sobota, 3 czerwca 2023

Notatka 516 Knucie z powodu Jacusia






Świat kwitnie, jak widać powyżej. Cykanki uliczne i dziczy miejskiej. Jest to jakaś nikła pociecha, że mimo naszych turbulencji  świat  kwitnie, więc widać ludzkie dramaty są wliczone w to kwitnienie, w tę urodę. Ludzkie dramaty to nic niezwykłego, przyszedł czas na kwitnienie, to trzeba i już, tak zdają się mówić te rośliny, a po za tym to niech się dzieje..

No i dzieje się. Dużo i nienajlepiej. Pisać o tym nie będę, ale gorączkowo wznoszę modły do niebios by turbulencje nie skończyły się katastrofą. W poniedziałek pogrzeb jednego z wujków. Tu już była katastrofa. Niech ich nie będzie więcej.

No ale z Cacusiem/Jacusiem jest szansa na opanowanie i przegonienie kryzysu. Bo nie dam rozwiać wiatrom mojego koteczka z puchu dmuchawca. Nie ukrywam, to co poniżej to napisane dlatego, żeby oderwać się od poczucia zupełnej bezradności w pozostałych tematach. Prawdopodobnie piszę za wcześnie, ale otuchą mi ciut powiało.  

W temacie Jacuniowego cierpienia tak podziałałam.

Wygląda mi na to że może będzie dobrze!!!!!!!! Jeszcze rezultatów trwałych nie ma, może sobie wmawiam, ale Jacuniowi lepiej bez faszerowania nospą. Wraca pieścioch i CHUPACABRA. To już coś. I ostatnie siusianie dało większą kulkę zestalonego żwirku niż poprzednie trzy. To też już coś. 

Post jest dla tych co Jacusiowi się przyglądają i myślą o nim. Może też komuś się to pisanie przyda, ale lepiej by nie musiało się przydawać. 

Mariolko, to nie tak że futerko robi delikatność kotunia, mogłam mieć takie złudzenia że tylko ja go odbieram jako koteczka z puchu, ale nie, wetowie też się dziwią, bo według wagi zaliczany jest do kategorii "duży kot" a tu pod ręką filigran i miękkości. Jak kociątko. Kurczaczek.

Jacuś płakał. Nie mogłam tego słuchać. Znów lanie po krwawych drobinach, brak apetytu i pozycja na obolały kłębuszek. Stwierdziłam że dość tego. Nie dam i nie pozwolę. Nadziałam go nospą i ruszyłam w końcu głową. Własną. Pora przyjrzeć się i temu co mogą zrobić dla Jacunia  wetowie, co mogę zrobić ja. Nie zapominając o tym, że zaczyna mnie poważnie boleć portfel i zaraz będzie powód do płaczu dla mnie. 

Telefon do szefowej przychodni i referat na temat tego co było zrobione i namolne drążenie co mogą zrobić bo jest niedobrze. Zaproszenie. Obietnica, że tym razem ona będzie lekarzem, przyjrzy się i zastanowi. No i tym razem obsługa Cacusia była ściśle damska. Ponownie miał golony brzuszek i tym razem było lepsze USG, przy okazji poprosiłam o przegląd tego co lepsze USG jest w stanie przy jeżdżeniu po wygolonym zobaczyć.. Wszystko poza pęcherzem i ujściem z niego konkursowo zdrowe.  Ja się nie znam, to jest jakiś kant niezrozumiały, na poprzednim USG nie było struwitów, na tym owszem, pełno. Galaktyki świecących mgieł. Opalizowanie złogów na dole. Cholera, nie można to było tak  od razu? Nie rozumiem.  Być może użycie lepszego USG jest zależne od obecności nauczonej jego obsługi wet, być może ona zabiera ze sobą płaskie ustrojstwo bo jej prywatne, półtora roku temu Gacuś czymś takim był badany przez przyjeżdżającego speca. Dla mnie i tak obraz tajemniczy, ale te mgławice i srebrzenia tym razem widziałam. 

