Ostatki maja z zielenią najpiękniejszą na świecie. Soczysta jak nigdy ta zieleń, co to robi porządne nawodnienie i temperatury nie za wysokie. Maj jak dla mnie zawsze mógłby być taki, mokry i chłodnawy.
Oczywiście było bobusiowanie, tym razem z jazdą bezproblemową. Padało kilkakrotnie, w przelanej zieleni praca raz że fajdająca jak mało co, dwa trudniejsza, chwasty nabierają sprężystości. Trochę jednak powyrywałam, niekoniecznie chwastów co chwastami typowymi. Nie wiem, czy odżyje zaduszony przez tojeść ubiorek. Może bardzo zły stan roślinki to nie wina tojeści. Śnieżna zima, co niby dobra, i tak spowodowała nieoczekiwane straty. W ubiegłych latach był problem z bordowymi i fioletowymi orlikami, w tym roku zanikły, ani jeden nie ocalał, i aż mi żal. Biało różowe owszem są, nie rzucają się specjalnie w oczy. Bez orlików jakoś inaczej, łyso, brak ich wyraźnie. Chyba za porządnie przycięłam nasienniki.. Róże, biedactwa. Jak na razie niezbyt z nimi. Obronnym kolcem wyszła z zimy 'Inka'. 'Artemis', róża cukrowa i parę innych ciut gorzej, ale są i straty, bolące bardzo. Szlag złośliwie nie trafił tych, które stanowiły wpadkę, za to wrednie zabrał Liwę' , 'Old port' , 'Ślicznotkę z Koblencji'. Inne odbijają z trudem. Odbudowują się na szczęście liriope, wyszłe z zimy z uszarganymi zimnem liśćmi. Obficiej, to nie znaczy że obficie, będzie kwitł kielichowiec. Białe milczą, ale sadzone później o blisko półtora roku.
Trzeci rok, chyba nie jest źle. Na tle wysianego z nasienia przez Beatkę kwiaty wyglądają bardzo dorodnie, a krzak na bardzo żywotny. A nasiennemu stuknęła osiemnastka.
Wnioski mi się ulęgły po oglądzie zielonego następujące. Uzupełnienie kolorów konieczne, tak jak i solidne prace ziemne. Są drobne fragmenty, które sobie świetnie radzą, jak na razie nie wymagają większych korekt. Ale reszta, rany Julek, ręce opadają. W następnym tygodniu koniecznie muszę zająć się bezłodygowymi pierwiosnkami, żółte, niebieskie i czerwone Baleriny aż się proszą. Uratować z bluszczu żółtą małą hakone i poszaleć z nawozami. Zabrać jakieś pałeczki lub kijki do oznaczenia miejsc kamasjowych, w tym roku nie może im się upiec. Tajemnicze mini drzewko pomiędzy nimi. Ja coś sadziłam i skleroza mnie dopadła? No nie wiem... Usunąć ile się da inwazyjnego gajowca, żółtej tojesci, bluszczu. Zakupy tak, konieczne, potrzeba malinowego różu, różu jasnego i słodkiego, jasnego pomarańczu, cytrynki. Bieli. Jasnej kremowej i cytrynowej żółci. Bo zrobiło się za dużo fioletu, smutno. Niebieskiego nigdy dosyć, ale za fiolet podziękuję.
Są i fajne niespodzianki, wspaniałym nabytkiem okazał się floks kanadyjski i jego będę chciała więcej, nie tylko niebieskiego. Na cykance nie wiadomo dlaczego on fioletowawy. Nic podobnego, czysty głęboki błękit, ślicznie podkreślający kwitnienie za trawami kamasji, już kończących spektakl.