Czytają

poniedziałek, 5 sierpnia 2024

Notatka 554 na brylant





Nie mam coś serca do netu. Niby już net znów mam, ale jakoś mnie nie ciągnie. Z rozmaitych zdarzeń różnych napiszę o jednym, sobotnim. Duperela to zupełna, niech będzie opisana bo może komuś się przyda wiedza. Dziwo takie, kto wie, gdybym była przy finansach w troszkę złotych by mnie może użarło. Ponieważ nie byłam, to nie użarło. Zawsze coś. 

Szłam sobie z siatami wypełnionymi dosyć ciężkim i tak kosztownym że z portfelika nie wytuptało mi jedynie dwa złote i sześćdziesiąt sześć groszy. Osiedlową wewnętrzną uliczką co to nie ma nazwy, z jezdnią przeznaczoną dla blokersów. Jezdnią szłam, bo wąski i krzywy chodniczek zajęły parkujące samochody, bagaże spore, żywopłocik przed przycięciem, ciasno. Ale tak mi wypadło, że tak najwygodniej i najkrócej. W sobotę nie było już otępiającego mnie upału, to znaczy był upał, ale powiewał wiaterek, meteopatia odpuściła, bardziej mi szkodziło na mózg dźwiganie niż cokolwiek innego. Czy doniosę, to była zagwozdka. Dawałam radę, no ale jedna siatka groziła że uszy jej nie wytrzymają (ziemniaczki, kapusta, mięso), druga lżejsza, ale w tej samej ręce cholernie nieporęczna suszarka, ledwie trzymana. Taka rozkładana, to stąd na chodniczku mi było źle. 

I na tej osiedlowej jezdni przy mnie stanął wypasiony wóz trochę w typie niska żaba wyścigowa. Takie wozy to przy blokach nie parkują, takie wozy wymagają luksusowych zabudowań, idealnych dróg i przecierania ściereczką po każdym użyciu.... Sarniooki i śniady przystojny dryblas obficie ozłocony za kierownicą, z tyłu dwie dziewczyny w tym samym kolorycie, pulchne i zadowolone acz mniej połyskujące. 

Czy nie mogę pomóc?

Język pół polski, pół ogólnie słowiański, taki łamaniec ale zrozumiały. Bo tu ich karta nie działa, benzyny nie mogą kupić a jeszcze ich trochę jazdy czeka. Czy bym nie kupiła od niego za gotówkę złotej bransoletki? 

Nic nie pomyślałam wtedy, poza tym że nie mogę poratować, bardzo mi przykro, wszystko wydałam, a nawet gdybym nie wydała to mój porfel by nie pozwolił na żadne złote bransoletki kupowane na ulicy. Nie byłby  też zadowolony z napełniania przygodnie napotkanych baków. O czym powiedziałam. A ile masz? Prawie nic, nawet na litr benzyny nie starczy. 

No i pojechali. Zostawiając mnie w poczuciu że nie poratowałam. Żadne bransoletki, ale w czasie gdy było mi finansowo lepiej pewnie może by dostali na parę litrów paliwa..... 

Dopiero w domu, po odsapnięciu zaczęłam myśleć. 

W drodze byli a bagażu nie widziałam i dlaczego osiedlowa uliczka? Gdzie chcieli nią jechać??? Jej się nie da pomylić z jakąkolwiek prowadzącą z miejscowości A do miejscowości B. No nie i już.

Przecież jeśli nawet wyruszyli bez gotówki a tylko z kartą, która u nas nie działa, to co, GPS też im nie działa?

Dlaczego do mnie a nie do lombardu z tym złotem? Słowo "lombard" chyba międzynarodowe. 

Kłopot mają, ale dziewczyny pogodne....

No i poskładałam sobie do kupy.

He he. Lub che che. Jak kto woli. 

Moist von Lipwig wiecznie żywy mnie zaczepił. Toż to przecież jego popisowy numer z okazyjnym "prawdziwym brylantem" sprzedawanym za bezcen przy nagłej potrzebie. Znaczy klasyka, tak stara że niewiarygodna. Ale skoro metoda na brylant wciąż jest stosowana to znaczy że musi być w jakimś procencie skuteczna. 

Zdarzenie udowadnia że Pratchett w swym fantastycznym pisaniu nie tylko akademików obsmarował hiperrealistycznie.  Tak, tak Piesko, masz rację, Pratchett był realistą. Nawet hiper.

Moist von Lipwig to bohater trzech powieści Terryego Pratchetta "Piekło pocztowe","Świat finansjery" i "Para w ruch". Oszust i aferzysta, którego kreatywność, przedsiębiorczość i szczęście zostają wykorzystane dla dobra, oczywiście że nie całkiem zgodnie z wolą Moista. 



Dowód przedstawiła R.R.



