Czytają

wtorek, 8 lutego 2022

Notatka 410 "moja staruszka" . Spowiedź i trochę pliszkowania.

Obrabiam dupę. Sąsiadce, ale i sobie. Bo.

Z zazdrością czytałam u Tabaazy o Małgoś-Sąsiadce i Panu Dzidku. U mnie, choć jest staruszka za ścianą, mowy nie ma o familiarności. Nie, nie i jeszcze raz nie. Tabaaza znosi nawet od swoich poszturchiwanie laską, kluczem jest pewnie słowo "swoi". Moja sąsiadka może liczyć z mojej strony wyłącznie na wynoszenie śmieci i pomoc w ekstremalnych wypadkach. Nic więcej, choć jestem gorąco zapraszana w odwiedziny. 

Nie. 

Albo mam wredny charakter, o ileż wredniejszy od Tabaazy, albo instynkt samozachowawczy. Być może i to i to. Długoletnie sąsiadowanie było konfliktowe zawsze. Na oko czyściutka i w miarę elegancka milutka pani. Kulturalna. Dystans z mojej strony. Tak mi się ulęgło po przypadkowym usłyszeniu z ust całkiem mi obcej baby rewelacji. Daaawno, żyła Mama, a ja byłam nastoletni szczyl, krótko to było po zasiedleniu mieszkania. Podobno z mojej sąsiadki prawie domownik, obiadami gości, forsę pożycza. Dobrodziejka, a my ostatnie chamstwo, co ich się nie da kultury nauczyć. A ja głąb wymagający przeciągania za uszy z klasy do klasy. Tak pituliła koleżanka sąsiadki, babsko mi nie znane wcześniej.  Hmmmmmm. Taaaaa. Nieufność się we mnie wtedy tak rozkrzewiła, że wypełnia mnie ze szczętem do dziś. Obok innych uczuć.  

Mieszkanie obok. Niby spokój, ale znienacka nalot policji, bo mamy agresywnego psa, śmierdzącego i hałaśliwego nie do zniesienia. I na pewno podatek nie zapłacony. Misio z interwencji zobaczył moje ówczesne szczęście, ośmiokilową sunię która zamiast szczekania go omerdała i którą wygłaskał. Dowiedział się że sunia Gafunia w życiu nikogo nie ugryzła, szczeka na nielicznych, ostrzegając z daleka że nietypowy i niebezpieczny. I tak, szczekała przy spotkaniach z sąsiadką, chowając się jednocześnie za moje nogi. 

Potem, kilka lat później nalot ze spółdzielni, bo  donos  że śmierdzi kotami na klatce. Moimi. Akurat!!!! Moje nie wychodzące bez kontroli, wycięte i kuwetujące. Śmierdziało rzeczywiście, wizytowały blok cudze lub niczyje kocury, z upodobaniem olewajace z obu stron piwniczne drzwi.  Nalot był porą bardzo ranną, w czasach gdy było u mnie pięć kotów i nieposprzątana po nocy kuweta. Fredzio, Gucio, Kubuś, Mikuś, Tytusek. Kubuś z genialnym wyczuciem dramatyzmu walnął akurat wyjątkowo śmierdzącą kupę, uprzątnełam przy wysokiej komisji, tłumacząc, że ten smród ma się nijak do klatkowego, sprzątany jest na bieżąco, moje koty nie dają takiego czadu jak jajeczne, a jajeczne wchodzą przez zostawiane otwarte drzwi do klatki. Jakoś przyschło, ale kupsko Kubusia jednak spowodowało dziwne w treści pisemko proszące mnie o szacunek dla współmieszkańców. Kilka takich drobnych epizodów było. Czepialstwo nasilało się gdy nie było Łojca (pracował na Słowacji), milicyjny Misio był podczas takiej. Przy każdym przyjeździe Łojciec dawał  długotrwałe wrzaski biesiadując przy ścianie dzielącej mieszkania co on zrobi tej ....... . Tu sobie proszę wstawić zestaw dowolny słów niecenzuralnych.  Pomagało, sąsiadka na miesiąc lub dwa odpuszczała. Nienawidzili się gorąco. Zawsze. Dzieci tu raczej nie zaglądają, więc opiszę typowy epizod ze spotkania. Tu poszło o tykanie, sąsiadka o dekadę starsza coś powiedziała, zwracając się do Łojca po imieniu. I ruszyło. Głośno, bardzo głośno, z emocjami bardzo gorącymi, aż dziw że nigdy nie doszło do rękoczynów. O włos zawsze było. 

