Czytają

niedziela, 25 lipca 2021

Notatka 357 bo miałam pomysła


Już jestem wyparzona, kleszcze nie zdążyły się weżreć, a przyniosłam na sobie przynajmniej dwa.  Łeb umyty, ciuchy zalane wrzątkiem stygną, jutro będzie chodzić pralka.. Późna kolacja zjedzona,  futerka nakarmione i mniej więcej wykochane. Gacuś zawsze się daje łatwiej wygłaskać i wypieścić, to zawistny Jacuś i Felunio wymagają wiecej. Kochany  Feluś zaaresztował mi rękę, tuląc się do piszącej, Jacuś krąży jak rekin koło szalupy, a Gacuś zadowolony zajął już nocną miejcówkę na wyrku. Dołączę do niego po pisaninie i wypieszczeniu niedopieszczonych. 

Znów było tyractwo, przyszły roślinki do cienia, trzeba było posadzić. Gdyż albowiem ponieważ trzy tygodnie temu miałam pomysła na cienisty zakątek, i uznałam że niezły. Jest w trakcie realizacji, mnóstwo jeszcze do zrobienia, do okiełznania bluszcz, kamole trzeba unieruchomić i niestety, niestety jeszcze domówić parę sztuk jednej roslinki. Jedna to mało. Houstonia błękitna się zowie, kwitnąca powyżej, ale jakże śliczna jak nie kwitnie.... A wszystko dlatego, że przestała mi się podobać "ścieżka" dzieląca cieniste od mniej więcej słonecznego. Wymyśliłam, że puszczę na niej zadarniacze, tak by uzyskać efekt zarośniętej powierzchni stawu. Miały być betonowe belki imitujące deski dziurawego pomostu, ale napatoczyły się odłamy kiedyś tam robionej na gołą ziemię wylewki pod ławkę. Wylewanej jeszcze przez poprzednich właścicieli. Dwa tygodnie temu wyrywałam spod darni. Sporo czasu jeszcze upłynie zanim będzie właściwy efekt, niestety nie będzie to dziurawy pomost nad zarośniętym stawem. Może kiedyś.  A może alternatywnie, zamiast belek czy obecnych chwiejnych kawałków betonowych płyt płaskie powierzchnie idealnie wypoziomowane, pokryte lustrzaną niebieskawą folią, zabezpieczone żywicą przed mrozem.... Udawałyby lustro wody. Stałe pozostaje udawanie zarośniętego stawu.

Oprócz houstonii ślicznie imitującej rzęsę, w konkursie-eksperymencie na udawacza zarośniętego lustra wody udział biorą: 

Pragnia syberyjska, floks kanadyjski, miodunka dwa rodzaje, tymczasowo pierwiosnki robiące za salwinię. Dojdzie jeszcze kostrzewa niedźwiedzie futro.

Pragnia syberyjska.


Floks kanadyjski. Nie ukrywam, że jestem w roślinie zakochana. A jak się okazało, że ona lepiej rośnie w cieniu, oraz że po przycięciu kwiatów robi śliczne niziutkie kępy, to przepadło. Musiał być. Okresowo zdaje się że to niby mokre będzie wściekle kwitło, mam nadzieję, że nie wszystko na raz. 



Miodunki.




Kostrzewa Gautiera "niedźwiedzie futro"


Zamiast kostrzewy czy floksa powinno być dużo czegoś bardziej płaskiego, np. karmnika ościstego, ale nie wiedzieć czemu u mnie nie rośnie, testowałam.


Ciekawe co wygra, "mokrość" powinna być mało mozaikowa, bardziej jednorodna. Houstonia i floks krótkowieczne, tak jak i pierwiosnki. Pierwiosnki dzielę bezboleśnie, houstonia też mi na taką roślinkę wygląda. Kostrzewa też nie jest wieczna.  Zobaczymy.

