czwartek, 22 kwietnia 2021

Notatka 318 mirabelka?

Rodząca żółte, lekko podłużne owoce, drobne, mirabelkowate, z okrągłą nieodchodzacą od miąższu pestką. Mnóstwo ich. Walą te owocki po głowach przy wczesnojesiennych wiatrach. Na leżących na schodkach i chodniku można się nieźle przejechać, ale nie zalegają długo, ani na drzewie, ani pod nim. Podobno świetne nalewki i wina z nich, tak słyszałam. Jakiś bliżej mi nieznany osobnik oczyszcza drzewo z owoców i produkuje pachnącą migdałami przepustkę do bajkowego świata. Cmokania i zachwyty, może by namówić Bobusia na produkcję eliksiru z owoców ich drzewka?  Hmm. Tu praktyki zdaje się trzeba.

Na cykankach śliwowata u mnie często, bo rośnie przy przejściu do mojego mini osiedla niskich bloków. 

A teraz taka. Królowa, w różowo-liliowej krasie.






Pisała R.R.
 

28 komentarzy:

  1. Piękne , taka różowawa chmurka :) Mirabelki kocham platonicznie za wygląd i zapach, ale są dla mnie za kwaśne, próbowałam z nich robić soki, dżemy, nawet gruziński sos tkemali- to wszystko jednak nie moja bajka. U mnie w ogródku też już jedno drzewko kwitnie, dziczka śliwy wiśniowej -ałycza. Owoce ma jeszcze ładniejsze, niż mirabelka, ale i bardziej kwaśne, na wakacjach dodajemy je do kompotów jabłkowych , świetnie się z nimi komponują .

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jaki smak mają owoce sezonowej królowej. Może rzeczywiście, jedynie jako dodatek do czegoś, może te eliksiry. Ale do ich robienia, to chyba na pewno trzeba wiedzieć jak, by nie wyszedł zajzajer. Mnie i Tobie pozostają zachwyty. A może umiesz w eliksiry?😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę :) Robiłam kiedyś różne takie- pigwówki, orzechówki, aroniówki, smorodinówkę (z listków czarnej porzeczki), malinówkę, likier kawowy, z kwiatów bzu czarnego, wina gronowe białe i czerwone . Ale już z tego wyrosłam, choć po szafkach jeszcze parę butelczyn się pęta .

      Usuń
  3. Coś podobnego, umiesz!😀
    Zawsze to miło umieć, nawet nie trzeba umiejętności natrętnie stosować.😀

    Ja nie mam ręki do kultur drożdżowych, nawet moja obecność przy piekarniku szkodzi drożdżakom, jedyna szansa na eliksir to Bobusiowie. Bobusiowie robią wina z kwiatów czarnego bzu, niektóre naprawdę niezłe. Ale to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wina nie umiem, ale nalewki ciągle robimy, zwłaszcza mój mąż się w tym lubuje, ciągle wymyśla nowe kombinacje smakowe: z aloesu, aronii, pigwowca, porzeczek, cytrusów i tak dalej. Proces produkcji bywa wypadkową posiadanych surowców i dodatków (cukier lub miód, przyprawy korzenne, rodzynki, śliwki suszone, wódka lub spirytus, czasem jakiś zdobyczny bimber dobrej jakości, ewentualnie domieszka wina), oraz własnej fantazji, wolnego czasu, zasłyszanych pomysłów itd. Generalnie - owoce zasypać cukrem lub miodem, zwykle w proporcji 2:1, odstawić na kilka dni, potem zalać wódką lub spirytusem, odstawić w ciemne i chłodne miejsce na miesiąc, następnie odcedzić owoce, odstawić nalewkę jeszcze na kilka dni i już. Można na koniec wyregulować smak lub moc dodając tego i owego wedle fantazji. Zawsze się udaje. Oczywiście można to robić w bardziej wyrafinowany, skomplikowany sposób, w necie jest miliard przepisów, ale my zazwyczaj robimy według tych podstawowych zasad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli z nalewkami mogę kombinować, jak nie mają drożdży, to powinno się udać 😀. Mirabelkówka to zdaje się wyższa szkoła jazdy, ale wiśniówka? Eliksir kusi, mimo że nie jestem z tych nadużywających 😀.
      Jak zwykle wyczerpujący temat pracowity i życzliwy komentarz, cenny, bo pisany w nadal pewnie zalatanym życiu. 😀. Dziękuję 😀

      Usuń
    2. Hehe, piszę po kryjomu z pracy, akurat taki luźniejszy dzień, że można zajrzeć czasem do neta :). Nalewka to moim zdaniem absolutnie bez drożdży, bo nie ma fermentować, tylko naciągać. Wiśnie z takiej nalewki pyszne do spożycia, jak bez pestek to do ciasta można dodać, tylko nalewka bez pestek nie ma wtedy tego wspaniałego migdałowego zapachu kwasu pruskiego. Z mirabelek nic nie robiłam (nie ma ich w mojej okolicy), ale mam pigwowce, które są bardzo kwaśne i cierpkie, trzeba dodać tylko więcej cukru, nawet 1:1 i wychodzi przepyszna naleweczka. Więc z mirabelkami pewnie jest podobnie.

      Usuń
    3. A ja dziś zalatana jak rzadko. Ale mam pomysła, żeby może wrzucić do wypestkowanych wiśni trochę pestek w woreczku z gazy. Albo i wszystkie 😀. Jaka to miła odskocznia od zalatania. Latam oczywiście bezpiecznie, czyli "nisko i powoli".😀 Okutana, bo zimno.

      Usuń
    4. Wiem, że robi się też nalewki na samych pestkach z różnych owoców. W tym roku zamierzam spróbować zrobić na pestkach pigwowca, no i na wiśniowych byłoby ciekawie. Tylko trzeba sprawdzić przepisy, bo to się chyba robi bez cukru, takie wytrawne nalewki, delikatniejsze w smaku niż te słodkie likierki.

      Usuń
    5. A "pijawkówkę" próbowaliście zrobić? To jest prywatna nazwa rodzinnego likieru waniliowego J. Chmielewskiej z "Książki poniekąd kucharskiej". Świetna rzecz, mało kucharska, bardziej z kulinarnymi anegdotami.
      Ilustrowana przez Szymona Kobylińskiego. Czekam jak na szpilkach na telefon, by ruszyć z lataniem dalej. Zupę ugotowałam, zjadłam, a świnia milczy.

      Usuń
    6. A nie znam, to znaczy słyszałam, ale ta książka pojawiła się jakoś w czasie, kiedy straciłam zapał do czytania psującej się Chmielewskiej, więc nie kupiłam i potem już czytałam tylko "starą" Chmielewską. Chociaż tak naprawdę to akurat tą młodą właściwie :).

      Usuń
    7. Tę książeczkę bardzo lubię. Robiłam z niej marynowane gruszki, pycha, jeśli się lubi słodkawe korzenne marynaty. Schab z dżinem. Dobre. Ale tak naprawdę ciekawsze perypetie związane z kulinariami. Tych dużo.

      Usuń
    8. o, nie czytałam, idę pokopać na allegro, może ktoś się pozbywa.

      Usuń
    9. Prokop, pokop. Bardzo sympatyczna lektura😀

      Usuń
  5. Śliweczki drobne mła najbardziej lubi w fazie kwitnienia, owocki kwach niemożebny jak dla niej. naleweczki mła raczej spija niż sama robi. Zna jednak takich co robią bardzo, bardzo me gusta. W ogrodzie u mła teraz kwitnie Prunus cerasifera 'Pissardii', znaczy śliweczka o bordowych liściach, to najwcześniejsze u mła "owocowe kwitnienie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, teraz śliwowate wymiatają. Pianki, koronki, puszyste kopuły i "mietły". Lila róż, róż z koralowym odcieniem i biele. A te o prawie czarnych liściach pogodne jak nigdy. Śliwki to uwielbiam duże, ale jaki dobry dżem z mirabelek, tych kwachowatych! Eliksirów nie nadużywam, ale produkcja po przeczytaniu komentarza Małgosi kusi jakby bardziej😀

      Usuń
    2. My nie robimy jakichś przemysłowych ilości, ale właśnie po buteleczce różnych różności, a jak miło kieliszeczek wypić w ponury listopadowy (albo kwietniowy) wieczór :).

      Usuń
    3. Jak rozsądnie, tak to rozumiem. Ja niestety mam na koncie długoletnie przemysłowe wręcz przerabianie plonów z działki. Była w rodzinie, a jest lista powodów, dla których ją wspominam niekoniecznie dobrze, choć bardzo brak grzebania w ziemi. Ona była obsadzona bardzo obficie drzewami i krzewami owocowymi. Dżemy, soki, galaretki, marmolady i przeciery. Kompoty. Wińska produkowane przez Łojca nigdy się nie udawały, a całe zbiorowiska balonów z tym były. Ale naleweczka w ilości mikro, ach czemu nie 😀

      Usuń
  6. Ja mam ostatnio co roku klęskę urodzaju czerwonej porzeczki, to z niej w sezonie robię codziennie coś - na bieżąco jakieś kompoty, ciasta albo galaretki z bitą śmietaną, a co zostaje to od razu zasypuję cukrem i potem (na drugi dzień zazwyczaj) myślę co z tym dalej. Czasem po prostu zagotowuję i gorące daję w słoiki, zamykam i cześć, szybka akcja bez długiego smażenia czy sterylizowania, tylko cukru dużo trzeba. Świetne w zimie do herbaty albo jako baza kompotu. Wszystkie jagodowe tak robię na ogół, bo to najmniej kłopotliwa operacja. Truskawki czy wiśnie z takiego syropu dobre są też do ciasta czy innych deserów. A jak mi się w ogóle nie chce, to mąż zalewa wódką i odstawiamy na nalewkę. Tylko niewielkie ilości smażę długo na dżemy czy powidła, zwłaszcza jak mam do tego akurat większą ilość pektynowych (jabłek czy pigw). Ale lubię eksperymentować, zawsze jakąś część robię inaczej, mieszam różne owoce. W ubiegłym roku przypadkiem wyszedł mi genialny, bogaty w smaki i aromaty dżem z kawałkami owoców - z naszych brzoskwiń i pigwowców. Niedawno odkryłyśmy z prawie-synową, że fantastycznie nadaje się jako nadzienie do pakiecików z francuskiego ciasta. Trochę roboty w lecie, a zimową porą kupujesz gotowe ciasto, kroisz, nakładasz swój dżemik, ciach do piekarnika i wyżerka - palce lizać :). No alem się rozpisała, sama sobie smaku narobiłam, idę szukać czy jakiś słoik tego dżemu się uchował :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czerwoną porzeczkę można mrozić, oczyszczona oczywiście. Nie rozwala się po rozmrożeniu. Też przerabiałam przemysłowe ilości, ale u mnie to sok i galaretka. Nie robię od lat żadnych owocowych przetworów, brak czasem własnego dżemu, no ale jak się robiło dżem w kotle to odrzuca na samą myśl by zrobić. Ale jakby co, to umiem😀.

      Usuń
    2. No w kotle to bym też nie chciała... Mrożenie odpada z przyczyn logistycznych, zamrażalnik mam niezbyt pojemny, wolę tam mieć warzywne mieszanki i chleb na czarną godzinę, a w lecie lody w nieograniczonych ilościach :).

      Usuń
    3. Też dobrze. Dżemik, soki, galaretki. Pyszniutkie.😀

      Usuń
  7. Ja twm jadam mirabelki i są slodkie, to nie wiem o cym mowicie.
    Sa zolte , mniam, i są czerwone, tez smaczne.Musza byc dojrzałe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Te okrągłe tak, nawet mdławe, zwłaszcza żółte. A kwach się wziął stąd, że śliwa podkładkowa ałycza, tak jak i część śliw ozdobnych, rodzi owocki o wielkości mirabelki, z lekka czasem podłużne lub całkiem podłużne ale kwaśne. Taka podkładkowa śliwa rośnie u MP, Bobusia. Ozdobna u Tabaazy. Ślicznie kwitną, i ogólnie bardzo fajne z nich drzewka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki,moze uda mi się napotkać,w zasadzie dziko rosnace mirabelki zbieralam i byly smaczne, na wiosceckiedys tez mialam, widocznie nie spotkalam sie z innymi.

      Usuń
    2. Miałam po drodze do pracy w czasach pracy na miejscu mały, bardzo kuszący zagajnik z czerwonolistnymi śliwowatymi. Teoretycznie drzewa wyłącznie ozdobne, w praktyce obrabiane w porze owocowania z śliweczek. Rewelacja. To nie były mirabelki, (też rosną gdzieniegdzie), owocki miały większe, coś jakby maleńka czerwoną renkloda, i o smaku do renklody podobnym. Tyle tych odmian jest, dziś rzucił mi się w oczy okaz o kwiatkach w kolorze lodów jagodowych 😀. Nie zcykałam (autobus), ale mam inne dziwo na jutro.

      Usuń
  9. Dla mnie nawet żółte mirabelki są kwaskowate. Zebrałam kiedyś cały kosz pięknych, żółciutkich mirabelek i zrobiłam z nich sok (z parownika). Pięknie wyglądał i pachniał jak koncentrat śliwkowego aromatu, ale - excusez le mot- wykręcał pysk :) Pewnie jeszcze znalazłabym w piwnicy parę słoiczków tego specjału ! W sumie nie jestem pewna, czy ta pięknota w moim ogródku to ałycza, czy bardziej szlachetna śliwa wiśniowa, nie pamiętam, czy ją sadziłam pod ogrodzeniem, kiedy wichura połamała i wyrwała moje sosny, czy też sama się wzięła , nie wiedzieć skąd. Nieważne, pięknie rośnie i dobrze wygląda w tym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  10. I to najważniejsze, że w ogrodzie zdobi. Bardzo lubię śliwowate jak kwitną, bardzo. Resztę złóżmy raz, na indywidualne smakowe doznania, dwa na różnice rzeczywiste w smakach owoców z niby tak samo się nazywających drzew. Nie jestem pewna, czy królowa z fot to mirabelka. Może tak, bo owoce rzeczywiście mirabelkowate bardzo z wyglądu, może nie, bo te puchate kwiatki jakby podwójne. Nieważne, teraz rządzi 😀

    OdpowiedzUsuń