Czytają

wtorek, 24 września 2024

Notatka 558 o Jadzi


Jadzia wcale nie jest Jadzia. Ma inaczej, nie mam upoważnienia, więc historyjka musi zawierać zmyłkowe imię, podobne w brzmieniu do zdrobnienia właściwego imienia. Nie da się jej rozpoznać po tym że siedziała ze mną w ławce przez pierwsze trzy lata podstawówki, że mieszka z mężem, jedną z córek i jej mężem oraz wnukami w domu gdzie wciąż rządy kuchenne sprawuje teściowa. Rządy do nie tak dawna mocno tyrańskie, poza tym złota kobieta z teściowej, każdemu życzyć takiej w rodzinie. Po teściowej też podejrzewam że nie da się rozpoznać Jadzi, więc piszę dalej. 

A piszę, bo wiąże się to co od niej usłyszałam z tematem chudnięcia. I kapuścianki. 

Wpadłam na Jadzię jakiś czas temu, w Biedronce. Baaardzo  zeszczuplała. Oczywiście że wśród tematów rozmaitych pojawiły się powody chudnięcia  i mojego i jej. U niej było tak. 

Jej samej nie zależało na wadze, wżeniła się w dom gdzie chudych nie było nigdy, co tłumaczyli sobie genami. Tylko że jej mąż osiągnął ciężar i obwód takie, że jedni lekarze pchali go na operację zaszycia żołądka, inni twierdzili że serce ma tak obciążone  że nie da rady, nie zaszyją. Zawał możliwy w każdej chwili i od byle czego. Szwankowały i inne składowe organizmu, koniecznie musiał schudnąć. Nie wychodziło. Wcale a wcale. Z mozołem zrzucone kilo a za moment przybrane dwa.

Wcale nie lekarz poradził kapuściankę, za to od jednego z doktorów chłop usłyszał że na dietę powinni przejść wszyscy, cała rodzina, fakt, u wszystkich było dużo za dużo. No dobra, w kupie podobno łatwiej, poszli na to, zdaje się  że lekarze wszystkim truli o koniecznej utracie ciałka. Tylko że były rozbieżności co do tego jak dieta ma wyglądać. Stanęło na zupce która nie wydawała się odrażająca dla nikogo. Kapuścianka. Przeżyli. Kilka prób diet i powrót do zupki. Najbardziej podobno do wytrzymania.

W ich wykonie to wyglądało w końcu drastycznie i bezlitośnie, cztery tygodnie wyłącznie na kapuściance, trzy na normalnym jedzeniu i z piwem, do którego zdaje się że wszyscy tęsknili, i tak na zmianę, przez rok. Bez ulg w postaci świąt i imprez, żadnych. Urodziny w kapuściane tygodnie? Nie ma tortu, nic nie ma poza kapuścianką w ilości dowolnej. Tort odkładany na czas bez kapusty.  Wigilia? Kapuścianka jest postna. Itd. Planowanie wyjazdów tak, by były w tygodnie bezkapustne, zero czegokolwiek innego poza wodą, zero cukru, dietetycy zalecają do zupki owoce co prawda, ale nie wiem czy oni jedli, nie dopytałam. W następnym roku było stopniowe skracanie kapuścianych tygodni, teraz jest jeden tydzień na osiem normalnego jedzenia, dorośli pięknie schudli wszyscy, dzieci podobno mniej, ale też miały możliwość dopasienia się np. w szkole, podejrzewam że korzystały. Chłopisko Jadzi zjechało ponad osiemdziesiąt kilo, sukces, nie trzeba już koniecznie zaszywać żołądka, serce zdrowsze choć ślady po wieloletnim obciążeniu są. Mocno złośliwie ale na prywatny użytek zauważam, że jeśli prawidłowo kojarzę który to chłop jest jadziowy, to jeszcze mu nadmiaru do zrzucenia zostało. Sporo.  No ale naprawdę był ogromem, chodzącym niechętnie i z reguły to widziałam go szczelnie wypełniającego miejsce kierowcy w samochodzie na sklepowych parkingach. Bardzo szczelnie.  Nie podzielę się tą myślą z Jadzią, to co już stracił z siebie wagowo zrobiło by solidnego odrębnego ludzia noszonego  na własnym  kręgosłupie. Zrzucił go, sukces ogromny.

