Zaprzątają mi myśli cudze futerka, zastanawia cisza u Tabaazy. Post sprawozdawczy o duperelach, zastępczy. Zapychacz niepokoju.
Nie wiem jak Ty Czytaczu płci damskiej masz, co nosisz jako ozdobę, coś na pewno. Czy ozdoby Ci służą? Jeśli nie, to i tak zostają perfumy, to też ozdoba. Makijaż. Buty nie tylko wygodne? Kolor włosa? Fryz. Coś musi być, nie uwierzę że nic. Nawet faceci jakoś się zdobią, przynajmniej część dba by nie straszyć, choćby zapachem. Ich pojęcie o niestraszeniu i ozdobach (wypasiony wóz, np., a biedak nawet nie wie że robi za brelok do kluczyków. Zdarza się. ) jest ciut inne, ale jednak.
Nie maluję się na co dzień. Nie mogę. Zapach, tak, ale też nie zawsze. Z ciuchami jest tak, że nie mogą robić mi krzywdy i na tym na co dzień poprzestaję. Z ozdób na pewno noszę coś na szyi, zawsze. Bransoletki prawie zawsze. I o dupereli bransoletkowej głównie post.
Noszę ozdoby dla mnie znaczące i nieoczywiste. Na szyi aktualnie miniaturową srebrną świnkę, skrzydlatą i w koronie.. Moja własna przypominajka, że samo życie jest niepojęte, marzenia się spełniają, a niemożliwe się zdarza. I że przecież ja nie z tych (i nie z Tychów) co żyją za karę, przyziemność ma prawo do lotów i korony. Parę prawd i nieprawd ta latająca świńska królewna reprezentuje. Ale nie tylko ona noszona, ma zmienników, wszystkie lubiane i noszone pojedyńczo miesiącami, zmieniane rzadko, by zmiennika nosić równie długo. Są to ozdóbki znoszące mycie i spanie bez problemów, sporo ich, a każda ma dla mnie wdzięk i urodę oraz rozmiary niepowalające. Ze złota jest jedno serduszko, oprawa niedużego labradorytu, jeden łańcuszek, reszta z surowców różnych. Są wśród nich dłubaństwa własne w kolorze aktualnie ulubionym, kupieństwa i prezenty, część symbolami rzeczy ważnych, część tylko urodną ozdobą, pamiątki też są.
Bransoletki. Przecież robię. Masa ich do wyboru ściśle osobistych, rotacja częstsza, też wytrzymują bez problemu codzienne mycie, do snu jednak ściągane. Prawie zawsze na prawej ręce pojedyncza bransoletka z zawieszką. Na lewej nic lub kilka. Piętnastego listopada, przy jeździe do pracy w K założone metaliczne połyskujące ciemne bransoletki na lewej, na prawej z tego samego rodzaju bransoletka z zawieszką, Pegaz, mały, mosiężny. Jakbym sama sobie udowadniała że teraz to będzie w końcu czas na Pegaza i trzeba się z tego cieszyć. Jak pisałam cięłam wtedy w robocie papierzyska, w wielkiej niszczarze. Dużo tego było, nie raz ustrojstwo się zacinało i przy okazji wcięło mi Pegaza. Zauważony brak, wór potworny papierowych farfocli przepatrzony beznadziejnie, nie ma. Jeden wór wcześniej wywaliłam, szkoda okropna, nie będę jednak nurkować w śmietniku.... Jeśli przeszedł przez niszczarę, to i tak po nim. Drobnostka taka, a mnie uwierała, choć strata niby byle czego. Ozdoby, a raczej ozdóbeczki z metalu nieszlachetnego.
W ubiegły piątek Pegaz się znalazł, kolega L odkrył w kącie, niszczara musiała wypluć, tak jak pluła spinaczami, na odległość kilku metrów. Ucieszyłam się bardzo, ostatni dzień przecież, ostatnie chwile, już wychodziłam i schowałam zgubę do kieszeni płaszcza z myślą by jak najszybciej doczepić do bransoletki z powrotem. I co? Chała Czytaczu, w domu okazało się że nie mam, kieszeń wolna od Pegaza. Uwierać zaczęło na nowo. Czy to tak zawsze będzie u mnie, dwa kroki w przód i dwa w tył? Ostatnio wszystko takie.
W piątek.
