To jest sprawozdanie częściowo fotograficzne, z podróży odpracowanej w ubiegłą niedzielę, w pierwszym dniu lata.
Podróż z Asią, siostrą Bobusiowej Beatki. Autobusem, do którego trzeba dotrzeć na Mirowską.
|
Od tego kościoła zaczynają się Aleje NMP. W drugą stronę to Mirowska. Od Mirowa. |
|
Oczywiście Mirowska rozkopana. |
|
Rozbabrany modernizacją najstarszy w Cz-wie rynek przy Mirowskiej. |
|
Ościsko na placu za przystankiem |
|
Budynki naprzeciw przystanku. Żadne zaplecze. |
|
Drobne oszustwo. To nie ten autobus, nie ten kurs, zdjęcie z innego dnia. Firma się zgadza, widok z przystanku też.. |
Nie robiłam zdjęć w autobusie, ani z autobusu. Dziwne. Prawie zawsze jedzie ktoś podpity, ktoś wszczyna jakiś spór, prawie zawsze jest jakaś pyskówka. Nie jechał tym razem babon straszliwy, będący ostatnio stałą atrakcją, nie było żadnego ochlaptusa, żadnej pijanej matki dzieciom, żadnej kłócącej się pary, nie było młodego gniewnego, młodych ryczących, starych marudzących....nuda niespotykana.
Pisałam, że jazdy PKS-ami i pociągiem były spokojne, te takimi bywają niezwykle rzadko. Nudna jazda kończy się wysiadką przy remizie w Kościelcu.
Idziemy chodnikiem przy zwyczajnej nowowiejskiej i średniogierkowej zabudowie, nic szczególnego, banał powszechny. Przy poniższej płotowej reklamie kończy się chodnik i zaczynają się roboty drogowe. Wszechstronne, bo połączone z robotami przy autostradzie. Jezdnia jest, z poboczem gorzej.
|
Chodnik jest |
|
A tu już nie ma |
|
Pobocze po drugiej stronie ulicy. |
|
Zajazd Zaciszański. Tu kiedyś był nasz wysiadkowy przystanek, przy kępie zieleni nadal jest słupek z rozkładem jazdy. |
Tu się kiedyś kończyły jazdy do i zaczynały powrotne. Teraz mamy już za sobą kilometrowy kawałek pieszo, a przed sobą jeszcze dłuugi spacer.
|
Jakbyś Czytaczu miał chęć i kasę to ten samolot możesz mieć. Sam, albo z terenem - ogrodem. A w ogrodzie kolekcja betonowych skrzatów, stołów różnorakich, ozdóbstw absurdalnie brzydkich (z zezowatym jezuskiem i smokiem-kaleką), roślin pięknie rozrośniętych i równo ciętych, trzech oczek wodnych, kolorowych ryb i grzybieni, mostków kutych. Ino brać. Jak nie chcesz ogrodu, to kup samolot. Nie polatasz, ale se go postawisz zamiast wozu drabiniastego przed domem. Nada się na grabie i szpadelki. |
|
Róża należy do roślin zajazdu - kup razem z samolotem. |
|
Zajazd za nami. Widok na początek robót przy autostradzie. |
|
Asia decyduje którędy. Do wyboru samobójcza przeprawa przez autostradę (nie działa sygnalizacja dla pieszego przejścia) albo niewykończony most nad autostradą. |
Jednak most.
|
Droga na most, budynek należący do zajazdu w głębi, po lewej coś dziwnego w budowie |
Widoczki z mostu. Bez komentarzy. Prawie.
|
Widać przejście przez trasę. Wariant dla ryzykantów. |
|
Most. Kawałek z nawierzchnią utwardzoną betonem |
|
Zejście z mostu |
Poniżej ogród natury który się sam założył na leżącej od roku kamienistej stercie gliniastej ziemi. Ogrodniku umiesz tak?
Niektórzy ogrodnicy umieją. Ja nie. Foch.
|
Cały czas droga prowadziła prosto, teraz też pójdziemy mniej więcej prosto - drogą po prawej stronie kościoła. Msza trwa. |
|
Tu będzie skręt w lewo, tory pomiędzy drogą a lasem. Idziemy oczywiście drogą. |
|
Był skręt w prawo i przejście przez tory |
|
Uciekinier z ogrodu? Najprawdziwszy bodziszek. |
|
Trotuar wysłany kwiatami. Jeszcze trochę trzeba podreptać. |
Głośne powitania dla Asi. Dla mnie nie - kiedyś napiszę i o tym.
I już u celu. Blisko sześć kilometrów pokonane. Zimne i ciepłe napoje, zamiast chleba i soli. Pogaduchy, opowieści i moje tyractwo w morzu chwastów. Jednak tu to ja muszę robić ogród, sam się nie chce robić ładny.
Tak było. Fajnie.
Sprawozdawała R.R.
Ps. Tym razem wizyta u rodziny i zielonego była w sobotę. Rodzinne dziecko przywiozło i zawiozło ciotki. Bardzo dobrze, bo ciotka R.R zdychała od zmian ciśnienia, a roślinki trzeba było wsadzić - zrobione, ale nic więcej. Niedziela też kołowata, na wyborach byłam i ledwo wróciłam do domu. Jedyne, co mogłam zrobić to siedzieć i wklejać zdjęcia - stąd taki szał fotografii. No i obiad się ugotował.