Powiem Ci Czytaczu że Jadziowa rodzina mi zaimponowała, pogratulować konsekwencji, ale i łapać się za łeb że wytrzymali i im nie zaszkodziło. Trzy lata dla mnie horroru a jedynym wyraźnym skutkiem ubocznym jest unikanie kapusty w czas bezkapustny. Bardzo staranne. 

Dlaczego nie znam chłopa koleżanki? 

Bo to było tak. 

Moje niepewne"Jadzia?" Prychnięcie i  gniewne "to jednak mnie znasz?". Osłupiałam. I to chyba bardzo było widać, bo po chwili było "tak, to ja. Ty chyba naprawdę mnie nie poznawałaś" I rozmowa kulawo i niemrawo się potoczyła, przy czym okrągłe oczka mrugały mi ze zdziwienia (jak to? Ona mi mówiła "cześć"?! A ja nie poznawałam?!! Jadzi?!! Niemożliwe.), a usteczka przepraszały. Okazało się że rzeczywiście czasem mówiła mi cześć, ale nigdy nie skojarzyłam że to moja koleżanka, przez cale lata brała to za moje wybitne chamstwo. Nawet czasem odpowiadałam, rozglądając się czy to "część" to do mnie, ale zawsze niepewnie. Czyli chamica, tak myślała. A potem było "no widzę że też schudłaś".  I wtedy było moje mało taktowne "Aaaa!". No tak. Jak niby miałam rozpoznać dziesięcioletnią cieniutką jak szczypiorek dziewczynkę-drobinkę w dużej ludzkiej kuli? Obca mi zupełnie baba. Taka duża. I miała nie swój kolor włosów na dodatek, nie znam takiej ryżej.. Ohyda, rzadko komu jest ładnie w czymś co elegancko określa się jako "truskawkowy blond". Większości bab powinien być zakazany. 


I miala pretensje. I ma. A ja tu się  zastanawiam dlaczego jej nie poznawałam, przepraszam nie wiadomo za co. Wyrypałam, że za cholerę nie była do rozpoznania, że teraz tak, wtedy nie.  Chwila milczenia, uśmiech i w końcu zaczęłyśmy nareszcie po ludzku-babsku gadać, streszczając życiorysy. Stąd nie znam jak na razie chłopa Jadzi. Z widzenia owszem, duuża sztuka. 

Szczerze? Jadzia teraz jest Jadzią,  da się skojarzyć z tą dziewczynką która podpuściła mnie skutecznie do rzucania jajkami z dziewiątego piętra w ludzi na przystanku (jej tyłek był sklepany, mój kary uniknął). Która chodziła za moim podpuszczeniem razem ze mną po schodowych blokowych poręczach, od parteru po strych na jedenastym piętrze (mój tyłek oberwał). Dobrze jej zrobiło to kapuściane, nie jest szczypiorkiem, jak już tak warzywnie to podobna bardziej do pora, nadal solidnego pod względem długości i wcale nie cherlawego. Ładna jest, i widać że ma oczy, też ładne, co w wersji kulistej nie było takie łatwe do zobaczenia. 

Ale czy każdy pulchny powinien schudnąć? Niekoniecznie. Jadzi tusza szkodziła na urodę i wszystko, ale ja? Uważam że chuda zbrzydłam, taki trochę pies shar-pei się ze mnie zrobił.  Trochę, fałdami skóry nie powiewam, ale widać że są. Tak myślę że jeśli we własnym ciele człek czuje się dobrze, nic nie szwankuje i lekarze nie naciskają, to nie ma powodu by na siłę się odchudzać. U mnie było tak że wytykali, kazali, grozili, jeden mi powiedział że przy takiej tuszy to nic dziwnego że nogi mi puchną i są problemy z układem limfatycznym. Limfatycznego nie leczą, a ponieważ Doppler nic nie pokazał to puchnięcie nóg jest spowodowane otyłością. On tego leczył nie będzie, mam schudnąć.  

