środa, 4 stycznia 2023

Notatka 475 o lekturach przyjemnych, bez spojlerów

Numer 1

Nie wejdzie do szkół jako podręcznik. 


Yuval Noah Harari 

NIEPOWSTRZYMANI

To pierwszy tom serii, kupiony pod wpływem recenzji jednej z ulubionych autorek, nie była łaskawa zaznaczyć że książka raczej celuje w młodocianych. Przeczytałam i jestem zachwycona, autor w momencie trafił na listę ściśle obserwowanych. Będę szukać po bibliotekach, być może kupować, przekonał mnie do siebie tą młodzieżową pozycją. Jak dobrze napisana!!! Książkę wyslałam do Kocurro, bo z tego co wiem, to tylko u niej jest Młody, taki w wieku odpowiednim i jemu takie coś najpotrzebniejsze. Bo podtytuł mówi prawdę, książka jest o tym, jak to się stało że zwierzę ludź opanowało ziemię, co stoi za sukcesem, jakie mechanizmy działania i czym spowodowane nas tak wywyższyły.. Ach, książek na zbliżone tematy dużo, najsłynniejsza to chyba "Naga małpa" Desmonda Morrisa, ale to po lekturze "Niepowstrzymanych", książki jak najbardziej dla młodych, wyrywało mi się, ach, więc to tak działa...... więc to dlatego..... Uważam że książka do przeczytania przez każdego, lektura prawie obowiązkowa, niekoniecznie do bezkrytycznego połknięcia, ale trzeba wiedzieć. W końcu jest się homo sapiens.  Dla bardziej dorosłych - to ciut jednak za późno, żal że dotąd takiej książki nie było, nawyki się utrwaliły i łatwo ulegamy zarówno ciastu jak i opowieściom. No ale przynajmniej książka porządnie, obok zagadnień zawartych w głównym nurcie, tłumaczy dlaczego słodycze są takie kuszące, skąd się wzięły potwory pod łóżkiem i dlaczego niestety nie ma mastodontów oraz ludzi z wyspy Flores. To ostatnie tłumaczenie gorzkie, trudne do przyjęcia i o ile przyjmuję tłumaczenie zniknięcia mastodontów, to z ludźmi z wyspy Flores sprawa trudniejsza, wręcz dławi.  Dławi, a jednocześnie niechcący i przy okazji wyjaśnia przynajmniej jedną przyczynę wciąż gdzieś toczonych wojen. I o sile opowieści jest, ona też napędzała i napędza nasz sukces.  Napędza, lecz wytłumaczenie dlaczego tak w  perspektywie jednostki każe się solidnie zastanowić nad tym co się nam "sprzedaje", jakie idee są za opowieściami, i do czego to sprzedawanie może prowadzić. Na czasie, czyż nie? Ujmujące, że autor nie udaje że on i nauka są wszechwiedzące, tłumaczy nie z pozycji "wiem wszystko" a z "to najbardziej prawdopodobne". Odświeżające podejście, bardzo rzadkie, tak myślę.    Ach, jaka szkoda że to nie podręcznik ani nie lektura obowiązkowa!! Nie  można się jednak spodziewać, że książka znajdzie miejsce w szkołach,  za rewolucyjne to "tego nie wiemy" i "to najbardziej prawdopodobne" , szkoła nie lubi uczyć że czegoś nie do końca wiemy, że podejrzewamy.. i w żadnej szkole nigdy nie powiedzą wyraźnie jak to z tymi opowieściami jest.  No trudno, w szkole nie będzie, trzeba zapodać własnoręcznie, co bardzo polecam. Najlepiej kupić młodocianemu, nie wiadomo czy będzie też zachwycony (bo dla niektórych książka to kara boska, a czytać to lubią że dostali tysiące polubień, spadek po bogatym pradziadku z Argentyny, wygrali casting na rolę w serialu netflixa i żeby to nie była fikcja. Taaaa), ale jeśli przeczyta to dla niego sam zysk, a my oczywiście podczytamy i dopiero damy młodziakom. I dla nas to też sam zysk, być może też nam się wyrwie: Ach, więc to tak, to dlatego!!! Czyż nie miło?

PELETON

To najpilniejsze. Na twarzoku Mileny Wójtowicz jest prezent, link do nigdy nie publikowanego opowiadania z uniwersum ze strzygą Sabinką, tym razem majaczącą gdzieś w trzecim planie, tak homeopatycznie. To nie jest taki hicior jak opowiadanie o koszulkach z łabędziami, ale co Wójtowicz  to Wójtowicz. 

