Jaka łaskawa była ta sobota, co wcale nie jest o tej porze roku oczywiste. Piszę "była", choć jeszcze trwa, jest też gdy zaczynam pisać nadal coś w rodzaju dziennego powiedzmy że światła. Cykanki jasno pokazują, że pora roku się zrobiła taka już przedzimowa, dzień krótki, pogoda niekoniecznie miła.. Ale to tylko te robione z lasku na pasku z widokiem na ograniczające go zaorane pola robią takie przedzimowe wrażenie. Sam lasek jeszcze nie taki surowy. Chociaż część gałęzi zupełnie bez liści.
A poza nim tak.
Nie wyszły cykanki we wnętrzu domu, a szkoda - były dekoracje halloweenowe i uczta w stylu z obfitym udziałem świec. Dlatego że Bobusiowe kobiety kochają. Kolorowo. Pomarańcz, czerń i biel, fiolet, ciepłe światło świec, lampek. Pomarańczowe dynie, lampki dynie i fioletowe nietoperze, świece. Czarne koty na ścianach i pająki. Białe dyńki, świece, lampiony. Pięknie. To jest dziwne, Dziecko ma arachnofobię, ale dekorację pajęczą lubi, tak jak lubi motyw pajęczyny i nie cierpi prawdziwej..... Z akcentów jadalnych były ciastka w odpowiednich kształtach i jajka w majonezie z pająkami z oliwek. Całą mordą halloween. Co do nowin to nie ma żadnych, i to też nie takie złe. Było przefajnie, ale nic wg. mnie nie może się równać z ogniskiem w Bobusiowie i z posiadami przy ogrodowym stole. Imprezka tym razem we wnętrzu domu bo podobno miało padać, rzeczywiście, o piętnastej skąpo pokropiło, czyli można uznać że prognoza była prawdziwa, po za tym słoneczko pięknie świeciło, ale nie bylo ciepło, wiatr tak ładnie zmieniający niebną scenografię wiał zimnem. No i cholerna hodowla szpiców pierwotnych, niby te potępieńcze szczeki, wycia i piski pasują, ale podczas moich dwóch godzin spędzonych w ogrodzie ani na sekundę nie było ciszy. Czyli jednak dom lepszy.
Z ogrodowania to posadziłam te kupione w przypływie szaleństwa tulipany, odważnie przesadziłam na nowe miejsce małego miskanta, przyciełam odrosty klonu, zrobiłam poważne kęsim porzuconemu wiosną pigwowcowi. Chciałam pigwowca przesadzić już, chociaż część, aleee. Tyłek.
No dobra, przyznam się. Dawno jasne żem roztargniona na maksa ślima. Mój wnerw wyrażany ostatnio na własne roztargnienie spowodowały nie tylko klucze. W fatalne wtorkowe ciemne popołudnie vel wieczór, gdy wróciłam do domu po odzyskaniu kluczy, usiadłam na stołku którego nie było. Bo przed wyjściem robił za drabinkę w pokoju. Telefon w sprawie zguby spowodował, że wypadłam po nią jak strzała i stołka nie odstawiłam. A potem usiadłam z rozmachem na odstawiony, czyli na posadzce. Bolesna sprawa, bolesna zdaje się że na dłużej. Kara za egzystencję na autopilocie..... No ale stołek zawsze stał tam gdzie siadłam, zawsze. Od razu stało się jasne jeszcze bardziej dlaczego Łojciec był tak unikający ruchu. Wysiłku. Zdaje się że udało mi się uboleśnić jedyny kawałek kręgosłupa co nigdy mnie nie bolał.
Dziecko nas odwiozło, wystrojone na bal przebierańców za filmową Czarownicę. Czyli czerń studniówkowej kiecki, rozpuszczone włosy, perfekcyjny mocny makijaż, rogi i skrzydła. Niby wszystko co miała filmowa Diabolina, rezultat jednak inny. Dziecko wyglądała pięknie na swój własny sposób.
Jutro, o ile pogoda będzie jako taka, będzie las.
Pisała R.R.
No nie, siadaniem na stołku, którego nie ma, przebiłaś wszystkie moje roztargnienia ... Współczuję bólu i przepraszam za nieprzystojny w takiej sytuacji chichot.
OdpowiedzUsuńW lesie byłam wczoraj i dziś, po dwie i pół godzinki, a wracałam z pełnym koszykiem grzybów, było bosko- grzyby, mchy, kolory , tylko ta mżawka była całkiem niepotrzebna.
Oby Twój spacer był równie udany :)
Nie przepraszaj za śmiech, mnie co prawda ciągle trzyma wnerw na własną osobę i tyłek boli, ale uznaję że to może być zabawne. Niech choć taka będzie korzyść. Grzyby były, może nie jakiś ogrom, ale mam co obierać. Pięknie było.
UsuńNo cóż, przyłączam się do nieopanowanego chichotu mp.
OdpowiedzUsuńTrudno się powstrzymać wyobrażając sobie opisaną sytuację, choć wiem z doświadczenia, że obita kość ogonowa to nic przyjemnego.
Zaraz skaczę na grzybki w pewne miejsce, u nas może akurat nie pada, ale za to nieźle wieje.
Znalazłam sztuk 3. Ale widoki, kolory zapachy i dźwięki wiatru nadrobiły marne zbiory.
UsuńU mnie też było pięknie i zbiory mam. Kań znalazlyśmy chyba z pięćdziesiąt, Asia będzie robić z nich "zapiekaną rybę w zalewie octowej", pycha. Sobie zostawiłam trzy mniejsze i zaraz je pożrę, jak je usmażę. Do czego przystępuję.
UsuńMy też zaraz do lasu, może i grzyby się trafią.
OdpowiedzUsuńRomanko, dzień bez przygód dniem straconym jak widać, stłuczony tyłek , ałaaa.
Bolesna sprawa te przygody. Jak las? I zbiory?
UsuńLas ok, mokro, kilka malych grzybków, suszą się.
OdpowiedzUsuń