Czytają

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czas zarazy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czas zarazy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 4 czerwca 2022

Notatka 435 zastój

Nic nowego nie mam do powiedzenia. Zastój. Kaszlę, chrypię i zalegam. Idzie ku dobremu, ale cholera, ślamazarnie nie do wytrzymania. Co to jest za gangrena, ta wirusówka, trzyma się mnie jak przylepiona. Rosół na okrągło, ale tym razem wirus chyba rosół lubi i zostaje na następną porcję........

Futerka zdrowe, karma i piasek są, warzywa z wtorku starczą do kolejnego wtorku, kawa i reszta spożywki też na razie są. Więc wirus chyba czuje że se może pozwalać, w dupie mając moje chciejstwa. 

Dziecko było tak dobre, że odebrało zamówione książki (empik i biblioteka), jest jeszcze stos emerytalny,  więc podczytuję. Szczerze?

Mam zaliczoną książkę Marty Kisiel "Nagle trup". I mimo fajerwerków humoru, świetnego stylu, szumnych zapowiedzi i dobrej zabawy przy czytaniu - to nie będzie moja ulubiona książka. Bywa. Moje autorki-fantastki kryminalą pobocznie i różnie im to wychodzi. Nie przebiła Marta Kisiel Mileny Wójtowicz, ale to ogólnie sprawa subiektywna, to lubienie lub nie, ranking co lepsze też bardzo osobisty. Czytam synchroniczne kilka książek, ale mózg najchętniej obecnie  rozkoszuje się lekturami już znanymi. Tylu lepszych autorów, a teraz rączki same się wyciągają po Koontza. Na przykład. 

Lenistwo fizyczne wymuszone, a w głowie kombinacje. Stara śpiewka, nie da rady schylać łba, a spróbuj człeku coś robić przy wyprostowanym. Czytać się da, ale niewiele więcej. Więc kombinacje i plany na razie teoretyczne, byle tylko choć procent udało się zrealizować, to będzie ok. 

I filmiki oglądam. Te mi się spodobały wyjątkowo.



Pisała R.R. zdrowiejaąca ślamazarnie.

środa, 1 czerwca 2022

Notatka 434 z wyjścia

Uziemiona jestem od piątku. Nie wiadomo skąd i dlaczego przyplątała się jakaś wirusówka. Osobiście nic nie zrobiłam żeby ją złapać, przylazła sama i bez zaproszenia. Jest już ciut opanowana naproksenem  ta cholera, pozostały objawy silnego przeziębienia. Kicham, smarkam, kaszlę i chrypię, do wyra mnie ciągnie, a tu świat słoneczny i zielony przecudnie, podobno wonny (nie czuję) i ogólnie bardzo kuszący.  Ech. 

Wychodzę gdy muszę i to z środkami ostrożności, nie tak dawno przecież  było srandemicznie. A nie chcę zarażać, nie wiadomo czy ludzie wiedzą o naproksenie, zanim zadziałał dokopało. Wczoraj wyszłam i to trochę pechowo, światło chwilowo siadło w sklepach, a ja coś jadalnego chciałam.  Autobus usłużnie podjechał, nie wiem czy ta usłużność nie była złośliwa, bo powiózł mnie na rynek. Gdzie oczywiście z wigorem wytuptały mi pieniądze na nieplanowane zakupy niespożywcze i planowane spożywcze. Wstyd za te nieplanowane wytupy, choć gratki taniochowate. A jeszcze większy żal że kasy nie było więcej. Bo rupieciarze byli, z gratami wyjątkowej urody. Kubki takie jak zbieram, szary szklany i tani (ale uznany za zbyt drogi, szlag) łabądek,  turkusowa narzuta na łóżko (to samo co z łabądkiem. I kubkami). Ja mało odporna jestem, albo po prostu za biedna  wobec takich obfitości. A ceny gratów w porównaniu do cen spożywki mikre. I naprawdę, żeby człek wiedział że będą AKURAT WCZORAJ garnki, za którymi przecież chodzę.......... I ech. Będę chodzić dalej.  

Cykanki z powrotu, gdy wlokłam się objuczona warzywami (kapusta!!!) i owocami. Graty w rodzaju nie takim jak bym sobie życzyła też miały swój maluśki udział w objuczeniu. Cykanki są do chwili gdy nastąpiło ostateczne dociążenie i wytup kasy. Koci piasek znów zdrożał, teraz nie osiemnaście a dwadzieścia dwa. Cholera, szok ile poszło forsy, wszystko drożeje.  











