Czytają

sobota, 26 grudnia 2020

Notatka 229 księżyc i barwy świąt

Jak było miło.  Wizyta u Bobusiów.







Dzień bury, a choinka jednak go zdobi. Nie ma raczej znaczenia, że drzewko stoi w niewyjściowym otoczeniu, bo na razie remonty odroczone, ale na piętrze wstawione okna. Nieważne. Choinka jest
mała, zdobna chaotycznie wyciągniętą z zakamarków bardzo niewielką ilością ozdóbstw, zdobią głównie zmienne barwy światełek, innych niż te z poprzedniego roku. Tamte, drobniutkie i o niezmiennym świetle z przewagą  białych zepsuły się, czego żal, były fajniejsze.  Choinka tradycyjnie w donicy, do posadzenia - już dwudziesta pierwsza, a przyjęło się ich więcej niż trzy czwarte. Zalesianie iglakami to głównie wyrzucanie szyszek i sadzenie świątecznych drzewek i las rośnie w siłę zdumiewająco szybko...

Dawno się nie widzieliśmy, więc opowieści różne brzmią nad stołem. Jednak nie ma to jak spotkania bezpośrednie twarzą w twarz, inne formy kontaktu wydają się ograniczające i z lekka sztuczne. Śmiesznot trochę, wspomnień trochę, aktualności parę.
 
Mniej więcej wszyscy zdrowi, na oko nawet psu się nie pogorszyło, co cieszy bardzo. Przeleżała wizytę ciężka krówka z łebkiem na moich nogach, co zniosłam z przyjemnością. Drugi psi kolega albo zapomniał, że się mnie boi, albo na czas świąt porzucił fobie. Dał się wygłaskać bez wstrętu. Bobuś zdrowy, choć się odzywają skutki przebytej korony. Długo się dochodzi do jakiej takiej formy, nie ma z tym łatwo - on formy jeszcze nie ma, ale cieszy się że się wykaraskał. Cholera to nie jest, ale przebiegi ma różne, dziewczyny ominęła bezproblemowo, Bobuś w tym swoim chorowaniu miał dwie noce o których myślał że to ostatnie.  A potem ni z gruchy ni z pietruchy, bęc - zapalenie płuc, podobno to częste po koronie. Wyszedł i z tego, zdaje się że bez uszczerbków stałych, a forma kiedyś powróci. 

Rodzinne Dziecko, dziwnie duże na dwunastocentymetrowych obcasach, przywiozło, odwiozło. Dobrze, bo w święta nie ma pewnych środków transportu publicznego, dojazd zawodny i trudny w tym kierunku w zwykłe dni, a co dopiero w święta.

Świat zimny, wietrzny i zbyt szybko ciemny. Zza chmur co jakiś czas wygląda kolega księżyc, dramatyczny, prawie pełny i z oczywiście pięknym halo, znów niewidocznym dla srajtfona. A co tam. Oto on. Halo proszę sobie wyobrazić, bo to co złapał srajtfon ma się nijak do prawdziwego. Wyraźny okrąg tęczowego  światła, średnica większa od księżycowej z cztery-pięć razy, jaśniejszy od wewnętrznej strony. 






To na razie tyle, Czytaczu. 
R.R. pisała.
Księżyc z ostatniej chwili, przesłonięty oparem chmur zaganianych przez wiatr w stado. Chyba najfajniejszy.









piątek, 25 grudnia 2020

Notatka 228 kulinarny luz i lacha - nieopłakiwane bigosy

Jest dobrze. Lenistwo mi służy?

Nie do końca tak leniwie jak by mogło być. Łobiad Łojcu trza, fizjologiczne potrzeby nasycenia paliwem musowo zaspokoić, organizmy wymagają. Nie ma lekko, jednak ludzie  kłopotliwsi od stworków. Nie dla mnie w tym roku żywienie się jedzeniem szykowanym przed świętami - nie szykowałam.  Sobie zadysponowałabym jajecznicę z dodatkami, z Łojcem numer nie przejdzie.  Łojca nie zadowoli też puszeczka, surowe ale sparzone mięsko, ani tym bardziej suche chrupki.   

