z kolei pańcia zostawiła koteczki na długie godziny. Porzuciła. Od razu napiszę, że obrażone i to pisanie jest przetrzymywaniem obrazy. Zobaczymy kto pęknie pierwszy, ja czy futerka.
Wyprawa była do P.
Rodzinne Dziecko zawiozło swojego tatunia i jedną z ciotek (mnie) Kondziem. Tatunio (Bobuś) w roli pasażera bywa ciężkim dopustem, tym razem sobie odpuścił prawie zupełnie, więc obyło się bez moich warknięć.
Bo bywa że warczę "zakopać tego gościa natychmiast!!!!" na przykład. To tak na marginesie, Bobuś bywa upierdliwy, nie dociera że Dziecko ma prawo do przesadnej ostrożności na drodze, że kierowcy się nie wnerwia i jeśli kierowca zechce zaczerpnąć wiedzy to zapyta. Tak jak o to czy po nierównym połatanym asfalcie lepiej jechać wolno czy szybko. Podobno lepiej szybko. No nie wiem.
W P. to rodzinne groby były celem, zabraliśmy sprzęt do ich uprzątnięcia, ale wszystkie oporządzone konkursowo. Ozdobione. Tylko grób Bobusiowego taty i dziadka nie, ale on (obok grobów szalenie ważnych dla historii miasteczka i właśnie remontowanych i odszykowywanych) jakby niedostępny. Dwa solidne zbiorowe groby obok, wystawione za wspólną kasę mieszkańców, strzeżone honorowo przez ZBOWiDowców kiedyś walczących w AK, a teraz gdy weteranów nie ma to przez harcerzy. Pomniki dostały stonowaną nową piaskowcową szatę znacznie zyskując na urodzie, jeden całkiem nową a drugi właśnie intensywnie wyczyszczony. Teraz kładzione granitowe kostki pomiędzy grobami, na obmurówce grobu wujka skrzynki z młotkami i dłutami, mechaniczny mini sprzęt obok, walec i jeszcze stojące coś do czyszczenia piaskowca. Ekipa ludzka kręcąca się wokół. Postawiłam na grobie niezapalony znicz, przyjęłam zapewnienie że wszystko posprzątają i w zamian zapewniłam, że spoko, wujek i jego tata lubili jak się działo. Bo tak było, sama prawda. Niepozorny grób Bobusiowego dziadka obok grobów-pomników poległych podczas wojny bohaterów i wojowników jest na jak najbardziej właściwym miejscu. Kwatery zasłużonych. Dziadek Bobusia zasłużył, ginąc krótko po wojnie na milicyjnej służbie. Uratował małego chłopaka, albo przygłupiego albo nie zdającego sobie sprawy z tego co robi. Gnojek znalazł gdzieś granat i wyciągnął zawleczkę, biegnąc z odbezpieczonym do kolegów. Ojciec Bobusia wyrwał mu świństwo z głupich rączek i odrzucił, i tu historia niejasna. Wersji jest kilka, rzecz miała miejsce na moście nad Pilicą. Wg. jednej granat trafił w balustradę mostu i odbił się od niej wybuchając, wg drugiej granat wybuchł w locie. Nie umiem sobie tego wyobrazić, akcja trwała ułamki sekund, czy dzielny milicjant biegł z granatem, czy go odrzucił i zakrył gnojka własnym ciałem?Gówniarz przeżył, jego koledzy którym chwalił się zabawką również calutcy i zdrowi, tak by nie było gdyby nie dziadek Bobusia. Bohater i już. Za to mały tata Bobusia wychowywał się bez taty, co miało swoje konsekwencje i dla Bobusia. Bo wujka wychowywała babcia, rozpuszczając wnusia jak dziadowski bicz. W pewnym sensie tata Bobusia nigdy nie przestał być rozpuszczonym bachorem i mimo posiadanych jakichś tam zalet nie nadawał się ani na męża ani na ojca, aktualne "radość ulicy, smutek domu". Co do granatów, to w anegdocie już nie tak strasznej, zachowała się następująca historyjka. Wnusia wychowywała babcia, czasem zapraszając jego kolegów na posiłek. No i mały wujek wybiegł z zaproszeniem do kolegów z entuzjazmem wrzeszcząc
- CHŁOPAKI, BABKA GRANATY GOTUJE!!!!
Ależ zwiewali!!!! A chodziło o kluchy z ziemniaków, takie gdzie łączy się rozgniecione gotowane ze startymi surowymi, podłużne i często nadziewane, gdzie indziej zwane kartaczami. Babcia ugotowała. Ciągle jeszcze jednak zdarzały się wybuchy niewybuchów, znajdowano, ostrzegano, więc chłopcy woleli zwiać.
