Czytają

czwartek, 18 marca 2021

Notatka 294 czwartek prawie niepaskudny




Ranne K. Lodowate, ocukrzone gęściutko śnieżnymi kłaczkami. Sprytnie posypane, zero odśnieżania.











Popołudniowe, wolne w większości od białych ozdóbek, za to takie atrakcje. 




Panowie, jak panowie, normalka. Ale ptaszki zrobiły sobie prawdziwe zawody w przepychaniu torby z pachnącą resztką frytek. Czy ptaki mają węch, to nie wiem, ale te twardo nie odpuszczały, pchając torbę przy dziobaniu pod ludzkie nogi. Gołąb pilnie asystował, prawdopodobnie sędziując w zawodach.

Słońce w K świeciło zimno. Cały dzień był zimny, dla mnie oczywiście pracowo czwartkowy, czyli niełatwy. Na dobitkę, miałam dziś rozmowę z szefową, ocenę pracy w roku ubiegłym. Bo nie wiem czy wiesz, Czytaczu, musimy się samooceniać, co potem jest przedmiotem rozmowy, w wyniku której, wychodzi się w poniżeniu, z oceną znacznie obniżoną. M też miała taką rozmówkę. Ona załamana gadką, którą i mnie zafundowała moja korpo. Posta o robocie nie będzie, brzydzi mnie ten temat, niewiele dobrego da się teraz powiedzieć. 

Ale było tak.

Rozgoryczona M stwierdziła, że chyba się zwolni (odradzam. Odradziłam). Tekst taki puściła po rozmowie, dziwne znaczki to bardzo brzydkie słowa, co jej się z usteczek wyrywały

"#!!&  CAŁY CZAS  % *-/$&&!!!??/#®π CZŁOWIEK  ROBI *π√¥€¢ *®€¢ DOBRZE. RAZ SIĘ $¥€¢£ POMYLISZ  I TO CI  %©®¢£[  WYPOMNĄ.  CZEMU NIE POWIEDZĄ, ŻE ROBISZ WSZYSTKO DOBRZE I TYLKO ÷$&*##  JEDEN MAŁY BŁĄD!!!" Znaków dziwnych powinno być więcej.

Ale zdanie, które załamało M to takie:

"Pani M, niech się pani nie obrazi, ale nawet papier toaletowy musi się rozwijać".

Rozdygotana M miała rozmowę godzinę przed moją. I u mnie padło:

"Pani R, niech się pani nie obrazi, ale nawet papier toaletowy musi się rozwijać'.

Tylko, że ja już znałam to zdanie. I padło z usteczek mych:

Rozwój musi mieć dobry cel. Jeśli celem wycieranie mną dupy, to w żadnym wypadku sobie nie życzę. Proszę sobie to przy moim nazwisku zapisać.

Po czym rozmowa szybciutko się skończyła. Ocenę i tak mam ciut obniżoną, ale powiem Ci szczerze Czytaczu, że musiałabym użyć majchra wsadzonego czubkiem między żebra, było inaczej. 

No dobra. Dziś podróż była błyskawiczna, skończyła się punktualnie wtedy, gdy wg. rozkładu powinna. Nie pamiętam kiedy ostatnio miał miejsce taki cud. Rok temu? Trzy lata? Dawno.  

Z radości że wcześnie, odwiedziłam antykwariat (zwykle już zamknięty) i wydałam trzynaście złotych na odkupienie pożyczonych kiedyś komuś na wieczne nieoddanie książeczek. Cykanki okładek zaczynają posta. Z radości że światło i słońce, że wcześnie i po pracy, oraz z tego, że się w korpogadce nie dałam, nacykałam świetlnych cykanek. 




















A teraz będzie kąpiel, na zakończenie czwartku, dziwnie niepaskudnego.

R.R. pisała

środa, 17 marca 2021

Notatka 293 środowe

Co będzie, to wiadomo. Niedobrze będzie. Bez sensu będzie. Na dobicie będzie.  

Oczywiście nie przewiduję pracy w domu, dla mnie to nie jest dobre rozwiązanie, choć mam służbowy laptopik oraz kilka prywatnych dupereli ułatwiajacych ewentualną pracę na nim,  ale to ostateczność... . 

M waha się ("wącha się"?!!!!, rany,  Chamydło Gugieł zgłaszany do Nobla!!!), czy jechać na pogrzeb lubianego krewnego. Umarł bezcovidowo, we śnie. M ma same trudności logistyczne, krewni daleko. Może i pojedzie, ma dać znać. 

Stoi pociąg w Będzinie. W Dąbrowie Górniczej ruszyły maszyny z parkingu giganta, i dzieje się przykro dla podróżujących. Czterdzieści minut zapowiadanego postoju minęły, jeszcze podobno dziesięć.  Chyba muszę kupować jakiś dodatkowy prowiant, jakieś picie, brać lekturę lub inne zajęcie, bo doprawdy. Szlag trafia. Już powinnam być na Cz-wowskim peronie .... No rusza. Blisko godzina w plecy. Pięćdziesiąt pięć minut. Cztery przepuszczone pociągi z przeciwka. 