Inna rzecz, to obramowanie cieku. Tu jazda większa. Bergenie, funkie, ciemierniki (czarne-białe), hakonechloe i liriope,  liriope mam, ale jedna nie tam gdzie trzeba. Uparłam się i wycięłam fragment omal nie łamiąc noża. Kiedyś na tej kępie złamałam super nowe stylisko wideł,  tym razem z jedną sadzonką się udało, przydałaby się jeszcze inna liriope na drugą stronę ścieżki. Mam Big Blue, mam drobniejszą odmianę chyba czystą botanicznie, przydałaby się jeszcze inna. Wiecznie zielony gigant lub "variegata" o pasiastych liściach. Informuję, że tak modne turzyce też testowałam, z trawami po drodze mi z nielicznymi, a liriope u mnie rośnie. Trawy albo wcale, albo w stopniu trudnym do utemperowania.




Dlaczego pomysł akurat taki?

Powody dwa.

Jeden to wielka obfitość maleńkich ropuszek. Drobinki po jednym centymerze. Jak chodzić po trawie jeśli takie maleństwa mogą się w niej kryć? Bo w cieniu, tak, siedzą w trawie. Przejście daje bezpieczeństwo  i schronienie pod kamolami małym ślicznym paskudom.

Drugi to malowniczość pomysłu. Dowody zamieszczę później. 

..... z kamolami, okazuje się że popularne.




...pomysł z "lustrami wody" do chodzenia trudny do udokumentowania, tak jak trudne będzie uzyskanie takiej imitacji. Może wionąć sztucznością i kiczem. Ale kusi, bo liczne lusterka "wody" wobec jej ciągłego braku byłyby bardzo miłe. No i w końcu nie tylko jeden w historii świata by chodził po wodzie. Nie zamarzniętej.


... wydawało mi się, że pierwotny pomysł z dziurawym mostkiem najprostszy do udokumentowania. A chała.  

Na razie obraz ratunkowy. Joanna Sierko-Filipowska. Lato pełne motyli.


Jeśli ścieżka choć trochę będzie się nadawała do pokazania, to oczywiście pokażę.  Na razie się nie nadaje.

Co do pomysłów strzelających mi pod czaszką, to bywają one dziwne, głupie i od czapy.  Wszystko się rozbija o realizację, bo przecież przy moich pomysłach zawsze jest coś, co robię pierwszy raz.  I wiadomo, popełniam byki. Część pomysłów odpada, na szczęście nie dzielę się  nimi z Bobusiową Beatką. Gwarantowane, że upierałaby by się np. przy odrzuconym pomyśle z betonowym krokodylem, a właściwie z jego fragmentami. Ooo, nie całkiem realistycznie, raczej ryta płaskorzeźba-mozaika niz real. W końcu miałby spełniać funkcję ścieżki.  Co by to była za paskuda!!!  Ale też kusi.

Pisała R.R.

56 komentarzy:

  1. Oj u mnie jakiś spadek energii dzisiaj. Wpisik jest, na razie część pierwsza :D

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. widze już którąś wersję ostatnich obrazków - chyba się przenoszę między alternatywnymi rzeczywistościami :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przenosisz się Kocureczku. Za wcześnie opublikowałam, wpadło mi jeszcze do makówki co nieco. Jak zawsze, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niewiele z tych nazw coś mi mówi, botanik ze mnie słaby, a ogrodnik "niedzielny", bez jakiejś szczególnie wielkiej pasji. Ale lubię czytać i oglądać zdjęcia i programy o ogrodach, czasem czymś się przy okazji zarażam. Ostatnio myślę właśnie o zadarniaczach do cienia i o trawach na pustynne miejsca. Twój pomysł z zarośniętym stawem bardzo mi się podoba :). Jeśli chodzi o rośliny zadarniające, to myślę o nich włąśnie z powodu maciupcich ropuszątek czy innych żabiątek, bo w stawie nam się lęgną i potem problem z koszeniem trawnika (który i tak rzadko bywa koszony, żeby nie wysechł i żeby dawał schronienie padalcom, jaszczurkom i rozmaitym żabowatym). Docelowo trawnik ma być kwitnącą łąką, ale nie mogę mieć wszędzie tej łąki po pas, potrzebne są jakieś przejścia, na razie leżą wkopane tu i ówdzie granitowe płyty z jakiegoś odzysku i gdzieniegdzie obrastają samopas czymś rzęsopodobnym co samo przyszło. Staram się tu i ówdzie dosadzać coś odpowiedniego, trochę mi ten Twój wpis dopomoże :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie byłam na wpisie książkowym. Niedobry Blogger mi nie pokazał. Nie lubię go.