I co? Schudłam, wtedy nie dało rady, potem się samo zrobiło, bez mojego świadomego udziału. Nie mogę powiedzieć że teraz nogi mi nie puchną. Bywa w upał, i to tak dramatycznie jak przy wadze największej.  Wszystko wykluczone, Doppler nadal nic złego nie pokazuje. Zwalam na układ limfatyczny, u mnie większa waga nasilała problem, ale on zawsze był, od dziecka, objawiać się może i tak, a nadal nie leczą. Upały układowi limfatycznemu nie służą, wariuje przy nich,   puchnie się łącznie z powiekami, niska temperatura też niezbyt korzystna. Tyle wiem po kilku dziesięcioleciach, wiem też  że z tak lekka skancerowanym da się żyć, bywają większe problemy. Prawda, tusza nasila, lecz słabszy kłopot i przy chudości jest. Czyli przy odzywce że czemuś winna waga trzeba się upierać że jednak niekoniecznie. Bo rzeczywiście niekoniecznie. 

Jakie korzyści z chudnięcia? Lżej. Jakby sprawniej. To niewątpliwe, reszta korzyści dyskusyjna, przynajmniej u mnie, bo Jadzi i jadziowej rodzinie zrzutka wagi zrobiła zdecydowanie dobrze. 

I nie wiem, chude teraz piękne. Hmmm. 

Pisała R.R. ilustrując posta twórczością Jacka Pałuchy, on czasem używa ludzi o słusznych gabarytach. Panie i panowie. Różni.





28 komentarzy:

  1. Podziwiam Jadzię i familię, trzeba mieć charakter, żeby tak wytrwać w postanowieniu i działaniu. Puchnięcie nóg dokucza również mi i mojej mamie, obie mamy to powiązane z dysfunkcjami układu krążenia, pomagają leki diuretyczne, ale to musi być ściśle kontrolowane przez lekarza. Pies drapał wygląd, a schudnięcie na pewno pozwoliło odetchnąć chociażby Twoim stawom, chciałabyś wrócić do poprzedniej wagi ? Przypuszczam, że wątpię :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do poprzedniej to za nic, masz rację. Jest lżej, stanowczo. Lepiej.
      Jadziowa rodzina, wiesz, ja nie wiem jakim cudem oni wytrzymali. Myślę
      sobie że bezboleśnie monotonię żarcia wytrzymują ci co nie mają dostępu do urozmaiconych produktów, część z nich cieszy sie że jest co jest, bo da się przeżyć. Ale jak są możliwości to ignorować? Trudne. Owszem, jedna osoba z moich bliskich przebija ich, Dziecko rodzinne, ona żyje o tak ograniczonym jadłospisie że włos się jeży. Od jej wczesnego dzieciństwa tak jest i nie poradzisz nic, lista jadalnych produktów da się wyliczyć na palcach rąk i ze dwa-trzy palce by były bez przydziału, o ile by nie wystarczyła jedna ręka. Nie dla Dziecka kulinarne nowinki, te dopuszczone produkty tylko w ściśle określonych potrawach, na przykład już nie ma pewnej firmy produkującej soczek marchewkowy. Owszem, soczków moc, ale nie ma tamtego, marchewkowy wykreślony na stałe, a sama marchewka była jadalna tylko w nim. I w niczym wiecej. Zgroza, za nic nie skusisz, nie namówisz, a Bobuś gotuje genialnie. Ludzie tak nie mają, owszem są fazy na coś, też mam, ale nigdy aż tak długoterminowo. A już przymus i dyscypliny dietowe to ogólnie jeszcze trudniejsze do wytrzymania.
      Co do puchnięcia. Hm. Masz pewnego rodzaju szczęście że ustalili co jest, jakoś leczą. Oczywiście najlepiej by było nie puchnąć i nie leczyć 😄, to jest dopiero fajne😄.