Dziś odebrałam wszystkie wyniki. Jest w organiźmie stan zapalny, ale bez czerwonego alarmu. Badania krwi pokazują że futerko jest idealnie zdrowe, żadne parametry nie przekroczone, poza obecnością oczywiście stanu zapalnego, ale on też bez przesady. Mądra wet od USG stwierdziła że cały moczowy cyrk i stan zapalny to mogą być spowodowane obecnością pasożytów lub alergią, ona stawia na to pierwsze. Więc odpasożytujemy, tabletka jutro.

Zalecenia są kosztowne. A mnie już boli portfel. Znając szefową wetów i wiedząc że ona wie że poprzednio nic nie wyszło, tym razem poleciała po kosztach zarówno przy USG jak i badaniu krwi. Taniej zawsze mi wychodzą wizyty gdy ona przyjmuje, odliczone te trzy dychy, ale i tak jestem zła. Że panowie potraktowali mojego Jacunia per noga, kłuli zastrzykami ale nie zrobili porządnego badania krwi i wręcz wściekła że panie nie zrobiły teraz pobierania moczu mikroigłą (wcale tego nie praktykują), bo struwity są, ale ich skład nadal jest tajemniczy. Zła jestem że nie odkażają jak należy leżanki, zła jestem że dwa razy płaciłam. Przewściekła na całokształt i z powodu cierpienia mojego kotusia. Bo cierpiał. 

A zalecenia wetów takie, że będę miała zaległości w czynszu i bardzo głodową dietę dla siebie. Więc trzeba pomyśleć. Przyjrzeć się całokszałtowi. Bo już widać, że coś nie teges i trzeba kota i budżet ratować. Więc od ostatniej wizyty kombinowałam, a Jacuś cierpiał, co na kombinowanie miało wpływ.

Według wetów jedynym środkiem rozpuszczającym struwity jest ten środek.


Kapsułki otwierane, zawartość dodawana ma być do karmy. Dzynks w tym, że to gorzki siarkowy aminokwas. A jak jest z gorzkim i Jacusiem to już wiem,  przy  nadziewania go nospą się okazało, malutkie szanse by ruszył. Pasty słodowe, te zalecane przy moczowych problemach przez weterynarzy nie zawierają metioniny, lek jest zastępowany najchętniej przez żurawinę, do czego jeszcze dojdziemy. Methionina lub metionina gorzka podobno przepaskudnie, czasem stosowana przez ludzi i wtedy zawijana w kawałek celulozy by nie okaleczyć kubków smakowych, co uwaga, jest możliwe.  I takie żrące coś ma jeść kot. Zgroza, oraz pójście farmaceutów na gorszącą łatwiznę, dlaczego do licha tak, a nie w postaci grubo powlekanych tableteczek? Kupiłam sześć kapsułek, zobaczymy jak na dosypanie do karmy zareaguje mój Jacuś. 

Metionina pomaga łagodzić bóle reumatyczne, hamuje rozwój stanów zapalnych okolic stawowych. Aminokwas zakwasza mocz i żółć, a i wspomaga naturalne procesy regeneracji tkanki łącznej, skóry, włosów i paznokci. Od niego zależy prawidłowy wzrost tkanek, detoks organizmu czy tworzenie komórek odpornościowych.

Złoty sześciesiąt kapsułka. Na razie te sześć sztuk. Ale ponieważ takie kuracje trzeba powtarzać, to jeśli będzie jadł, trzeba będzie kupić pudełko kapsułek. Niewiele taniej wychodzi w necie, ale - niespodzianka, metionina w proszku dla ludzi w tym chyba samym stężeniu o wiele tańsza. Tak z połowę, a licząc wagowo to jeszcze lepiej wypada ludzkie. 