Zarejestrowałam się jako bezrobotna. Nawet tu było z lekka pod górkę, bo ..... Raz, własna osobowość ma znów pokazała co ona może i był falstart, dwa, nie ma lekko, teraz nie ma tak, że hop siup se wejdziesz tam gdzie chcesz. Umawianie telefoniczne na konkretny termin, portier robi za Cerbera, a ja oczywiście zaliczyłam za pierwszym podejściem skuchę, w panice nie umiałam znaleźć dowodu. Panika, bo przecież to ten nowy, wszystko wyrzucone z torby, bez dowodu nie zarejestrują. W domu, po przełożeniu terminu się okazało że dowód jest w portfelu, a ja go nie widziałam.. A przecież był jak byk widoczny, pod nosem urzędniczki rozkładałam ustrojstwo, też nie widziała.... Więc piątek.
Bezrobocie, hmmm, raz już miałam tę nieprzyjemność, na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i odchorowywałam każdą wizytę w urzędzie, to nie było miodzio. Piątkowa wizyta na dziesiątą pięćdziesiąt, ale czekałam zanim mnie poproszono jakieś pół godziny od wyznaczonego czasu. Załatwianie piętnaście minut. I wiesz co Czytaczu? Wszystko niby się zmieniło, a nadal nie lubię chodzić po urzędach, choć bez wątpienia mimo pandemicznych okoliczności i stania na zimnicy komfort większy. Meldunki w urzędzie wygląda na to że będą telefonicznie. Ulga, to te nieszczęsne meldunki były traumą.
Po urzędzie spacer długaśny, rynek i Sortex. Wydane lekkomyślnie trzy dychy, ale na czuja kupione bez mierzenia portki dobre.
Cykanki z falstartu.
Nie noszę,nawet obrączki. Sporadycznie sie maluję, zapach, tak,lubię.Ciuch wygodny,nie mam gdzie sie stroic, jak musze nieco do ludzi wygladać, mam awaryjnie na wieszaku cos tam, ale przy moich chudbieciaxh i tyciach róznie bywa. Szczęsciem malo kiedy muszę byc mniej na sportowo.
OdpowiedzUsuńDoruś, jak tak rygorystycznie podejść do obróbki ludzia, to krańcowo biorąc problem zwykła toaleta codzienna i ubranie się jest ozdobą. Człek w stanie naturalnym rzadko jest do zniesienia😀
UsuńFakt😃
UsuńSliczna swinka i pegaz, jak dobrze, że się znalazł.
OdpowiedzUsuńCasem cos, jakis drobiazg ma znaczenie dla nas,i żal jesli go brakuje.
Mnie sie kilka razy tak udalo odnależć breloczek( filcowa kocia łapka, zrobiona przez corkę ), niestety juz zagubiona na zawsze, pewnie podczas zostawiania kluczy kolezance, jej sie zatracił.
Ucieszyłam się bardzo, fakt. Żal rzeczywiście breloczka, popatrz, duperelka i drobiazg a szkoda. Może niedobrze że przywiązuje się człek i nadaje znaczenia duperelom, no ale nie ma rady, taka nasza konstrukcja😀
Usuń"Przyziemność ma prawo do lotów i korony" - bardzo ładne określenie :). Bo ja widywałam takie świnki i się zastanawiałam o co w tym chodzi, jakoś nie wpadłam na takie wyjaśnienie. Bardzo ładna świnka i pegaz uroczy :).
OdpowiedzUsuńCo do wniosków z wydarzenia, to ja mam jeszcze taki, że przez tydzień nikt porządnie nie sprzątał ani w biurze (odkurzacz by wciągnął pegaza), ani na klatce schodowej (lizolem polecieli przez środek, a w zakamarki nikt szmatą nie sięgnął). Oczywiście się nie czepiam, to taki wniosek niby prześmiewczy miał być ;) - w hotelach czasem szefowie podrzucają jakiś śmietek, żeby sprawdzić, czy obsługa się przykłada do sprzątania.
W temacie ozdobnictwa: kolczyki mam zawsze, jak raz na pięć lat zapomnę założyć, to czuję się naga. Bo do spania zawsze zdejmuję. Bransoletek nie znoszę, przeszkadzają mi, ale kilka mam (mąż mi kupował na jakieś okrągłe rocznice, bo lubi, a że ja ich nie noszę, to zapominał, że już mam), zakładam je na większe wyjścia. Na co dzień często noszę etniczne naszyjniki. Dawniej nosiłam pierścionki i łańcuszki, teraz leżą w szufladzie, czasem wyjmuję na jakąś galę. I zawsze perfumy, odrobinka, jeden flakonik wystarcza mi na rok. Z ciuchami nie szaleję, rzadko kupuję, ale wolę jeden porządny, niż pięć byle jakich. Z malowania to tylko oczy. Jak to powiedziała kiedyś Beata Tyszkiewicz: na stare lata muszę malować oczy, żeby było widać, że je w ogóle mam :).