      Usuń
    2. To rzęsowate co przyszło, to pewnie tojeść rozesłana. Troszeczkę tych roślinek zadarniaczy jest, gorzej że bywają ekspansywne strasznie, łącznie z tymi co u mnie nie rosną (karmnik). No cóż eksperyment zaczęty, musi być tak, bo przecież jeszcze jaszczureczki, winniczki. Z Ciebie większa szczęściara, padalce i jeżunie, one też nie lubią deptania.
      Z trawami uważaj, bywają potworami. U mnie takimi potworami były miskanty, żubrówka a teraz potworne cechy wykazuje biało-zielona trawka. Pewnie jeszcze będzie o "zarośniętym stawie" pisane, i jak miło że ciut Ci się przyda😀

      Usuń
    3. "Rzęsa" drobniejsza od tojeści i ma drobniutkie jak mak białe kwiatuszki (jak w ogóle ma, bo w tym roku nie bardzo). Tojeść kojarzę, bo mam pod świerkami, bardzo ją lubię w tym miejscu, sama wyrosła, ładnie pokrywa łyse przestrzenie, pilnuję tylko żeby za bardzo się nie rozpanoszyła. O trawach myślę na jedną rabatę będącą obecnie pustynnym placykiem, ale też do skrzynek na taras typu patelnia, tam się nie rozejdą :).

      Usuń
    4. Rzęsę podejrzewałam już kiedyś o bycie karmnikiem ościstym, tyle że taki trochę marny, ale podoba mi się jak poduszeczkowato obrasta kamienne płyty, sam przyszedł... Jednego roku coś mu pasuje i ładnie wyrasta, drugiego ledwo-ledwo... Nie wyczaiłam jeszcze o co chodzi, co mu pasuje, a co nie.

      Usuń
    5. Skoro tak, to stawiam na karmnik. On fumiaty, na pewno lubi słońce. U mnie zdychał i w słońcu i w cieniu, podejrzewam, że po prostu musi mu pasować odczyn gleby. A na moim z tym różnie, sama ziemia jest w głębi alkaliczna jak diabli, po wierzchu bywa kwaśna.

      Usuń
    6. Moja ścieżka akurat na granicy między kwaśną a alkaliczną częścią ogrodu, więc bądź tu mądry człowieku :). Trzeba by zbadać odczyn w tym miejscu, ale podejrzewam bardziej alkaliczną, bo ta rabata jest wyżej i jak spływa coś to z niej bardziej.

      Usuń
    7. Tojesc też mam. Żółtą i zieloną. Żółta jest podłym uzurpatorem, zdobywcą bezwzględnym, ostatnio ją tępię. Zielona jest bardziej łagodna- dla oka też, świetna w trudnych miejscach. Nie nadaje się jednak na stawowy zadarniacz, szybciutko przejście też by zarosła.

      Usuń
    8. Ale dobrze że karmnik przyszedł i jest. U mnie uparcie odchodził 😀.

      Usuń
    9. Aaaa, granit jest kwaśny!! Jak karmnik pcha się między płyty to lubi!

      Usuń
    10. No prawda, zapomniałam. To faktycznie spróbuję na kwaśno podsypywać, może bardziej ruszy.

      Usuń
  5. Ja ręcznie po blogac latam, bo mi blogger nie pokazuje na liście blogów co czytam, schrzanione jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam, podoba mi się i Kreta😀, działkowicze i cała reszta ze zgodą pomiędzy skłóconymi włącznie. To Mefiego zasługa.😀 A gdzie małe niespodziankowe? Będzie?

      Usuń
    2. Musze dawkować :D Będzie. Mała Yuumi - tak nazwał Młody czyta się Jumi - tak mi tłumaczy, właśnie wylała cał akawę na stos upranych ciuchów... Więc pralka w ruch. Idę nastawiać. Znowu. Chyba sznurki po domu rozwieszę... :o

      Usuń
    3. U mnie miseczki znów pobite, karma wszędzie. Jumi😀

      Usuń
    4. oczywiście ja też mały dopisek zrobiłam. :D

      Usuń
    5. polecam tedi, talerzyki piknikowe takie lekko głębokie, kolor turskusowy/morski - 5 zł sztuka i na tym jedzą puszki. bo tak to na słupkach mam miski z karmą na najniższej półce, a wyżej już książki. Misie przed ksiazkami siedza, zeby nie łaziły tam.
      widac to chyba na fotce na mailu co wyslalam, te miski jak mała Jumka je ze wszystkimi :D

      Usuń
    6. Kocureczku, blogger bywa Chamydłem większym od Gugiela. Małgosiny wpis cenny, czytać lada chwilka będę szwedzkie tomiszcza, biblioteka dała cynk że na mnie czekają. Miseczek z melaminy unikam, a na takie mi te tedi wyglądają. I też pękają, niestety.

      Usuń
    7. Jak stane to pekna. Zobaczę pod spodem zaraz co to jest

      Usuń
    8. Niezniszczalne są metalowe, w zooplusie teraz małe 200 ml ze spodem antypoślizgowym są po 5,40 i po 6,40, większe 450ml po 9,40 zł. Jedną bardzo dużą mam po psach, służy kotom za wodopój.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Rany, ja wcale nie dlatego ten wpisik!!! Ale strasznie miło, wiesz?

      Usuń
  7. Jumi obejrzałam na Pomagam, urocze stworzonko :))). Też mi się stado rozmnożyło, był dochodzący duży czarny kocur, zadbany, wysterylizowany, z obróżką, ale od jakiegoś czasu już całkiem mieszka w naszym ogrodzie, chyba mu stołówka podpasowała, bo zjada wszystko w dużych ilościach. Kocie damy go akceptują, więc... sobie mieszka. Zobaczymy, czy zostanie, nikt w okolicy się do niego nie przyznaje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten na działkach szary u nas to nowy, nie było go rok temu.... Wyrzucają ludzie chyba nie uda się rozdać to wywalają . Choć jest pomysł, że kocica wyprowadziła. Ale kto wie. Strasznie proludzka i ufna jest kicia. Sama po spódnicy się wspina

      Usuń
    2. Śliczny jest. Tak ludzie wyrzucają, podluchy.
      Ale też pamiętam akcję z szukaniem czarnego kocięcia. Właściciele odkryli że skarbek im spruł przy okazji wnoszenia zakupów. Szukali uparcie chodząc od mieszkania do mieszkania przez kilka dni. I się okazało, że czarnulka wywiózł do rodziny spragnionej kota jeden taki z sąsiedniego bloku. Żądania zwrotu skarbeczka grzmiały długo, przeważyło to, że skarbek jednak lepiej miał w rodzinie na wsi, traktowany jak królewicz. I tam został.

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. A no tak. Czipsy ;). Tyle, że jednemu się rozsypują, a inny przygarnia ile by nie było...

      Usuń
    2. Osobiście wolę ten drugi gatunek człowieka.

