Agniecha ma nadzieję że wszystko dobrze. Mniej więcej. Byłoby nieźle może gdyby nie pani d. Bo przy niej, mimo że leki łagodzą, to rzeczywistość nie taka prosta. Bez żadnych dodatkowych atrakcji da się funkcjonować, ale atrakcje przecież są zawsze. Awarie, tajemnicze zaginięcia przedmiotów drobnych a niezbędnych, dziwne wpadki i przypadki, boleści i złe wieści. Ten kto miał pecha spotkać panią d wie jak potrafi być, pomimo leków. Do tak wielu rzeczy trzeba się zmuszać, niewiele ich przychodzi lekko. Więc poskuczę. Trochę. Dokuczne absurdy opiszę, przelało mi się. Nie tylko absurdami. Przyczyniły się do przelania nowinki odkryte po powrocie z wiadrowej przepustki. Stłuczony talerz z jelonkiem i goły tyłek. To ostatnie to naprawdę przesada, złośliwa rzeczywistość mogłaby takich numerów nie robić.
Było tak. Sięgnełam po daaawno nienoszone portki. Jedne z nielicznych teraz dobrych, bo schudłam i większość spodni ze mnie spada. Cud że w swoim czasie tych nie wywaliłam ze spodniowymi kolegami, na duże wory szło. Cholera, kto mógł przypuszczać że to błąd. Teraz wypadałoby wywalić te za duże ciuchy, ale czy ja wiem. Może też będę żałować. Nie wywaliłam paru, bo ładne, te założone też, mimo skazy materiału na tyłku. Skaza miała kształt wypisz wymaluj dużego ptasiego podskubanego pióra, skośnie ułożonego na pośladku stosiną do góry i absolutnie nie szpeciła, a nawet wręcz przeciwnie. I co? No i po zakupach w Biedrze, gdzie odchodziło schylanie się, coś podejrzany chłodek na tyłku. Ale nic mi to nie dało do myślenia, nic a nic. Jeszcze papierniczy, jeszcze zwierzątkowy i spacer do domu. Piorunem, bo wiadro pod cieknącym ujęciem wody trzeba opróżnić, ale jednak nie biegiem. I w domu się okazało że świeciłam półdupkiem, krótki żakiet nie przykrywał, a cała skaza oddzieliła się od reszty, zwisając smętnym długim strzępem. Dziura po skazie solidna, skaza wypadła z marginesem - co niezrozumiałe. Dobrze że jednak widoki ciut ograniczone majtkami. Całymi, na szczęście.
No proszę Was Czytacze, to już przesada. Żeby kawałek tkaniny po prostu wypadł? To drugi taki przypadek publicznego świecenia dupą w moim życiu. Za pierwszym razem przysiadłam w czasach szkolnych na stołku, na który kolega nakapał kwasem siarkowym. I wtedy też wracałam do domu nieświadomie świecąc, bo kwas przeżarł sztruks spódnicy, rajstopy i majtki tworząc dziurę widokową o średnicy pokrywki do litrowego słoika. Spódnicę dało się uratować za pomocą naszytych dużych pseudokieszeni, ale jakoś serce do niej straciłam.
Takie pokręcone ostatnio wszystko. Żeby zgubić kołpak-nakrywkę do kuchennego palnika????!!!!!!! W głowę zachodzę gdzie jest i co się stało, śmieci przegrzebałam (a przypominam, u mnie jest używana kuweta), przepatrzyłam i przegrzebałam wszystkie zakamarki i nie ma. Ufo porwało. Indianie palnik oskalpowali. Wyparował.
Moje kitunie mają rozmach, bo to po ich nocnych harcach pokrywka palnika zaginęła. Jak im wytłumaczyć że też przesadzają? Bo skutki ich szaleństw potrafią być trwałe, dokuczliwe i kosztowne. Ten olej chociażby, wywrócony i rozniesiony wszędzie przez nie, był koszmarną klęską, sprzątanie i usuwanie śladów trwało długo i nie udało się do końca. A wywrócony przeze mnie dał się posprzątać raz-raz, mimo że Feluś chciał pomagać. No cóż, skarby muszą kosztować, nie były by skarbami gdyby nie kosztowały choćby nerwów, tak to sobie tłumaczę. Ech. Trudno, trzeba się będzie rozejrzeć po necie i kupić.
