Na pewno nie Paragwaj, co to to nie. Urugwaj. Li i jedynie.
Dlaczego? Pierwszy powód nie jest mądry. Ale wtedy na dłużej wpadła mi w ucho nazwa 'Urugwaj". Nazwa "Uruguya" pochodzi z języka guarani, będącego jeszcze językiem żywym, ale za diabła nie dowiesz się Czytaczu co ona konkretnie oznacza i skąd się wzięła. Dlaczego i kraj i rzeka noszą to samo miano? Tylko jakieś bredzenie, że być może ma powiązanie ze słowem o znaczeniu "owoce morza". W języku guarani ma też rodowód nazwa "Paragwaj" (Paraguya) i też się niewiele dowiesz Czytaczu. Niewiele, albo nic.
Najpierw zachwyciłam się urugwajskimi ceramicznymi zwierzątkami. Ich wzornictwem, starannością wykonania, subtelną i przemyślaną kolorystyką. Cena łupnęła mnie w łeb, i nic nie pomogła informacja eleganckiej sprzedawczyni bibelotów, że figurki niepowtarzalne, zdobione metalami szlachetnymi, ta trzymana w ręce żabka platyną. Delikatnie odstawiłam cacuszko, tęsknym wzrokiem pożegnałam pelikana i misia, grzecznym słowem elegancką sprzedawczynię i poszłam szukać innego drobiazgu na prezent dla zbieraczki żab.
Cena tłumaczona z dolarów na polskie dech zatykała. Taki pelikanik z ostatniego katalogu bagatela, 165 dolarów amerykańskich jak najbardziej. Pamiętna ceny trzymanej w ręce żabki jakoś nieufnie podchodzę do tańszych ofert sprzedaży. Czy to oryginał? Równie staranny i miły w dotyku? Hmm.
Nie pamiętam, czym zbieraczkę żab uszczęśliwiłam, ważne że sklep był pod obserwacją pod kątem ewentualnych przecen, których się nie doczekałam. Horrendalnie drogie figurki znalazły nabywców za pierwotną straszną cenę. Żabka, pelikan, miś, żyrafka. Zbieram parki, to były pojedyńcze figurki i może dlatego gorączka bezboleśnie przygasła.
Ale gdybym napotkała smoka... Kto wie czy bym nie kupiła, nawet biorąc pożyczkę. Na fotografiach jednak nie ma tej magii, bo oglądane na żywca, wzięte do ręki lub dotykane kuszą nieprawdopodobnie. Nie wiem, czy projektant jeden, czy może kilku, ale forma zawsze wysoka, a różne style widać. Tak jak w wypadku tych dwóch smoków. Co za szczęście, że nie było w sklepie żadnego z nich. Lub co za nieszczęście. Z jednej strony, nieprzyzwoita cena za durnostojkę, z drugiej ... Ech. Gdyby nie futerka i ich potrzeby, pewnie kurzylby się jeden z drugim na półeczce pomimo ceny. Smok, to jest dla mnie COŚ, proszę Czytacza, może wystarczyłby jeden, ale wolałabym parkę.
Jest kilka lub kilkanaście innych spraw na które lepiej można wydać taką kasę. Wyliczanki nie będzie, a byłaby długa - dlatego też cieszę swoje i twoje Czytaczu oczy fotografiami dostępnych w różnych sklepach netowych. Tak. Możesz kupić.
Figurki są unikatami, nie ma dwóch takich samych, kształtowane i zdobione są ręcznie, nie tylko tradycyjnym szkliwem, ale i jubilerską emalią. Rod, platyna, złoto. Nie ma takich samych, ale ten sam miś, pelikan, czy żabka są wytwarzane i dostępne w trzech rozmiarach, mały, średni i duży. Sprzedawane pojedynczo, lub w zestawach. Tak jak te poniżej. Raj dla zwariowanych i bogatych kolekcjonerów bibelotów - pokazuję stworeczki, bo lubię, ale wybór jest duży.
Nie ma prosto z Urugwajem. Wiadomości o nim niewiele, a chyba jedynym produktem, który jest tam wytwarzany i do spotkania w Polsce są te figurki. Co oprócz nich? Dobrobyt kraju zależy od cen wołowiny i soi. Co jeszcze? Może mate? Yerba mate, wrosła w kulturę kraju i jest artykułem eksportowanym.
Dlaczego firma zajmująca się bibelotami luksusowymi ma nazwę De Rosa Riconada też stanowi tajemnicę. De Riconada jest popularną nazwa geograficzną. Riconada to może być rzeka, miasto w Hiszpanii lub w Chile lub to położone najwyższej na świecie - w Peru. W którym dokładnie miejscu na mapie Urugwaju firma się mieści też się nie dowiesz. Za to gdzieś wpadła mi w oko informacja, że za słoną opłatą są prowadzone kursy dla chętnych ceramiki na poziomie arcymistrzowskim. Mrzonka z lat szczenięcych, ale spróbować bym spróbowała. Zrobiłabym sobie czerwonego chińskiego smoka - albo raczej by mi może zrobili. Jakże głupi powód do podróży, Czytaczu, czyż nie?. No głupi, ale pierwszy na liście.
Powodem drugim, o ileż istotniejszym, jest przeczytany artykuł. Urugwaj jako państwo, zdaje się stanowi przeciwieństwo tego, w którym żyję. Historię ma niełatwą, niepodległość wyszarpaną z trudem i ciągle pilnowaną przed chciwością sąsiadów. Znajome? Niby.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1779058,1,urugwaj-raj-zagrozony.read
Kraj bez korupcji, z politykami którym zależy na obywatelach, radzący sobie z koroną. Brzmi znajomo, niby my też. Tutejszy ideał znam, życie w nim nierajskie, odpoczęłabym w innym raju. Po prostu. A jeśli i tam żyje się nierajsko, a Urugwajczycy marzą smętnie o Polsce zwiedzeni polską autoreklamą? Eeee, nieee. Niemożliwe.
Powodem trzecim, niech będzie egzotyka. Ujście La Platy, Montevideo w karnawale, platany na starych ulicach, dziwna architektura. Dość. Sam se poszukaj Czytaczu. Znajdziesz bo kraj ciekawy, mało znany, wygląda na to że przyjazny i gościnny. Ino jechać.
A tak sobie radzą z koroną Paragwaj z Urugwajem. Oczywiście Urugwaj mistrzem.
https://www.euractiv.pl/section/polityka-zagraniczna-ue/news/koronawirus-ameryka-poludniowa-covid19-pandemia-brazylia-meksyk-urugwaj-paragwaj-glod-kryzys-gospodarczy-uw/
Pisała R.R. dając ujście tęsknocie za podróżą do Urugwaju.