- Bruderszaftu nie było!!!!!! "Pan"  do mnie trzeba mówić!

- Wielki mi pan, po takich panach mój dziadek na konia wsiadał!!!!!!

- A mój takie panie w drewutni jebał, żeby mu chałupy nie zasmrodziły!!!!!

Łomot zamykanych sąsiedzkich drzwi. Łojciec długo parskał furią, zawsze. I tak to trwało, remontujący mi mieszkanie Karol wyzwany, moja przyjaciółka czekająca na mój powrót pod drzwiami zabawiana insynuacjami po których oczy robiły się wyłupiaste. Wypytana wyjawiła sensacje z których żadna nie miała nic wspólnego z faktami.  Ja niby uprzejmie zaczepiana bo coś tam, coś tam. Staram się być dla ludzi grzeczna, ale przy ostatniej takiej zaczepce  kilka ładnych lat temu powiedziałam, że nie mam czasu na takie rozrywki, jeśli się nudzi, proszę bardzo, istnieje coś takiego jak skok na bungee. Radykalnie pomogło. 

Potem, parę lat temu, było moje ratowanie jej, złamała biodro, drzwi zamknięte, szukanie telefonu do dzieci po informacjach i sąsiadach, wydzwanianie by natychmiast przyszli otworzyć, potem pogotowie. Usłyszał ciche wołanie Łojciec, ściana na szczęście dla sąsiadki w tym wypadku cienka, pozwoliła usłyszeć. I się wtedy okazało, że po pierwsze klucze potrzebne nie tylko w drzwiach wejściowych, zamknięty pokój  w którym była, po drugie sąsiadka ma dzieci, wnuki. Omijające kochaną protoplastkę jak zarazę.  Owszem, załatwią co trzeba, może i opłacą, ale bliskich kontaktów sobie nie życzą. Smutne. Bardzo smutne. 

Od tamtego wydarzenia mam wyrzuty sumienia. Coś powinnam. Tak nie powinno być, rzeczywiście ona jest sama. Stara. Nie wychodzi. To jest tragiczne.  


A tchórzę. Dość przez dekady było nieprzyjemności. Niby powinnam jak ten bohater cały na biało (żeby było dramatycznie widać krew),  powinnam coś tam. Odwiedzić, zadbać, sprawdzić..   

Zostawiam to bezczelnie sąsiadce z dołu. Ona uboższa stażem w sąsiadowaniu. 

Jedyne co robię, to patrzę w okno przy powrotach i wyjściach. Świeci się lub nie. Zmiany z zamkniętego na otwarte i odwotnie. Zmienia się ustawienie firanek i zasłon. Znaczy żyje. 

I regularnie wynoszę śmieci, przyznaję że z lekkim niepokojem. Możliwe przecie oskarżenie że je kradnę. Nie żarty, policja co parę miesięcy sprawdza doniesienia o kradzieży wnoszone wobec kolejnych opiekunek. Raz o trucie zamówionym jedzeniem. Zmieniają się opiekunki, policjantów witam jak znajomych, dzieńdobrujemy sobie na ulicy. W końcu widuję ich regularnie. Straciłam już liczbę tych opiekunek, szósta? Siódma? Jakoś tak. 

Więc nie. Nie będzie przyjaźni z sąsiadką.  

Tyle spowiedzi. Zazdroszczę Tabaazie.

A poza tym. Cisza u mnie na blogu ostatnio.