      Usuń
    2. Niekoniecznie ustalili, po prostu Mama ma niewydolność serca i po kolejnej zmianie leków okazało się, że po tych z diuretykiem znacznie zmniejszył się problem z obrzękiem nóg. Podobnie u mnie, nadciśnienie słabo reagowało na pewne leki, a po zmianie na te łączone z preparatem wspomagającym odwadnianie poprawiło się nie tylko ciśnienie, ale i mniej dokuczają opuchnięte kostki. Choć i tak przy dłuższych podróżach czy wielogodzinnym siedzeniu nogi nie mieszczą się w butach :-(
      Z taką fobią żywieniową, jaką ma Dziecko, najtrudniej pewnie poradzić sobie psychicznie Bobusiom, współczuję.

      Usuń
  2. Motylowa też ma jakiś lek, właśnie odwadniający żeby nie puchły kostki. Wychodzi na to że szpitalowa przygoda była przez źle dobrane leki. Teraz kardiolog się zajął i jest ok.
    U nas też odchudzanie, ale Młody i Motylowa to są na keto. Młody ładnie chudnie. A ja po prostu unikam słodyczy. Przy pracy w ruchu bym bez węglowodanów nie przeżyła. Poza tym ja nie jem jakoś nadzwyczajnie mięsa. Potrafię przeżyć cały tydzień bez. W weekend jakiś kurczak na obiad. Więc dieta w całości dla wszystkich taka sama odpada... Eh.
    A przydałoby mi się schudnąć chociaż do 60

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłaś może że wśród ssaków największe rozmiarowo są roslinożerne? Pod tym względem dieta roślinna jest bez sensu🤣🤣🤣🤣. Star napisała ze walka z wagą to walka z wiatrakami. W każdą stronę, jesli ma byc skuteczna to musi być zmiana obyczajów żywieniowych, i to nie na czas krótki. Trudne.

      Usuń
  3. Nie współczuj. Nie trzeba, oni mają za sobą taki horror że jadłospis Dziecka nie jest wielkim problemem, owszem, byłoby świetnie gdyby go zmieniła, ale on nie jest traumą. Tam jest tak, że i tak każdy he co innego, Dziecko ma swoje narowy, Beatka jest vege a Bobuś keto, z odstępstwami. On gotuje, odziedziczył po swojej mamie talent i upodobanie do zajęcia. I u Dziecka to nie jest fobia, to pozostałość po czasach gdy jedzenie stałe wywoływało ból.
    No dobra, wyjaśnię. Nigdy więcej do tego nie wrócę, było i na szczęście minęło.
    Dziecko jest piękna, nie tylko ja tak myślę. Ale urodziła się z naczyniakiem, pigmentową plamką w kształcie śmiesznego jamniczka, w miejscu gdzie podbródek łączy sie z szyją, po lewej jej stronie. Plamka szybko okazała się świństwem szybko rosnącym w wzwyż i ekspansywnym, bolesnym w dodatku. Beatka ma za sobą niezłą szkołę, malutka musiała cały czas być w objęciach, inaczej płakała, mama uspokajała. Musiało boleć, a rosło, pęczniała ta gula i kilkumiesięczna dziecina wyglądała już na dwugłową. Ta dodatkowa głowa byla czarna od naczyń krwionośnych, zastrupiała, bo naczynka pękały krwawo, z guzkami sugerującymi że wyrosną następne głowy. Obcy na dziecku. Strach że zadusi, że zezłośliwieje. Kiedy zaczęli przechodzenie na pokarm stały druga głowa zatrzymała się we wzroście, z lekka zbladła, ale nadal naczyńka pękały, nadal bolało. Z czymś takim stale jedzenie nie było łatwe, okazywało się że dotąd jedzone jest niejadalne, i to i jeszcze to musiały byc odstawione. Ocalały trzy potrawy-produkty, i one z niewielkimi późniejszymi dodatkami do teraz są podstawą jadłospisu Dziecka. Rosołek, ziemniaczki, kurzyna. Chleb i ogólnie pieczywo dłuuugo były niejadalne. Tak jak i wszystko co krowio-mleczne. Niby nie ma już powodu bu jeść tak restrykcyjnie, naczyniak na szczęście se poszedł. Malejący i blednąc wraz ze wzrostem Dziecka. Zostawił po sobie ślad jak po oparzeniu, zniekształconą z lekka dolną połowę ucha. Nadal leciutko maleje. A Dziecko je jak je, nowa rzecz do jedzenia pojawia się jedna na dwa-trzy lata. Nie przekonasz, nie namówisz i nie zmusisz, u Bobusiów nie ma takich działań w zwyczaju, wbrew sobie usilowali na Dziecku, nie dało się.. Jest zdrowa co najważniejsze, oraz inteligentna i dobra co też bardzo ważne.
    I śliczna, co może mniej ważne ale cieszy..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trza zrozumieć, jest Dziecko po przejściach.