Dziś miałam przypadkowo zajęcie, bo Jacuś ukradł i potarmosił mały kłębek włóczki ze sprutego swetra, surowca na przyszłe legowisko. Trzeba mi było usunąć obiekt zainteresowania z zasięgu pazurków, oczywiście poplątany niemożliwie i albo wyrzucić, albo rozplątać i zużyć.  Wybrałam to drugie, prucie  sweterka to hardkor, szkoda uzyskanego z trudem surowca. I rozplatywałam, od razu przerabiając rozplątane, więc robiony placek ma już średnicę większego obiadowego płaskiego talerza, poprzednio to był to rozmiar talerza deserowego.

Jedziemy wściekle szybko, ale nie ma szans, nie da rady nadrobić takiego przestoju. Szyby tym razem bardzo brudne, cykanek nie będzie.  Za moment będzie brak zasięgu, więc drzemka. Taki teraz jest ten mój ścibolec, przerobione rozplątane.


Spałam do Cz-wy, jeszcze jakieś stanie było, bo szybkość niewiele dała, opóźnienie jakie było, takim zostało. Dobrze że spałam, niełatwo mi się ostatnio pracuje, trochę oczy odpoczęły i cały człowiek też.



Rozryte aleje na styku z linią byłą/przyszłą tramwajową. Ludzie czekają na zastępcze autobusy i autobusy niezastępcze, robiące objazdy. 


Rany, czy kiedyś będzie jeszcze normalnie? Jasna dupa, zaczynam zapominać co to znaczy.

Futra obrażone. Łojciec po raz pierwszy przerażony. Co szło w szczekaczkach że tak?

Nie zgadnę, mimo spania w pociągu padam. 

R.R. pisała

 

Ps. Cały blogger chyba będzie niezachwycony. Jest tak wrednie, że nawet stan wojenny jakby stracił w porównaniu na wredocie.  Kiedyś pisałam że to jest wojna, nie zmieniam zdania. Tylko że JASNA DUPA!!!! BYWAŁY WOJNY KILKULETNIE, A JEDNA TO BYŁA TRZYDZIESTOLETNIA!!! 

Tfu.

Ps. 2 Z niepokojem, wstydem - bo grubo po czasie, przypomniałam sobie, że wojna to była i stuletnia. STO RAZY TFU!!!!! 

wtorek, 16 marca 2021

Notatka 292 komunikat cenowy i pogodowy

Na zakupach kocich byłam, żrą te moje sierściuszki jakby miała być wojna, albo zima stulecia. Na nie wiem jaki zapas. Tak łapczywie...

No i szybciutko wszystkiego nie ma.

Komunikat. Do Rossmanna proszę.

Teraz Sheba taniej o połowę, solidna przecena Felixa. 

W Kauflandzie Friskies i chrupki różne.

W Biedronce Felix w pudełkach, też tani, aale takiee smaki, co to dla moich niesmaczne. I zdaje się że tam jutro będzie futro, koniec promocji. Chyba.

Koniec komunikatu cenowego. 

Cykanki z zakupowej wyprawy. Dziwny ten kawałek miasta, znów lało zimnym gradem w deszczu, rzadkim, ale bolesnym. Wiało. Pomiędzy mokre i lodowate jakoś się wkradały płatki śniegu, topniejące natychmiast, jeszcze metr nad ziemią. Nic z tego nie widać na cykankach.









Oczywiście cykanki odwrotnie.  A różowo i słodko, bezdeszczowo i prawie bezwietrznie było po wyjściu z pociągu. 



Autobus, jak jakie Vegas dla ubogich, to powrót. 





A rano K. były sine od przymrozku.
Ja tak tu gadu gadu o pogodzie, bo niestety, baterie na wyczerpaniu, nie mam siły na inne tematy. Ulga, że zapas jest.

Cały zakupowy balast nieźle dał mi popalić, ale podzielony, żółta szafka naładowana do wypęku, druga taka porcja zachomikowana.  Powinno starczyć do netowego zamawiania przy wypłacie. Powinno.



Kurcze, zawsze myślę, że powinno. Tym razem może naprawdę starczy.
Inna rzecz, że z kasą po zakupach cieniutko, bo to drogie rzeczy są (mimo promocji. A co by było bez promocji? Strach się bać), dają po kieszeni. Dodać do tego podatek, co papier Łojciec zachomikował i natychmiast trzeba było zrobić przelew.  Ale co tam. Bilety kupione, zapasy żarcia są. Na coś się przyda maniackie kupowanie produktów ciężko się psujących stosowane przez Łojca. Damy radę.

R.R. pisała.