Nic złego się nie dzieje, mam się w miarę dobrze. Spełniam po prostu kiedyś popełniane życzenie by mieć czas na ubabrania rozmaite. Wzdychałam tak sobie czasami, dopadana upierdliwą niedoczasowością, zmęczeniem, niedospaniem. Kołowrotem, w którym cudem znajdowałam czas na bransoletkowanie i czytanie.   No i w końcu mam możliwość, to się babrzę. Do wypęku, zaniedbując z lubością porządki i inne codzienne niemilstwa.  Jak to zwykle u mnie, przy babraniu dłubaństwo mnie dopadło. I zapowiada się, że tak będzie, gdyż albowiem ponieważ moja koleżanka K. tak mi piszczała nad haftami, że pomyślałam sobie, że następnym dłubaństwem będą hafty dla niej. Niech piszczy nad własnymi. Niebieskie poduszki. W końcu!!!! Bo akurat koleżance K od dawna miałam ochotę coś sprezentować, należy jej się jak rzadko komu. I kłopot był, bo tak to jest z tymi co mają wszystko.  Hafty nie do pokazania jeszcze, przerwa w penelopiźmie, gotowe będą może za jaki miesiąc lub dwa.  Co poza tym. Miało być pliszkowanie. Wszystkie cykanki są pliszkowaniem. Drobna część. Nic nie ma jeszcze swojego stałego miejsca, może z wyjątkiem oklejanej drobinkami szkiełek kuli...... Może. Waza, nabytek za dwie dychy, świeczniki z żółtego szkła do kompletu z posiadaną też od niedawna lakową szkatułą-jajem. Dziwaczny pojemnik i mniej dziwaczne drobniejsze, białe. Tu jeszcze będę kompletować, spodobało mi się.  Jako końcówka obrazków aktualna pościel z rezydentem, pościel nowy nieśmigany  nabytek. Z ciucholandu za sześć złociszy. Rewelacyjny w dotyku. Miodzio.   Nie będzie na razie pokazany mosiężny, miedziany i brązowy złom, trochę tego nabyłam i wymaga on ogarnięcia zanim nada się do cykania.  Noo dobra. Przed.



A tu po wstępnym odmyciu na potrzeby posta.

I Feluś w pościeli.

Inną stroną mojego teraz, cholernie ważną, są futra. Rozwydrzyłam. Rozpuściłam. Dokuczliwe są, ale nie da rady odkręcić. I tym wyznaniem kończę, ekscesy pluszaków zostawiając na później. Od razu mówię, że to miłość sprawia, że od nich prawie wszystko łatwe, nawet podrapy. Po sąsiadce wszystko trudne.

Pa. Pisała R.R.

34 komentarze:

  1. A już się martwiłam, że tak długo milczysz, a tu okazuje się, że żyjesz w realu i to całkiem dobrze :) Super.
    Nabytki cudne, masz oko do wybierania takich perełek.
    A z wyrzucaniem sobie, że nie jesteś wystarczająco dobrą sąsiadką, to powiem tak- to chyba żart, rozumiem, że zaglądasz w okna, czy żyje, czy że wezwałaś pomoc po jej wypadku, ale już nawet wynoszenie jej śmieci to nadmiar grzeczności z Twojej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działam. Dziam i dzieję 😀. Oraz mazam😀 i igłuję🤣.
      Co do sąsiadki. Rozum, instynkt i doświadczenie mówi mi jedno: trzymaj się z daleka, ale sama rozumiesz. Żal jej.

      Usuń
  2. Ładniutkie zdobycze, tylko cmokać pozostaje, a konik najpiękniejszy. Kitek wie gdzie sie usadowić, posciel bardzo twarzowa, ale jaks taniutka! Ja szukam 200/220 i najlepiej jednokolorowej, i przsscieradel na gumce, porządnych,, bo juz w jyskowych dwoch dziurzyska są, taka cienizna.
    Dzis tylko wyszperalam dwie pary czarnych leginsow i biała ozdobną poszewkę na poduszkę.