I powinnam stosować te kapsułki do karm, a najlepiej gdyby od razu karmy z metioniną, a ogólnie to karmy urinary. Mam. Oznaczona jako urinary, nie ma metioniny. Z karmami to wyszło mi że jest kant, nie wiem czy duży, ale dla mnie jednak coś nie tak.   Większość z karm sprzedawanych jako urinary ma łagodne środki słabo zakwaszające mocz, część ma podwyższoną zawartość chlorku sodu, bo chlorek sodu, czyli  zwyczajna sól, może mieć przy zapobieganiu  problemom ze struwitami i piaskiem w nerkach zbawienne działanie. Z tym że wcale nie musi, przy długotrwałym nadużywaniu wręcz szkodzi i na dłuższą metę jest bardzo do kitu, taką karmą można  zrobić kotu krzywdę, bo zdarzają się kocie jednostki, których organizm reaguje na chlorek sodu bardzo źle. Ale sprawiedliwie dodam, że sól dla kota to wcale nie jest taka krzywda jak myślano, większość kotów jej trochę potrzebuje. Trochę i nie stale, dlatego lepsze stanowczo są karmy z samym zakwaszaczami. Chemiczne one prawie wszystkie, te zakwaszacze, co też za zdrowe nie jest, tak sobie myślę. Nie dość że drogie, to jeszcze mogą szkodzić. Do kitu. 

No dobra, metionina. Drążymy temat. Co na to moja kumpela zielarka?

Łgarstwo, że metionina to jedyny środek rozpuszczający struwity dla zwierząt. W unii dopuszczone i stosowane z powodzeniem są jeszcze przynajmniej dwa preparaty, oba ziołowe, skuteczne w stosownej dawce i dla ludzi w "piaskowych" problemach, i Eli przynajmniej te dwa od razu i natychmiast przychodzą do głowy. Poza tym, w lecznictwie europejskim jest ziółko zwane połonicznikiem, połonicznik nagi herinaria glabra, u nas niedopuszczone do obrotu zielarskiego.  Ale w preparatach to już tak, proszę bardzo, można. Akurat z połonicznikiem preparaty to przy zwierzaczkach Ela nie wie jak się sprawdzają, ale dla ludzi są bardzo skuteczne.   Dla zwierzątek desperaci kupują preparaty dla ludzi, inne, ona ma takich klientów, a ich zwierzaki mają się dobrze. W razie W sprowadzi, tak jak sprowadza dla klientów, jeden to prawie zawsze w sklepiku ma.  

Nazwy preparatów od Eli wzięłam, jeśli kapsułki z metioniną się nie sprawdzą do jedzenia, to zamiast kupować ten specyfik, kupię jeden z poleconych. Kosztami nie powalają, oba.  Mam wątpliwości, dawkowanie wydaje mi się niebezpieczne, bo skoro, załóżmy, dla ludzia dawka dzienna to dwie tabletki, to dla kota powinno być maksimum jedna czwarta tabletki, a najlepiej to jedna szósta jako dawka dzienna. Jak to dzielić i czy to możliwe? Kuracje trzytygodniowe dla ludzia, już wiem, że w wypadku jednego preparatu maksymalna dawka dla dużego kota to jedna czwarta tabletki. 

No dobra, na razie wystarczy wiedza że jest alternatywa dla żrącej goryczy. 

No dobra, preparat Cystone Himalaya, to jeden z tych podanych przez Elę, tak na szybko. Skuteczny dla zwierzaków, ale kuracja musi trwać ze względu na niepewne dawkowanie krócej. 

Ale te karmy. 

Już widać, po krótkim przeglądzie że albo cholernie drogie wetowe i specjalistyczne, albo słabizna i dosalanie zwykłymi karmami urinary albo muszą być kombinacje własne. Sól dają by zwiększyć wytwarzanie moczu, u kotów tak to działa, ale uwaga, sól u nich też część wody zatrzymuje w organiźmie. Nie o to kaman.  

Co poza metioniną i karmami urinary wet polecają wetowie? 

Pasty typu Urovit. Tubka powyżej trzech dych i to niewielka tubka. Taka większa pięć dych.  To żurawina jest głównym aktywnym składnikiem w pastach urowit i im podobnym.  Poczytałam w gabinecie. Poczytałam i podziękowałam, nie kupię, nie za blisko pięć dych tubkę z drożdżowo-piwną pastą z dodatkiem żurawiny. Dziękuję. 

Podziękowałam, wydać na drożdżowe mazidło kasę zawsze zdążę. Żurawinę mam, a w mózgu od chwili podtykania mi preparatów już mi zaczęło świtać.  

ŻURAWINA. 

Zakwasza mocz, czyści z niepożądanych bakterii przewody moczowe, dostarcza witaminy C. To żurawiną leczyła kiedyś bezpańskie kociny osiedlowa kocia Babcia. Mówiła o suszeniu i mieleniu i dodawaniu takiej do karmy. Żurawina może przy chorych nerkach wytwarzać szczawiany wapnia, ale Jacuś ma zdrowe nerki, już przy pierwszym badaniu tak wyszło. Czas spróbować, pasta drożdżowa nie, ale skoro koty karmę od babci jadły to może Jacuś też zje. Tak pomyślałam po kolejnym podtykaniu mi pod nos Urovitowej tubki. Od razu po powrocie do domu była próba, nieudana, żurawina nie da się ot tak zmielić. Babcia suszyła przed mieleniem, ale wtedy miała do dyspozycji wyłącznie tę naszą, krajową, zbieraną własnoręcznie lub kupowaną od ryneczkowych zbieraczy.  Więc na suszarkę. Co jeszcze można? Natka.  Trawka, perz, koperek. Miałam koperek i natkę, dołożyłam na tacki suszarki natkę i po namyśle koperek. A co tam, mogę raz nie zjeść. Suszyło się z pięć godzin, zielone szybko, ale żurawina wcale, chyba musiałabym suszyć dekadę. Przy mieleniu blokowała co trochę ostrze młynka, aż do zatrzymania silnika. Produkt to maź, kit, plastelina. Nie da się domieszać do niczego. Więc inaczej. Przekładanie suszoną zieleniną i mielenie po kilka żurawin. Da się, ale produkt zawierał dużo zielonego, mało żurawiny. Chwila. Mam mieszać z karmą, tak? A gdyby tak zmielić z karmą? Eureka. To jest to.

Domieszanie do karmy to wsypanie solidnej porcji (kopiasta łycha na dwa kubki karmy) i potrząsanie zamkniętą puszką. Proszek ginie, oblepia bryłki karmy. Wysypany gotowy miszmasz został z entuzjazmem przywitany przez Jacusia. JE!! Smakuje mu. Ufff. Będzie dobrze. 

Pytania oczywiście że od razu kotłują mi się w głowie. To nie może być tak mieszana karma stale, żadne przedawkowanie nie jest dobre. Chyba żeby mieszać mielonki mniej, ale ile? Cholera, no. Za skarby świata nie chcę zaszkodzić futerku. Czy jest szansa, żeby samą żurawiną rozpuścić struwity to wątpliwe, ale po sobie wiem, że ona łagodzi prawie natychmiast niemiłe uczucia przy sikaniu. Może u Jacunia też.  Na pewno nowe grudki  nie powstaną, tyle dobrego. 

Cudem jest to, że Feluś i Rysia wolą stanowczo mokre jedzonko, wybitnym suchojadem jest Jacuś. Od dziś może nim być, popieram. Będzie dobrze, dostał jeść o pierwszej, dochodzi północ, a były solidne dwa sikania (natka!), no i nie ma mowy o nieszczęśliwym biedactwie, jakby wraca upierdliwa CHUPACABRA. Karma z domieszką nie cieszy się żadnym powodzeniem u Rysi i Felusia, Jacuś za to ją pogryza. Ale może stać, pojemnik z wysypaną kapsułką natomiast trzeba będzie chować. Przewaga zdrowotnych naturalności nad sztuczną chemią....

Młynek mieli bezbłędnie, jedyne co, to to, że proszek nie jest suchy. Może przy przechowywaniu zatęchnać, prawdopodobne, więc chyba lodówka.  Wyszedł tego słoiczek, taki po majonezie, rudawego od żurawiny wilgotnego proszku. Pęczek koperku i pęczek natki, opakowanie żurawiny. Proporcje jeszcze do przemyślenia, koperek dałam by zmienić zapach, może coś innego zamiast. Zdaje się, że i w mokrej karmie by przeszedł, jak na razie to bardzo mnie cieszy że przeszedł w suchej.

To tyle. W całym tym cholernym ciągu zdarzeń kotłujacym się po moich bliskich przynajmniej dla Jacunia jest nadzieja że będzie z nim bardzo dobrze. 

Chociaż to.

Jutro, a właściwie już dziś, sobota nadeszła, odpasożytowianie i karma bez żurawinowego dodatku, za to z metioniną.

Pisała R.R.

Ps. Rano w sobotę odebrałam z paczkomatu zamówioną małą tubkę UrinoVitu, bo od vetów się broniłam, ale jednak zamówiłam. Chybiony zakup. Niepotrzebny zupełnie, a niedziela udowodniła, że zakupu metoniny nie będzie, karma z wysypaną kapsułką (czysta, bez żurawiny) jest niejadalna.  Więc podstawiona znów karma z żurawiną, i ta jedzona chętnie. I Jacuś nadal ładnie sika.

12 komentarzy:

  1. Żurawina suszona często jest dosładzana i to suszenie jest takie żeby z niej cukiereczek zrobić a nie normalny suszony owoc. Doczytuj uważnie co na torebkach. Grunt że je i że posikuje. Jeżeli nie wylazło tyle kamieni na USG nr 1 za to w moczu wylazły bakterie nie od Cacka to mła sądzi że nadejszła wiekopomna chwila i czas się zacząć rozglądać za inszym wetem albo związać się tylko z konkretną kobitą i jeszcze głośno powiedzieć dlaczego. Jeżeli pobranie materiału do badań zostało wykonane źle a badanie niewłaściwie zinterpretowane bądź nieprawidłowo zrobione to jest to nic innego tylko wyłudzanie kasy, paskudne. Struwity w tydzień nie narosły a opowieści o złym przetarciu stołu to w ogóle totalny odlot. Jak się źle stoły wyciera to się powinno za skiepszczone przez brak higieny badania z własnej kieszeni płacić a nie doić pacjenta. Nie namawiam teraz do rewolty bo masz co innego na głowie, mocno nadal trzymamy tu wszyscy za Was kciuki, nawet Małgoś i Gienia trzymają bo im zapodałam nieco okrojoną ze względu na zdrówka wersję, ale jak już się wszystko przewali i Cackowi unormuje się dietę antystruwitową to naprawdę nadejdzie wiekopomna chwila.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, też myślę że taka chwila musi nadejść, wetowie dokopali nam pod każdym względem. Ale szkoda, niby traumatyczne dojazdy, ale bardzo proste, z innymi wetami jest trudniej. Kciuki potrzebne, oj bardzo, i to w pierwszym rzucie masowo siódmego czerwca. Bardzo za nie dziękuję. Teraz się szykuję do Bobusiowa ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Zurawina musialaby byc z tych eco/ bio, bo w zwykłej cukier i siarczany. Ale że zjadł, i to z koperkiem i pietruszką, rewelacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś było jakby niechętniej, ale trochę zjadł. Będzie żurawina eko. Na razie użyłam tego co miałam, bez pomyślunku, że jednak dosładzana, i taka na razie musi wystarczyć. Dopiero co wróciłam i zastałam kotunia żywego i na oko w bardzo dobrym stanie.

      Usuń
    2. No i super, sciskam mocno😘

      Usuń
  4. Trzymamy kciuki!!! 💚💚💚
    Jutro coś ogarnę bo dzisiaj padłam po prostu już. Znaczy dzisiaj ogarnę za kilka godzin 😆🐱

    OdpowiedzUsuń
  5. No i tak to wygląda z większością aptecznych chemikaliów, że drogie, z masą okropnych i niepotrzebnych dodatków, a leczą tak samo albo i mniej niż naturalne produkty, że o skutkach ubocznych nie wspomnę. Niech Jacuś wcina co mu smakuje, na zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcina. Sika. I mam nadzieję że mu będzie już zdrowiej i bezboleśnie. Co do apteczności, to porąbane to jakieś, ale tak naprawdę, coś nie tak jest z całym procesem leczenia, zdawało mi się że tylko ludzi, ale nie, futerek też może dotyczyć, jak widać po Jacusiu. Przecież to groteska, loteria. Idzie się do lekarza z zaufaniem że zrobi wszystko by pomóc, kupuje się lek by pomógł, karmy też. A tu może być zonk, na każdym etapie. Teraz jazdę z medycyną ma Bobuś, ale zdaje się że trafił na fachowców, w czym motocyklowi koledzy pomogli. Ogólnie jednak to coś nie tak. Bardzo nie tak.

      Usuń