Na szczęście nic z posiłku wigilijnego nie zostało. Z potrawami szykowanym i w szale przed świętami też nic nie miałam wspólnego. Jak nigdy, co z satysfakcją podkreślam.  

No to gotujemy.  Owszem produkty są, jest z czego. I wiesz co Czytaczu? Chyba jednak wolę tak, nie brak mi niczego. Ani bigosu, ani lepionych w szaleństwie pierogów, ani sałatek. Oraz całej kłopotliwej reszty. Kłopotliwej, bo mała kuchnia, mała lodówka, stwory i Łojciec, ten uwielbia w najbardziej gorącym momencie zażyczyć sobie kawy. A jak nie, to lubi np. przykręcić kurek gazu inaczej, "bo przecież zgaśnie". Lub wykonać inny numer tego typu, jeżący mi sierść wszędzie. 

Do dzieła przystąp, w menu przewiduję dwa kurze udka z patelni, szparagową fasolkę typu mutant z bułeczką, oraz podpiekane ziemniaki z serem. Może upiec te udka z ziemniakami?  Tak..  Leniwiec we mnie potakuje. 

Zajumane zdjęcie czyjegoś konkursowego świątecznego indyka. Biedne ludzie, jak ich żołądki dają sobie radę z szyszkami? Ale może lubią, a może to realistyczne rzeźby z czegoś spożywczego...  Zielone z jarmużu i nabłyszczane białkiem pomidorki. Widziałam takie kulkowate, że aż trudno uwierzyć że urosły nie w foremce. Lub może wszystko ozdobą, łącznie i indykiem co z lakierowanego paper mache. Możliwe przecież.

Nara Czytaczu. R.R. pisała.



czwartek, 24 grudnia 2020

Notatka 227 uzupełniania, jednak świąteczne

DHL, UPS, GLS prezenty przyniosły? Mnie nie, nikomu też ich nie wysyłałam. Krótki przegląd szafek, bo ostatnio o wszystkim myślałam tylko nie o zakupach, pewna, że produktów słabo się psujących dość.

Zmyła.

Cukier- torba udawała pełną, zapasowa butelka oleju właśnie pokazała dno. Pierniki wyżarte, słoik śledzia też zniknął. No, ja się nie dziwię, że po pierwsze Łojciec coś nie ma apetytu, po drugie, że aż tak musiałam przebierać w piżamkach, by kupić z miejscem na brzuch. Niech mu idzie na zdrowie.

Piszę po przymusowych zakupach, zaraz idę po procenty. Nie dam rady bez nich, coś mi się zdaje. Łojciec zażądał grzybowej i śledzia. Mam moc, będą.  

Życzyć będę jak wrócę.  Zalecenie na święta, bez zastosowania się do apelu będzie kiepsko. Trzeba by jakieś filtry na rzeczywistość nałożyć. Nałożę, choć na dziś i może na jutro.


Nara.


Zdążone przed trzynastą. Nie dla siebie te procenty, choć w minimalnej dawce przyjmę, ale dla siebie to mam. Dobrze, że nie kupiłam frykasów egzotycznych, widzę, że zamiast nich lepsza nadzieja na drobne znieczulenie. Pierwszy raz takie paczki, ale oczywiste się stało, że takie konieczne po kilku rozmowach. 

No to, by znieczulenia nie potrzebować, Czytaczu. Tego życzę - oprócz oczywiście zdrowia, pomyślności, szczęścia wręcz. By złe omijało, dobre zawitało. Dobrych ludzi wokoło i by można było w końcu żyć normalnie.


R.R. pisała. A muzycznie, to Bob Dylan, produkujący się jako lekko znieczulony Mikołaj. Między gwiazdkami. 

*


*

A koteczki lada moment będą dopieszczone tym oto smakołykiem.  Mam tylko nadzieję, że polowanie było naziemne, ale jakby co, to GLS, UPS i DHL działa. Oraz Poczta Polska i paczka w Ruch-u.



środa, 23 grudnia 2020

Notatka 226 powrót.

Koleje w pewnym sensie zasługują na kopa. Nie czuję się na siłach kopać z molochem, ale jakże by się przydał mega strongman, silny być może siłą zbiorczą.  By wstrząsnął niedołęgą, co od ponad dwudziestu lat regularnie rok w rok remontuje jedną i tę samą trasę. W niektóre roki całorocznie - w tym jest właśnie tak. Uszami i pozostałymi otworami wychodzi, bo ileż można, do cholery!!!. Bez głowy te roboty. 

Czekam w K. na spóźniony przyspieszony i zaczynam marzyć o wkopaniu instytucji. Tylko nie bardzo jest jak. Spóźnia się pojazd szynowy kolei śląskich, ale z winy szyn co to już nimi rządzi inna firma . 

No, jedzie.  

Jasna dupa, bombelek!!!!  Głośne "ŁAA" zaraz drugi głosik "ŁAAA". Te same bombelki które kiedyś robiły konkurs na beczącą owieczkę...? Szlag. Nie, nie te same. Małe kobietki, maluteńkie, ani w części tak uparte i hałaśliwe jak upiorne krzepkie bliźniaki. I nie jadą razem, mama z jedną zaraz będzie wysiadać. Ale z tyłu zaczyna ryczeć jakiś bobas.

O święta Cholero!! Jedzie jako osobowy. Chruszczobród i Wiesiółka nasze Czytaczu.

Czekamy. Pierwsza mijanka. Dziesięć minut?

To po ptokach. Skończy się na tym, że wet będzie dla rudzielca po nowym roku, bo urlop mam już zatwierdzony na tydzień z Królami. Nie ma wyjścia, choć będę próbować i wcześniej. Ale ponieważ musiałby się stać cud położenia torów w przynajmniej trzech miejscach gdzie teraz pojedyncze, to sukcesów chyba się nie ma co spodziewać. Wyleczył mnie ze złudzeń ten krótki tydzień. A Lisinę trzeba będzie wziąć pod lupę. 

No, sama radość, nie ma inaczej..

Zamglone ciemne na zewnątrz. 








Zaraz będą smugi cienia, czyli kawałki trasy bez netu.

Nara. Może dojadę. Kiedyś tam. R.R.

Ps. 1 Kocina Lisina znalazła skrytkę w szafie. Ona nie ma częściowo tylnej płyciny ta szafa, ale szpara wąska - Lisina musiała się spłaszczać na naleśnik. Tak, to jeszcze żaden stwór się nie chował, włażąc w wąziutką szparę, prosto na półkę gdzie zapasowe koce. Schowana była za nienaruszonymi kocami. W życiu bym nie wpadła że tak można, Jacuś wydał warujac na szczycie szafska. Cholera. Może szkoda, że tak ostentacyjnie ją wyciągnęłam. Jest sprytna szatańsko, nie powtórzy spalonej kryjówki. 

Ps. 2 co dziwne, pociąg nie był aż tak spóźniony jak się zapowiadało. Gdyby Lisina była wykryta i złapana od razu - pewnie by się udało. 

wtorek, 22 grudnia 2020

Notatka 225 norma


Tak jak na obrazku nie będzie. Przynajmniej dzisiaj i jutro, meteorologia nie wieszczy. Ponury, mokry dzień, ciemny jak nie wiem co. Ale podobno teraz to będzie  jaśniej, najgorsze ciemności już za. No nie wiem. Te meteo i astro pewno tak. Co do ciemności metaforycznej - wątpię. Apogeum przed, nie za, tak uważam, wysłuchawszy w radio Nowy Świat przewidywanych atrakcji. M.  dziś nie ma, a widocznie taka karma, ktoś w robocie kląć musi. Klęłam ja, godnie zastępując M.

Na razie droga do domu i już na starcie spóźnienie środka transportu publicznego.  Dwadzieścia pięć minut juz spóźniony, a jak spóźniony, to ma obowiązek przepuszczać. Norma, niech to szlag..... Ale drobne opakowania czekoladek Karmello kupione. 

Znasz Czytaczu? 

Ja słabo. Dobre, nawet bardzo dobre, tylko że mnie z czekoladą jakoś nie po drodze w ostatnich latach. 

Na razie stoimy w M. Niby do domu już niedaleko, ale nieprędko doń dojadę. Szlag.

Z rozpaczy zamieszczam foto zakupionych Karmello na szalu rozpostartym na pociągowym siedzisku. Mini post napisany, a ciągle stoimy.


Znów spóźniona R.R. pisała.

Dwa do zera. Przegrywam z rudzielcem. Mało tego że wet czynny do dziewiętnastej, a ja spóźniona, a jeszcze dojazd do weta, to Rudej gender nie widzę. Osiemnasta pięć weszłam do domu. Nie ma małpy. No nie ma. W żadnej z dotychczasowych platform i nor. Obmacany fotel - Feluś odkrył go jako kryjówkę kiedyś. Pod, w i na szafie nie ma. Nigdzie. Nie ma już żadnych szans zdążyć, ale wykryć to bym chętnie wykryła ten azyl. Możne jutro się poszczęści. Jak znam Lisiunię, to za jakiś czas wyjdzie, jak uzna że można, ciekawe czy zobaczę skąd wyłazi.

 

poniedziałek, 21 grudnia 2020

Notatka 224 bez qrw?

Powinnam coś zrobić, za coś się zabrać. Niemożliwe na razie, więc to co mogę - krótki wpis. Wet, myślałam. W wir zajęć rozmaitych planowałam się wkręcić, ale z myśli i planów dupa. Lisinka dziś na nadstawce regału, wysoko pod samym sufitem. Nie da rady bezboleśnie ściągnąć, a nie chcę nawet myśleć, czym mogło by się skończyć wysokie latanie. Za późno znowu wróciłam, wet możliwy teraz tylko nocny. Odpuszczam. Szlag.  

Krótka notatka z cykankami z dnia dzisiejszego, pisana po pociągowej walce z fumami srajtfona. Wlekła się dziś ta podróż, opóźniona już na starcie. Dokopała mi jak rzadko po nienajłatwiejszym dniu.


Trudny był, ale mogło być gorzej. 

Dziś w ramach chyba przygotowań do świąt  ani jedna qrwa nie poleciała z usteczek  mojej koleżanki. Dzień naprawdę nie był łatwy, a tu nic. Ani jednej. Nie wiem, jak to możliwe, gdzie to zapisać. Moja Babcia by zgryźliwie poradziła " zapisz to wnusia węglem w kominie". Z braku dostępu do komina zapisuję w notatce.

Ponieważ do domu weszłam nie tak dawno, nie zleciało jeszcze ze mnie całodzienne zmęczenie, mimo krótkiej drzemki w pociągu.  Drzemka była, a potem  przewściekła pokonywałam opór srajtfona i uruchamiałam gnoja na nowo.  Obudziłam się i nie działał. Co on z tą kartą SIM? Twierdził, że nie mam. Miałam i mam.  Nie rozumiem tego urządzenia. 

A jeśli tak działa profiler wyszukiwarki, wyłączając dostęp do telefonii i netu? Bo grzebię, szukając normalności. Bo nie wchodzę na Pudelka, Domowe Kiszonki i mam w dupie nowe sensacje koronawirusowe oraz Familiadę z okolicami.... Szkoda, że nie można dopaść gnoja i wybić mu z głowy taką tresurę.

No nic. Trzeba się ruszyć i mocno ociężale powirować.

Nara, Czytaczu. Pisała R.R., a Chamydło Gugieł bardzo w tym pisaniu przeszkadzał, na twe szczęście Czytaczu, bo pewnie bredziłabym dłużej.

Ale czy to na pewno Chamydło Gugieł? Węszę spisek. Cykanki to wystawa teatru Ateneum w K. zcykana po drodze.

Notatka 223 czas leci

Czas zmienia. 

Gender wychudło mi prawie na szkielet. Je potrójne ilości. Wydała dużo, ale jednak o wiele mniej niż je. A chudnie. Słabnie. Piętnaście lat. Dużo i mało. Do weta by trzeba, ale to nadal trudny temat z rudym latawcem. Jeszcze sobie co zrobi tym lataniem, bo robi to bardzo desperacko. Podstępem by, ale słodki kotek wyczuwa. Nie jest dobrze. Reszta ferajny też wyczuwa. Słabość wyczuwa i atakuje. Może i przez nerwy tak to wygląda, ale przeciw odosobnieniu rude protestuje ile wlezie. 

Gacuś przytył, Feluś też, baryłeczki z nich ważące sporo. Charaktery im się pogorszyły, bezlitosne dla Gender, między sobą się kłócą i godzą. Bywa ostro, bo Feluś niczego się jednak nie nauczył, podgryza.  Czułe dla mnie, to się na szczęście nie zmienia. Gdy oddzielnie to w dzień Feluś przy mnie. W nocy Gacuś i biada kotu który też chce. Feluś dopuszczany do wyra po negocjacjach.

Kolega zawitał przecież nie tak dawno. 




Taa. Słodkie maleństwo, słodki niuniuś. Zbójniś Cypisek, Jacuś-Cacuś, CHUPACABRA w miniaturze. Trzy razy większy niż wtedy gdy zawitał. No, niewielki był bardzo.  Co dziwne, sierść mu urosła, teraz jest kotkiem puszystawym, przedtem był maleństwem z aksamitu. Podejrzewałam nawet, że ma w rodowodzie sfinksa, bo skórkę miał odzianą w bardzo gęste, ale bardzo króciusieńkie włoski, taki właśnie aksamit. Teraz to ma prawdziwe futerko, co może przejściowe. Możliwe, że to sprawa futra zimowego, nie znamy się na tyle długo by wiedzieć na pewno. 

Tyle podsumowań.

Sumowała R.R.

sobota, 19 grudnia 2020

Notatka 222 metody z Muminków na czas ponury




Podły czas, ponurości ciemnej potworami bogatej. Grasują w ciemności potwory co na drugą stronę porywają, oraz te co w myśli od słońca odwykłe wkręcają się niczym kornik. I żrą. A rzeczywistość i bez potworów skrzeczy.  Od zawsze tak jest, od zawsze trzeba sobie radzić, nie dać się świństwu.  

Może dobrze byłoby przespać ten czas z brzuchem pełnym igliwia, tak jak trolle Tove Jansson. Podobno w Ikei można dostać w listopadzie odpowiednio ekologiczną i przyjemnie pakowaną paczuszkę igliwia. Niektórzy profani myślą złośliwie, że jest to choinka do własnoręcznego złożenia, ponury żart szwedzkiego koncernu, co trenuje u klientów wyobraźnię w zakresie meblowego składania. Nie. To igliwie dla spragnionych zimowego snu, rozmaitych Wujów Trujów, sentymentalnych Ciotek-Migotek-Idiotek, Mimbli umiejętnie unikających trudów egzystencji i naiwnych prostodusznych Muminków. I dla całej reszty, dla której ta pora za trudna. Sen zimowy, by obudzić się po nim młodszym, z odnowionym zapasem sił i optymizmu..

Przespać snem regenerującym i ożywczym byłoby dobrze BN, które mnie w tym roku nie cieszą. Happy na Metry Christmas. Tak, świętujemy cud najważniejszych narodzin w porze właściwej wielowiekową tradycją ale nie faktem - one były wiosną przecież. Przeniesione na ponury czas poniekąd racjonalnie ze strony kapłanów, bo skoro człek wie, że powinien strachy ciemności świętem odpędzać, to niech zbożnie świętuje. Że było tak, widać gołym okiem - pogańska przeszłość święta jak słoń z pod kołderki wygląda. 




Ale nie da rady przespać ani ciemnego czasu, ani świąt, ani innych niechciejstw zimowych. Igliwie wykupili, być może jako choinkę do samodzielnego złożenia. 

Więc coś trzeba by ciemność nie zjadła - przestraszyć ją życiem najlepiej, głośnym i intensywnym. Światłem, muzyką, hałasem, jedzeniem, rozmowami, towarzystwem. Świętem. Myślę sobie, że po to są święta, by życiem, światłem i ciepłem rozpędzać złe na cztery wiatry. 

Odpędzamy ciemność i straszność zabieganiem w przygotowaniach przedświątecznych, tym kołowrotem złożonym z generalnych porządków, przygotowywaniem wielkiego obżarstwa lub kulinarnych ulubieństw bez obżarstwa, strojeniem świątecznym, przebywaniem w rodzinnym gronie, prezentami. 

Może i zgromadzeń rodzinnych przy stołach nie będzie, ale święta będą. Szaleństwo się zaczęło. Widać je tam gdzie się człowiek nie spodziewa, będą i już. Tak mi powiedziała np. sklepowa społemowska chłodziarka z nabiałem - wyraźnie grała starą kolędę Stille Nacht" lub po polskiemu "Cicha noc". Myślałam że zwariowałam, lub chwilę później że to moje głuchawe uszy produkują takie pogłosy, ale nie, akustyka taka, że grające cichutko w drugim kącie sklepu ustrojstwo słychać przy półkach z nabiałem lepiej niż w grającym kącie. Masło grało.



Świętować najlepiej jest na sposób Paszczaka jak się ma dużo sił witalnych. Paszczaki co mają ich dużo a mało cierpliwości i zacięcia do religijno-towarzysko-rodzinnego świętowania też sobie radzą.  Było w rodzinie kilku wujków Paszczaków, właśnie takich. Oni świętowali uparcie łowiąc ryby w Pilicy, urządzajac przy śnieżnych świętach kuligi saneczkowe dla dzieci za Syrenką lub Fiatem, ginąc na całe krótkie dnie w lesie. Z lasu wracali ze zmarzniętymi na kamień zieleniatkami wyoranymi spod śniegu, choinką zdobytą na terenach dalekich. Znad Pilicy, tu nie ma cudów, wracali bez ryby, za to po kilku kielichach na rozgrzanie. Młode pokolenie nieświątecznych Paszczaków - a jest ich dwóch, po odbębnieniu absolutnego minimum pryska na narty, ciekawe czy w tym roku też. Może od razu prysną bez Wigilii, lub bez pryskania urządzą sobie jakiś surwiwal, tak jak lubią. Hałaśliwość Paszczaków rodzinnych charakterystyczna dla gatunku. Gruboskórność ograniczona, na szczęście, ale wigorem powalają. Nie dla mnie ten sposób. Nie teraz, może już nigdy. A sposób fajny, raz tak paszczakowałam w święta, po odprawieniu rodzinnego minimum. Jak kto może, to warto, nic tak jak paszczakowanie zmór nie odstrasza. Aspekty paszczakowania różne, ale cechą najbardziej charakterystyczną dla Paszczaków jest intensywność z jaką oddają się swym wybranym zajęciom. Nic nie może być i nic nie jest od nich ważniejsze. Więc jak Paszczak się uprze, że święta mają być tradycyjne, to są. Jak mają być intensywne, to będą. Do wypęku. 

Jak się tak zastanowić, to przecież i przedświąteczny kołowrót damski jest paszczakowaniem. Ekstremalnym. 

Powtarzam, skuteczny to sposób, złe spieprza, ale siły potrzebne. 


Chciałam świętować, bo koronkowe miesiące to jednak znaczne ograniczenie ludzkich kontaktów, a jest się ich głodnym. Nawet introwertycy mają coś w rodzaju głodu normalności. Nawet mnie, mającą niechęć do tłumów niezwykle cieszyły w tym roku nieliczne widziane pielgrzymki lub grupki wycieczkowe. Więc chciałam. 

Najpierw zbierałam się i zbierałam się do przygotowań intensywnych i nie dałam rady, nawet się zebrać. Niby zwalałam na lenia, na niechcieja, ale spójrzmy prawdzie w oczy - nie mam siły. Ten rok zaczęty bardzo źle, choróbskiem o dużym uporze, seriami antybiotyków w ilości hurtowej, pozbawił mnie sił. Długo to trwało w czasie gdy o koronie nikt nie słyszał, a jak słyszał to nie wierzył. A potem było długie dochodzenie do połowy siebie, żeby bez zlewających potów, bez słabości móc robić połowę tego co przedtem. Może to wiek po prostu, może już tak będzie. Sił na pół gwizdka i trzeba mądrze wybierać na co je przeznaczyć, bo nie ma ich wiele.. Więc w tym roku odmawiam udziału w szaleństwie. Już nie jestem Paszczakiem.  Coś jednak trzeba zrobić. Jak się nie śpi, to święto musi być. No nie ma inaczej.



Świętować można także na sposób dzikiego trolowego drobiazgu. Warianty są dwa. Jeden to cieszyć się z wytchnienia od zabiegania. Z ciepła, światła. Z bezpiecznego schronienia.  Z intymności i samotności lub z miłego towarzystwa, jeśli taka nasza wola. U Tove leśny drobiazg cieszy się z choinki łapkami Muminków zdobionej, ale nie liczyłabym na Muminki, bo obżarte igliwiem śpią. Światło i dekoracje dziki drobiazgu musisz sobie załatwić we własnym zakresie, ale raczej nie radzę robienia bladej kopii paszczackich świat. Oczywiście można, jeśli się umie ominąć żal, że nie da rady jak Paszczaki, ale drobiazgu Homku, Tofcie i Bufko - blada kopia też męczy. 

Jeśli chcesz możesz tak jak w innej powiastce robi to inny dziki drobiazg, tym razem wcale nie drobny - odpędzać zło ogniem paląc drewno, śmieci i zbędniki by przywołać słońce. To przenośnia oczywiście, motyw jednorazowy z Zimy Muminków, ale wydaje się ważny. Pewne jedno, ogień koniecznie i już, dla drobiazgu drobnego i mniej drobnego. By dobre przyszło a złe poszło.  Oni mają ogień, ja też będę mieć. Jednoosobowy i niestety nie niszczący niechcianego. Ale i tak... Choinka, a gdyby tak na złe z ogniem ruszyć? Rozpanoszyło się okropnie.



Nie samym ogniem i światłem człek świętuje. Trzeba też mieć inne  przyjemności. Niecodzienne, bo wszak świętujemy. Ja nie będę tu kosmacić i cudów wymyślać, zanurzę się po prostu w ubabrania na które zwykle brak czasu. Święto, prawdziwe święto.   

Tak święta świętować będę. Po cichutku lub głośno grającą muzyką, skoro nie można ich przespać ani przepaszczaczyć. Z lampami, świecami, kominkami. Ubabrania bardzo mile widziane. Z futrowaniem oczywiście obowiązkowym i niezbędnym. Dla futerek oczywiście przewidziane rarytasy, m.in. puszka karmy z renifera, oraz inne rozpieszczenia. Niech się cieszą, słodziaki. One zresztą zawsze świętują full wypas, z połączeniem wszystkich sposobów z podkreśleniem drzemki, z wykreśleniem ognia, co go zostawiają pańci. Kombo.

Powtórka będzie w nowy rok, dla mnie rafą do omijania od lat. Omijam jego tradycyjne świętowanie naprawdę długo, tu mam wprawę i umiem.



Obrazki, genialne akwarele, akryle, oleje artysty - narciarza. Rafał Malczewski, syn Jacka, silnie kiedyś podejrzewany o bycie Paszczakiem, a raczej o posiadanie wigoru tej postaci.. zwłaszcza w młodych latach. Miał być post o artyście, nie będzie, ale przyjmij do wiadomości Czytaczu, on był rewelacyjny i jego twórczość będzie się pojawiać, bo za nią przepadam. Tu obrobiony głównie zasób muzealny instytucji Pinakoteka Zaścianek. Dużo im zostawiłam, mimo że wręcz przesadnie ozdobiłam posta. Jest to oczywiście celowe, niech oczy też świętują.

Może tak będzie, jak na dziełach geniusza, jak białe raczy spaść. Niech się Paszczaki i Małe Mi ucieszą, niech białe spada.

R.R. pisała w dzień swoich urodzin publikując posta. Świętując, zgadnij jak Czytaczu.