Czytają

piątek, 16 lipca 2021

Notatka 355 nowy etap


Po nerwowym poniedziałku całkiem nowy wtorek. Trzynastego. Ech.  Czy to zły znak że zaczęłam pracę zdalną trzynastego? Się okaże. Od wtorku jestem w domu, informuję, praca zdalna.

Zbierałam się do tej pracy zdalnej jak sójka za morze, już prawie, już za moment i dupa, jeszcze coś do skonfigurowania, jeszcze coś do uzyskania uprawnień, jeszcze czegoś brakuje, co osoby od dawna stukające na laptopie przy własnej wygódce miały od dawna. A ja nie, sprzęt nie uruchamiany od ubiegłego roku. W efekcie, mam chyba najbardziej pomerdany sposób logowania się, pomerdany, bo wbijam te swoje hasła w nieskończoność. Dziś było z tym ciężko. 

Składałam stanowisko pracy niechętnie, zwlekając jak się tylko dało, właściwie do wtorku, w naprawdę ostatniej chwili. Tak jakby praca w domu była karą. A przecież wszystko, ale to wszystko przemawiało za. 

Bo kotunie tak długo same, bo koszty dojazdu i moje zmęczenie.  Bo o ile więcej można zrobić w chałupie traktowanej jak spalna melina. Bo ogólnie tryb życia w związku z dojazdami wykańczający.

Zbyt silnie miałam zakodowane, że w domu się nie da. Bo się nie dało, te kilka dni ponad rok temu zostawiło traumę ciężką do zwalczenia..  Nie dało się pracować z dwóch powodów, wszystkie minione. 


Sprzęt i łączność. Problem rozwiązany. Jak zwykle, bywa, było tak: 
Po fakcie zakupu za własną kasę dodatków w postaci myszki, klawiatury i monitora, okazało się że mogę drobny sprzęt zabrać do domu. I tak zabrałam jeden monitor, mam w domu komfort pracy porównywalny z biurem. Routera niestety nie dają, trzeba było kupić. 

Drugi powód rozwiązała śmierć Łojca. Nie było możliwe by pracować przy nim, za dobrze wytresowałam. Moja obecność w domu, to moje gotowanie. Moje sprzątania i prania. Nie docierało, że mnie podanie śniadania nie w głowie, oczekiwał obsługi. Oczekiwał  nie wiem czego, co pięć minut jakieś pytania, zadania, problemy. I ciężka obraza. Jak to, jesteś w pracy? W domu jesteś. Problem dla człowieka ery przednetowej, a tym samym i dla mnie. 

A teraz, jedynie futerka nienachalnie jak na razie usiłują się rozgościć przed monitorami, na klawiaturze, na laptopie, na moich kolanach, a Jacuś na głowie. 

Z uwagi na łatwy dostęp do  gniazdek oraz brak oznak mojego zasiedzenia wybrany na służbowy gabinet pokój Łojca.  Dobrze wybrałam. Nie kuszą książki, płyty, wyro.  Niewygodny, za niski blat, z tym coś trzeba będzie zrobić. Po za tym spoko, sprzętowo i łącznosciowo spoko. Pracuje się dziwnie, z nieoczekiwanymi plusami.

Np. wtorek.

Nastawione w moment pranie, prysznic wzięty w międzyczasie. Był baaardzo potrzebny, przecież wściekły gorąc.

Np. środa.

Kiełbaska na gorąco i sałatka z pomidorów. Gdzie mnie tam w biurze było w głowie grzanie kiełbaski i krojenie warzywek. Never, krócabomba mało casu. 

Np. czwartek.

Po raz pierwszy od dawna niesłychany skandal, zaspałam. Wina burzy, co huczała nieprzytomnie w nocy, co jeden rumor ścichł, to odzywał się następny. Skandal, bo zaspałam nie jak można by się spodziewać na pociąg, zaspałam ogólnie,  obudzenie nastąpiło o siódmej i zalogowałam się w koszuli nocnej. Praca w koszuli nocnej, he he. Rozczochraniec nieumyty pracował. O ile gorzej byłoby, gdybym po tej siódmej miała jechać do pracy. Ostatni raz takie coś było przy juwenaliach kilka lat temu, gdzie oddalona o jakie trzysta-czterysta metrów estrada, przefajnowane nagłośnienie i muzyka elektric-techno dały do wiwatu. Też się mury trzęsły, i też ani budzik ani kotulki nie obudziły. A tak proszę, praca w koszuli, z kołtunem i z niewielkim stresem.