    Co to sasiadow to trzymam dystans, rozmawiamy czasem na kl.schod., jedynie z sasiadem obok trzymamy sie bliżej.
    Ty masz inna sutuację i nie wyrzucaj sobie brak zainteresowania, dobra dusza z ciebie skoro smieci wynosisz, a pani juz demencjna i nie dziwne , że sie opiekunki zmieniają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pościele, to chyba najłatwiejsze do kupienia w ciuchlandach. Już nie kupuję właściwie, nadmiar mam. Na ogół trzeba przeszywać, ale materiały o tyle porządniejsze! Tym razem skusił wymiar powłoczki, taki jak trzeba, dopiero w użyciu się okazało jaki to miły materiał, wcale tak nie wyglądało przez pożółkłą fabryczną folię. Tak ładnie 😀.

      Usuń
  3. O i tutaj zdobycze widzę :)
    JA mam kilka zdobycznych na olx za 5 zł książek - wcale nieczytane... Kilka zakłądkę po kilku stronach porzucona. Ludzie chyba dostają książki i wystawiają na vinted / olx ot tak...
    Na nowe się nie orywam. Dostałam rachunek za prąd.
    Oj... Ciężko będzie.

    A no i w następnym wpisie pokaże co dostałam dzisiaj na uro :)
    Musze moim niedobrym misiom fotek nacykać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nacykaj misiom, nacykaj😀. Paczusia mikro do Cię pojedzie. Taka mikro bardzo. Wszystkiego dobrego z okazji zmiany kodu!

      Usuń
    2. Ja właśnie będę nadawać też paczusie , bo już gotowe są. Tylko tam kotkom jeszcze dołożę jedna rzecz. BO DZIEN KOTA JEST ZA TYDZIEN !!!

      Usuń
    3. Kocurro, wyślę w przyszły poniedziałek lub wtorek. Dla kotków chyba nic nie będzie 😔. Zobaczymy😔

      Usuń
    4. U mnie same kulki są nażarte. Za to Felus ma jakieś zapadnięte policKi. Protest!

      Usuń
    5. Zapadnięte? Skąd!!!! Waga misia wręcz wrzeszczy o przeciążeniu.

      Usuń
  4. Nie, nie powinnaś. To, że ktoś zasiedział się od dekad w mieszkaniu obok, nie oznacza, że może pretendować do stanowiska Małgoś-Sąsiadki. A skoro progenitury nie podtrzymują bliższych kontaktów to znaczy, że im te kontakty nosem wyszły bardziej niż Tobie, czyli, że sobie kobiecina ręce po pachy urobiła, żeby bliskich przepłoszyć. I to rzeczywiście jest przykre.
    Jeżu! Do gdzie ja się pcham z moimi zdobyczami, jak u Ciebie takie cuda! Gdzie takie dobrodziejstwa można nabyć po takich nieadekwatnych cenach??? Wszystko piękne jak marzenie! Ta waza może się nada na pojemnik do pieczywa? Ale pościel (Felusia bym sobie sprawiła we własnym zakresie) to normalnie budzi mą brzydką zazdrość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym pościel i Felusia zwinęła :D kto wie czy nie z Romana i reszta ekipy 😹

      Usuń
    2. Coś Ty!!! Byłam, widziałam, cmokałam. Jutro popiszę. Te moje zdobycze łapię w trzech miejscach, ciuchland (trzy miejsca, z czego Sortex dał białe pudełka i śliwkowy pucharek, inny pościel. Giełda staroci wszystkie świeczniki. Najlepszym żródłem jest rynek, gdzie wciąż urzędują drobni handlarze rupieciami i jeden solidniejszy. Co dziwne, on, ten solidny, zwozi cuda, które jeśli nie znajdą nabywców do giełdy, gdzie też wystawia, to na giełdzie nagle sprzedaje za ciężka kasę. Przed poprzednią giełdą, na rynku odpuściłam z powodu braku kasy ruskiej porcelanie, bombonierce z małym łabądkiem jako uchwytem pokrywki. Dwie dychy kosztowała. Brakło mi, tam nie ma czytników. W sobotę była giełda, w międzyczasie chyba sprawdził i bombonierka nagle kosztowała 400. Też sprawdziłam. Łomonosow. Waza i cała reszta, łącznie ze złomem od niego.. Problemem jest zasyfienie, po złomie widać jak potrafi być.

      Usuń
    3. O-żesz-ku!!!!!!!!! Łomonosowa puściłaś! Za dwie dychy! Teraz to i Ty się doszkolisz ;))) W końcu i Ty możesz coś na takich zakupach ugrać. Ten Łomonosow za 400 to ciągle jest okazyjna cena i ktoś mógłby ją zapłacić Tobie. Ja ostatnio w tranciarni znalazłam flakonik nieduży, zgrabniutki, dyskretnie obróciłam, sygnatura Rosenthal biła po oczach, nabyłam, a jakże, za 10 ziko. Jak się nim nacieszę puszczę za 40 na allegro lub olx. Ja tu niestety nie mam takich ryneczków z rupieciami, a w tranciarniach to się przeważnie znają i okazja się trafia niezwykle rzadko.
      Są takie szwedzkie preparaty z serii MP-52. Genialne! Ja zawsze nimi robię "renowację". Najczęściej używam tego do mebli z przyczyn oczywistych :)

      Usuń
    4. He. Waza jest wzorem z Tielsch'a. Ma gzygzołek na spodzie😀. Rynek jest dwa razy w tygodniu, wtorek i piątek, a gościu objeżdża okoliczne rynki w inne dni tygodnia, z przerwami nieprzewidywalnymi. Poluję u niego i na niego😀, i nie ma tak bym nic nie kupiła. Ostatni nabytek to turkusowy wazon. Nie powinnam, ale na turkusowe szkło nie mam odporności. Żadnej.

      Usuń
    5. Zwinęłłabyś o Kocurro? Naprawdę? Z Jacuniem?

      Usuń
    6. Waza to Tilsch! Łomatku kochana! Na ryneczku Tilsch prawdziwy! Toż to rozpusta. Ja myślałam, że jakaś współczesna podróba Kahli, a Ty mi tym Tilschem między oczy. W sumie to dobrze, że nie mieszkam bliżej, bo bym się wybrała, a naprawdę nie powinnam. W takich miejscach tracę wszelką odporność, zwłaszcza gdy ceny są miłe.

      Usuń
    7. Nie patrzyłam na sygnatury przy kupowaniu, wystarczył fakt że z kompletowanych sztuka jakiej nie miałam. I nie ma gwarancji że to nie podróba, sygnatury też podrabiane, a ta mało wyraźna. Blada, a one w necie lśnią kobaltem. Ale tak, ten wzór Tilsch robił, więc kto wie😀. I nie uwierzę że we Wrocławiu nie na rynku, takiego raz czy dwa w tygodniu, gdzie wśród dóbr rozmaitych i rupiecie. I warzywa, ciuchy, części maszyn, zboża z worów. Nie handlują już żywymi stworami, żywej kury nie kupisz, ale oskubańca jak najbardziej. Zubożał bardzo ten rynek, są takie gdzie tylko kilka stanowisk, ze wszystkim co prawda, ale punktami na dużym placu. I gościu bywa na co którymś 😀, tak, miewa cuda😀 ale i ogrom chłamu. Bywam regularnie i tropię, powodem głównym wcale nie rupietki ale garnki. Muszę wymienić, a ceny porządnych nowych to ech - a gościu miewa. Wszystko miewa, tylko trafić. Na garnki na razie nie wpadłam, tylko jeden, przydatny jak dziura w moście, do szparagów. Ale jakości wybitnej i nie używany. Oraz za cenę miłą 😀.

      Usuń
    8. W necie to i ja lśnię. Co innego prezentacja cud miód sygnatury, a co inszego rzeczywistość.
      Ależ oczywiście, że jest rynek tzw. Pod Młynem i parę innych, ale nasi już się wyszkolili i na okazje ciężko trafić. Szybciej właśnie w mojej małej wiejskiej tranciarni.
      A widzisz, u mnie ostatnio były garnki i w ładnych cenach. Nie gardź tym do szparagów, bo genialnie się w nim gotuje kukurydzę na sztorc.
      Choć do mnie, bo tam Kitty zostawiła dla Ciebie oklaski :)

      Usuń
    9. Byłam 😀. Cieszę się z oklasków 😀, a jeszcze bardziej że Ci anioł przypasował 😀. Wiesz, ja niezbyt cenię własne malunki-mazanki. Same uwagi mam. Przez lata wykruszyły mi się farby i spoiwa, znacznie częściej sięgam po kredki, choć tu też niezbyt mnie zachwyca efekt. Jeśli już sięgam po narzędzie zostawiające kolorowy ślad, to najczęściej by ozdobić coś użytkowego, gdzie ozdobność jest dodatkiem. Więc obrazki u mnie rzadkie 😀

      Usuń
  5. Tranciarnia? U nas co najwyzej prlowski Pruszkow, albo cos tam drobnego z bavarii, sprawdzam, ale nic co bym chciala, no i od razu ponad 20 zł za malusi np .wazonik. Za konto na olx trzeba placić, więc nie chce mi się bawić w kupowanie a potem w sprzedawanie, a co jak nikt nie kupi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doruś to jest tak. W Cz-wie pandemia była bezlitosna, wybiła do prawie nogi antykwariaty i graciarnie. Ocalała DESA i jeden dla miliarderów. Owszem, tam widzę ładności utopione w badziewie. Kilim Pieski, którym się bardzo słusznie chwali, tam kosztowałby trzy tysie, nie ma inaczej.

      Usuń
    2. Dora, ja tam Pruszkowem nie gardzę, a wręcz lekko choruję na, bo właśnie taką swojską ludowością mi tchnie. Co prawda nie Pruszków a Tułowice, ale też w kolorach miodów, właśnie sobie skompletowałam. Gra mi ładnie z kubeczkami, które robią w Unisławiu ale tylko na rynek UK i wysorty kupuję w Bolesławcu na święcie ceramiki.

      Usuń
  6. Masz dobry charakter i brak instynktu samozachowawczego. Dajesz się wykorzystywać. Ratowanie życia to zupełnie inna kategoria niż wynoszenie śmieci. Ja mam dobry charakter ale silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy i asertywność. Jak mi ktoś zajdzie za skórę, to staje się dla mnie powietrzem. Ignoruję z żelazną konsekwencją, nie kłaniam się nawet. Wynoszenia śmieci mogłaby się ode mnie doczekać tylko wyjątkowo miła i porządna osoba. Wredna nie jestem, nawet empatyczna bardzo, ale... jak wyżej.
    Łupy cudne, konik (jednorożec?) przecudny :) - ale ja to lubię tylko pooglądać, nie mam genu zbieractwa :).
    Niedawno po raz pierwszy w życiu nabyłam w internetowym antykwariacie dwie książki po 10 i 12 zł, z przesyłką razem 40 zł. Tak mi na nich zależało, że za nowe dałabym nawet 200. I wolałabym drogie ale nowe, ale co zrobić, jak nie ma. Dyskomfort okropny przy czytaniu, bo niby nie zniszczone, ale dość wiekowe i mimo solidnego odkurzenia czułam ten kurz w nosie i oczach. A co to za rarytasy, to opowiem jak wrócę na łono blogosfery, jeszcze z miesiąc mi zejdzie.
    Pozdrawiam Ciebie, zwierzątka i wszystkich współzaglądaczy :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze że wrócisz, tęskniłam😀Mam nadzieję że się wszystko co zamierzyłaś udało, a to co robisz teraz też takie będzie😀. Nie wiem co do charakteru, jak tam z tym u mnie. Przed kontaktami z sąsiadką się wzdrygam. Ale jednak. Straszna taka sytuacja. Nic nie zmienia jej to, że najprawdopodobniej sobie zapracowała na stan obecny. Kiedy się wprowadziliśmy, jej dzieci wyfrunęły z gniazda, i to tak skutecznie, że do wypadku z biodrem byłam święcie przekonana że nie ma dzieci. Żył jeszcze jej mąż i dopóki żył, to nie było "donosów", ale mitomania tak. Ona naprawdę nie wygląda na małpę, tu trzeba doświadczenia własnego.
      Co do zbieractwa, to najwyraźniej masz to samo co jedna ze znanych mi i lubianych Aś. Wszystko nowe lub własne stare, bo inaczej się zadrapie i zakicha😀. Na rarytasy czekam😀

      Usuń
  7. Jak można porównać takiego paskudnego donosicielskiego babiszona do Małgoś - Sąsiadki. Mła pamięta jak kiedyś do nas przyszła policja w spawie upierdliwego lokatora odziedziczonego po systemie, który dla wszystkich sąsiadów był przez pewien czas dopustem bożym. Małgoś nie bardzo wiedziała czy to mła wezwała policję czy lokator więc odegrała scenkę rodzajową z mundurowymi. Jej "Panie władzo, ja nie wiem kto tu mieszka i jak się nazywa bo wie pan, ja mam lepsze i gorsze dni" przeszło do kamienicznej legendy. Ledwie mła się pojawiła coby władzę przyjąć to Małgoś zapodała takim teatralnym szeptem, słyszalnym na pół kamienicy - "Byli w sprawie tego G., nic nie powiedziałam a Irenka, Ciotka Elka wszyły z M. to nie mają się od kogo dowiedzieć. I poszłam powiedzieć Kacprowi żeby mama udawała że jej w domu nie ma. Listonoszowi z pieniędzmi do D. i do M. to powiedziałam żeby przyszedł później to będzie ekstra od renty, nic się od niego nie dowiedzą. Dobrze zrobiłam?" Macki mła opadły a gliny na korytarzu rechotały z tej konspiry bo przeca Małgoś miała wtedy zdrowo po osiemdziesiątce i wyglądała na słodko staruszeczkę a nie na siłę czyszczącą przedpole. Taka jest Małgoś, może mła laską szturchać do woli. Masz obrzydłe babsko za sąsiadkę, wynoszenie śmieci i sprawdzanie światła starczy. To musi być straszliwa hetera skoro rodzina jej unika, u Małgoś dzieci są dwa, trzy razy w tygodniu, głównie po to by mogła ponarzekać na to że ją nachodzą i spokoju nie dają orz by mogła wydawać lepsze słodycze dla prawnuczków.
    Łojciec, niech mu ziemia lekka będzie, wyczuł zołzę i użądlił skutecznie. pewnie jakby było bardziej elegancko to by nie odpuściła. Feluś i pościel piękni, oczy rwą. Złom tyż genialny. Rany, jak mła by zapolowała! Łomonosow nieodżałowany. Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie porównuję. Zazdroszczę, Małgoś JEST SKARBEM, nawet jeśli laska idzie w ruch.
      Co do Łojca i sąsiadki, to jej insynuacje w sprawie braku kultury miały podstawy, wobec jej osoby to granitowe. Nie da się zaprzeczyć. Ale też podstawy były słuszne, oj awanturnie bywało!!!
      Poluj. Wiesz, już naprawdę powinnam se odpuścić, no ale taka przyjemność i odpuścić? Polowanie jest przyjemne samo w sobie, nie musi zawsze przynosić łupów, tym bardziej przecież cieszy jak przyniesie😀

      Usuń
  8. Jacuś by wariował z Juuumi ! I miski czyścił 🤣

    OdpowiedzUsuń
  9. Poszło coś dla Jacusia 🤣 !
    Obawiam się, ze mnie zamordujecie razem z Tabs 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocurro? Wysłałaś co? Koci puzon?

      Usuń
    2. Ja nic nie mogę powiedzieć., Ja trzymam stronę łobuzów 🤣🤣🤣

      Usuń