Czytają

sobota, 9 marca 2024

Notatka 547 sobota po święcie samicy

Po święcie samicy jakiś dyzgust mam. Ogólnie to niezbyt dobrze się czuję jako samica i jako człowiek, nie podoba mi się ostatnio nic, w tym i ja sama. Ale na dzień dzisiejszy odwiesiłam na kołek samopoczucie i odczucie i zrobiłam co mogłam by nie być malkontentką. Ach, żeby tak ten kołek wytrzymał i nie puszczał dziadostwa........
 
W Bobusiowie byłam. Dziecko urodzinowo uczcić, po to głównie. Zrobione, dziecina uczczona, posiad rodzinny odstawiony, pogadane, posiedziane, popite i pojedzone, wszystko ok. Naprawdę. 

Bobuś był, choć poczatkowo go nie było, same samice świętowały. Miał być na targach motocyklowych we Wrocławiu, kolega J, harleyowiec-przyjaciel, wyciągnął go namawiając intensywnie, bardzo chciał i koniecznie z Bobusiem jako z wiecznie majstrujacym przy swoich motorowych rumakach. On pilnował i trasy i terminu, Bobusiowi to tym razem wisiało, jego harley już ma wymienione co miał mieć i na razie przynajmniej Bobuś jest zadowolony. 

Pierwszy motor co jest bez szaleństw, malowanych aniołów, wilków lub orłów, nie powiewa frędzlami i nie oślepia ilością niklu i chromu. Po prostu tym razem odpowiednik damskiej "małej czarnej", szyk prostoty, wyraźnie w tym modelu widać że niczym nie ozdobiony harley też jest potęgą. 

Ale pojechał.  I co? Zorientowali się po blisko dwustu kilometrach ze impreza za tydzień, stąd Bobuś pojawił się niespodzianie. Kolega J. Pocieszające, nie tylko ja miewam kiksy pamięci i ogólnie kiksy.

Tym razem nie rwałam sie do zielonego, ono jeszcze bardzo nieatrakcyjne. Bobusiowo tak ma, przedwiośnie w nim nieładne, długo wszystko w nim wygląda jak wyplute przez zimę.  Z kwiatkami na moim zielonym na razie kruchutko. Ciemierniki kwitną niewyjściowo, z kwiatami na takim poziomie ze nawet przy czołganiu się  efekt fotograficzny wątpliwy, choć ciemiernik od Tabaazy raczył zakwitnać czterema kwiatkami w kolorze łososia. Ranniki już na pewno wymeldowały sie z Bobusiowa w kierunku nieznanym, krokusów malutko, przebiśniegi zdaje się że albo już przekwitły albo podążyły za rannikami.  Wszystko jeszcze w blokach startowych - poza robotą do odwalenia, bo to, ach to to widać doskonale. 

Nic nie zrobiłam, nie miałam jakoś pałeru, chwiejnik karuzelowaty był, jak to na przedwiośniu.   W ramach kwietności wiosennej, bo w końcu wiosna jednak idzie, pokazuję efekt działań Beatki Bobusiowej, co przekroczyły zdaje się granice dzielącą hobby od profesjonalnych zajęć. Będzie chyba firma, wszystko na to wskazuje. 

Świeczki. Na cykankach próby udane i niezbyt udane, z surowców różnych, bo Beatka na poważnie podchodzi do eksperymentów, szukając takich co w miarę zdrowe, nie rozlewają się i nie kopcą. Miesza, sprawdza, testuje proporcje, barwniki, twardości i rozlewności oraz czas palenia.  Zadowolona jeszcze nie jest, prezentowane są wg. niej jeszcze nie takie jak powinny być, wizualnie niczego im zarzucić nie mogę, ale podobno to jeszcze nie to. Cześć ma knoty, część knotów niegodna. 
 