Cmentarza nie pokazuję, bez drzew brzydki mimo że robi się coraz bardziej luksusowy.
Nie było tym razem spotkania z rodziną. Powinno niby być, ale jakoś nie. Za to był las, zawsze musi być. Nigdy dosyć. Tradycyjnie już o tej porze ciągle ten sam, tam od zawsze znajdowane zieleniatki, a nawet jeśli nie pora na zieleniatki to i tak nas tam ciągnie. Całą rodzinę. Mam nawet zdjęcie robione w nim, dokumentujące letnie wylegiwanie się na niebieskim kocyku naszych Mam, mojej i Bobusia, gdzieś blisko nich moja psinka Gafa. Fota gdzieś jest, jak znajdę to wstawię. To nasz wspólny Dziadek, tata naszych Mam ten las pokazał rodzinie, w tych lasach między innymi był partyzantem, w leśniczówce pod którą podlegają się ukrywał, gdy Niemcy go namiętnie i wytrwale szukali. Są połacie gdzie ciągle rosną drzewa pamiętające wojnę, mało, ale są. Lasy pod P trochę inne niż te co koło Częstochowy. Mniej zdeptane i eksploatowane, mniej ścieżek, inne trochę runo. Wiosną w wielu kwitną zawilce ginące latem bez śladu, białe i różowe. Dęby rosną bez wysiłku, mniej buków, mniej przedstawicieli gatunków obcych, mniej cieków wodnych ale wilgotniej. Część lasów rośnie na szczerym piachu, są takie co pod sobą mają piaskowiec, wszędzie spotyka się dziury po wydobyciu, ten rośnie na piachu, dziury są. I tak to.
I detale.
Znów grzyby do obierania. Zieleniatki, podgrzybki, to ja, Bobuś i Dziecko mają o wiele więcej, znaleźli prawdziwki i dużo dużych co noszą nazwę sarna. Dokładniej to sarniak dachówkowaty. Pełne wiaderko.
Już najwyższa pora zająć się koteckami. Odobraziły się.
Pisała R.R.
U mnie to sie nazywa pyzy!
OdpowiedzUsuńA w P takie kluski nazywają też żeleźniokami lub kluskami żelaznymi. 😀
UsuńI pyzy, i żeleźnioki wyglądają inaczej, niż kartacze- pyzy są okrąglutkie, żelazne kluski mają nieregularne kształty i są bez nadzienia, natomiast kartacze są podłużne i faktycznie podobne w kształcie do ręcznych granatów :)
UsuńAno widzisz, pyzy są okrągłe, granatów vel kartaczy od żeleźnioków nie odróżnisz, mogą być wszystkie nadziewane lub nie.
UsuńMoja babcia robi właśnie takie podłużne () i nazywa pyzy i w środku jest mięsko ;D
UsuńIle rodzin tyle nazw. Pyry, grule, ziemniaki, kartofle też pewnie mają więcej nazw.
UsuńNo to grobing był jak się należy, z lasem w charakterze bonusu. Kotecki jakoś zniosą Twoje nieobecności, należy się Tobie przydział tego lasu i grzybów. Zawsze możesz im powiedzieć że to na dotlenienie mózgu pracujesz, żeby kasy na ślesorza nie wydawać jakby co. Ten obity przez zapomnienie na temat krzesełka tyłek tyż możesz zapodać jako przykład, że naprawdę tlen niezbędny w dużych ilościach. Co prawda mła nie ma dużej nadziei że Twoje stado okaże pełne zrozumienie, ale może cóś tam w łepkach zakiełkuje. Zwłaszcza jak raz czy dwa zapomnisz kupić kociego żarciuszka, he, he, he.
OdpowiedzUsuńCo do Bobusiowego dziadka to naprawdę bohater, ekscesy Bobusiowego taty nie umniejszajo przeca dziadkowego bohaterstwa. Ciekawe jak potoczyło się życie tego gnojka od zabaw z granatami? Mam nadzieję ze i gnojek i cooledzy mieli dobre życie, w końcu to żywot darowany.
Co do kierowników bez kierownicy, mła przy zagrywkach Sławencjusza zawsze ćwierka "Ryszardzie, rowerzysta na chodniku!". Mła nie zapomni jak tak kiedyś przypitalał na temat wolnej jazdy Mamelona, że ta wkurzona tymi gadkami zatrzymała wóz i przesiadła się na miejsce pasażera. Szczęśliwy Sławencjusz ruszył z kopyta i 500 metrów dalej zatrzymali go panowie w żółtych kamizelkach, którzy wręczyli mu mandat w stosownej kwocie. Nie powiedziałyśmy ani słowa, tylko patrzyłyśmy, co Sławencjusz uznał za karę niewspółmierną do własnych poczynań - "No chociaż byście coś powiedziały!".
