Czytają

środa, 7 lipca 2021

Notatka 352 treoltralwe i trochę innych brzydkich słów - część pierwsza.

Wiadomo, że stosujemy zwroty pozwalające rozładować negatywne emocje. Bo czasem człek musi, inaczej się udusi. Albo zastosuje zamiast czyn szkodliwy, rękoczyn lub kop.

I lecą w świat kurwy w towarzystwie innych słów be.

Zastanowienie, po pierwszym bezmarzenkowym wypoczynkowym dniu pracowym, dniu trochę sennym - bo bez Marzenki. Po czwartku i w dniach kolejnych. Piątek i poniedziałek wolne, ten ostatni niespodziewanie przymusowo wolny. Słaby, pomigrenowy wtorek i dobijająca upałem środa. Różne rzeczy medyczne się działy, dni w K spędzone rozmaicie z dojazdami do placówek medycznych rozsianych po mieście. Słowa brzydkie - o tak słyszane, ludzie jednak mówią.  Słowa be najczęściej z młodych ust, ale i usta w innym wieku nie stronią od użycia. Panie pomiłuj, jakim szczęściem jest normalna rozmowa, jeszcze bardzo częstym szczęściem na szczęście.  Młode usta  bardzo używają, zwłaszcza w rozmowie z rówieśnikami. Ot dziś, w drodze na mammografię. Grupka może dziesięciolatków, może dwunastolatków jechała na basen, sprawdzając w necie ceny, godziny otwarcia, dojazd. I okazało się, że docelowy basen jeszcze przez dwie godziny zamknięty, pływającego tam faceta dopadł zawał, skutecznie dopadł. Milutkie dzieciaczki dały popis, świadczący  o doskonałej znajomości ciemnej strony polszczyzny.  Prawie małe Marzenki w tym przeklinaniu, rosną nowe kadry. Dało mi do myślenia i w innych tematach zachowanie milusińskich, oj dało, post nie o tym ale dygresja będzie.

Jakieś dwa lata temu, przed pandemią oczywiście, zablokował tory poprzedni pociąg jadący do Zawiercia. Wypadek był, nieostrożnemu działkowiczowi co skracał sobie drogę przez tory i podlazł za blisko urwało rękę. Karetka, policja, przestój. Zdarzają się przestoje z licznych przyczyn nie tragicznych, zdarza się że pasażerów z pociągu co utknął zabiera następny. Tak było i tym razem, nasz po cofnięciu się wjechał na sąsiedni tor i zabrał utkniętych. Akcja była szybciutka, piorunem poszło, stali niedługo. Ale. Dawno nie słyszałam tylu ust miotających bluzgi, bez cienia współczucia dla poszkodowanego. Jasne, wlazł gdzie nie powinien, los/pociąg ukarał, ale gdzie rzecz zwana współczuciem? Tak było i dziś, dziwny świat się zrobił. 


Niemiło.

Przecież do ciężkiej cholery i ja przeklinam. Niezwykle rzadko kogoś i ogólnie raczej rzadko, ale jednak nie da rady się wyprzeć, przeklinam. Słowa znam, trudno żebym nie znała. Wyrazy niecenzuralne  obecnie tak obecne, że  słyszeć je można z każdych ust. Z moich czasem też, już się przyznałam, ale nie robią u mnie ani za przerywnik, ani za wytrych językowy, gdzie np. brzydkie słowo "jebać" i jego pochodne mają moc znaczeń i każdy wie o co chodzi. Mniej więcej wie. 

Taaa. Pisałam już o tym kiedyś, ale piszę, bo od tamtego czasu nie raz tę głupotę słyszałam. Najbardziej głupim zwrotem, zionacym negatywnymi emocjami, jest jakże popularna odzywka "jebać pedałów" z ust jak najbardziej hetero, powiedzmy że kiboli. Albo może nazioli. Aż chce się zapytać jednego z drugim łysola czy zna znaczenie słów których używa. Zapytać zaraz po prośbie "a umiesz pan powiedzieć troglodyta?". Kobiety w średnim wieku może by nie zabili... Poszukam takich egzemplarzy, jak bardzo będę się nudzić życiem, nic trudnego, jeździ w K tramwajami taka grupka. Jak dla mnie, te młode prymitywne bysie za często spotykane, zwrot powtarza się jak na zepsutej płycie, w monotonnym ciągu bluzgów. Nic mi do tych chłoptasi, ale zastanawia skąd się biorą, jakie mamunie chowały, jakie szkoły uczyły. Żeby z własnej woli tatuować sobie swastyki?!!!