Skąd ja to znam....... Co do świeczek, to w masie robią wrażenie tak wiosenne że nie mogłam nie podzielić się tą wiosną. Dostałam zresztą mini wytłoczkę  pisanek-świeczek i cieszę się.  Lubię ogień, świece, tealighty w szkiełkach, lampy parafinowe, wszystko chętnie, choć ze świec to wolę proste kształty. Kule, tradycyjne długie stożki, walce.  Beatka przeciwnie, najpierw zbierała świecowe dziwactwa (oskubany kurczak pachnący olejkiem różanym!!!!, zielona świnia w czerwone biedronki pachnąca paczulą, niczym nie pachnący kotek syjamski, arcydzieło z barwionego wosku, głowa Lenina dziwnie ruda, Lenin czerwonoskóry!!!!),  teraz robi może nie dziwactwa ale dziwa. 

Pisała R.R. 

16 komentarzy:

  1. Skoro to ją odpręża i cieszy, to niech produkuje, ale żeby zaraz firma, nie wiem, czy sie oplaca. To troszkę jak z kolorowymi fikusnymi mydelkami, ladne, ale drogie, a szybko rozpadajace sie, glicerynowe najczesciej, wiec zmydlają sie szybko, no chyba zeby na ozdobe i zapach trzymać.
    W zasadzie swieczkuję niezbyt często za duży plomień, wolę tealight'y, które wkladam do roznych latarenek zimową porą, w innch sezonach zapominam o istnieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu, blogger cham, nie zapisał mi komentarza. No to jeszcze raz napiszę że ozdobność w mydłach i świecach jest dla mnie na drugim albo i trzecim miejscu. Mydła mają myć, świece się palić, a w wypadku ich światła to ono jest główną wartością. Zapach i wygląd nie może nachalnie konkurować, więc dla mnie prosto, to nie przecież nie znaczy brzydko. Mogą byc takie proste piękne i bez kształtów królika czy kwiatka, cichutko napiszę że wolę jak świece nie są królikiem, kwiatkiem, czaszunią czy kotkiem. Ale ile ludzi tyle gustów, może te świece znajdą amatorów.

      Usuń
  2. A, i nie lubię swieczwk w ksztalcie zwierząt, czy jakis roslin, glupio tak, kiedy lepek plonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że topiące się łebki są koszmarem. Kiedyś Roland Topor w tv tłumaczył ideę horroru posługując się na żywo narysowanym i wyciętym z kartonu stworem, taki Paszczak zębaty. I w ramach demonstracji idei przedarł karton tam gdzie szyjka, koszmarne odczucie.

      Usuń
  3. Ja to zawsze nie zapalałam takich świeczek. Mam kilka i stoją jak figurki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc też nie jestem fanką świeczek tego typu, wolę całkiem proste, ewentualnie z dyskretną ozdóbką. Świeczka to świeczka, ma się przede wszystkim dobrze palić, o ile ją w ogóle zapalę, co rzadko się zdarza. Lubię świece z pszczelego wosku, bo pięknie pachną. Ale rozumiem modę na tworzenie świeczek w dziwnych kształtach czy z zatopionymi kwiatkami, muszelkami itd - to po prostu miłe zajęcie, tak jak dla mnie malowanie, haftowanie, czy dzierganie na drutach. Są gotowe zestawy, woski, dodatki, foremki, do tego kursy, gdzie uczą jak to robić. I bardzo dobrze, fajnie, że można się czymś przyjemnym zająć. Co do opłacalności, to rozmawiałam kiedyś z panią, która robi takie rzeczy i sprzedaje na targach rękodzieła i w necie. Mówiła, że zaczęło się to opłacać dopiero jak wymyśliła tworzenie zestawów prezentowych, na przykład jako podziękowania dla gości weselnych i takie tam. Więc oprócz świec rozmaitych są do tego jakieś woreczki z lawendą, mydełka itp, zapakowane wszystko w koszyczek, celofanik, wstążeczkę itd. To taka podpowiedź dla Twojej rodzinnej bizneswomen ;). Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona myśli. Kombinuje. Dziś była garażówka, Asia zabrała wytłoczkę pisanek, poszła jedna. Obok nas stoisko z zapachowymi świecami sojowymi, - też nie było wielkiej rewelacji. Wiec zobaczymy, net może da nabywców. Zestawy na pewno.

