Siedzę na schodach, a fachowiec włamuje się fachowo. Nie ma to jak być roztargnioną ślimą, same atrakcje i utrata kasy zapewnione. Wystarczyło wyjść na moment z domu, wyrzucanie śmieci, drobne zakupy i biblioteka i już kluczy nie ma. Przegrzebane śmieci, obleciane z zostawianiem numeru telefonu wszystkie odwiedzane miejsca, krok po kroku powtórnie przemierzona trasa i kluczy nie ma. Fajnie?
Pisała bardzo sobą zniesmaczona R.R.
Hubert Dobaczewski "Spięty" ma dla mnie zgryźliwe życzenia. Kalikimaka.
PS2.
Takich sirot jest więcej. Żebym wiedziała jak się wymiksować z bycia sirotą i ślimą to bym się wymiksowała. Chociaż bywają sympatyczne.
Brawo Ty, mła rozumie jak rzadko bo co prawda nie zgubiła kluczy ale we wrześniu udało się jej złamać klucz w zamku do mieszkania Cio Mary. Ślesorze różne ludzkie historie widują, pewnie tego Twojego fachowca nie zdziwiłoby że klucz się cudem odnalazł. Taa... winne są oczywiście przepychające się do Pierdonki młode. ;-D
OdpowiedzUsuńTabi, uporczywość zdarzeń świadczy że winna jestem jednak ja. Spryciula skojarzyła by migusiem co się stało, a ja nie, rozkojarzenie mam zdaje się wplątane na mur w DNA. Po fakcie, jak kasjerka powiedziała że były na zewnątrz to owszem, rychło w czas. No ślima ze mnie.
UsuńJaciekręcę... no faktycznie, Ty takie zdarzenia chyba przyciągasz! Powiem szczerze, że jak mi się raz na pięć lat zdarzy, że coś gdzieś zapodzieję, to wpadam w panikę, że coś ze mną nie tak, skleroza, alzheimer, koniec świata, bo mnie się takie rzeczy po prostu nie przytrafiają! Za to mój mąż ma rodzinną ksywkę "czynnik chaosu" - co chwila coś gubi, zapomina, nie wspomnę o bałaganie, bo zawsze mu się coś rozsypie, przewróci itd. No widać z tym DNA jest coś na rzeczy... A tak z ciekawości - ile taki włam kosztuje?
OdpowiedzUsuńTrzysta.
Usuńo ja pierniczę...
UsuńWłaśnie 😭😠😤
UsuńRany, drogo. Koszt w Odzi był o pięć dych niższy.
UsuńMoże i byłoby taniej, ale ten anioł był pierwszym do którego się dodzwoniłam. Inni olali klienta.
UsuńFaktycznie masz dar przyciągania niefortunnych zdarzeń.
OdpowiedzUsuńSporo kosztuje taka usługa, ała.
Niby się pogodziłam że mimo starań rzeczywistość mi fika, ale są dni i zdarzenia takie że ech.
UsuńNa pociechę powiem, że miałam kilka zdarzeń poczynionych z racji pośpiegu i braku koncentracji, niektóre całkiem zabawne. Z kluczami mialam raz przypadek, że zapomniałam zabrać z domu, wrociłam z corkami , a tu kluczy niet. Czekalysmy na kl.schodowej na powrot sasiadów z działki ( oni od lat zawsze maja klucze
OdpowiedzUsuńdo naszego mieszkania, w razie w. )
calkiem dlugo, ale w koncu sie doczekałysmy😃
Kluczy dotąd nie gubiłam, przenigdy.
UsuńWiecie co, starowinko, ja mam podobne sytuacje regularnie, tylko nie aż tak konkretnie jak ta Twoja. Te zagubione klucze, bo u nas co chwila trzeba coś otworzyć lub zamknąć, i te klucze na paru różnych pękach wiszą, i tylko raz się je odłoży w inne miejsce, bo człowiek na chwilę rozproszył uwagę i już - nie ma, zniknęły na amen, diabeł ogonem przykrył, a u nas ma on ten ogon rozłożysty. Więc chyba się trochę przyzwyczaiłam, nie wpadam w panikę tylko szukam, i do tej pory zawsze się znalazły, odpukać.
OdpowiedzUsuńA przekonana dość konkretnie już byłam, że mam Alzheimera, demencję i co tam jeszcze, aż poszłam z tym wszystkim do doktora, który wysłał mnie do neurologa, a ten zrobił różne testy, tomograf główki i wyszło, żem zdrowa i kłopotów z pamięcią nie mam. Ciekawostka.
Ogniste gratulacje, zdrowie to podstawa 😉. Jestem konglomeratem cech dziedziczonych. Jak każdy. Z niektórymi można i należy walczyć. Z roztargnieniem niby też, ale przegrywam.
UsuńPsiakostka, żal kasy, ale dobrze, że klucze się znalazły. Nie rozumiem ludzi, którzy niczego nie gubią, choć im zazdroszczę :) Ja, niestety, gubię i zostawiam rzeczy notorycznie - okulary, zegarki, portfel, dowód, karta bankomatowa- większość znajduje się, wiele nawet zanim zorientuję się, że zgubiłam (portfel przyniósł dzielnicowy, kartę znalazca oddał do banku ). Wg mnie to deficyt uwagi, myślę o jednym, a machinalnie robię coś innego i na to już nie zwracam uwagi. Złoszczę się na to moje gapiostwo, podobnie jak Ty na swoje, ale nie mam pomysłu, jak zmienić te nawyki.
OdpowiedzUsuńPrawda jakie to dokuczliwe? No ech.
UsuńO znam ten ból. Co chwila szukam kluczy Młodego, on nie wie gdzie, ja w panice a jak zwykle znajdują się w głupim miejscu.... 🙄🥴
OdpowiedzUsuńTo Cię nie pocieszę, jako młodziak nie byłam AŻ TAK roztargniona. Ten, jak to zgrabnie ujęła MP "deficyt uwagi" pęcznieje w dorosłym życiu. A Młody już ma. Też będzie miał rozrywkowo, tak wieszczę.
UsuńNiekoniecznie. Deficyt uwagi to termin naukowy, dotyczy zarówno dzieci jak dorosłych, można to leczyć farmakologicznie, ale bardziej psychologicznie, zależy od szczegółowego rozpoznania. Moje młodsze dziecię miało w dzieciństwie ADHD z deficytem uwagi - od razu zaznaczam, że nie zostało to stwierdzone przez fachowca, tylko sami doszliśmy i znacznie później potwierdziliśmy nieco bardziej fachowo. Wtedy nie było mody na przesiadywanie u psychologów z każdą duperelą i branie zaświadczeń w celu łagodniejszego traktowania na egzaminach ;). Daliśmy radę dzięki mojej anielskiej cierpliwości i poświęcaniu mnóstwa uwagi dziecięciu, z czasem on sam wiedział już, na czym polega jego problem i próbował odpowiednio sobie organizować życie. Polecam ćwiczenie uważności (mindfulness), niekoniecznie według ścisłych receptur, bo to trzeba dopasować do siebie indywidualnie. Wyguglajcie sobie, nie będę tu zaśmiecać wykładem. W każdym razie dorosłe już dziecko nadal ma niekiedy pewne problemy z porządkiem dnia, bo się łatwo rozprasza... ale niczego nie gubi ;), jest bardzo porządnicki w sensie że sprząta, układa, nie bałagani, poza tym bystrzak, inteligentny i doskonale radzący sobie w życiu. Tak że nie strasz Romi, nie strasz Kocurka :). To się daje opanować, przynajmniej w jakimś stopniu. A ćwiczenie uważności polecam w każdym wieku, bo my starszaki też powoli przestajemy ogarniać rzeczywistość, więc się przyda. No na przykład, ja już to chyba kiedyś tutaj pisałam, że jak się kiedyś złapałam na tym, że nie pamiętam, czy zamknęłam drzwi, to zaczęłam się na tym bardziej skupiać. Jak zamykam drzwi, to myślę o tym, że teraz wkładam klucz do zamka, przekręcam dwa razy, utrwalam sobie w myśli, że zamknęłam, chowam klucze skupiając się na tym chowaniu, a nie na myśleniu o tym co kupić na obiad, bo o tej kwestii zdążę pomyśleć w sklepie. Myślec o tym, co się w danej chwili robi, a nie bujać w obłokach. Można to ogarnąć, naprawdę, pomijając oczywiście przypadki skrajne, wymagające leczenia farmakologicznego.
UsuńWiesz co Małgosiu? Ja niby ogarniam. Tylko że nie da rady tak ciągle, no nie i już. Więc słoń spod kołderki wystaje i wystawać będzie, nawet jak doszukujemy kołderkę. Bo słoń to nie zwłoki a istota żywa. Ćwiczenia oczywiście że się przydają, leki uważam że wcale. Autyzm i ADHD, dwie skrajności co do tzw. uważności, owszem, tu farmakologia może pomóc, ale najczęściej to tylko tłumi problem. Tak myślę.
UsuńJasne, prochy to ostateczność. W niektórych przypadkach jednak pomagają wyciszyć stres, który jest często przyczyną tych kłopotów, wtedy już trochę łatwiej jest zapanować nad rzeczywistością i trenować tę uważność. Ja zresztą nie wypowiedziałam się z myślą o Twoich problemach, bo jesteś dużą dziewczynką i sama najlepiej wiesz, jakie są przyczyny i w którą stronę z tym pójść. Bardziej to było w nawiązaniu do Kocurkowego Młodego, w sensie że niekoniecznie musi się to u niego pogłębić z wiekiem.
UsuńCo do Młodego to może być różnie. Wcale to nie znaczy że jeśli się pogłębi to będzie miał przekichane, skąd. W mojej dalekiej rodzinie mój ulubiony kuzyn, rewelacyjnie dający sobie radę w życiu prywatnym i finansowym, po kilkanaście razy sprawdzał czy coś zrobił.
Usuń