No dooooobra. Link.

milena-wojtowicz-achtung-lupus/ 



Książka o której też muszę napisać to nowa pozycja Małgorzaty Kursy. Bardzo lubię te autorkę, a książka "Kto mnie zabił?" według mnie jest jej najlepszą. To pierwszy tom cyklu "W poczekalni pana B", i będę czekać na następne. Na rynku polskim, to pierwsza chyba taka rzecz, skrzyżowanie serialu "Dotyk anioła" z "Opowieścią  wigilijną" choć o świętach nie ma ani słowa, niby komedia, ale nie do końca. Nie do końca, bo mimo lekkiej formy punktuje celnie raz, nasze czasem godne Ebenezera Scrooge'a pożądanie mamony i niedostrzeganie tego co mamy pod bokiem, dwa naświetla jeden aspekt polskiego piekiełka. Na tyle komedia, że z uśmiechem i śmiechem oraz dużą przyjemnością czytałam. No dooobra, przyznam się. Książkę odebrałam w zimnym słonecznym bezśnieżnym dniu, jednym z tych późno listopadowych i od razu, tuż po wyjściu z Empiku zaczęłam podczytywać. Skończyło się na tym, że przytomności pozaczytelniczej starczyło mi do przystankowej ławki z której wstałam  po przeczytaniu ostatniej strony. Zesztywniałam kompletnie, nogi i reszta nie chciały słuchać, jeszcze trochę a byłby naturalny pomniczek.  Wcale nie czułam że zimno, lektura mnie zupełnie znieczuliła. Potem oczywiście odchorowałam (co tłumaczy dlaczego jeszcze cherlam, głupoty-zamachy na zdrowie po prostu mi się zdarzają), przeczytałam już w warunkach domowych powtórnie. Nabytek uważam za wyjątkowo udany i bardzo czekam na następne tomy. Na tle reszty pozycji wydawniczych rzecz odświeżająca i nietypowa. 

Bardzo porządnie  nie wytłumaczę dlaczego polecam, ale się postaram. Odświeżynki domowe wydane kiedyś dawno, zupełne archaiki, niezwykle wdzięczne mimo dat wydania. Zostały wydane przez Wydawnictwo Morskie w latach pięćdziesiatych-sześćdziesiątych-siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Cieniutkie, wąskie, nieduże. Mam poza jedną pozycją wszystkie autorstwa Marii Pruszkowskiej (kociara, kociara!!!,  allleee, koty homeopatycznie w pisaniu, Częstochowianka-Warszawianka-Sopocianka, niezwykle miła osobowość - to w pisaniu widać) i są to bezcenne skarby.  Arcydzieła bezpretensjonalnego wdzięku. Posiadam i odnowiłam sobie czytelniczo:

O dwóch wikingach i jednej wikingowej

Prześlę panu list i klucz

Życie nie jest romansem, ale... 

7 babek 1 dziadek 

Pierwsze dwie akcje mają umiejscowioną czasowo przed wybuchem wojny, ostatnia po  wojnie, "Życie nie jest.. ." powiada o czasie okupacji i wczesnych latach powojennych. Jest jeszcze "Kapitanówna", "Głowy nie od parady" , pisane wspólnie z siostrą, Zofią Krippendorf, ale "Kapitanówna" to już nie to, a tej drugiej nie dorwałam i po "Kapitanównie" się nie rwę.

Może błąd. Dorwałam fragment, średnio interesujący i nie dający żadnego poglądu na akcję, ale coś mi się zdaje że bohaterowie to rodzinne dzieci. Te, które pojawiły się w końcówce "Życie nie....".Ochrzczone ukradkiem przez babcię w kolaboracji z niemiłą sąsiadką Mamracją, czego babcia bardzo żałowała. Zapamiętane na zawsze:

"Wolałabym troje wnuków w smole, niż jedną Mamrację na karku".

Brak mi pozycji "Słodkie dni Aranjuezu", a od niej zaczęła się moja maleńka kolekcja książeczek Marii Pruszkowskiej. Niezwykła rzecz, opowiada o życiu w obozie pracy, oczywiście czas okupacji, słowo "obóz" (autorka trafiła tam po upadku powstania warszawskiego), a tu od razu zapowiedź że nie, traumy nie będzie wywlekać i rzeczywiście nie wywleka.  Wyszedł mimowolny hymn na cześć wewnętrznej wolności, pogody ducha.  

Co do ilości książeczek, nie wygląda to bogato, prawda? Ale nie może wyglądać inaczej, tyle wydano i nie ma szans by to zmienić. Jest wzmianka o opowiadaniach zamieszczanych w prasie, ale przepadły. Być może kiedyś ktoś odkryje rękopis/maszynopis  książeczki obejmujacej czas powstania warszawskiego, bo tak, autorka brała udział, była uczestnikiem i świadkiem, być może w rodzinie są jeszcze inne rękopisy lub rękopisy bez cenzurowych okrojeń.  Jak na treść książeczek, pisanych przecież w latach głębokiej komuny, wpłynęła cenzura? One tak pogodne,  zupełnie niepolityczne, być może też w jakimś stopniu ahistoryczne, choć akcje w nich są wynikiem osadzenia w konkretnych datach. Nie ma łatwo z dostępem do książeczek Pruszkowskiej, ale w porządnych dużych bibliotekach (gdzie nie ma nachalnych czystek pod kątem nowości),  powinien jakiś tytuł być.  