14 komentarzy:

  1. A mła się przypomniał zlot dzieci lejtnanta Szmidta, teren podzielony i ludzie zapracowane, farmazon wciskany. Koło nas jakieś dwa lata temu tacy sarnioocy w drodze from Kijów to Londyn ( wg. ich relacji ) czuli potrzebę pozbycia się starych złotych rubelków w pakiecie z garnkami stalowymi o złoconych uchwytach. Pięknie opowiadali, pięknie! Strategicznie kręcili się przy domostwach gdzie parkowały porszaczki i leksuski. Romi musiałaś wyglądać na pieniężną i co gorsza dobrotliwą. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam że wyglądałam przede wszystkim na naiwną😄

      Usuń
  2. Dobrze, że odjechali, skubańcy !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, numer wiecznie żywy, będzie z 20 lat temu w Gorzowie w takim przypadku oferowali koleżance złoty pierścionek :-))) A jednak to przykre, że tylu wokół oszustów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rodzaj oszustwa zakłada nieuczciwość w oszukiwanych, zwłaszcza u tych co się kuszą na okazyjną cenę brylantów i złota😄.

      Usuń
    2. A widzisz, o tym nie pomyślałam, ale faktycznie masz rację.

      Usuń
    3. Ta chęć zysku na cudzym nieszczęściu, nie wiem czyteż jej nie da się zaliczyć do oszustwa. Jak by się uprzeć, to pewnie też jest to oszustwo. Z oszukiwaniem siebie, że tak szlachetni😄, tak pomagają😄, a przy okazji klejnot za bezcen😄. I dlatego, no sorry, mało mi żal oszukanych metodą na brylant w potrzebie.

      Usuń
  4. O widzę że stary numer wiecznie żywy jak Lenin.Jakies 25 lat temu w Krakowie zaczepiali ludzi na ulicy rzucając pod stopy niby złote pierścionki ,że znalezione i oferowali tanio do kupienia.Stac ich na takie samochody ,chyba to dochodowy interes i oszustwa .Ciekawe czy ktoś dał się nabrać. Mało kto odróżni tombak od złota zwłaszcza zaskoczony albo chytry .Mysleli że jak niesiesz duże zakupy tos pani bogata .Marta uk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te złote znalezione i odsprzedawane, o czymś takim nie słyszałam, to chyba już nie jest brylant w potrzebie😄😄😄😄

      Usuń
  5. Oj z czymś takim się nie spotkałam.
    Chociaż znam kilku co monety chcieli sprzedawać, że warte kiedyś ...
    A niech spadają.

    OdpowiedzUsuń
  6. O tym numerze słyszałam już wieki temu, podobnie jak z tą nagle pod nogami znalezioną obrączką, innymi gwałtownymi potrzebami spieniężenia w tym akurat momencie "skórzanej" kurtki w czy innego cuda. W sumie to ciekawe, według jakiego klucza tacy oszuści wybierają ofiary. Ja zabijam wzrokiem z daleka już przy próbie podejścia obcego typa, więc do takich bezpośrednich akcji rzadko dochodzi. Spotykam się jednak (osobiście albo ktoś z rodziny) z próbami oszustwa w najprzedziwniejszej formie, od żebractwa (pod różnymi pozorami) i to nawet w postaci sformalizowanej, czyli pod szyldem jakiejś firmy czy fundacji, przez pozorowanie nagłej awarii na drodze szybkiego ruchu, naciągactwo przy różnych, z pozoru niewinnych okazjach, na kupno cudownych garnków czy innych niesamowitych wyrobów medycznych (nawet w sieci jest tego ogrom, wystarczy kliknąć), po fałszywe linki w mailach i sms-ach, pisma udające urzędowe i domagające się jakieś niezbędnej opłaty i spreparowane akty notarialne... długo by wymieniać. A jak się zgłasza na policji, to mówią, że mała szkodliwość, a jak nie dałeś się nabić w butelkę, to w ogóle dla nich problem nie istnieje. Jakby tak stróże porządku poważnie się zabrali za tępienie takich rabusi, to by temat szybko zniknął. Ale u nas wciąż ważniejsze jest pilnowanie parkomatów i pomników niż bezpieczeństwo obywateli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co mam powiedzieć? Nie wiem dlaczego akurat do mnie wystartowali, możliwe że nie wyglądałam na inteligentną 😄... Co do szkodliwości, to tak, dla mnie ilość chętnych na cudzą kasę za bajer jest za duża, masz rację, wypadało by przerzedzić towarzycho. Za dużo tego, fakt, ale z tą metodą spotkałam się pierwszy raz w życiu. Tak jak napisałam, ona zakłada że masz ochotę wzbogacić się na cudzym nieszczęściu i wobec tego jakoś mało mi żal oszukanych. Nie wiem czy nie powinnam napisać "oszukanych". Iak dla mnie paskudniejsze od numeru na brylant/złoto/skórzaną kurtkę jest zwyczajne złodziejstwo. Takie czyste. A od złodziejstwa "czystego" gorsze takie z pobiciem, itd, itd. Może lepiej już nie stopniować😄

      Usuń