Dziś piątek. W nerwach, bo źle wszystko chodzi, dłużyzny fatalne w oczekiwaniu na zmianę kolejnych plansz,  sprawy wchodzące na skrzynkę jakieś wredne, nigdzie nie można się dodzwonić, a tu akurat muszę. Post pisany w trakcie żmudnych i nudnych oczekiwań na wszystko.  Chyba to sprawka burzy na słońcu, szkodzącej podobno ogólnie wszystkiemu.

Jak będzie dalej, to się zobaczy. 

Na razie stres jest, odpełzam o trzeciej od monitorów, wykończona dokumentnie. Bo jak na złość, struple trudne przyszło mi robić na zdalnej. Więc dłubię ponad normę, główkuję aż zwoje się prostują, grzebię w przepisach i procedurach, a norma niewyrobiona, bo liczona od sprawy. Niewydajny pracownik, niezguła. Wykańczające. W K te struple też by wykańczały, ale w domu jakby bardziej, choćby z tego powodu, że nie bardzo jest komu się wywnętrzyć. 


Co do chałupy, to nieruszona. Bordello jak było tak jest. Obiady nadal na odwal się. Może jak się pozbędę dziadostwa to się ogólnie poprawi. 

Jako zdobienie cykanki-pożegnania z wschodami słońca. Mam w planach niewidzenie ich przez czas jakiś.

Pisała R.R.

36 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że nie wiem, czy bym chciała pracować zdalnie. Lubię mieć wszystko jasno określone i oddzielone jedno od drugiego. No i zmobilizować się trzeba, żeby wyglądać jak człowiek :). Co prawda nie mam skłonności do rozmemłania i włóczenia się po domu rozczochrana i w szlafroku, dzień wolny też zaczynam od ubrania i uczesania, tyle że oka nie robię i poza kolczykami nie zakładam biżuterii. Domowe odzienia mam cywilizowane, nie cierpię powyciąganych dresów itp. Ale dzień byłby trochę zdezorganizowany. Niekoniecznie godziny pracy od-do, tylko tak w międzyczasie. Wszystko by się pokiełbasiło. A to do mnie nie pasuje, ma być ordnung, czyli wszystko we właściwym czasie. Nie żebym była w tych kwestiach pedantką, ale sałatkę wolę ułożoną warstwowo, a nie wymemłaną, na talerzu osobno ziemniaczki i warzywka, a nie jedna pacia. I w życiu też tak. Dom to dom, praca to praca. Jasne, wszystko można zorganizować, ale jednak ciężko. Pomijam fakt, że w pracy czas nie jest nigdy (poza pracą niewolniczą) wykorzystany efektywnie w 100% - coraz więcej firm wprowadza np. 4-dniowy tydzień pracy i okazuje się, że pracownicy są nagle bardziej wydajni. I z tym się zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i sytuacja u mnie trochę inna, bo ja mam do roboty 20 minut piechotą (albo mniej samochodem). Z tymi Twoimi wielogodzinnymi w sumie dojazdami to z mojego punktu widzenia jedyny plus takiej zdalnej pracy.

      Usuń
    2. Chyba za mało wyraziście to napisałam, więc jeszcze raz: uważam, że wyeliminowanie dojazdów jest OGROMNYM I ZASADNICZYM PLUSEM tej sytuacji, więc bez względu na cokolwiek innego, co by mogło być minusem - było warto.

      Usuń
    3. A jak myślisz, czemu tak zwlekałam? Nie lubię mieszać pracy z domem, domu z pracą. Wiadomo że czasem samo się wtrynia jedno w drugie, ale żeby sobie robić tak specjalnie? No i se jednak zrobiłam. Plusy widzę, gdyby nie to, że ogólnie jestem wykończona robotą, widziałabym wyraźniej. W domu, dziwne, mimo poczty, telefonu, mam wrażenie że jestem na dziwnym zesłaniu (z cholernym epizodem covidowym-chorobwym mi się kojarzy), i z tego zesłania wysyłam maile w butelce. Co za idiotyzm. Czy tych klika twarzy kręcących się ngdzies w tle robi aż taką różnicę? Wychodzi na to że robi. Trzeba będzie ciut ruszyć życie towarzyskie, bo zdziczeję. Ciekawe, czy je jeszcze mam, praca w K bardzo zaszkodziła. Co do abnegacji, to w następnym komencie. Bo już wypisałam jedna epistołę i zeżarło😀