Kotecki wybaczają, mają jednak lepsze charaktery niż ludzie. Ale przeginać nie mogę, bo może i znoszą moja nieobecność, no ale....
UsuńLosów ocalonych gówniarzy nie znam, podejrzewam że po świecie chodzą ich wnuki i prawnuki. Dostały szansę na istnienie😀😀, i dobrze. Daaawno temu, gdy byłam czynnym kierowcą czerwonej szczały, wkurzona tak jak Mamelon odwaliłam następujące numery. Pasażerami byli Łojciec i jego przyjaciele, małżeństwo Basia i Jurek, trasa to dom-tfudziałka i odwrotnie. Raz podwiozłam towarzycho do najbliższego przystanku i powiedziałam że z nimi nie jadę. Postoję sobie choćby do nazajutrz, wysiedli i skorzystali z autobusu, drugiego, bo twardo parkowałam na poboczu, kompletnie głucha na gadanie. Drugim razem to ja wysiadłam, zabierając kluczyki ze słowami, "przykro mi, ale tak wkurwiona nie pojadę, muszę ochłonąć". Wróciłam po kwadransie i w kamiennej ciszy dojechałam tam gdzie jechałam 😀. Oooo, nie pomogło na długo, ale Łojciec starał się nie przeginać, dlatego też staram się chronić Dziecko, wiem jak trudno się znosi kierowanie z sąsiedniego fotela gdy trzyma się kierownicę. Ale ćwierkanie jest lepsze niż warczenie 😀, milczenie bywa lepsze od mówienia, to drugie umiem z ćwierkaniem gorzej. A już szacun za Ryszarda🤣🤣
Ja jestem spokojnym pasażerem, najczęsciej milczę.
OdpowiedzUsuńNie komentuję jazdy, wiem jak to denerwuje. Najczęściej jeśli jestem wożona to przez Dziecko lub Bobusia, nie mam żadnych uwag. Ale nie wsiądę już do auta kolegi, tam musiałam prosić "zwolnij", a nóżki mi deptały nieistniejący hamulec do bólu. I był też taki pan, remontowiec, z nim parę kursów po marketach budowlanych i późniejszy wypadek gościa żadnym zaskoczeniem. I następny. I jeszcze jeden. Facet żyje, ale już za kierownicą nie siada.
UsuńFajne są takie rodzinne wyprawy i wspomnienia . Niestety, w tym roku również nie pojadę na na rodzinne groby- trzeba zająć się żywymi, wymagającymi opieki. Nic to, wszystko ma swój czas.
OdpowiedzUsuńLasy teraz są cudowne, korzystam, kiedy tylko uda mi się wyrwać ze 2 godziny na poszwendanie się , znoszę kosze pełne grzybów i zastanawiam się, po co mi tyle suszonych. No cóż, nałóg jest silniejszy, niż rozsądek- uwielbiam zbieranie grzybów.
Ogród zatem leży odłogiem, nawet fasoli nie zebrałam, nie mówiąc już o wykopaniu dalii czy ogólnym ogarnięciu.
Stawiam na to, że to kotostwo złamie się pierwsze i przyjdzie do Mami, zademonstrować głębię swojej obrazy i zażądać rekompensaty :)
Kotecki jak już się odobrażą, to sama słodycz, bez rekompensat i demonstracji. Dobre mam i miałam kotusie, wszystkie.
UsuńA co do grzybowego nałogu, to jednak dla mnie grzyby rewelacja. Suszone wytrzymują więcej niż rok, mrożone, te z siteczkiem pod kapeluszem też. Rewelacja, ale lasy są większą. Dobrze że korzystasz, opiekuństwo też musi mieć wentyl.
Wyslesz do mnie te suszki😃
OdpowiedzUsuńDora, jak najbardziej mogę wysłać , daj znać, kiedy będziesz chciała i zmajstruję przesyłkę:) Mój adres mailowy chyba masz, bo kiedyś wysyłałaś mi kryształową bombonierkę i wazon.
UsuńI mi sie zachcialo czekoladek ;D
UsuńOd bomboniery?!!! Mnie się zachciało naleśników, ale nie od bomboniery😀. Zrobiłam, zeżarłam, pycha. Eksperyment, z syropem klonowym i banankiem. Bomba kaloryczna, bomboniera niepotrzebna😀
UsuńMp, kochana nic nie pamiętam, ja mam pamięc dobrą ale krótką! Tak więc nic nie wiem, adressa nie pamiętam, ale poszukam. No paczaj ,kryształy ci wyslalam,ale numer! Faktycznie!
OdpowiedzUsuńJestem do 18 listopada w kraju, zjeżdżam do domu na BN. Poproszę o maila ,mój to dora_67@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń