Blog był na próbę. Czy umiem, czy moja codzienność na to pozwoli, czy będzie mi się chciało. Mam na imię Romana i jestem unikatem, tak jak mój numer PESEL 50+. Żaden ze mnie cud . Jestem obrośnięta kotami, książkami, myślami o roślinach i tysiącami zaczętych spraw. Siedem wiatrów w tyłku, wciąż i ciągle, ale blog jest.
Czytają
wtorek, 1 listopada 2022
Notatka 464 Ł i dodatki.
czwartek, 27 października 2022
Notatka 463 Kontuzja
Drogi Czytaczu.
Zanim zacznę piskać to link. Wybacz Czytaczu, często ten link u mnie. Jeśli możesz - udostępnij. Jeśli wpłacić grosz niezbyt możesz, może może (Czerwone, Czarne i Białe. Ew. Bałtyk) ktoś inny.
Bo Czytaczu, tu dług u weta, tu ratowany Mefi. A kotków sporo.
No dobra. Piskam. Nie powinnam, ale jakieś ujście muszę znaleźć. I od razu uprzedzam, że wiem że minie. Tylko cholera jasna czemu tak? Nie tak dawno był palec (dziękuję, dobrze, cieplejsze buty wkładane i noszone bez problemu). Nie mogło by tak nic nie boleć, co? Moje ciało zaczyna mnie zdradzać....... Ech. Może wystarczyć musi świadomość że to na szczęście wszystko przejściowe, tak jak mam nadzieję że przejściowe kłopoty Rabarbary z kręgosłupem. Cholera, nie lubię jednak. Ale ku przestrodze własnej, wiadomo że nieskutecznej, popiskam.
A co do mycia, drabina dołączyła do zaginionego na amen imadła. Ja drabiny nie gubiłam, ale.
Zgubiłam/zapodziałam zawsze używaną szczotkę na długiej rączce, w użyciu był pipcik nie szczotka i wobec tego ciałko balansowało w napięciu na stołeczku ustawionym na stołku, wyciągnięte do maksimum. Lewa rączka twardo trzymała się rur, obfitych w obszarze małego przedpokoju. I co? Już prawie tydzień od akcji i boli.
Jest tam jakieś ścięgno do naderwania w barku? Rodzinny lekarz nie widzi problemu, przejdzie z przeciwbólowymi. No ileż można żreć tych tablet?
Robię to co mogę - usiłuję dowić wieńcy na akcję "Znicz" w tym kotunie uczestniczą bardzo aktywnie, co oczywiście w niczym nie zmniejsza BORDELLO.
Więc wiję śladem Dory, kiepsko idzie, lewa ręką jest u mnie lewa. Te pierwsze dwa wianuszki, po testowym tygodniu na dworze nie bardzo się sprawdziły. Zasuszona kalina nabrała niemiłego odcienia brązu, trochę lepiej z hortensją, ale niewiele lepiej.
Drugie dwa, wykonane w sobotę u Bobusiów, częściowo z przywleczonych z giełdy sztucznych kwiatów i piór, podeschniętych już hortensji, gałązek srebrnego świerka i traw. Uwite na bazie wianków pierwszych. Dla Bobusiowego taty. Srebrny świerk, sztuczności, anafalis-on uważam że się sprawdził. Nic tu nie powinno paść.
Symboliczny dla kuzyna, testowany. Z trawami i pawimi piórami, ten nie zabrany do P bo testujemy. Jak się nie uda - to trudno, nie będzie wianuszka.
Akcje wicia miały miejsce w Bobusiowie. A przy okazji. Nie mam upoważnienia do pokazywania cykanek pojazdu, więc nadmienię tylko że Bobuś sprzedał białego dopieszczonego do wypęku Harleya, a kupił do dopieszczenia i jazdy czarnego. Dzięki tej transakcji możliwy był np. zakup Kondzia, ale białego mi szkoda. Czarny jest zwyklakiem, na razie przynajmniej. Być może pozostanie dopieszczonym zwyklakiem, być może nie. Kiedyś, na poprzednim białym Harleyu pojawił się srebrny anioł, jeden czarny się zorlił, stając się idealnym dla Apacza, inny lśniący bardzo chromowo zwilczył się na czarno - co mu na dobre wyszło. Dla wyjaśnienia. Bobuś jest z tych co Harleye kochają, dopieszczają a czasem i zdobią, i co rusz ktoś wyżebruje sprzedaż tych dopieszczonych egzemplarzy. Najczęściej po zlotach, teraz też, biały fruuu! Zdobienia są zawsze takie akurat do modela, zero przesady, żadnych cyrkonii, choć te frędzle na jukach przy orlo-indiańskim! I szponiaste pedały od których się zaczęło! I dziób! Ale pasowały, jakiś Apacz-kowboj wydusił sprzedaż. Ten ostatni podobno już zostanie, "nic z nim nie będę robił, tylko kierownicę poprawię, nie jest oryginalna, to znaczy jest od Harleya, ale innego" Acha, akurat.
Pisała R.R.
wtorek, 25 października 2022
Notatka 462 impreza poniedziałkowa i P nad Pilicą.
Po. Uffff. Tu było krótko, sześćdziesiąte urodziny mojej malującej koleżanki i oględziny efektów odnawiania mieszkania. O koleżance tu. Cholera, od czasu pisania linkowanego postu nie wzięła pędzla do ręki. Nie ma ukochanych przez kumpelę araukarii, beniaminka, paproci bo mamusia stwierdziła że od nich grzyb. Nie da się polemizować, ocieplili w międzyczasie blok, zrobili korektę pokrycia dachu, kwiaty wywalone, a grzyba nie ma bo kwiatów nie ma, nie dlatego że mieszkanie świeżo odnowione, blok ocieplili i skorygowali dach.... Nie ma czego bronić, z małej dżungli, zielonego słupa wysokiego na dwa metry (słupa, bo mamusia pilnowała by zieleń nie wychodziła poza przestrzeń podstawy, małej ławy) została jedna anginka-geranium, wątła bez kolegów. Bo grzyb. Taaa.
Prezent to zestaw herbatek, tak by i mamusia skorzystała i nie protestowała, herbatki w dużej mierze z cyklu "samo zdrowie". Ulubiona przez nas obie nie za droga kawa, i na odchodnym biała puszka, zabrana na wsi słuczaj. Wyciagnięta jak królik z cylindra po oględzinach efektów odnawiania mieszkania. Wiesz co Czytaczu? Nie będziej obgadywania tej imprezki. Była i tyle.
Po imprezce odebrane "Cuda Wianki", nastrój radykalnie podniesiony czytaniem. I już wiem że miejce akcji, miasteczko Zielony Jar, to alternatywny Przedbórz nad Pilicą. Zgadza mi się, Autorka zanim wyprysnęła w świat i do Torunia była Przedborzanką, echo dorastania w nim jest w cyklu o Dorze Wilk, a co trochę śmieszne nazwisko ukochanej babci, której dedykowany jest poprzedni tom opowiadań o Koźlakach pojawia się i w mojej rodzinie. To nie czasy wyliczania piętrowych koligacji i powinowactw, być może jakiś cień pokrewieństwa jest, ale tysiąc razy bardziej prawdopodobne że jednak nie.
Wymieszany ten Przedbórz z innymi mieścinami, wzbogacony o magicznych i miejsce pracy Malinki, z przybliżonymi do miasteczka lasami. Obyczajowo to Zielony Jar jest częściowo przeciwieństwem Przedborza, częściowo wierny oryginałowi. I w Zielonym Jarze nie ma rzeki czyli - nie ma Pilicy. A Pilica ważna. Drugą rzeczą nie przeniesioną na literackie poletko jest brak wzmianki choćby najmniejszej o specjale przedborskim, czyli o kuglu. Może Autorka nie lubi.
Proszę bardzo, trochę cykanek z Przedborza. Z niedzieli. Z wypadów dla higieny psychicznej robionych z imprezy. Nie przewidziałam, że mi przedborskie cykanki się przydadzą i obrazków miasteczka tylko kilka.
Impreza zaczęła się jak to w tej części mojej rodziny mszą, stąd pierwsze cykanki to kościół i stara plebania. Ogólnie kościół kilkukrotnie wypalony, częściowo rujnowany pamięta czasy Kazimierza Wielkiego i królów wcześniejszych. To podobno w nim, a nie w zamku (obecnie górce powstałej z udeptanych ruin) król Władysław Jagiełło nadawał prawa miejskie Łodzi.
I rynek.
Park przy Pilicy.
I widoki z parku na rzekę.
Oraz już blisko końca imprezy znów rynek.
Może to nie Przedbórz pierwowzorem Zielonego Jaru? Cholera wie. Przecież setki podobnych miasteczek. Kochanych ze względu na kochanych rodzinnie ludzi, dorastanie w nich, wakacyjne wspomnienia. Na pewno jednak nie Strzelno Kujawskie, ciekawe czym się Autorce naraziło.
Pisała R.R. wracająca do Koźlaczków, Maliny i Zielonego Jaru. Czyli do książki "Cuda Wianki" Anety Jadowskiej.