      Usuń
  9. Wiesz, jak mama nie uczy nieufności, to małe ufają. W jednym resztkowcu Cz-wowskiej huty jest kociczka od lat stołująca się u hutników. Nie do złapania, ma radar. I przyprowadza dzieci na mleko. Bije je, jeśli chcą podejść do ludzia, czy zjeść coś innego niż mleko. A potem wyprowadza małe w świat. Serce się ściska, te małe nieufne jak diabli wobec człowieka, jak one sobie dają radę w ludzkim świecie? Kotka z Polnamu sama szła do ludzi z kociakami. Pilnowała czy im się krzywda nie dzieje i również wyprowadza poza rewir. I te kociaczki ufne, niejeden skarb pochodzi z tego źródła. A kocica też była z radarem, prędzej dałoby się złapać ufo niż ją. Nie wiem która metoda wychowu kociąt lepsza, sama wiesz ludzie nieobliczalni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś jest z tymi czarnymi. Moje wszyskie czarne przytulasy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy tę houstonię to z Teksasu z Houston trzeba zamawiać? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nieee, nie na wołania "Houston mamy problem"😀 jest parę punktów gdzie można kupić. Żadna tajemnica, moja ślicznotka z Albamar-u

    OdpowiedzUsuń
  13. Piekności pokazalaś,mialam kiedys floksy kanadyjskie na balkonie, są wspaniałe. Bardzo podobaja mi sie te zielone kepki z bialymi kwiatuszkami, widzialam w leclerku, ale marniutkie, a kosztowaly 7 zl, wiec zrezygnowalam, a juz juz mi reka biegla do nich.

    OdpowiedzUsuń
  14. Biegnie, ach jak biegnie ta rączka.😀 Co dziwne, karmnik czasem sam się wprowadza, bywa też tak nachalny, że się go tępi jak chwaścidło. Tak jak u mnie bluszcz, tojeście rozesłane, gajowiec. One też drogawe😀

    OdpowiedzUsuń
  15. Nic mi nie mów o nachalności, bo niestety mam na swojej wiosce rdestowiec,nie ma mocnych na dziada.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyli masz Dżingis Chana. I nie ma Cię by zbója wycinać. Ech. Na pociechę Ci powiem, że jakbyś się uparła mogłabyś go zjeść lub sprzedać ziele. Jak wiele inwazyjnych potworów jest zdrowy, mało tego. Leczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byl wycinany, truty, palony, rosnie i jest niezniszczalny, piszą, że wykopywanie wraz z ziemią na glebokosc 4 m.też nie do konca pomaga, czynnosc trzeba powtarzac i chyba ziemie przesiewać zeby nie zostaly jakieś resztki. Beton ,mury mu nie straszne. Taką ziwme kupilismy i nawet nie wiedzielismy , co to jest i że tak ekspansywne i nie do wytępienia.Panowie kosiarze nam dwa razy skosili maszynowo, czym pobudzili do wiekszego rozrostu....

      Usuń
  17. Osobiście podejrzewam, że koszenie, glebogryzarka, i potem koszenie co tydzień dałoby radę. Coś takiego wytrzymuje tylko co niektóra trawa i nic więcej. Tylko, raz trzeba by być na miejscu, dwa, rzeczywiście kosić, zaczynając tydzień po gleboryzarce. Widzę przy torach ogromne kępy roślinki, małe lasy, to rzeczywiście straszny zawodnik.

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety teren bogsty w kamienie, nie ma mowy o grzebaniu w ziemi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli bezlitośnie wycinać, tylko to zostaje. Robota godna Syzyfa.

      Usuń
    2. Teraz panowie znów skoszą, a do zimy znow wyrosnać i niestety powiekszyc objetość, moze jednak niech nie koszą, bo rozniosną to w inne miejsce. Cholera.

      Usuń
    3. Wiesz co? W jednym miejscu przy torach dali sobie częściowo radę z Dżingis Chanem. Kosili tuż przed kwitnieniem, jesienią zwiędłe palili, straż była. Co robili wiosną nie wiem, ale na następną jesień był parking, nic nie przebija, chyba sukces. To nie jest duży parking, po prostu przy drodze na ryneczek miejsce na samochody. Tuż za nim dżungla Dżingis Chana.

