Czytają

niedziela, 10 grudnia 2023

Notatka 537 zima, cholera.

Ale są tacy, co kochają. 

Dla nich, a także dla tych co nie kochają dwa filmiki. Jeden schowany pod ikonką zimoluba, drugi widoczny od razu. 

🐼


Spodobały mi się i tak właściwie to publikuję żeby (co już napisałam)  się podzielić i żeby mi nie przepadły w odmętach.

No. 

Po trzecie dlatego post, że u Kocurro było namiętne wetowanie. Straciłam już rachubę ile stworków i ile razy wizytowało weta. Będzie jeszcze kardiolog.  Więc koszty jeszcze urosną. Och, wiem, człek decydujący się na stworzenie powinien brać pod uwagę i koszty wetowania. Ale w wypadku kumulacji wszystkie kalkulacje szlag trafia. Strach do tego dochodzi, bo przecież kilka tygodni temu odleciało u Kocurro wychuchane kociątko. Być może oprócz słabszej z racji butelkowego chowu kondycji, kociątko miało też po rodzicach odziedziczone słabizny - więc strach o rodzeństwo kociątka, czy nie odleci. Strach o pozostałe.

Link zamieszczam. 

🐈

R.R. pisała

Ps. No i musi być uzupełnienie (Małgosiu przepraszam, komentarz już napisałaś), bo przecież wcale nie chcę żeby mi uciekły te zdjęcia z tego bloga. Uważam że urzekające, bajkowe wręcz, warte zatrzymania dla przypomnienia że cholerna  zima  potrafi być piękna.  Treść też warta przeczytania. 

❄️

12 komentarzy:

  1. Człek ratujący stworzenia nie kalkuluje, bo robi to w odruchu serca, więc nie bierze pod uwagę kosztów wetowania. Pewnie jakby brał, to mniej by uratował, albo by się załamał. Oczywiście ja wiem, że Ty wiesz, każdy zwierzolub wie.
    Pandy świetne :). Moja autystyczna Balbinka ożywia się jak leży śnieg, harcuje w nim, nawet robi fikołki, prawie jak te miśki :). A ja kocham zimę, zwłaszcza taką konkretną, ze śniegiem po kolana. Niestety, u nas właśnie zaczyna się to wszystko topić i już jest do bani...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wiem. Sama tak działam, ale kciuki gorączkowo trzymam żeby mi stwory były zdrowe, żebym dała radę.
    Zima dla mniej ogólnie jest do bani, (właśnie sobie podziębiłam grypsko), nie kocham jej. Dlatego post żeby odbrzydzić. Dałam link do bloga gdzie zima przepiękna, aż się nie chce wierzyć że ta szara-ciemna-brudna miejska, zostawiająca mi na podłodze przedpokoju masę piasku, zacieki po soli na butach i błoto na schodach to ta sama pora roku co na fotach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie piękne misiodupne słodkofikające. :-D Zdjęcia Oli to wiadomo, zimowość w najlepszym wydaniu. U nas tyż niestety płynie. Kuruj się do cholery, masz stadko po opieką. Nie ma przeziębiania gryp. Cytryny, miodziki, czosnki czy oregano, no i zaleganie w towarzystwie. Mła zamiast sprzątać zalega, na zasadzie co wyleżę to moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie zaczyna płynąć. Z tą kuracją to niezbyt. Robię co mogę, ale cholera jest uparta gangrena.

      Usuń
  4. Jak w zwolnionym tempie. Te pandulki zimowo szczęśliwe. Natomiast gdybym chciała nagrać film z Korka bawiącego się w śniegu, to byłoby odwrotnie - jak w tempie mocno przyspieszonym.
    U nas też już błotniście, chlup i chlup i kap i kap. Melodyjne dźwięki.
    Ja tam nie zalegałam za bardzo, bo miałam do wykonania zaległy spacer z Korkiem, a potem nastąpiła kulinarna niedziela. A teraz jestem przeżarta, bo ten quiche, co go upiekłam, znowu był doskonały. I nie mogłam się opanować jakoś. To w ramach rozruszania pójdę do stajni i zadam siana koniorkom.
    A Ty się kuruj, Romano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pandulki nie mają przyspieszenia z racji tego, że po quiche nie zadają siana koniorkom. Nigdy🤣. Ciekawi mnie co by było, gdyby zestawić łagodne nieruchawe pandy i łagodnym ruchliwym Koreczkiem😀. Być może wcale nie jest to dobry pomysł, ale ciekawi. Co by zrobił Koreczek to mniej więcej wiadomo, on ma styczność i z końmi i z innymi gatunkami, ale pandy? Te raczej nie wyglądają na Kung-fu Pandy, ale do końca to nie wiadomo😀

      Usuń
    2. Pandy mogą być niebezpieczne. W końcu mają i zęby i pazury, no i to jednak niedźwiedzie są.
      Przypuszczam że gdyby zestawić pandy z Koreczkiem, okazałoby się, że są ruchliwe, i niekoniecznie łagodne.

      Usuń
    3. Niekoniecznie od razu pokazały by swą agresywną stronę. Wcale nie wiadomo jak zachowują się przy innych niż pandy stworach. No ludzi w zoo traktują przedmiotowo, wcale nie mają przed nimi respektu ale i nie są specjalnie agresywne. Myślę że może zgłupiały by, co to za stworzenie ten Koteczek, byłaby może obserwacja, a być może paniczny strach. Widziałam filmik ze spanikowanym przy spokojnej psince misiu, może byłoby i tak.

      Usuń
  5. Jak trzeba to do lekarza, bo coś na moje to za długo trwa to chorowanie. Niech osłucha, bo może coś gdzieś niedajborze poszło dalej, a człowiek nie wiei chodzi i kaszle, a tam w płucu coś gdzieś się rozwija. Do kontroli, do lekarza, sio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwnie. Trzeci raz sobie dochtóra daruję. Byłam dwa razy i gdyby nie konkursowy zielony gil za pierwszym razem i żółty za drugim, idący na szczęście nosem i NIE BLOKUJĄCY zatok ani uszu, to uznał by mnie za hipochondryka. Nie szło w gardło więc nie kaszlałam, zatoki jak nigdy spuszczały produkcję prawidłowo. Temperatura była wg dohtóra w normie. Więc wg. dochtóra to katarek. Niby zgoda, ale. Byłam rano, a po południu (czyli wieczorem😔) się u mnie pojawiała gorączka i spadek formy, kości szatańsko łupały cały czas, w co nie uwierzył. Miał prawo, kości łupią od przemarznięcia, a od tego się cyrk zaczął. Potrafią te kości łupać dłuuuugo po zziębnięciu, co moje kolana kiedyś pokazały. Dał antybiotyk co nie zadziałał, potem drugi z takim samym skutkiem. Mam wrażenie że leczyło się mimo nich, samo, a teraz jakby wracało zielone (i cholera, teraz leci w gardło) z całą upierdliwą resztą. Od piątku jest be. Zalegam, więc jest szansa na poprawę, sen leczy. A dlaczego tak? Bo wychodzę, w piątek u nas piżdziło, niby byłam ubrana jak trza, no ale nie pomogło. Nie pomogło także to, że miałam lodowatą chałupę, awaria była, niby naprawili ale cieplnego luksusu niet. Dlatego się ślimaczy to chorowanie. Uff. Wypisałam. Idę znów spać, wyro wzywa.

      Usuń