Czytają

niedziela, 3 października 2021

Notatka 377 cykana i nie tylko relacja


Było Bobusiowanie. Jeszcze przez jakieś dwie soboty będzie, potem Bobusiowie odpoczną i od Asi i ode mnie. Należy im się. Na pewno nie może się tego doczekać pies. Nie lubi gości, a mnie się boi. To znaczy teraz to udaje że się boi. 



Tu bodziszek opłakany po zimie, dopiero w lipcu-sierpniu dał znak że żyje, no a teraz nadrabia. 'Rozanne', kiepskie cykanki śliczności. Ten zaczynający posta to nie mam pojęcia jaki bodziszek. Odmianowy, to pewne, ale jaki konkretnie? No nie wiem, snu z oczu mi to nie spędzi. Jest delikatnie różowy, niespodziankowy bo zdychał przez blisko dwa lata, a w tym roku zebrało mu się na życie. Cudny, tak uważam, ale bodziszki bardzo lubię i nie ma u mnie obiektywizmu w ich temacie. Zawsze cieszą, ale też trenują mnie równo.  Tak jak i róże.




Coś niemożliwego z nimi. Wygląda na to, że woda utleniona rzeczywiście działa na plamistość liści, przynajmniej u mnie na niektóre. Podlane trzy tygodnie temu reagują różnie, Old port nie, ale ślicznotka z Koblencji i LCF jeszcze  jak! No w życiu nie były chore, ślicznotka szykuje się do masowego kwitnienia TERAZ.  Porąbało babę.  Woda utleniona tym razem nie była w użyciu, zabrakło czasu, ale będę stosować.  Sposób z netu, wypróbowany z obawami na słabeuszach. 




Cykanki są z dnia bardzo pracowitego. Przesadzona pięknotka, dokończone szykowanie miejsca na jej dwie koleżanki, co przyjdą w końcu w nadchodzącym tygodniu.  A są roślinki od Tabaazy. Więc. Wycięte chaszcze na przyszłej miejscówce róż, na razie róże w donicy. Miały rosnąć gdzie indziej, ale chała, tam ostowisko, nie walczę, nawłoć łatwiejsza do usunięcia. No i  wszystko poza irysami wsadzone. Zapomniałam o nich, namoczeńce zabrane, a o nich zapomniałam... Mam nadzieję że wytrzymają do przyszłej soboty. 
Dzień stanowczo za krótki, sił za mało, oczywiste że należało zrobić więcej i wiecej.  I nie mieć sklerozy....
Ale cieszyło i słońce i to co kwitnie i nie kwitnie.  






Uszarpana w znoju sadzonka liriope się przyjęła i nawet kwitnie!  A gdzieś tam poniżej przy kamolu ścieżki rozrosłe pierwiosnki z przesadzania. Już nadające się do podziału. Fajnie. 








Ponadto, ratuj się kto może! Plony atakują! Orzechy, dynie, cukinie, jabłka, chrzan, ciemne i słodkie winogrona. No i kanie (plon grzybiasty i leśny) oraz kawał tortu od Bobusia. Grzyby zbierał, tort robił. Lepiej mu, poznaję kolegę, tak to on!  Jak Bobusiowi dobrze, to zbiera i kucharzy, oraz foci, znaczy - teraz ma mu się na życie.  Tylko lekki smutek, że jeść tortu to nie może. Jeszcze długo nie, jeśli ma być dobrze. Tak jak i m.in. psiankowatych, o adios pomidory!  I chleba. I ryżu. I wszystkiego z mąki. I jeszcze czegoś tam, no dużo tego co nie może i nie powinien. Oczywiście nie ma dnia, żeby nie pozwolił sobie na JEDEN  produkt z listy "nie powinien jeść" wyłom bez którego byłoby zdrowotnie lepiej, ale bez tego wyłomu to Bobuś nie przeżyłby terapii... Dziwne, że na najbardziej czarnej liście wylądowały psiankowate.  One zakazane stanowczo i Bobuś unika, tak jak wszystkiego co na czarnej.  Co jeszcze konkretnie jest na której nie wiem, jadamy razem raz na tydzień, i Bobuś pieczonki tydzień temu jadł z buraczków. Podobno pyszne, inna sprawa, że w przyprawach jest mistrzem. 
No tak. Ledwo udźwignęłam torbę, a dynię użebrałam  żeby najmniejszą.... Poniżej Bobuś układający kobierzec z dyń do foty. Będzie duży, to drobna cząstka, reszta dopiero będzie cięta.




Nie tylko plony atakują. Widziany przez moment przy kopaniu śliczny rudasek z jasnym pyszczkiem zdaje się że chętnie by się osiedlił. Pies podobno na niego milczy, pysk podobno na niego drze Fotka. Wystraszyła i Rodzinne Dziecko i Bobusia i Beatkę, a wiadomo, pisałam kiedyś o tym, że Fotka pruć się umie jak rzadko który kot. Na Rudaska słabo działa to prucie skoro ciągle przychodzi na przeszpiegi, miejscówka chyba mu się podoba i żadne wrzaski nie odstraszą. Czyjś jest, zadbany i zgrabniutki, ale na pewno nie najbliższych sąsiadów. 

A potem były pogaduchy przy ognisku, znowu płonęło. Za tydzień też będzie i za dwa tygodnie również, o ile oczywiście pogoda pozwoli. Zimne wieczory już się zaczynają, na razie jeszcze spoko, chłodnawo, ale bez stresu da się to znieść.  Jest pięknie. Chwilowo beztrosko.


I tu kończę. Już nowy dzień, jaki będzie to się okaże. Sobota była super.

Pisała R.R.


czwartek, 30 września 2021

Notatka 376 Mieszanka

Jaki tu dać tytuł? Może się wykluje w trakcie pisaniny, a może nie,  i zostaną kropki. 

Sam/a wiesz Czytaczu, na pewno i u Ciebie tak bywa. Mieszanka smutku i niespodziewanych radości, o właśnie! Mieszanka słodko-gorzka, słodycz skażona.

Smutki z tych podstawowych. O pozablogowych, których nie wyciągałam, sza - nadal nie wyciągam. Są, trują, nie ma łatwo, to jednak nie Arkadia, a ja nie kretyn szczęśliwy w każdych okolicznościach. Doceniam jednak bardzo fakt, że jeszcze się trzymam na fali, a nie pod. Zmartwienia pozablogowe skali różnej, blogowe to wiadomo. 

Nie czarujmy, to nie moje kochane futro odeszło. Ale zdarzenie rąbnęło skutecznie, tak jak Jacuś bezbłędnie skaczący z wysokości na splot słoneczny. Przyznaję, ufffnęłam sobie gdy przyszła pierwsza pooperacyjna wiadomość od Kocurro, wydawało się że będzie ok.  Ulga to była wielka, bo kibicowałam gorąco, no i masz, przedwczesna.  Odnowiły się rany po odejściach bliskich, można udawać że zaleczone, ale okazuje się że wcale nie bardzo.

Po raz trzeci napiszę, tłumacząc i sobie, że do cholery, niemożliwe, po prostu niemożliwe, byśmy składali się wyłącznie z ciała. My i nasze zwierzęta. W końcu i my też zwierzęta. To ta ulatująca iskra energii jest nami, bez niej to z nas tylko padlina i białkowy nonsens. I bezczelnie myślę, że nie przepadamy, ani my, ani futra. Tu następuje życzeniowy myślotok, bez sensu zupełnie Czytaczu, bo jak będzie i czy będzie to się każdy przekona. W końcu, co my tak właściwie wiemy, może smutek niepotrzebny, a za bramą czekają mleczne drogi, ostańce w Wenezueli lub bliscy przy stole w kwitnącym sadzie. Futerka, taaak, bardzo proszę. 

I może naprawdę to powinno być tak, jak w słodkiej radosnej piosneczce retro zapomnianego artysty. W muzycznym dodatku jest, nie wiem czy znasz. 

Pomaga średnio, czyli nie bardzo, bo tu i teraz zostały bolące wyrwy. Kocurkowi dostali cios w serce, to się ciężko goi, domownik odszedł, istota najblizsza. 

A przecież radości są. O nich napiszę, przecież tu i teraz zasypało mnie drobiazgami od których powinien się pojawić uśmiech na około głowy. Chronologicznie. 

Przesyłki dostałam. Kochany Kocurro przysłał kartki i zakładeczki dla miłośniczki pisaniny Anety Jadowskiej. Przed całą akcją z Jagusiem. Powinnam je porządnie zcykać, ale Jacuś czyha, śliczne drobiazgi są przecież wszystkie dla Jacusia. Fragment zcykany kiedyś musi starczyć, zakładeczki sprytnie schowane w nowych tomach szamańskiej serii. 

Potem jeszcze przyszły książki, dawno zamówiony i ociągający się z przybyciem Ćapek, nowiutka Tereska w "Efekcie pandy" Marty Kisiel. Ta przeczytana od ręki, znakomita, naprawdę bardzo dobra. A będzie jeszcze w tym roku kolejny tomik z serii "Małe licho i...". Tereska jest niezwykle rozrywkowa, nie wina znakomitej autorki, że nie cieszy aż tak jak powinna. Fragment ogrodniczy, zupełna duperelka luźno związana z główną treścią:

....na pergoli puści się coś pnącego, a tu takim szerokim pasem posadzimy...posadzimy... co my tu posadzimy?

-Liliowce - odparły chórem synowa i teściowa.

-Liliowce! Właśnie. Wiedziałem że coś z trzodą. 

Wygląda na to, że ja też będę sadzić, gdyż albowiem ponieważ dotarła paczusia od Tabaazelli. Czy liliowiec jest? Nie wiem na razie, rzuciłam się do pisania. Na pewno jest ciemna róża, liczne kłącza irysków, ciemiernik! Cały i zdrowy. Czerwone doniczusie na tymczasowej ustawce w towarzystwie niespodziewankowego Światowida i cukierków-krówków. Ha!

Prawda, że pięknie prezentują się doniczki? Roślinki w doniczkach mniej piękne, czuła opieka kotecków za czuła.  No dobra. Ciąg dalszy będzie po przerwie, trzeba zadbać o rośliny i futra. Jak nie zadbam o faunę, to coś mi się zdaje, że nie będę miała o co zadbać jeśli chodzi o florę. 

Przerwa techniczna, muzyczka zapowiadana, bez żadnych dodanych pseudo filozofii radosna.

Cd. jutro.

No i już widać, że piątek niełatwy. Zalogować się, to był problem na dzień dobry. Łącza szwankują, praca mocno niekomfortowa, kociszcza szaleją chcąc zwrócić na siebie uwagę. Tupot mustanga lub stada mustangów, demolka i biadolenie, że kiciunie takie samotne. Gruby mustang Feluś rozwalił ustawkę kaktusów, równie tłusty mustang Gacuś przebiegając mi po laptopie zablokował klawiaturę, owsikowato gibki  Jacuś, po jeździe na kolegach mustangach grzeczniutki, pewnie tak będzie jeszcze przez minutę. 

Taaa. Wykrakałam, mustanguje z Gackiem, drży podłoga. Sprawca pogromu kolczaków, Feluś, w chwili odpoczynku w mustangowaniu, oraz ofiary, jedna rozerwana i zagryziona. Sama nie wiem, to dlatego że w domu nie ma myszy?




Oraz ocaleniec ze śmietnika. Przesadzony, ale stan rośliny straszny, uwierz Czytaczu, nie chcesz widzieć go w całości. Kwitnie być może ostatnim tchnieniem. Szkoda, wyjątkowo żywy kolor kwiatów, w pączkach pomarańcz skażony różem, po rozwinięciu ich żarówiasty róż skażony pomarańczem.



W słońcu i bez słońca kolor przekłamany.

No dobrze, coś się ruszyło, wracam do pracy.  Aha. Liliowca nie ma, nawet dobrze, bo on też powinien być na słońcu, a z tym u mnie krucho. 

Późnym wieczorem trzeba mi będzie urządzić archaiczny seans trzepania dywanu. Nie pamiętam kiedy ktoś korzystał  z trzepaka.... a dywan wielki, ciężki i ładny. Tylko dzięki temu że ładny, odwalę ten seans .... a gdzie mam trzepaczkę, na litość!!! Była przecież...

Tyle nagryzmoliłam w trakcie przestojów pracowych. Bardziej dziś udawałam że pracuję niż pracowałam, a ponieważ nie nawykłam  (to dziwnie ale prawdziwe), padam na pysk półślepa od czekania na żwawszy ruch aplikacji, i od wypatrywania czy jest coś do roboty.  Z tego wszystkiego zeżarłam krówki prawie jednym kłapnięciem. Teraz do roboty prawdziwej. Reszta pisania wieczorem.  Bo jest o czym, pierdoły to są wobec wieczności, ale dla mnie miłe. 

Jacuś na chwilce dopieszczania. Lewy dolny róg to fragment mojej osoby. Jedyna wyraźna cykanka z całej serii cykanek owsika Jacusia.

Bardzo się starałam spełnić życzenie Kocurro, no ale sorry, złapać tę iskrę wyraźnie rzecz niemożliwa . Od razu zrozumiałe dlaczego u Kocurro tuzin (cholera, już nie piekarski), zalega. Tak wyszło. 



A po za tym to grzeczne kotki. Bardzo grzeczne, łącznie z tajnym agentem Gackiem.  Rany, kiedy on się w końcu przestanie bać!!!! 


Trudno, nie to nie, choć myślę że uparciuch to obecnie robi sobie zabawę z udawaniem strachu. Chyba i może, za kotem nie trafisz. 

Na oczyszczonym szczotką dywanie pozostałe książkowe radości, pierwsza cykanka zawiera książkę jeszcze nie odfoliowaną. W niedzielę będzie otwarcie. A w sobotę odkurzaczowa jazda zamiast trzepania. Nie znalazłam trzepaczki, może ona w piwnicy....




Nie byłoby tych radości, gdyby nie punkty za socjalne. Syfiasty system liczenia wypłat i progów od których socjalne się należy sprawia, że w życiu bym żywej kasy na oczy nie widziała, więc dobrze że są.

Drobnych radości niematerialnych też jest trochę. Nie wszystko idzie kulawo we właściwą  lub pędem w niewłaściwą stronę. Wyleczony sąsiedzki mopsik, zachwyt (brak cykanki, wybacz Czytaczu) nad nieprawdopodobnym bukietem przywleczonym przez koleżankę położną z pracy. Wdzięczny tatuś zadziałał bardzo kosztownie, doceniając. Bukiet orchidei mieszczący się łodygami w wiadrze, oczywiście nie w wiadrze, bo sprytnie skomponowany tak, że zwykły szeroki wazon starczył. Ze dwie średnie krajowe przepuszczone jak nic, pozostaje mieć nadzieję, że nie wziął na ten cel chwilówki w Providencie. Pomarańczowe wiedziałam że są, ale że żółte z bialo-czarnymi brzegami, falbankowe i lekkie to nie. Orchideowy odpowiednik pazia żeglarza, równie wdzięczny. Śliczności wielobarwne i bardzo radosne. W dziedzinie doznań estetycznych ciągle jeszcze zaskoczenia, te bardzo przyjemne też. 

Nie chcę zapeszać, ale coś mi się zdaje że Bobuś w końcu trafił na właściwego terapeutę, diagnozę i terapię. Nerki, kręgosłup i mięśniaki na nim, nie, nie mięśniaki,  tak mięśniaki, ale nie powinny aż tak, więc jeszcze coś. Nerki, nie przecie nerki badane, borelioza, tak, tak, to ona. Antybiotyki,  nie, nie działają, nic się nie zmienia, wersja odporna i zagnieżdżona, na szczęście nie w mózgu. Pan pójdzie tu i tu, tam pomogą. No i tak to od Iwana do pogana od początku kwietnia. Mamy październik i jest nadzieja, choć to gówno lubi być oporne i wracać. Ku rozpaczy Bobusia restrykcyjna dieta, ale rozpacz maleje bo skuteczna. 

I tu kończę. Jeszcze spróbuję cyknać duet w pościeli, wiem że śpią.  A chała, Gacek ma radar.


Dobranoc Czytaczu. 


niedziela, 26 września 2021

Notatka 375 AKTUALIZACJA cykanek i pisanek trochę

To, co pod gwiazdką to było pisane wczoraj-dzis, w nocy.  Dziś już wiadomo, że z Rudym ciężko, sytuacja niech to, zrobiła się dramatyczna. Szansę jeszcze ma. Kocurro siedzi obok Rudego na kroplówce.  Fluidy intensywnie proszę. 

Najwyższa pora w końcu iść spać. Ale najpierw ku pamięci i celom sprawozdawczym.










Tak Czytaczu, było ognisko, dalszy ciąg palenia pobutwiałych dech, belek, gałęzi i palet. Dużo jeszcze tego zostało, palenia nie było przez kilka lat więc uzbierało się. Te najstarsze i obrosłe zielskiem  zostają do wiosny, któż wie co już śpi pod stertą...  Tym razem ogień wykorzystany na pieczonki, pyszna rzecz. Zmachana ciężko robieniem czystki  na nowe miejsca pięknotek, nie cykałam za dnia roślin, choć są jakieś kwiaty.  Będzie przesadzanie jednej i dosadzanie dwóch.  Pięknotek.  W ciemności bliskiej ognisku lśniły nieliczne róże, trytoma -  nabytek daglezjowy. 




Nie ma co, jesień jest, ogniska i sadzenie krzaczorów to zajęcia już jesienne, po drodze widziałam wykopki.  







Znów oberwałam grzybami, tym razem dzikie boczniaki i znów (z czego się bardzo cieszę) szmaciak gałęzisty vel siedzun sosnowy vel kozia broda.  Po rodzinnemu "mózg".  Dodatkowo suszą się ścięte wsady do wazonów. 


Moje zaniedbane kiciusie dają mi ostatnio bardzo do zrozumienia że zaniedbane. O akcji z Gacusiem pisałam w komentarzu do poprzedniego posta i nie mam siły tego powtarzać, dał kotulek czadu. Jacuś przechodzi w niegrzeczności sam siebie, Feluś najchętniej wlazłby we mnie. Więc jutrzejszy-dzisiejszy dzień dla nich. 
Ponadto, co? 

Ano Kocurro szalony zrobił mi przyjemność przesyłką z bardzo miłym liścikiem i pocztówkami. Kocimi i niekocimi. 
Co do kocich, kocie  Jacuś potraktował jak konkurencję, na pokazanie niekocich nie dał żadnych szans. Więc kocie z kotem.


Dużo ich, tych niekocich, a całość mile grzejąca serce. 

No właśnie. Kocurro i Rudy Jaguś. 

W poniedziałek planowany zabieg operacyjny. O przebiegu takim, jaki będzie konieczny po otwarciu kota. Fluidy proszę nachalne i intensywne!!! Dobrze ma być!!!!
Wieści najbardziej aktualne z aktualnych tu. 

Link prowadzi do Pomagam.pl ze zbiórką. I nie, nie będę przepraszać że link do zbiórki. Nie czuj się zobowiązany Czytaczu, tu masz wieści najświeższe. Byłoby oczywiście dobrze, gdybyś nie tylko poczytał, ale zdaję sobie sprawę, że część moich Czytaczy (a choinka wie, może wszyscy lub większość? A może nieliczni?) dosypała grosza do zbiórki. 

Nie tak dawno temu, ja sama straciłam rudzielca, kochane futerko.  Za moją Lisiunią tęsknię. Wiem, wypadki chodzą po kotach, nikt z nas i żadne z naszych futer i bliskich nie jest nieśmiertelny..... ale jeśli można pomóc w ratowaniu rudzielca, to czemu nie? Udostępniać linka proszę, fluidować proszę. 

Po za tym co? Koty do wzięcia. Nie dla każdego, tu okoliczności sprawiły, że potrzebna miejscówka specjalna. 

Nie wątpię, że się taka znajdzie, może też się przyczynisz Czytaczu. 


Dobranoc. Pisała R.R.

Ps. Co to jest pięknotka? Krzak, callicarpa, u mnie w wersji bodinieri 'Profusion' , który w towarzystwie ma szansę tak ubarwić jesień. Pojedynczy krzak nie daje szans na takie efekty, sprawdzone, od lat rósł bez feerii.