      Usuń
  5. Różane i daliowe bardzo mi się podobają, ale żal byłoby mi je palić :-) Z tymi jajecznymi może przed świętami na jakimś jarmarku Kaziukowym mogłaby się wystawić, pewnie tam miałyby wzięcie (u nas na tym jarmarku są dzikie tłumy, to jakieś szaleństwo).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiektywnie te kwietne są śliczne i jak ich tak dużo i takich barwnych to zdobią bardzo. Mogę osobiście woleć proste, ale ślepa nie jestem, jako figurka zachwycił mnie kotek,.ale jego to dopiero byłoby mi szkoda. Moje jajeczne to specjalnie powybierałam tak, by by były jak najpodobniejsze w kolorze do jaj prawdziwych i bez ornamentów. Tak wolę. Po garażówce jestem, Wielkanoc niby idzie, jajka powinny mieć wzięcie, tak jak zające i drób, a tu prawie nic. Kaziuki może tematyczne, może tam by było inaczej.

      Usuń
  6. Mnie się takie świece podobają jako obiekty - niektóre. Nie paliłabym ich bo szkoda. Świece w kształcie zwierząt, ludzi itp. absolutnie nie są dla mnie do użytkowania, gdy się taka figurka topi ( zaczynając od główki ) to mi niedobrze.
    Świece zwykłe i tealight 'y z wosku pszczelego są dla mnie i nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda mi na to że wszystkie tu piszące mamy podobnie. Hmmm.

      Usuń
  7. Właśnie na dworze pies dopadł kota, a kot był w sytuacji niezręcznej, bo miał w pyszczuniu świeżo złapaną myszkę. Próbowałam stwory rozdzielić, i nawet mi się udało. Pi wpadła do kuchni pod stół i szybko skonsumowała mysz, a Korus stuka już łapką w szybę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na razie słodki pax pomiędzy futrami. I niech trwa!!!

      Usuń
  8. A do mła to bardzo przemówiły kwiatowe świeczki, szczególnie te pastelowe. Mła w ogóle lubi świeczki, co powinno ją cieszyć przy tych zapowiedziach podwyżek cen prundu, he, he, he. Piszesz że ciemiernik się pokazał, mam nadzieję że się porządnie rozrośnie i będzie robił wiosnę zamiast najwcześniejszych cebulaczków. Co do motorów czy chopperów to harleye zawsze pikne, mła rozumie Bobusia. Moje futra zalegajo, mła ma wyznaczone zadanie głaskania pięciu tyłków naraz. :-D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciemiernik zapowiada się że będzie na stałe, pierwszy kolorowy, hura! Drugi raz chyba kwitnie, za pierwszym razem widziałam jeden zzieleniały kwiatuszek, będzie rósł, hurra! Będzie duży, po posadzeniu wykonał przyrost wsteczny ale się pozbierał jak widać 😄. Pierwszy kolorowy, ale nie jedyny. Okazuje się że odpłynięte trzy czarne zostawiły po sobie siewkę, może więcej niż jedną, ale jedna dała pojedynczy czarny kwiatek. Mikrutki, no ale jest. Hurra raz jeszcze! Żeby jeszcze odpłynięte żmijowce też chciały się objawić siewkami! Jeden sezon były, to już się nie dziwię że w naturze takie rzadkie. Ech.
    Kwiatki zawsze fajne, ale palić? No nie wiem. Jajka mogę 😀. Co do harleyów, to wiesz, jeden z nich był przepaskudny gdy przyszedł do Bobusia. Z taką osłoną kierownicy co wyglądała mocno niewyjściowo, w zależności od kąta oglądania albo jak kawałek wanny, albo jak dupa. Biały, i zdaje się ze Bobuś na nim wcale nie jeździł tylko po dopieszczeniu puścił dalej. Jako motor to pokraka była, a model oryginalny i podobno rzadki. Zupełnie bez wdzięku, jak nie harley.

    Moje futra dziś były nachalne, przy gotowaniu były poczęstowane mięskiem, zeżarły dwie trzecie, pozostałość ja. I nie chca wierzyć że już nie ma, ładnych kilka godzin minęło, a nadal się domagają, to co na miseczkach nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń