niedziela, 23 maja 2021

Notatka 336 ekhm..

Roboty mam moc, pilnej i żrącej sumienie. Więc tylko cykanki, tekst tłumaczący co nacykane później.  Tylko te cykanki, których chętnie bym nie zamieszczała. Komentarz potrzebny, i będzie, razem z porcją co nieco strawniejszych obrazków. Nie chce mi się o tych już zamieszczonych pisać, a jednak trzeba, zbyt dziwne by minąć. 

















Tekst powinien się pojawić jak się obrobię, nie wiem czy zdążę w niedzielę. Może nie. Tytuł właściwy też powinien być inny, ale cholera, co pasuje do zamieszczonych cykań?

Porcja pierwsza. 

To grupy rzeźbiarskie stojące licznie wokół  kościoła na Przeprośnej Górce, już za granicami administracyjnymi miasta i powiatu. Ręki zmarłego już artysty rzeźbiarza Szymona Wypycha.  Okolice przepiękne, na łysej skale zawsze niewiele rosło i nic nie przeszkadzało pielgrzymującym w widoku na Jasną Górę. Znak, że czas się oczyścić z grzechów. I ludzie przepraszali. Góra modlitw, ostatni namiotowy postój przed miastem, ze źródłem z którego czerpano wodę. 

No ale czasy się zmieniają, powstał ośmioboczny kościół, budynek dla pielgrzymów, dzwonnica. Cywilizacja pełnym pyskiem, z asfaltówką z boku.  Nie znam się, dla mnie zawsze bliżej Najwyższego tam, gdzie nie ma cywilizacji i góra z zachowanymi dwiema kapliczkami przemawiała mocniej. Tak jak i kamienista przestrzeń (teraz parking), gdzie z trudem stawiano namioty.  




Te prezentowane dzieła, to część drogi krzyżowej, wzbogaconej o kilka dodatkowych stacji. Powstały, kiedy kościół zmienił się w sanktuarium Ojca Pio i jego postać przewija się w rzeźbach, tak jak i motyw Biblii.

Niezręczność za niezręcznością. Trudno. Piszę jak było. Bo mnie te dzieła widziane po raz pierwszy powaliły w sensie negatywnym. Wściekła byłam wprost pisząc, bardzo źle mi wyglądały na wzgórzu gdzie spod zieleni wygląda wapień. Więc liczne uwagi robiłam, brzydko bardzo się wyrażając o dziełach, zastosowanym surowcu barwą kojarzącą się klozetowo. One ceramiczne, montowane z elementów, w stylistyce łączącej dla mnie socrealizm z ludowością, łopatologiczne  w treści. Szpecace krajobraz. Takie okrutne miałam na ich temat zdanie. 

Teraz trochę inaczej podchodzę do tych przedstawień, złagodziłam pogląd, bo i same rzeźby nabrały patyny. Barwy ciut wypłowiały, wyszlachetniały. Wzgórze przestało tak licznie błyskać bielą, częściowo żwirowe ścieżki wysypane szarym i rudym żwirem-żużlem. Nadal drażni mnie przypadkowość, złe rozmieszczenie, ale to nie ja korzystam w celach religijnych z tego ustrojstwa.  Przecież one, te rzeźby, miały powstać szybko, i tak powstały. Niewiele poza ceramiką dałoby się zastosować.  Ostatecznie spełniają swój cel, że nie umiem przed nimi się skupić - to cecha osobnicza, inni  potrafią.  Cdn.

Porcja druga.

Na własne oczy dziś widziałam ludzi na ławeczkach, zadumanych. Ludzi krążących po wściekle zawiłych ścieżkach. Nikt się nie krzywił, nikt nie dziwił, jedyna skwaszona mina w okolicy to moja. Skwaszona, bo przy poprzednim oglądaniu nie dotarłam do dzieła, które jednak wydarło ze mnie jęk. Nie ma w powszechnym zwyczaju zamieszczać tych samych obrazków w poście, a jednak trzeba bo. 


Amonity są w kamieniu służącym jako prowizoryczny schodek w podejściu prowadzącym na niewielki pagórek mający symbolizować Górę  Oliwną. Gdzie na szczycie modli się Jezus, a dwa metry poniżej uczniowie wypoczywają. Zbliżenia se daruję, cykanki dla dzieła niezwykle korzystne. Na żywo to czysta groza, łącznie z kościelnym dostojnikiem udającym ucznia z gestem fakju. 



I w tym momencie porażenia grozą brzydoty dotarło do mnie, że przeginam. To że rzecz jest tak dosłowna, to przecież w sztuce już było. Tak jak i celowe deformacje, uproszczenia. To ja odwykłam, zwiedziona  wysłodzonym tryndem  obowiązującym w popularnej sztuce sakralnej. To że mój smak protestuje na widok takiej prostoty, to mój problem. Inni może daltoniści to raz, dwa - dla nich to piękne, a myśli Ojca Pio wypisane na pionowych ścianach rzeźb głębokie jak Rów Mariański. Przeszkadzał mi też nadmiar krzyży rozmieszczonych na terenie, liczność stacji, znacznie przekraczających liczbę czternaście. A że stacje mało standardowe to nie wiadomo który z krzyży robi za przepisową stację.  Asię też nadmiar drażnił, w przypływie zgryźliwego humoru stwierdziła że to teren dla pesymistów którym trzeba pokazać plusy. A mnie staruteńki wic mi się  w związku z tym nadmiarem przypomniał.

Droga krzyżowa, ksiądz wiodący procesję nagle wywołany przez coś pilnego (kontrola z urzędu skarbowego, żeby absurd podkreślić), powierza zadanie organiście. Kiedy po dłuższej nieobecności wraca, z daleka słyszy śpiewny głos organisty : 

- Stacja sto trzydziesta. Szymon Cyrenejczyk poślubia świętą Weronikę.

Obie doszłyśmy do wniosku, że planował organista. Wniosek pomógł w akceptacji zjawiska. 

Porcja trzecia.

Co jeszcze sprawiło, że złagodziłam poglądy?

Moje fioły. 

To że przywitała nas czule ta panienka. 


Prześliczna, przeczuła i mięciuchna, zadbana niezwykle i bardzo kochana. Spokojnie odwiedzająca kościół i krążąca z miną uprzejmej gospodyni przed nim. Równie miło nas pożegnała.  

Jeśli jakieś miejsce ma tak miłe stworzenie, tak zadbane, to dostaje sporo forów. 

Barwinek. Każdy z obiektów  obsadzony roślinami. I krzyże i rzeźby. 






W tym jeden barwinkiem o kwiatach wielkości nakrętki od średniego słoika, bardzo ciemnymi i obfitymi. Żywotna bardzo roślina, barwinki były i gdzie indziej, sama mam, ale gdzie im do tej. Nie mam pojęcia co to za odmiana, ale świsnęłam jeden pojedynczy odrost. Jeden, bo posadzę na swoim dopiero w sobotę. Z żalem stwierdzam, że srajtfon kłamie,  jasny granat, lub bardzo, bardzo ciemny szafir  to właściwy kolor kwiatów. One na dłuższych od normalnych barwinków szypułkach, wyraźnie nad liśćmi, liście ciemniejsze, niczym się nie różniące w kolorze od innych barwinków. 

I co jeszcze? Ano to że maj i zielono najpiękniejszą zielenią.  Obrazki spoza sanktuarium, blisko starorzecze Warty, stadnina koni, lasy. 
















I kwitnąć na całego zaczynają głogi. Pachnie zielem macierzanki, konwaliami. Jak ślicznie pachnie wilczomlecz. 



Nie sposób się krzywić, choć całe sanktuarium mogę uznać za.... No za jakie? Nie odpowiadające w stu procentach moim gustom. O.

Pisała R.R.


24 komentarze:

  1. No cóż, mnie te ołtarze bardziej straszą... Gdyby chociaż były ustawione na poziomie gruntu, wśród traw, może nie raziłyby tak bardzo. Lubię stare elementy architektury religijnej, choć u mnie to raczej zainteresowania natury estetycznej i sentymentalnej- kapliczki przydrożne (w świętokrzyskim widziałam śliczne), drewniane krzyże, ludowe świątki, metalowe krzyże na podkarpackich cmentarzach , nawet szare betonowe poniemieckie figury na ziemiach zachodnich. Te z twoich zdjęć jakoś nie wzbudzają mojej sympatii, najbardziej podoba mi się ten kawałek wapienia ze śladami amonitów czy innych dawnych żyjątek :) A pod poprzednim postem nie zdążyłam zachwycić się kuklikami i kamasjami, cudne ! Długo już masz te ostatnie ? Ciekawa jestem, jak się sprawdzają w naszym klimacie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw obejrzałam zdjęcia i trochę mnie zatkało - co to niby ma być? Stylistyka dość dziwaczna... Może się nie znam, ale pierwsze reakcje bardzo negatywne. Ostatnie zdjęcia i częściowe wyjaśnienie na końcu wpisu cisną pytanie - czyżby i tutaj komercja ponad wszystko, a o estetyce wszyscy zapomnieli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, teraz to znane miejsce, tak komercja. Lądują na płaskim żołnierze z NATO i stąd wędrują minipielgrzymką na Jasną Górę. Nie robili tego, gdy na górze były dwie kapliczki.

      Usuń
  3. Najpierw o kamasjach. Białe, pilnie wymagające przesadzenia i jeszcze nie kwitnące od lat sześciu. Kupowane u Królika, i cud że to kamasje, mniejsza o kolor, bo od początku miały być niebieskie. Niebieskie na dwóch stanowiskach od czterech-pięciu lat. Też będę przesadzać, choć te ładnie przyrastają, ale chciałabym zmienić. Nie ma kłopotu z wymarzaniem, to rośliny łąk, więc dają radę wśród niższych roślin, nawet lubią towarzystwo, ocienione nogi pożądane, byle towarzystwo nie głuszyło. Po kwitnieniu szybko giną z powierzchni. U mnie nie jadane przez gryzonie (a są), a podobno jadalne. Warunki musi mieć dwa. Ocienione z lekka nogi, i nie może rosnąć na suchej patelni, z bagnem podobno wymaganym to totalna ściema, urosną i w niespecjalnie mokrym, suchawym miejscu. Kłopot z nimi jeden, bulwy źle znoszą pobyt na powietrzu, łatwo pleśnieją, wysuszają się. Podejrzewam, że dlatego tak mało popularne. Jeśli dam radę wykopać, to kilka możesz dostać. Ja jestem ich wielbicielką, chętnie widziałabym je w ilościach masowych, wszędzie.
    A o straszących rzeźbach jeszcze uzupelnię😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie kamasje warunki mają dobre ale rosły tylko trzy lata a potem jakiś podły nornik/nornic je pożarł :((. Poddałam się, nie stać mnie na ciągłe dokarmianie podziemnych stworów :(=
      Bardzo mi żal, bo lubiłam je za kolor i eteryczny wdzięk....
      Rabarbara

      Usuń
    2. Dzięki za info, znaczy się warto je posadzić. Jako mnie niebieskości przyciągają , może dlatego, że dobrze się komponują z innymi barwami w ogrodzie.

      Usuń
    3. Rabarbaro, a skąd wiesz, że to gryzonie? U mnie naprawdę kamasji nie tykają. Natomiast niestety bulwy łatwo gniją, ta wilgotna gleba podmokłych łąk musi być przepuszczalna, jeśli zimą stoi na łąkach woda to po kamasjach. Więc jeśli wilgotne łąki to okresowo zalewane i na pewno nie z zimową wodą. Przetestowałam, część królikowych (białych) posadziłam na wiecznie wtedy mokrym kawałku (to bagno zalecane😀) i zdechły. Trzy naprzeciw, gdzie mokro gdy deszcz lub podlewanie. Żyją, zrobiły z siebie spore kępy kwitnące później, bo bardziej zacienione, a teraz zagłuszane poprzez hortensję,różę i berberys co nabrały masy.

      Usuń
    4. No, białe też cudne.😀

      Usuń
  4. Zrobię zdjęcia, bo chyba kamasje u szsfow rosną i dopiero zaczynają kwitnąć, ale widuje też przy drodze w okolicy lasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś podobnego, przy drodze😀!!! Przy lesie😀!!! Toż one z Hameryki, indiański przysmak i waluta wymienna😀. Zrób foty, koniecznie.

      Usuń
  5. Co do rzeźb i w ogole, to jednak koszmarki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co zrobić, nie poradzę na zjawisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pocieszkę powiedz sobie, że nie tylko u Ciebie takie cudeńka zmajstrowano, bywają gorsze :) Mnie np. za każdym razem poty oblewają, jak przejeżdżam obok Świebodzińskiego- i nie, nie o znaną wszystkim figurę mi chodzi, ale o wybudowany w pobliżu, zdaje się, że za sprawą tego samego proboszcza, kościół. Budowla łączy w sobie wszystkie style , niestety, nie są to, jak np. w Jerozolimie, nawarstwiające się epoki, a równocześnie machnięte wieżyczki , zdobionka, okna- no cudo, po prostu. Najbardziej przerażające jest to, że ktoś to zaprojektował i ktoś zatwierdził projekt, bo to nie góralski kościółek, stawiany cichaczem w jedną noc.

      Usuń
    2. Wiem, że wszędzie takie brzydkie mogą powstać i powstają. Nowe kościoły rzadko są dobrze zaprojektowane, tak jak i rzadko ma się do czynienia z sensownym rozplanowaniem terenu. I jeszcze żeby było przyjemnie dla oka u dla użycia. Rzadkość.

      Usuń
  7. No to jestem ciekawa dalszego ciągu (trzeciej części). Bo na razie to mam do powiedzenia tyle, że żadna ideologia, ani tym bardziej religia, nie usprawiedliwia estetycznego koszmaru. Nie mówiąc już o amonitach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Amonity to przypadek. W wapieniach jury są i już.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam się, że najbardziej mnie ciekawiło co to za dziwaczna grupka (ci niby odpoczywający uczniowie, jak się okazało) - myślałam że to jakaś satyra na biesiadujących nawalonych nieco biskupów. No nic nie poradzę, tak mi się skojarzyło. Czy tam są jakieś napisy, żeby wiadomo było, że to nie księżowska imprezka w plenerze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tabliczka, a jakże. Także ujęcia wody, wszędzie, gdzie rośnie coś innego niż dzikie. Na duży plus można policzyć czystość całości, nie zobaczysz ani jednego śmiecia, nigdzie. Nie ma śladów po pirackich wyrębach, żadnych dewastacji, żadnych połamanych gałęzi. Zero wypieszczonych trawników, na kamieniach by nie urosły i tak, ale za to macierzanka, poziomki, turzyce.

      Usuń
    2. Może jak to wszystko bardziej zarośnie, to jakoś lepiej będzie wyglądało. Na razie to trochę jakby jakieś ufo śmieci po drodze wywaliło...
      No to duży plus, że ktoś to troskliwie pielęgnuje. I o kotka dba :).

      Usuń
    3. TO JEST KSIĘŻOWSKA IMPREZKA W PLENERZE. Niezależnie od wszelkich napisów. I tak, niestety, masz rację z tym UFO. Może gdyby nie było nadmiernego ścisku przy niektórych, może gdyby... mogę wymyślać rozmaite "może", ale niestety, całość jest niezbyt.

      Usuń
  10. Aaaach! no tak! kicia wszystko wyjaśnia i moje najeżenie też nieco łagodzi :). Czegóż się nie wybacza kotolubnym!

    OdpowiedzUsuń
  11. Prawda. Ona naprawdę niezwykła ta kicia.😀

    OdpowiedzUsuń
  12. Najbardziej na miejscu jest kot i kfioty. Co do religijności i urody - jedyny kościół w Rzymie w którym mła poczuła tchnienie ludzkiej wiary był tak obrzydliwie załadowany sztucznymi kfiotami, fotkami, fragmentami zdechłej chujinki bożonarodzeniowej i byłej szopki co cud. Zjawisko religijne z urodą znaczy ma mało stycznych. Do Mamelona i mła zabawy z gliną jakoś nie przemówiły, Mamelonu kojarzą się z rurami hydraulicznymi. Mła by bardziej pasiła tam ludowość, toporni święci ale naładowani emocjami a to co jest takie cóś jakby socrealistyczne. Oczywiście najładniejsza górka byłaby bez niczego tylko z kotem i zieleniną. No ale co robić, umysły wiernych widać poczebują dosłowności.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mamelon ma rację, Ty masz rację, Małgosia też. Tak kotunia i kwiaty najfajniejsze, ale one w sprzeczności z najfajniejszą górą bez zabudowań i ozdób. Może gdyby było ludowo-świątkowo byłoby lepiej. Ala jak sama wiesz, brzydota w niczym nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń