Czytają

piątek, 10 lipca 2020

Notatka 46 Piątkowy świt i inne atrakcje.

Zdjęcia robione z pociągu, przed porannym zaśnięciem. Pomiędzy cyknięciami były sprawdzane bilety, a w P. dosiadający się na siedzenie obok gościu celnym szturchnięciem posłał mi torbę na podłogę. Zrzucił mi ją z kolan, wytrącając spod ręki trzymającej srajtfona. Było zbieranie dupereli.

Cały fotograficzny urobek z rana. Bez segregowania.






















Byłam po prostu wściekle ciekawa jak srajtfon poradzi sobie z niezbyt czystą szybą i ruchem.  Co ciekawe, zdjęcia są robione przy użyciu opcji "portret", zwykłe wychodziły zamazane.  Za to srajtfon kojarzy ruch, nie zgadza mu się on z opcją "portret" i odmawia posłuszeństwa, informując o błędzie, przy ponownym uruchomieniu ustawia się w opcji "krótkie video". To tyle względem świtu i dziwnej sztuki fotografii srajtfonem.  Od M. już twardo spałam.

Atrakcje zaczęły się w K. już po podróży tramwajem, w sklepiku, gdy chciałam płacić za bułkę. NIE MA PORTFELA!!!!!!!!!!! NO NIE MA!!!!!

Pal diabli te marne rupie, ale dokumenty, karta VISA, karta wejściowa, karta zdrowotna jedna i druga, karta kodów, bilet na komunikację w Cz-wie i bilet miesięczny na pociąg. W PONIEDZIAŁEK KUPIONY!!!!!

Biegiem panicznym do pracy, klucze odebrać, ale i tak bez karty nie wejdę. Mózg mi zaczął wirować i wariować w tematach co zrobić, co może być i jak i kiedy. A jak to szturchnięcie było celowe? To co to może oznaczać? Gościu już przy mnie nie siedział, gdy się dobudziłam przed K.

Te dziesięć minut do przyjścia ludzi z kartami przedreptałam nerwowo, usiłując znaleźć i wykorzystać numer do Kolei Śląskich, pociąg jeszcze do Żywca nie dojechał.. Dopiero ze stacjonarnego pracowego telefonu, gdy już przyblokowałam w iPKO karty, i przymierzałam się do zastrzeżenia dowodu udało się dodzwonić do biura klienta. Śmieszne, w panice nie umiałam znaleźć i podać numeru komórki. Za dziesięć minut telefon - męski głos powiedział, że jest kierownikiem pociągu i mój czerwony portfel zostawia w K. w kasie przy placu Andrzeja. Odbiorę sobie jak będę szła na pociąg powrotny. Niewiarygodne.

Niewiarygodne było także to, jak bardzo  ulga ścięła mnie z nóg.  Portfel oczywiście, w swoim czasie odebrałam, w euforii dojechałam do Cz-wy. Furda ryczące dziecko, nic to naćpany młodzian dający niemiły spektakl naćpania... A niech już będzie, przestaję żałować tych zagubionych w akcji czapek, szalików i pudła z ciastem. Nieważne, że zabrakło mi czasu na odblokowanie kart, może w srajtfonie się uda, a jak nie to  w poniedziałek będzie można.  Niby nic nie zyskałam, niby nic nie straciłam a jak przyjemnie że nie będzie nieprzyjemnie.

W domu Łojciec przywitał mnie komunikatem że odmroził lodówkę.  Urwana półka na drzwiczkach, wyrwane przody dwóch szuflad zamrażarki.

Euforia mnie sklęsła. Taki to piątek.

  • Zawiadamiała R.R.








czwartek, 9 lipca 2020

Notatka 45 Kubuś Rozpruwacz - dokładny opis bandyty


Jest to kontynuacja notatki 29. O starutkich kotach i jak to mój osobisty staruszek pojawił się na stanie. Nie udało się ostatnio wygłaskać Nie Teofila, notatka 29 wymaga jednak uzupełnienia a historia opowiedzenia.

I jasna dupa, wychodzi mi powieść w odcinkach.... Trudno.


Notatkę 29 pisałam po wygłaskaniu Nie Teofila, siedząc na ławce w alei NMP, naprzeciw biblioteki. Wygnał mnie z tej ławki burzowy wiatr i nie doprowadziłam notatki do momentu w którym chciałam ją zakończyć. Była mowa, że po pobiciu moich futerek i po bardzo solidnym użarciu mojej ręki przyprowadzony kot został sklapsowany i zamknięty w ciemnej łazience. Na godzinę. Co za potwór z tej dwunożnej, czyż nie? Nie.
Ta godzina była potrzebna na pośpieszne i byle jakie odkażenie i opatrzenie ran jak od kłów kobry, oraz na pocieszenie i dokładny ogląd futer domowych. Na wygłaskanie, wyprzytulanie i na napasienie ich smakołykami.  Po godzinie z łazienki zaczął dobiegać protest song, cichutki i bardzo płaczliwy. Ok. Domowe skarby zamknęłam u siebie w pokoju i przystąpiłam do uwalniania aresztowanego. Od razu z kazaniem wychowawczym. Wydawał się szczęśliwy że jest jasno, że jest wzięty na ręce i że ktoś jest. Dostał jeść i pić, ale ciągle w szeleczkach. Otworzyłam drzwi do pokoju gdzie były skarby czyli Fredzio i Gucio. I znowu był atak, ale szelki i smycz pomogły -atak udaremniony. Po czym zaciągnęłam opierającego się kota do drzwi, otworzyłam i (głupia naiwna pipa) wystosowałam mowę do kota. Albo będzie spokój, albo schronisko. Co woli. I wiesz co Czytaczu? Ten kot rozumiał co się do niego mówiło. Otwarte drzwi potraktował jak wroga. Wybrał dom. Skutki mowy były jednak nie takie jakie naiwna dwunożna  miała na myśli. Bo owszem, do końca swojego życia nie podniósł na naiwną ani kła ani pazura. Szanował naiwną, oficjalnie i w oczy wyznawał głębokie uczucia. Nieoficjalnie była podstępna krecia robota, sikanie do paninej torby, przeżucie paska od sukienki, rozszarpane espadryle, tapicerka na stołku, dużo tego. A oficjalnie wcielona niewinność. Wydawały go czarne włoski, szarobury z białym Fredzio i szary Gucio naprawdę takich nie gubili.


Co do bicia i zastraszania moich skarbów.. Czytaczu teraz też mam zabijakę Gacusia i podstępnego gryzacza Felusia. Różnica jest kolosalna. Gacuś leje krótko, bardzo mocno, ale bez pazurków. Bokser znaczy, krótko leje, ale naprawdę mocno - przez przypadek oberwałam, więc wiem że bardzo mocno.
Feluś gryzie, pełen wachlarz pasujący do psa:
- czule i bezboleśnie ciamka palec, albo ucho kolegi. Sama delikatność.
- tak, jak robią to młode psy, czyli jest to półczułe dziamganie, ząbki czuć
- podgryza kolegę w tyłek, ogon, kark na zasadzie mocnego szturchańca, najczęściej by konkurenta przegonić. To boli.
- atak by zranić gdy o coś bardzo zły - wtedy gryzie w kark, niebezpieczne i już potrafi być krwawe. Dlatego też Gacuś nie uważa go za przyjaciela, czego Feluś jeszcze nie zrozumiał.  On gryzieniem wyraża przecież uczucia do kolegów, a koledzy widzą bliski pyszczek F. i profilaktycznie reagują.

Kubuś rzucał się z pazurami i z zębami, a te miał jak kobra i był katem upartym, długodystansowym, podstępnym i cierpliwym. Inteligencji nie można mu było odmówić, a w poprzednim życiu musiał być nieprzeciętnie rozpieszczonym jedynakiem. Możliwe, że właściciel z ulgą przeczytał ogłoszenie z którego wynikało, że kot znalazł jakąś opiekę i zrezygnował z bycia właścicielem.  Bardzo możliwe.


Kuracja klapsowa poskutkowała utemperowaniem krwiożerczości, ale też nie do końca. Budził się zawsze głodny i wściekły, drobne opóźnienia w wydawaniu posiłków to była gwarancja burdy, pobicia, albo zniszczeń. I nie o stale obecne w miseczce chrupki mu chodziło, suche owszem, ale mięsko na deser, luksusowa saszetka, albo jakiś delikates.
O, nie tak łatwo mu było wszczynać bójki, ale zawsze próbował. Całe miesiące pilnowałam by śpiącego Kubusia od kolegów dzieliły zamknięte drzwi. Jak sobie pojadł, łagodniał. Dziwnie przyjmowali mój komunikat znajomi że muszę do domu, bo Kubuś się obudzi. Trwało to do września, może października. Zdecydowanie zimny, bardzo jesienny dzień był końcem kariery bandyckiej. Przez Tytuska.
Na razie tylko tyle, ale ciąg dalszy będzie. A będzie słodko i gorzko.

Cdn, zapowiadam.  R.R.


Notatka 44 Czwartek ołowiany

Mija, i jego szczęście , że mija.

Dla mnie jak zwykle dzień specjalnej troski.

Były króciutkie pieszyzny z dworca na tramwaj (zakup śniadanka po drodze)









 I z tramwaju na dworzec.
















K. są malownicze, ręka sama podnosi srajtfona, co gdzieniegdzie widać. Że sama.
Nawet w dzień tak ciężko ołowiany. R.R.

Ps. Dzień się skraca. Poniżej bardzo poranne  zdjęcie z Cz-wy. Księżyc widać i zimno było.

środa, 8 lipca 2020

Notatka 43 Środowa senność i PAX

Senność, szarość, mżystość, mokrość. Słowa na tę środę.


A kotecki żerte, żywiutkie i rozdarte. Powoli jednak zaczyna panować PAX pomiędzy futerkami.

Idę spać, trzymając kciuki za PAX wśród kotów, a także za PAX MUNDI, który to pełni rolę moich oficjalnych zainteresowań.  Od dziś.

Co do kiziastych,  PAX może się udać, bo już napasione, wygłaskane ( Lisiuni nadal mało), wychwalone... Może pośpię. Niech zapanuje PAX. Mile widziany i MUNDI.

Poniżej coś, czego nie umiałam pominąć i coś na temat snu. Wykonują ulubieńcy. Mistrzowsko wykonują.



Pozdrawiam. R.R.

wtorek, 7 lipca 2020

Notatka 42 Słodziak i basta.

Wypluta jestem totalnie..
Wizyta u veta. Maluch zdrowy, wolny od pasażerów na gapę. Przypadkiem zdaje się że Vet nadała imię bezimiennemu,  mówiąc do maluszka przy zaglądaniu  pod ogonek:

- A kto ty jesteś,  Jacuś czy Agatka? Jacuś jesteś, śliczny chłopczyk..

Odrobaczony, przemyte oczka, wydana książeczka (na anonima), za miesiąc kolejna wizyta.

Podróż z maluchem do veta nie była przyjemna. Płakał cichutko i piskliwie w wymoszczonym mięciutko tekstylnym transporterku.
Nawet mnie rozbawiła króciutka wymiana zdań na temat tego piskania pomiędzy dwoma facetami:

- To nie ja.
- Ja też nie.

Ale ogólnie podróż z piskającym płaczliwie maleństwem to nie jest to co lubię.

Powrót był horrorem. Maluszek uznał, że nie zniesie więzienia, nawet mięciutkiego ani chwili, rozpaczliwie wczepił  się w siatkę i dawał koncert operowy tym razem. Sopranem dramatycznym o mocy głosu zdolnej bez mikrofonu wypełnić operę.

Może mu się dzieje krzywda, natychmiast zajrzeć w pyszczek, może uczulenie, zawracać natychmiast, jeszcze autobus nie przejechał pełnego przystanku. Odsunęłam trochę suwak siatkowych drzwiczek, nie zdążyłam wsunąć dłoni - mała błyskawica wyprysnęła na podłogę autobusu pomiędzy ludzkie nogi. I zaczęła zwiedzać wspaniały nieznany świat.

Oczywiście był mój krzyk, proszę się nie ruszać, mały kot uciekł. Oczywiście była pogoń, momentami na czworakach. Nie dałabym rady złapać małego czorta, młoda dziewczyna go złapała. Władowałam zbiega do mamra i właściwie uciekłam z tego autobusu, bo opera zaczęła się na nowo. Pieszo, machając transporterkiem dotarłam do następnego przystanku. Dalsza jazda była cichutka, ale mnie ciągle trzymało napięcie, czy znowu się nie zacznie. W domu wyjęłam rozespane niewiniątko, po odpracowaniu przeciąganek, kuwety, obżarstwa niewiniątko rąbnęło się spać. I śpi nadal.




Słodziak, czyż nie?

Raport zdawała wypluta R.R.  Dobranoc.