Świnka jest też ilustracją powiedzenia "prędzej świnie świnie latać". Coś w rodzaju prześmiewczego "prędzej na ręce mi kaktus wyrośnie", przestroga dla marzycieli, motto do zaprzeczania przez trzymających się swojej drogi. A ja sobie myślę że marzenie ma sens głęboki, nieoczekiwanie dużo z nich się spełnia, czasem się okazuje że człek głupio marzył, realizacje przyszły nie w porę itd. Tytuł ponadto biografii Pink Floyd, latająca świnia zmieniła się u nich w ponurego knura😀, ale też swoją karierą zaprzeczyli przepowiedni. Może być przestrogą, ale na litość! Niemożliwe bywa możliwe. Marzenia, loty i korony mają sens, życie bez nich jest niezbyt.
OdpowiedzUsuńWnioski masz słuszne co sprzątania. Tak jest, ale Pegaz też jest. Wbrew prawdopodobieństwu 🤣
Po kolczyki koleżanka wysyłała męża, bez nich też czuła się goła 😀. Przez trzy śląskie miasta 😀. Inna bez malunków, jeszcze inna bez apaszki się nie ruszy, nawet jeśli szmatka robi za przepaskę do włosów, musi być i już. U mnie też oczy już mniej wyraźne, pewnie znikną, bo z malunkami pyska to u mnie na bakier🤣
Ja noszę obecnie mibanda (1000 kroków dzisiaj) i frotke na drugiej ręce. Na szyi mam coś jak znajdę wisiorek. A na palcu cały czas ten sam pierścionek od ponad 10 lat. :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj druga kroplówka była. Jutro wet i zobaczymy co dalej. We wtorek moja noga ma wizytę.
Och Kocurro!! Brak mi słów jak bardzo mam nadzieję co do Niki. I tysiąc kroków! Ciekawe co usłyszy Twoja noga na wizycie.
UsuńNowotwór. Jednak. Ech.
UsuńWet chce otwierać ale najpierw ona musi mieć siłę
UsuńWiem, weci lepiej potrafią ocenić stan kota. I wzmocnić. Ech. Nie chcę sypać optymistycznymi sloganami, wiadomo, ale też wiedz że gorąco trzymam kciuki. ❤️
UsuńKocurku, ja też trzymam kciuki, żeby było lepiej, niż się wydaje, ale pamiętaj też, że nad nasze cierpienie trzeba przedłożyć dobro tych, za których wzięłyśmy odpowiedzialność. Czasem trzeba podejmować trudne decyzje i nie dopuścić do cierpienia. Mam nadzieję, że w tym przypadku tak nie będzie, ale pamiętaj, proszę, że takie rzeczy też się zdarzają i czasem trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy, nawet jeśli bardzo tego nie chcemy.
UsuńTak. Właśnie tak. Kocurek też już niestety ma te bolesną wiedzę.
UsuńWszystko co lata jest miłe sercu mła. No może z wyjątkiem kumorów. Nowa Kaśka bardzo miła uchu. Powoli się wdrażasz w nowe i dobrze. Świecidełka mła kocha, no taki srokizm w sobie ma. Naszam coraz rzadziej ale jeszcze naszam. Pewnie jak Małgoś będę planować co założyć na "ostatnią imprezę". ;-)
OdpowiedzUsuńA co tam, noś!! Trzeba się cieszyć z posiadanego, przecie nie po to mamy, by tak całkiem nic nie nosić. Można oczywiście nie nosić, planując np. obłożenie własnego truchełka błyskotkami. Wszystkimi. Sporo mi brakuje by z ozdób uformować kiecę, ale można, czemu nie. Mogłoby się tak skończyć przez srokizm (dobre określenie na zjawisko), ale my nie sroki jednak. Możemy nosić.
UsuńKaśka jest świetna, ale bardzo chciałabym usłyszeć jeden choć jej utwór optymistyczny. Pełen zachwytu.
Świecidełek mam kilogramy, ale noszę oszczędnie i coraz rzadziej. Jakoś tak brakuje chęci, a i okazji nie za wiele. Niesamowita jest ta historia peregrynacji Pegaza, widać, że bardzo chciał do Ciebie wrócić . Świnka ma bardzo optymistyczne i na czasie przesłanie, każda z nas powinna o tym pamiętać, że latać każdy może, trochę lepiej , lub trochę gorzej, że zacytuję klasyka :)
OdpowiedzUsuńCoś noś skoro masz. Bo tak jak każdy może latać, to każdemu też się należy odrobina błysku. Moda od kilku lat ogranicza ozdoby, część z tego co mamy niemodna. To nie znaczy że nieładna i nie będzie świetnie na Cię wyglądać. Srokizm noszony poprawia samopoczucie.
OdpowiedzUsuń