, zawiozłam w ubiegłą sobotę, przyznanie się jeszcze przede mną bo Bobusia nie było.  Ale niepokój wtedy jakby nie tylko przez szpadel, nóżki zaczęły swędzieć by być już w domu. A w domu zgroza, Rysia chodzi powłócząc tylnymi łapkami. Pół godziny masowałam i przeszło, troczki oczywiście natychmiast zawiązane prosto. Taka duperela, a mogło się narobić, TFU! 

A potem serce w gardle za każdym Rysiowym skokiem,  kaftanik jej w tym niezbyt przeszkadzał, więc metr w górę, półtora w dal. Pikuś. 

Jak widać Rysia w formie takiej że tylko zazdrościć.  Kolegom też nic nie brak. 

Za to ja flak. Pod każdym względem.

A tu wiosnę widać coraz bardziej, wypadałoby zakasać rękawy i kiecę, pozbierać się na zgrabną kupkę. Zacząć działać do cholery, w końcu skutecznie i dziarsko.   Niestety, nie ma łatwo, nawet cholerny pigwowiec stawia opór, nic to że nowa łopata i było rycie wszechstronne, w tym ręczne. Rzeczywistość daje odpór moim chceniom i wysiłkom.  Pigwowcowi odpuściłam na razie, został podryty ręcznie bo nowy szpadel  też by padł. Dziursko z jednej strony krzaka wręcz wyorane w lodowatej ziemi pazurami, a krzak się trzyma, palowe korzenie ma chyba na metr. Dziś wyraźnie  czuję tę wczorajszą lodowatość ziemi, pomogło czuciu blisko dwugodzinne sterczenie na przystanku, bo szlag, znów zmienili rozkład. Ciekawe jak Asia, ona nie ryła, ale na przystanku czekałysmy obie, żadna nie miała chęci na spacer do miasta czy powrotny do Bobusiów, więc tkwiłyśmy na przystankowej ławce pogadując. Niby nie było zimno. Niby.  

I tak ostatnio ze wszystkim, życie stawia opór. Teraz myślę jak tu posklejać i z powrotem zawiesić suszarkę. Niby można dokupić ramię lub całkiem nową suszarkę, ale co, nowe dziury w suficie? Niechętnie. Nieplanowany wydatek też niechętnie. 

Może dlatego tak mnie wzięło na opisy kamienne, by się pozbierać. 

Możliwe że znudziłam Cię nimi Czytaczu. Trudno, ludzie mają różne zboczenia, niektórzy to nawet znaczki zbierają bo wydają im się fascynujące. Pewnie są. A ponieważ dla mnie kamolki są znacznie ciekawsze od znaczków, to trudno, będę dalej nudzić. Uważam że trafia się wśród kamolków tyle urody, że warto, a ja na pewno chcę popisać przynajmniej o dotychczasowym bohaterze.  Lepsze to, niż taplanie się w słabym tu i teraz. 

Spoko, blog się nie zmieni na mineralny, choć osobiście to myślę że to świetna sprawa ta zdobna geologia. U mnie robi za odtrutkę. 

Pisała R.R. 


Powitalna poranna niespodzianka od futer. 


I ogólnie to raczej tak.




18 komentarzy:

  1. Też zmagam się z cholerną podsufitową suszarką, Robin podgryza,sznureczki, wiec musze je podnosic i wciskam za te górne. Sznurki co jakis czas sie przecierają, wiec wymieniamy, noww suszaeki sa gorsze jakosciowo, wiec tak bujamy się ze starą, no i tez musialoby byc wiercenie pod nowe dziury.
    Jak sie nam kiedys pralka zepsuje, kupimy z opcją suszenie. Czasem jak mnie wkurzy podsufitowa rozkladam stojaca na podlodze, mam mijsce w pokojach, wiec to nie problem, ale na stałe nie chialabym z niej korzystać jak wiecej prania i grubsze rzeczy,bo dlugo schnie.
    Kamyczki pokazuj, a jesli to terapeutycznie dziala,tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie podsufitowa sprawdzała się najlepiej-póki się trzymała. Sznurki, jasne że wymieniałam
      Pralko-suszarki mają większe gabaryty, a moja łazienka nieduża. Zostało mi suszenie na balkonie, ale jeszcze nie teraz.
      Co do kamiennych wpisów, to będę. Mogą znudzić, bo nie trzeba wszystkiego lubić😊.

      Usuń
  2. Sznur ze pierwszym świeżym wiosennym praniem to jest doznanie ekstatyczne. Jeszcze przede mną. Na razie pogoda ekologicznie nam umyła samochód z błota, miło z jej strony, bo ja auta myć nie mam nawyku, nawet za pomocą automatu czy innej myjni.
    A co do energetycznych niedoborów - też mam. I też mnie się to nie podoba. I też nie za bardzo widzę rozwiązanie - więcej słońca?
    Zobaczy się.
    Rysi życzymy spokoju. Również innym kotom, by weszły na ścieżkę medytacji i wyciszenia. :-DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, niech już będzie dobra wiosna. Może słońce nam pomoże. Na przyjemności z prania suszonego na świeżym lufcie na razie nie mogę liczyć. Ale będzie. Rysia dziś tylko zrzuciła w łazience kubek w pastą i szczoteczką, stłukła miseczkę z karmą i rozwaliła stosik ciuchów. Jest poprawa.