      Usuń
    2. O matulu, to po takim horrorze ograniczony wybór akceptowanych potraw to faktycznie niewielki gatunkowo problem :-)

      Usuń
    3. Prawda, oj prawda dziewczyny. Ta kula-gula-druga głowa-obcy przez lata wyglądała tak, że jej zagłębiona w szyi część dotyka przełyku. Może i tak było.

      Usuń
    4. Przerażające, jak dobrze, że Dziecko już zdrowe, i niech sie trzyma swojego sposobu na odzywianie, skoro jej to służy.

      Usuń
    5. Wage masz ok,,może trochę nabierzesz z czasem, ważne żebyć juz nie chudła.😘

      Usuń
    6. Doruś Dziecko jest zdrowe i nikt się jej jadłospisu nie czepia. Czepianie się jest bez sensu, nie zmieni. Byl strach jak takie jedzenie podziała długofalowo, ale bierze łagodne suplementy diety, łagodne witaminy i jest ok.

      Usuń
    7. Ech, no właśnie. NIE CHUDNĄĆ.

      Usuń
  4. O! Z tym puchnięciem mam to samo! Od dziecka. Chudnięcie na to nie pomaga. No, może ciut. Mnie pomogło radykalne dosuplementowanie się magnezem z potasem (Aspargin, Aspar etc. do kupienia w aptece, cena nierujnująca) i równie radykalne odstawienie węglowodanów. Zwłaszcza cukru i zbóż wszelakich. Jak nie jem to stopy mam normalne. Jak sobie pozwolę, no to cóż... Całe życie problem z sandałami. W sumie tylko sandały japonki, albo profilowane sportowe dają komfort chodzenia. Wszelkie paseczki po kilku krokach zmieniają się w siatkę do wędzenia szynki i tak właśnie wyglądają moje stopy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam w tym roku wyrzucić ostatnie letnie buty z serii "gumowej" Damexu. Upolowałam z piętnaście lat temu, za całą premię, zimą, pięć par. Przecenionych z racji zimy i być może z racji odejścia w niebyt firmy damex. Bo nagle nowych butów z takiej firmy nie było. Trzy pary brązowych, dwie czarne. To sandały-pantofle letnie, gdzie wszystkie główne paski, cały wierzch ze świetnej gatunkowo dwucentymetrowej gumy, takiej jak w szelkach, tylko lepszej. Jedyne buty które z pietyzmem nosiłam do szewców, bo obcasy do wymiany, bo trzeba pogrubić starte podeszwy, bo puścił szew w paseczku łączącym gumy, dać nowe fleki w obcasach. Wszystkie tak wynoszone że się rozpadały w kawałki.. Żadne japonki, żadne sandały, tylko takie. Ale się posrało, ostatnia para wymówiła służbę, guma nie wytrzymała harówy, podeszwa się rozpadała.. A nowych nie ma. Niby nic, trzy gumowe paski obejmujące stopę, jeden otaczający kostkę złączony z podeszwą, drobne skórzane wstawki łączące w całość, podeszwa i niziutki szeroki słupek obcasa, a but rewelacja. Trzymający jednakowo nogę niezależnie od tego czy ona spuchnięta czy też nie, bez obtarć, odcisków i efektu szynki. Jak na razie nie widzę niczego co mogłoby zastąpić cudo. Przez lata nie widziałam. Jakby takie rzuciły Ci się w oczy, kupuj natychmiast i dawaj znać, bo żadne japonki im nie dorównają. Howgh. Warunek:wszystkie paski musza być z gumy "szelkowej", jeden z dermy czy skóry i już dyskwalifikacja.

      Usuń
    2. Nic z tego. Ja mam swój ulubiony model, niestety mój sklep też został zamknięty :(
      https://www.facebook.com/photo/?fbid=983982820403687&set=a.792963739505597

      Usuń
    3. A to nie mój model z kolei. I patrz, mamy różnie, czy to nie fajne?

      Usuń
    4. Piesko, a co z wodą? Czy już u Was całkiem bezpiecznie? We wtorek przechodziłam koło śluz na Warcie, tam nie było zagrożenia zalaniem, spory zapas wałów był, tak mówi Asia. Ale woda jak dla mnie teraz i tak bardzo wysoko, waliła przez śluzę z siłą i wigorem, brudna niemożliwie na szaro i żółto. Przy nas wybierali gałęzie, folie i inne śmieci gromadzone na ustrojstwie, dużo tego.

      Usuń
    5. I po zastanowieniu stwierdzam że "szelkowe" butki mogą być w Twoim stylu, podeszwa go robi. Też wolę taką sportową, ale damex nie stosował. Japonki w moim nie są, ten kołek między palcami zawsze mi robił ziaziu.

      Usuń
  5. Hym... mła jest gruba jak wieprzek ale nogi puchną jej stosunkowo rzadko. Muszę długo siedzieć żeby spuchły albo być powyżej 16 godzin na nogach. Z kapuścianką spróbuję jeszcze raz, po połowie października.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz, kapustuj. Chudszemu lżej, to prawda. Sprawniej.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Dla Motylowej? Zdaje się że jak ona pod kuratelą kardiologa, to powinna z nim skonsultować stosowanie, choć to tylko łagodny supement. Jasne ze moze pomóc, no ale przy lekach... A Ty, Kocureczku. Hmmm. Masz tyle ruchu i nie chudniesz. Wiesz, jedna z dziewczyn z punktu łagodnie leci z wagi. Jedyne co zmieniła w żarciu to porę posiłków, ostatni jest przed siedemnastą. Czyli trochę późniejszy ale i ciut obfitszy obiadek i nie ma kolacji. Jednak jest coś w tym, że żołądek powinien mieć jałowy bieg przy spaniu. Może tak spróbujesz?

      Usuń
    2. Wszystko pewnie przez pieczywo i masełko i czasem jaki wafelek w pracy się zdarzy. No i kawa musi być z cukrem czy herbata. XD

      Usuń
    3. Kocurru, a musisz chudnąć?

      Usuń
    4. Nie muszę ale bym chciała xD ale słodycze mi zabrać i myślę że będzie ok xD
      Jak trochę ubędzie to ok, jak nie to nie ;D

      Usuń
  7. Ale wyniki w normie mam robiłam od rodzinnej więc to moje węglowodany kochane ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas mówię że nie jesteśmy tu za karę, nawet jak pani d rządzi i wmawia mi że tak nie jest. Chcesz schudnąć? Ok. Byle się nie katować jeśli to nie jest zdrowotna konieczność, to chudnięcie.

      Usuń