Jak łatwo się domyśleć, zwrotu w mowie nie użyłam nigdy i nie nie zamierzam.

Spotkane małolaty raczej nie wyrosną na naśladowców tatuowanych chłoptasi, a też mordeczki pełne słów co be. Trynd, być może kiedyś dorównają Marzence.


U Chmielewskiej grzeczni dziecięcy bohaterowie, Janeczka i Pawełek,  w chwili skrajnej emocji walą słowem "treoltralwe", dokładając liczne literki "r". Pewni byli, że to najgorsze przekleństwo świata, a to po duńsku znaczy trzydzieści trzy. Nieważne że trzydzieści trzy, emocje rozładowali, wiara w paskudność słowa swoje zrobiła.

Dlatego słowa do wyładowania złych emocji muszą mieć obraźliwe, złe znaczenie. Znam tylko jednego ludzia, co nigdy z jego ust nie słyszałam powszechnie używanego plugastwa, ale u ludzia to ton jest mocno obraźliwy. Wypowiedziane z przekąsem i totalnym lekceważeniem teoretycznie poprawne i grzeczne słowa bolą bardziej niż brzydkie słowa. Nie dziwię się kolejnym żonom opuszczającym osobnika. Może i dlatego namiętny protest słyszany z ust podchmielonej dziewczyny "I NIE MÓW DO MNIE KURWA RYBKO!!!!" Kto wie, może chłopak do którego krzyczała mówił też tak wrednie "RYBKO" lub "KURWA RYBKO"?

Może i lepiej kląć.


Marzenka gdy wpadnie w ciąg, klnie właściwie bez przerwy, z przerażającą pasją,  powtarzając mantrowo  najbardziej popularne przekleństwa, z dużą ilością litery "r", ale także konstruując ze słów paskudnych skomplikowane figury stylistyczne godne porównania z gruzińskimi toastami. Arcymistrzostwo. Gdzie mi tam do niej. Nie ma w mojej rodzinie tradycji i tyle.  Owszem, używam różnych. Mam ulubione wśród słów mniej plugawych. Bawią mnie absurdalnością. 

Jasna dupa i blada dupa. Stosuję. Na pytanie dlaczego jasna? Dlaczego blada? Odpowiedź: bo nie opalam. Lub: bo rdzennie środkowo europejska, to jaka ma być?

Skurczybyk. Co to jest, jak wygląda? Przekonuje mnie do siebie malowniczością wyobrażenia, ale podobno to eufemizm określenia jak zwykle obrażającego kobietę, w tym wypadku nie wprost. I tych obraźliwych dla bab niestety najwięcej. Nawet jeśli nie będące przekleństwem, to dotyczące obraźliwie kobiet.


Szantrapa. Z rosyjskiego, u nas przypisane płci żeńskiej. Znowu, ale akurat tu słówko szantrapa wydaje mi się wdzięczne.

Tempa dzida. Tempa szczała. Nie tępa, tempa. Pozostałość i naleciałość po kumpeli z upodobaniem miotajacej komplementem w kierunku mniej inteligentnych. W oczy miotała, z jadowitym uśmiechem. "Tempa dzido, co zrobiłaś z mózgiem?! Jak ci przyłożę klapsa w uśmiech..." przy odkryciu, że np. radośnie szczebiocząca koleżanka wysłała puste koperty, niespakowane pisma leżały zapomniane.

Pipa. Pinda. 

Uwłaczające określenia stosowane dziedzicznie to oblojza, łajza, oblojza to w rodzinnej gwarze niedbaluch, łajza niezdarna łamaga, a myjok to bezmyślny brudas fajdający mimochodem wszędzie i wszystko łącznie z sobą. Wszystko poza myjokiem żeńskie, niech to piorun, ale stosowane wobec obu płci, tu jakaś pociecha.  

Określeń typowo męskich o wiele mniej.

Tradycji rodzinnych nie ma, ale raz Bobuś wyszedł na chama, raz w oczach Bobusia na chama wyszłam ja, drąc się przez hałasy z mojego balkonu "wchodź na górę, zobaczysz tę cholerną łazienkę". Jak na złość, hałasy robione przez kosiarki i rzężące silniki umilkły, i okrzyk rozległ się w blokowej studni bardzo gromko, wracając echem jak się patrzy. Wstyd mu było za mnie, ale łazienkę świeżo remontowaną wszedł zobaczyć. 

On sam bluznął wioząc nobliwych znajomych swojej mamy i bardzo oburzone państwo chciało wysiadać w szczerym polu. Tiry, robiące sobie wyścigi i mijające się na niezbyt szerokiej drodze, Bobuś znienacka musiał zjechać na pobocze wysadzane drzewami. Nie dotarło do wytwornej pary, że cudem uniknęli kalectwa lub śmierci, a Bobuś świadomy zagrożenia musiał odreagować kierowniczy stres - wyszedł na chama i już. 

Czyli  przy Marzence to elf z krainy łagodności?  A jednak nie.. Kraina łagodności tak, ale dwa razy w życiu leciałam rynsztokiem ostatecznym, doprowadzona do furii i drąc się paskudnie, znacznie częściej wyrywa mi się jędrne zdanko. Z kurwą oczywiście. Bobuś tego samego chowu. We wczesnym dzieciństwie jego mama, a moja Ciocia oduczyła go kląć radykalnie. Przywleczone "gówno" "dupa" "kurwa" wypróbował publicznie w dworcowej restauracji (były, nawet w niezbyt wielkich miastach), włażąc pod obrus i protestując przeciw jedzeniu zupy.  Ciocia nie pozwoliła mu wyjść spod stołu, kazała bez końca powtarzać, aż się popłakał. Stary już chłop, a lekcja nadal skuteczna, wyjąwszy słowo "kurwa".  

Ach ta kurwa, lub może po mojemu qrwa. 

Słówko "kurwa".  Podstawowego znaczenia wyjaśniać nie będę, znane, zrobi to za mnie zamieszczony cytat.  Podobno prasłowo, obecne w słowiańszczyźnie od zawsze,  o stareńkim rodowodzie. 

No nie wiem. Tłumacz z włoskiego bez wahania podaje że kurva to krzywa. Wikipedia wie co innego, kopiuję.

Aleksander Brückner podsumowywał krótko: „prasłowo; wszędzie tak samo, tylko na Rusi, zamiast tego cerkiewne blad' (por. bledzin syn)”[7]. Według Andrzeja Bańkowskiego to obelżywe słowo (w języku polskim zapisane po raz pierwszy w 1415 r.) często cytowane w aktach sądowych i w staropolskich kodeksach prawnych obłożone sankcjami („gdyby mać jego kurwą mianował, w takąż winę skazujemy ji być upadłym”). Starsza postać *kureẃ zachowana reliktowo w najczęściej używanym wyrażeniu „kurwie macierze syn” (1396, 98, 1404, 11, 14, 27, 28, 29, 34, 36 w rotach sądowych), gdzie formę kurwie należy interpretować jako dopełniacz rzeczownika liczby pojedynczej (nie jako przymiotnik), jak w wyrażeniu „kurwy macierze syn” (1402, 27, 33); †kury, †kurъve[uwaga 1] ← *kour-ū-s „kobieta niezamężna”, greckie koúra, koúrē, kóra, kórē, kṓra ts. (*kour-ā skąd też ewentualnie staro-wysoko-niemieckie huora, niemieckie Hure). Sens pejoratywny rozwinął się z wyrażenia †kurъve †matere †synъ = „syn niezamężnej matki” = „syn nieznanego ojca; bękart-wyrzutek, nie należący do rodu”. W XVI wieku „kurwa” jest zwykłą nazwą zawodowej prostytutki z licznymi derywatami[4].