I ostatnia cykanka, gdy obciążenie chwilowo odstawione. Słynny lokalnie cholerny śpioch, po nawaleniu się zmora  kierowców. 

Tu akurat wybrał sobie wyjątkowo wiatę przystanku tramwajowego, rozebrał się, ładnie, podłożył sobie jako poduszkę wkładkę wypadłą z buta i słodko zasnął. Ale zazwyczaj to on wybiera sobie jezdnię, na ogół takie jej fragmenty jak powyżej. No dobra, uściślę.

Lubi te fragmenty z białymi pasami, ale nóżki lub główka często wystają na czarne. Ileż to razy widziałam jak litosierni kierowcy transportują śpioszka za ręce i nogi na trawnik. Ululanego i bezwładnego, ale po chwili znów gramolacego się na asfalt, czołganiem lub na czworakach. Raz widziałam transport trzykrotny, w tym jeden wykonany przez pojedyńczego kierowcę za pomocą ciągania pijusa za nogi,  oczywiście z zaliczeniem krawężników. Nie ocknął się cacuś podczas ciągania, ale po chwili i tak popełzł na asfalt. To tak w ramach ostrzeżenia ewentualnych zmotoryzowanych, nawiedza okolice alej.  

Pisała R.R.

Specjalnie na życzenie Dory. Kolor mają identyczny, to srajtfon coś fiksuje.Wyjaśnienie w komentarzach 😀



poniedziałek, 9 maja 2022

Notatka 428 niedziela kwietna

Wczoraj wstałam (co za skandal) po trzynastej. Bo do późna kombinowałam z postem odwlekając moment odkręcania wodnego zaworu (ufffff, zabieg udany), a potem futerka, wyspane w dzień i stęsknione nie pozwoliły zasnąć.  

Niedziela tak późno zaczęta też była atrakcyjna. Wieczorem zrobiła się fajna inaczej, odbiło się wrednie zastąpienie kąpieli wyparzającej krótkim prysznicem.  Ale po kolei.

Giełda-wystawa ogrodnicza była Z przykrością stwierdzam że nadal nie jest to to co było przed pandemią. Nie widać tego rozmachu co kiedyś, nie zawsze był, ale przez dekadę był full wypas. 






















A w pierwszej sali szkoły wystawa bonsai. Nie kocham, owszem urodne, ale to naprawdę nie mój klimat. Skarlanie kojarzy mi się wyłącznie z okaleczaniem.
















Gdzieś tak wyżej widać na niewielkiej szkolnej scence przygotowania do pokazu kształtowania drzew. Uciekłam.




Amatorskie te straganiki. Jeśli ktoś chce konkretną odmianę rośliny musi uważnie, bardzo uważnie podchodzić do zakupu na takich imprezach. Nie polecam zakupu liliowych cebul, nigdy nie kwitły tak jak miały kwitnąć.  Ale można spotkać i wyjątkowe rarytasy, drogie, lecz wcale nie droższe od ofert netowych. Obuwiki oraz gruntowe inne storczyki były na przykład.

I ja coś kupiłam, owszem, "ostrużkę" też, obuwików nie.. Zakładałam że odkupię to co odeszło. Wilczomlecz Ascot, długosza osmunda regalis np., dodatkowo jakieś fajne paprocie i większe zielone hakonechloe. Baaardzo, ale to bardzo rozglądałam się za intensywnie niebieskim różanecznikiem i kaliną koreańską, ale nie było.
 A w rezultacie przebieżki po stoiskach tak wyszło. 
"Ostrużka" liliowa i pełna, fioletowa dziewanna, pełnik chiński 'Golden Queen', średniej wysokości krwiściąg o wydłużonych pałeczkach kwiatów. No i zupełnie nie planowana kalina Burkwooda, to pod wpływem Tabi. Pięć sztuk.


Baaardzo lubię pełniki, te chińskie też. Przyjemne w chińskich to, że jednak dają radę na suchszych miejscach. Lubię ich luźne chmurowate kwitnienie, kojarzące mi się z pomarańczowymi motylkami.  Rośnie w Bobusiowie już jeden, ale złośliwie kępa jest niewielka, a podziały się nie powiodły. 
  


W oczekiwaniu na hydraulika pisała R.R.