      Usuń
  19. żyje. upał mnie zabija i ból głowy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Biedulko! Ale dobrze że dałaś znak życia

    OdpowiedzUsuń
  21. Wytrzymaj, nie umieraj!!!!. Prysznic, turecka miętowa z cukrem i cytryną, woda z lodem. Lody. Proszę się zaopatrzyć wczesnym rankiem o chłodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Turcecka miętowa mnie zainteresowała. Nigdy nie widziałam takiej w sklepie

      Usuń
  22. To zwykła mięta w potężnym stężeniu, słodka niemożliwie, pita na gorąco, być może parzona w ekspresie lub tych sprytnych naczynkach miedzianych. Pita w dużych ilościach z naczyniek przypominających wielkością naparstki. Wersja całkiem do zaakceptowania to mocna mięta posłodzona zimna z lodem, zaparzona w dużym dzbanku. Możesz słodzić miodem lub malutko, plaster cytryny nie zaszkodzi. Upały łatwiejsze do zniesienia, najskuteczniejsza rzeczywiście wersja turecka na gorąco, ulepek woniejący z daleka. Daleki kuzyn przywlókł z kontraktu, stosował wtedy, jak musiał być trzeźwy - czyli właściwie stale. Jak nie musiał, to woda mineralna z białym winem i oczywiście z cytryną. Ku naszej zgrozie, wsypywał do tego pseudodrinka szczyptę soli, tłumacząc, że w gorącym klimacie szybko się ją traci, a bez niej dla europejczyka nie ma życia, jakiś poziom musi być by raz się nie odwodnić, dwa nie łapać wszystkich bakteryjnych choler z okolicy. Za te jego teorię nie biorę odpowiedzialności, nie testowałam, wszyscy w koło grzmią raczej by sól ograniczać. Mięta za to testowana, trochę pomaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten napój kuzyna to typowy izotonik, tyle że u niego w wersji z winem. Na odwodnienie, np. po treningu lub w upale, i na kaca: do litra wody, najlepiej mineralnej, wcisnąć cytrynę, limonkę albo grejpfruta, dodać łyżeczkę soli i łychę miodu lub cukru. Proporcje można trochę regulować, ale skład mniej więcej taki. Sól powoduje, że woda lepiej się wchłania, już na etapie przełykania, bo izotonik ma gęstość zbliżoną do soli fizjologicznej. Dlatego szybko nawadnia i lepiej gasi pragnienie niż sama woda. Mięta lekko posłodzona też świetnie gasi pragnienie, w wielu fabrykach gdzie praca jest w wysokiej temperaturze, pracownikom dostarcza się właśnie miętowy napar z cukrem.

      Usuń
    2. Z przepisów ratujacych życie w upale, w sytuacji kiedy nie posiadamy klimy w mieszkaniu, polecam napełnienie wanny zimną wodą i pozostawienie otwartych drzwi łazienki - schładza nieco resztę chaty. A i czasem wskoczyć można do wody na chwilę :). Kiedyś na urlopie w Chorwacji stosowaliśmy ten patent na kwaterze, dodatkowo w wannie pływały flaszki z napojami, bo nie było lodówki :).

      Usuń
    3. Za późno trochę odpowiadam. Wybacz, teraz dopiero mogę. Informuję, że sposób z zimną wodą w wannie dziś mnie uratował. Wyszłyśmy w zimnawe deszczowe południe w las. W sweterkach, z jabłkami, bez picia, bo w takim miłym chłodzie pić się nie chce. I się okazało, że idziemy w dusznej cholernie gorącej suchej dżungli. Dotarłam do domu równo z syreną wyjąca z okazji rocznicy powstania. Ledwo żywa, odwodniona i mało brakowało a wlazlabym do tej zimnej wody w ciuchach. Pomogło, woda nalana była w jasnowidzeniu nie wiadomo po co, bo przecież było zimno. Teraz znów jest i pada😀. A kuzyn nie taki dziwak, jak by się wydawało 😀

      Usuń