Według Zbigniewa Gołąba językowa pożyczka kentumowa. Od *kury/kurъv-a = „prostytutka, nierządnica”, drugą postać poświadczają wszystkie języki słowiańskie, już w języku cerkiewnym redakcji serbskiej kurъva. Gołąb za Wiktorem Władymirowiczem Martynowem zestawia wyraz z greckim κύριος ([kʉː́rios]) = „potężny, pan” i staroindyjskim śṻra = „silny, bohater”, awestyjskie sūra ts.. Wszystkie formy z praindoeur. *K'euH = „pęcznieć, puchnąć”, w związku z tym *kury (*kourūs) mogło po prostu znaczyć „dojrzała, dorosła kobieta”[6]. 

Czy powyższe ściemą? Możliwe. Być może wpis zrobił wielbiciel idei imperium Wielkiej Lechii. No co? Może tak być.

Obecnie słowo wytrych, a także ku mojemu żalowi coraz częściej synonim słowa "kobieta". Dlatego też od jakiegoś czasu słówko "kurwa", pchające się w pysk w chwilach trudnych raczej zastępuję "kuźwa" lub "kurna", raczej, nie zawsze.   

Synonimem słowa kobieta staje się słowo "dupa". Zastanawia i wściekle oburza mnie po tym zastanowieniu fakt, że na określenie człowieka płci żeńskiej używane są uwłaczające określenia które z czasem nie gorszą . Czy naprawdę przyjdą czasy, gdy słowo "dupa" będzie oznaczało kobietę i nic więcej? Jeszcze słyszę "sucz" i "laska". To ostatnie dotyczy powabniejszych dziewczyn, ale i tak mi się nie podoba. 


Dziwne to, naprawdę. 

Kobieta. Znowu kopiowanka z wikipedii

Słowo kobieta pojawiło się w XVI wieku. Etymolodzy proponują co najmniej 20 różnych wyjaśnień jego pochodzenia. Polski etymolog Aleksander Brückner wywodzi je od słowa kob, czyli chlew, koryto[1]. Kobieta w pierwotnym znaczeniu, to ta, która służy przy korycie, zajmuje się chlewem. Wyraz miał pejoratywne znaczenie i uchodził za obelgę. W neutralnym znaczeniu słowa zaczęto używać dopiero pod koniec XVIII wieku[2

No dobra. To najnowsze i najmniej jak na razie dla mnie obraźliwe. Być może, któreś z  pozostałych 20 wyjaśnień prawdziwsze i jeszcze mniej obraźliwe. Jestem za tym określeniem. 

Cdn, kiedyś tam. Tego posta zdobią aktualne obrazeczki dzikiego wina, pięcioklapka. Niech coś ładnego będzie.  Pisała R.R.



piątek, 2 lipca 2021

Notatka 351 Daglezja

W Daglezji byłam, z nadzieją na nasionka tego, co jeszcze można siać. Czyli może orliki, ostróżki, goździki brodate, naparstnice, wdówki, kupidynki i trojeście. Może drobne bratki. I były, ale nie takie jak chciałam, wszystko prawie nie takie,  łącznie z trojeścią. Ponadto szalenie męczący facet, hałaśliwy niezwykle, ruchliwy i natrętny plątał się w mojej okolicy, przeszkadzał jak diabli w namyśle nad zakupem. Nic nie mam do współkupujacych, ale ten rozmachany, ruchliwy i piskliwy gościu mnie mocno zniechęcił. Trzeba będzie Daglezję zwizytować jeszcze raz, nie było co prawda dokładnie tego co chciałam, ale kupidynek np. był, i to w odmianie ciemnoszafirowej. Nic to, że chciałam biały. Pewnie kupię, ale nad resztą trzeba się będzie mocno zastanowić. Roślin w doniczkach dużo, ale tu też ale, bo nic specjalnego.. I męczący gościu po placu szalał, więc jeśli coś było, co by pasowało, to nie umiałam wykryć. 

Ilość cykanek jak zwykle za duża.  Stoiska cykam, bo prościej cykać, niż wchodzić w poszczególne działy, zwłaszcza te z rupieciarstwem  ozdobno-użytkowym. Tam zawsze mało casu krucabomba.




















































Pisała R.R. z silnym postanowieniem nabycia nasionek niebieskiego kupidynka.