Imadła też nie ma, to już pewne. Palnik pewnie poszedł w jego ślady.
Ech, raz jeszcze.
Tu się przyznam do nowinki, co mi wprowadziła do życiorysu pani d. Nowość, bo wcześniej nigdy aż takich objawów nie miałam. Otóż z trudem godzę się z niepowodzeniami działań i upierdliwościami. A właściwie, to nie godzę się, nieprawdopodobnie mnie dołują, zbieram się po nich do siebie długo, a każda duperela waży tonę.
Haft dla Kasi np. nie jest taki jak chciałam w zamyśle i już totalne zniechęcenie. A na zdrowy rozum to przecież bzdura, to pani d podejrzewam tak mi wszystko wyolbrzymia. Normalnie, to kombinowałabym co by tu i jak sobie poradzić ze znacznie większą skutecznością i zapałem. Albo czym zastąpić nieudane. A tu zniechęcenie. Tym co mnie akurat w tym drobiazgu dołuje są dwie rzeczy.
Jedna to sprawa techniczna, nie taka łatwa do obejścia. Mianowicie jakość nici. O dziwo, akrylowe sprawdzają się, ale bawełniane, teoretycznie o wiele szlachetniejsze i praktycznie o wiele droższe, już w trakcie haftu tworzą drobne kłaczki, mechacą się. Stare zaraz po wyszyciu. A akurat takich kolorów (musztardowy/złoty, błękit patyny) akrylu nie mam i nie ma. Nic dziwnego, że hafty krzyżykowe wsadzają za szybki, ale moje mają być UŻYTKOWE, żadnych szybek, a podniszczone z lekka już teraz. Tak być nie może. Druga rzecz zniechęcająca to kłopot z kolorami, mdłe i nieciekawe wychodzi. Powtarzam sobie że MUSI BYĆ stonowanie, ale co z tego. Nie trafia mi w gust, nie rwie oka - a powinno mimo stonowania. Nie ma nici dokładnie w takich kolorach jak chciałam, erzatzami wyszywam. To znaczy są, bawełniana mulina, mechacąca się i droga. Be jest.
Mozół daremny, i to jeszcze bardziej niż myślisz Czytaczu. Bo nie skorzystałam z gotowych schematów, pracowicie własnoręcznie rozrysowałam na krzyżyki wzór arabskiego kafla, po czym się okazało że na Pintereście jest, dokładnie tak samo opracowany. A cholera, ile się naprułam, bo przecież nie ma miękkich gruboziarnistych kanw. Może są pod jakąś nieznaną mi nazwą, nie trafiłam, stąd kupno w ciuchlandzie brzydkiego bieżnika i prucie moherem wyszywanych schematycznych czerwonych serc, dzików i jeleni, czarnych menor i brązowo-zielonych pseudo jodeł. Nie ma chyba do prucia nic bardziej trudnego niż moher, trwało. Brzydkie to było, ale co gorsza - moje dłubania wcale nie ładniejsze.
Jako ozdoba kolorowe kafle. I filmiki. A co tam. Jakoś trzeba oko i ducha ucieszyć. Przy okazji wytłumaczenie jednym z filmików, dlaczego skarby są drogie.
I żeby nie było. Na jakimś poziomie wiem, że te wszystkie zgagi dnia powszechnego są drobiazgiem. Bo są, z naciskiem sobie powtarzam. A traumy wokół poważniejsze. Na przykład tu, akurat można ciut pomóc by było normalniej.
https://zrzutka.pl/2hrcws?fbclid=IwAR3T0hib2x5gNF9Yj8I45ENx41HqI3CwPYselrolcbWrvZYxXkwE_fa0ZcY
Skuczała na dokuczności R.R. , wybacz Czytaczu.
Ps. Przed chwilką znalazłam przykrywkę palnika. Za moim tapczanem. Uff. Jedna zgryzotka mniej.