      Usuń
  3. U mnie suszarki rozkładane są, co i raz rozwalane przez wybryki kotostwa, które za cel ma rozkładanie się na wszystkim co wyprane. Mła pada na twarz i słabo silna cóś jest po zeszłym tygodniu, dziś miała pocieszkę administracyjną, taką na zasadzie a inni to mają gorzej. Wyobraźcie sobie następującą sytuejszyn; w bloku w jednym z mieszkań pęka ruła, w następstwie trza zamknąć wodę w pionie i wymienić rułę. Właściciel lokalu nie zgadza się na ową wymianę bo zabudował łazienkę i teraz hydrauliki ten cud zniszczą bo będą musieli dostać się do pionu. Pięć mieszkań w pionie nie ma wody, groźby samosądu padają. Rzecz ma miejsce we wspólnocie, administrator cytuje przepisy do zamkniętych drzwi, policja przyjeżdża bo właściciel mieszkania twierdzi że go napadają. Moje wypływy niekontrolowane to jeszcze nie najgorsze radości administratorskie. Mła zadziałała w sprawie wypływu, złość ją unosiła jak dechę na fali a teraz macki jednakże opadajo i mła czuje się wypluta prawie jak Ciotka Elka, która jest solidnie nawadniana ale nadal z niej słabizna. Im jestem starsza tym częściej u się obserwuję że okresy wkarwu i aktywności wymagają dłuuugich chwil lenistwa dla regeneracji. Coraz dłuższych i coraz bardziej leniwych. Jeśli chodzi o chałupę to obecnie u mła jest "przewróciło się niech leży". :-/ Dobrze że są kamyczki, roślinki i te wredne futerka oraz Małgoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, tez u mnie odreagowywanie trwa długo, bardzo.

      Usuń
    2. Niech żyje Małgoś! Niech zdrowieje Ciotka Elka! Niech żyje Ciotka Elka! Takie okrzyki żądające powinnam wydawać ku niebiosom, odnośnie niezlego się mania bliskich i niebliskich. U mnie jak tak dalej będzie, to będzie że ja się przewrócę i będę leżeć 🙄. I przy wstawaniu znów się przewrócę o to co poleciało i leży. Co za dziwne przedwiośnie, Agniecha na rację, niech już będzie rzetelnie wiosennie lepiej. Zdrowia nam. I Ciotce Elce!
      Ale pocieszka administracyjna jakoś do mnie przemówiła, typ głupiego wrednie perfidnego wodoleja został Ci oszczędzony, masz tylko głupie wodoleje🤔. Tyle że nerwy i przy nich, niby ciśnienie nerwy podnoszą, ale po nerwach to się jest bardziej flak. Niech nam żyje właściwe ciśnienie!

      Usuń
    3. No co poradzić Doruś. Człek płaci za nerwy, one też zdrożały.

      Usuń
  4. Przepiękne, nie mogę się napatrzeć! :)

    Zapraszam też do mnie :)
    youtube.com/@veronicalucyart

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam suszarkę pionową! Ona jedyna wytrzymuje harce kocie. Ale to jest firmy Vileda. Niezniszczalna. Tyle lat mam. Druty wygiete, ale Triss i Misza i Poppy mają na niej zabawę... Tylko skarpetki spadają. Na skarpetki musiałabym coś wymyślić.
    Rysia wyglada jak niewiniątko! i TAK! też mieliśmy przygodę z innym wiązaniem Poppy sznurków. Wraca od weta i tak widze dziwnie idzie. I szybko po kilku próbach doszłam jak było zawiązane... też nie wiem czemu na krzyż związała nad ogonem i kićka nie wiedziała co się dzieje... EHHH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocureczku, dałam filmik wyjaśniający dlaczego u mnie nie może być stojącej suszarki. Fotel lata, a suszarka by nie poleciała? Chwilunia by była.
      Te troczki, one na krzyż miały lepiej dociskać kubraczek, i robiły to za dobrze. Ale zadziałałaś, ja też 😊

      Usuń
  6. Już Misia u Weta bo nie ma jak jej jutro zanieść. Ale dobrze będzie przeglodzona ona tam sama a nie całe stado które będzie chciało mnie przez noc rozerwać na kawałki ..jutro zabieg napiszę po. Wstawiłam moje niuńki z wyglądu. Łobuzy.
    Kochane ale dranie.
    Spokojnej nocy życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Misia też będzie kubraczkowa🤔. Do niunków już lecę!

      Usuń
    2. Misia ząbki będzie miała usuwane. Ejmisia miało być. Google wie lepiej :D

      Usuń
    3. Misza Miszku ten szary łobuz u mnie po kastracji już dawno. Ona adoptowana była po zabiegu więc z nią nie mam przejść. Chociaż tyle.

      Usuń
  7. Wszystko dobrze. Właśnie z nią w plecaku wracamy. Dziki tłum tam jest czekaliśmy na naszą Wet bo mają dzisiaj konsultacje kardiologiczne. Ale ważne że jest ok!

    OdpowiedzUsuń