      Usuń
    4. O abnegacji, co ogarniać może człeka. Przyznaję się. Jestem. Nietypowym zdaje się, rozczochrany kołtun zniosę z godnością, brudnych strąków ani sekundy. W noszeniu kołtuna (czystego) mam wprawę, na zagranicznym trzytygodniowym wyjeździe odbywałam się bez grzebienia od pierwszego prysznica w pierwszych chwilach pobytu. Ocalało to, co było w użyciu przy wodzie. Szczoteczka i pasta do zębów, myjka i płyn do mycia mogący robić za szampon. Mała szczoteczka do rąk i ręcznik. Resztę w dużej kosmetyczce zgarnęła szybka rączka wsunięta przez zasłonę do prysznicowej kabiny, bezbłędnie celując w jedyny haczyk. Trzy tygodnie bez czesania, wyobrażasz sobie co miałam na głowie? Nie nosiłam splotów po pas, ale i tak trzeba było wszystko ściąć, czesanie palcami mało skuteczne😀. Więc kołtun spoko. Tak jak i nadżarcie zębem czasu wciąganych na grzbiet ciuchów mi nie szkodzi. Plamy i brud bardzo. Mają być wygodne w noszeniu, co wcale nie oznacza dresów, prędzej spódnicę albo spodenki i podkoszulek. Ukochany podkoszulek, taki w którym spokojnie zmieściłaby się słonica, ma wyżarte mordką Jacusia malownicze dziury, a skład tkaniny taki, że buzi dać, bezcenny, i póki się da założyć, to będę go uparcie nosić. Czysty jedwab i bawełna tkane dzianinowo z niteczką srebra. Dwa razy w życiu trafiłam na takie coś, kiecka była żegnana łzami, teraz uparcie noszony dziurawy podkoszulek. Potępiać mnie będzie ten co nie miał na grzbiecie 😀, przewygodne cudo. latem chłodzące, gdy zimno ciepłe, mięciutkie. Doceniam, żałując, że nie mam całej garderoby z takiej tkaniny. Akurat on mógłby być w kolorze dowolnym, dziur mieć szkółki ugodno, ale jednak dbam by nie straszyć 😀, i łatwo zgadnąć, że niezbyt długo byłam nieumyta😀.

      Usuń
    5. A koszula spokojnie może robić za letnią kieckę, tylko to, że z przesadnie cienkiego płótna powoduje że nie robi.

      Usuń
    6. Hym... mła tyż ma swoją ukochaną koszulkę. ;-D

      Usuń
    7. Co jakiś czas trafiam na ciuchy ukochane i z tej miłości noszone do strzępów. Z reguły są milusie do noszenia, niekoniecznie twarzowe, a w fazie przed pożegnaniem to już na pewno��.

      Usuń
  2. Dobrze, ze zdalna, poukladasz sobie i będzie ok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję Doruś. Już wydaje się że jest nieźle😀, czego na razie z racji wnerwiajacego zajęcia nie doceniam😀

      Usuń
  3. Dojazdy to jest najpaskudniejsze co Ci odpadło. Reszta jakoś tam z czasem zostanie ogarnięta a Ty się wyśpisz jak człowiek. Foć zachody, tez ładne. :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jestem na zdalnej prawie rok i to najlepszy rok od dłuższego czasu, jeśli wziąć pod uwagę brak codziennego stresu i napinki. Owszem, trochę brakuje kontaktów z ludźmi, ale coś za coś. Czas spędzany wcześniej na dojazdach przeznacz sobie na przyjemności, od razu bardziej spodoba Ci się zdalna :) Zachody cykaj na spacerach, miejskie też są piękne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może też będę tak chwalić, kto wie😀. To że można przytulić futrzaka to jest ogromny plus😀

    OdpowiedzUsuń
  6. Melduje że żyje. Ale upał mnie zabija. Mały deszcz spadł jak wracałam z miseczkami kotków że sklepu i że spodenkami pod spódnicę kupionymi w KiK. Bo się zacieram. Bosh jak ja mam dość tego upału. ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas posiadu przy Bobusiowym ogrodowym stole pokropiło dosyć mocno. Nikt się nie ruszył, przelało nas do imentu, bardzo przyjemne, tylko nad szklankami z piciem i miską z bobem osłona😀, ludzie i stwory wykropione solidnie. Upał minie, byle go przeżyć, to sobie powtarzam. Pocąc się w trzy minuty po wyjściu spod prysznica. 😓😥😓

      Usuń
  7. Masz w pracy normę? OMG...
    Co do pracy zdalnej, to zazdroszczę. Niestety nie mam takiej możliwości. A te Twoje dojazdy, a właściwie ich brak w tym wariancie, to plus nie do przecenienia.
    Straszna duchotę dzisiaj. Oho, grzmi. Czekam na ochłodzenie z utęsknieniem.
    Pozdrawiam, AA.

    OdpowiedzUsuń
  8. No mam. Mam też coś gorszego, spowiedniczek, gdzie trzeba pisać dlaczego norma nie zrobiona, wpisywać czas spędzony na szkoleniach, spotkaniach. Nagminnie olewam, ciekawe kiedy dostanę opieprz😀.
    Dojazdy pewnie kiedyś wrócą, to nie jest tak, że pozwolą mi na zawsze pracować w domu. Myślę, że prędzej czy później odtrąbią koniec stanu wyjątkowego.
    Niech Ci się ochłodzi, Kocurro i sobie też życzę. Sauna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A takie zebrania, na których trzeba oddawać hołdy szefowi umiłowanemu słońcu firmy, też macie? Ja coś tak czułam przez skórę, że to tajemnicze K., do którego zapierniczasz o świcie, a wracasz niemal ciemną nocą, to jednak nie Katowice, a Korea z północy...

      Usuń
    2. Do tego nie doszło, jeszcze. Ale zapowiedzi koreizacji są, w postaci choćby kompletnie durnej akcji pseudocharytatywnej (zbiory filatelistyczne i nieużywane telefony, na rzecz biednego plemienia zdaje się w Somalii) gdzie nagrodą miał być uśmiech prezesa😀. Rechot był długi i ogólny😀, co do twórców akcji nie dotarło. Pełna powaga. Sentencje dnia czyli korporacyjna mantra z pod znaku zmiany i sukcesu, regularne teleposiady z bezpośrednią warszawska szefową, co każe sobie mówić per ty. Niby dotyczą one wprowadzanych zmian (ach zmiany, zmiany. Aktualny konik firmy), kończą się stałym akcentem "Czekam na pytania", pytań nie ma, wszyscy wyciszeni, bo trzeszczy. Korpo pełnym pyskiem się robi, nie idą za tym zarobki, ale stres tak.

      Usuń
  9. Od poniedzialku ochłodzenie i wreszcie spokojniej z burzami, tak uslyszalam od pana pogodynki i tego sie tzymam, u nas juz od wczoraj odczuwa sie zmiane temperstury!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest miłej, fakt. Wyszłam spod prysznica i się od razu nie spociłam, jakie przyjemne uczucie.

      Usuń
  10. Kocurku, ochłodzi się i u Ciebie. U mnie już czuję, że jest inaczej. Ranek przyjemnie chłodnawy i szary, lepiej niż wczoraj i przedwczoraj. U Ciebie też tak będzie ❤️😀❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałam foto Bandytów Jamesa. On ich tak nazywa. :)

      Usuń
    2. Widziałam podobni do Twoich ci bandyci. Coś mi się zdaje, że teraz jeśli powstanie nowa książka, to dotyczyć będzie wprowadzenia chaosu w życie😀. Też niezbędny😀

      Usuń
    3. Oby tylko polski wydawca nie olał tematu!

      Usuń
    4. Zlekceważyć może, nie pierwsze to lekceważenie.
      Kocurro, zeznawaj, co z Twoim Tatą!!! Kciuki trzymam

      Usuń
    5. chce wyjść, a poza tym śpi cały czas i zabronił przywozić sobie ckolwiek bo mu szpitalne żarcie starcza ,a poza tym on zmęczony i śpi i już.

      Usuń
  11. To nie jest źle. Taki sen jest leczniczy, tak myślę.Jesli pozwoli, ogarnijcie mu kuwetę, czyli mieszkanie. Z praniem, by usunąć zapach papierosów 😀. Jeśli pozwoli na ogarnięcie 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to już siostra be pytania zrobiła. i żółwia ganiała po mieszkaniu bo zwiał z akwarium XD bo to taki co ma ląd i wodę i on sobie wyhycnął XD ch czy h ?

      Usuń
    2. Ie ma, ze pozwoli, zrobic czystkę i szlus. Ew.kupić nikorette czy cus w podobie, na zwalczanie nalogu.

      Usuń
    3. Właśnie kurde na desmoxanie pisze że nie wolno po przebytym zawale mięśnia sercowego używać. Kurde. Na receptę pewnie jest coś bezpieczniejszego. Pani w aptece odradziła te bezreceptowe, bo one właśnie przy zawale niewskazane. Ehhh

      Usuń
    4. Aha, cholerka, ja dokladnie niecwiem, ale J cos ma, niqitin mini, ukrywa to przede mna, ale widze że kupuje, czyli go ciagnie, wlasnie ostatnio uswiadomilam go , ze wiem i przede mna sie nic nie ukryje.
      U niego stres rowna sie durne działania. Ma preparat na stres, ale bierze go wedlug mbie nieprawidlowo, zamiast codziennie rano, to co drugi dzien i po poludniu. No i gadsj z chłopem.

      Usuń
    5. Pogadaj na uboczu z lekarzem tatusia, moze mu przepisze i wyciagnie z niego problem nalogu.

      Usuń