No i starczy. 

Wybrałam do polecenia lektury pogodne, dające przynajmniej mnie radość. PELETON dopiero otwarty, cała masa się pcha, różnych, tych mało radosnych też.. Zaczęte "Księgi Jakubowe", to jest monument. Ale ja jednak wolę czytać niż o czytaniu  pisać, a jak już pisać, to o takich książeczkach co po prostu przyjemne.

Pisała R.R, a Jacuś się pchał. Powinien teraz mieć imię Cycuś, taką ma fazę. 

Ps. Dorwałam na własność i po tyyylu latach przeczytałam powtórnie "Słodkie dni Aranjuezu". Zupelnie przy tej dawnej lekturze zlekceważyłam propagandę prokomunistyczną, w porównaniu do innych dzieł wydanych w tamtym czasie delikatną, ale teraz wali po oczach. Lektura zaskoczyła, inaczej pamiętałam. Ale i tak polecam. 

28 komentarzy:

  1. A zdjęcie Jacusia gdzie?
    Ja tam lubię też o książkach czytać , bo może coś akurat zaciekawi. W empiku teraz 1+1 ale widziałam że chyba głównie mlodziezowki. Może się przejdę dzisiaj zerknąć. Choć oszczędnie jadę bo boje się co będzie po wpisaniu liczników. I czekam na list że spółdzielni bo już wiem, że czynsz podniesiony jest minimum p 100 zł... Masakra jakaś płacić za czynsz 850 i do tego gaz/prąd na zmianę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacuś ma ADHD, znów. Nie ma co liczyć na wyraźne cykanki. Te moje przyjemne, rzeczywiście są książeczkami miłymi w czytaniu, z tym że dwie omówione pierwsze maja co nieco łopatologiczne zapędy😄😄😄, ale.da się to przeżyć. U mnie też baaardzo ostrożne rozglądanie się po nowościach, raczej będą penetracje bibliotek, a rachunków też się boję... Ale, nie napisałam że odnowiłam sobie Paulinę Hendel, dzięki bibliotece. Nie mają ani jednego tomiku nowej serii, nigdzie, a to co przeczytałam pozostawia niedosyt. Trochę krzywda że "Demon" to tom ostatni, uważam że przydałby się kolejny tom.

      Usuń
    2. O matko, b.wysoki czynsz!

      Usuń
    3. No w czynszu mam wodę i ogrzewanie i wywóz śmieci i inne duperele typu światło na klatce zarządzanie przez spółdzielnię ....
      Prąd i gaz mam rachunek co dwa miesiące ale w ostatnim roku był taki sam za gaz jak i za prąd a nic się nie zmieniło - tyle samo gotowania itd.
      I metrów mam 55 zaokrąglając, ale dokładniej to było tam coś bliżej 53.8 takie coś.

      Usuń
    4. Czyli mam tak samo. Taki sam metraż.

      Usuń
    5. To można sobie wyobrazić 5 miśkow w jednym pokoju Młodego co ma tam jakoś 17m2 a reszta 8 lata po całym domu do Młodego wstępu niemając.
      Yuumi chyba schudła na Mefisia niskotłuszczowych chrupkach 😃😃😃

      Usuń
    6. Nie liczyłam miśków, a tu proszę, piekarski tuzin😄

      Usuń
  2. Tak gorąco zachęcasz, że chyba się skuszę na te pierwsze książki. Niewazne że dla młodych,
    takie tez czasem czytam. Natomiast Pruszkowską już mam i lubię, "Przyśle Panu list i klucz" jest w czołówce moich ulubionych lektur, nawet kiedyś o niej pisałam na blogu.
    M w papilotach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! No popatrz, jakoś nie dotarłam do posta o Pruszkowskiej😄, ale jak wiesz od nie tak dawna bloggeruję😄. Nadrabiam, podczytując i Twojego bloga, ale duuuużo jeszcze do czytania zostało😄. Tak, Małgorzatę Kursę polecam też. Ma takie pozycje w swoim dorobku, do których co i rusz wracam😄, ale nie do wszystkich choć wszystkie mam😄. Dwie książeczki-kryminałki z kotem, głównym bohaterem też należą do moich hiciorów. Czyli "Nieboszczyk wędrowny" i "Jeszcze więcej nieboszczyków". Też polecam😄

      Usuń
    2. Tak sobie sama z ciekawości przejrzałam moje posty książkowe, to o książce "Przyśle Panu list i klucz" było tylko przelotnie napomknięte w opowieści nr 2 o książkach w moim życiu (taki cykl kiedys zaczęłam ale utknęłam na czasach mlodocianych). Więcej na pewno kiedyś pisałam ale na poprzednim blogu, tam było dużo o książkach. Blog zamknęłam i usunęłam, a teraz trochę żałuję, trzeba było zarchiwizować.
      M w papilotach

      Usuń
    3. Oj trzeba było, trzeba było zarchiwizować! Szkoda że nie. To przecież nie tak, że my Indiana Jones'y, prezydenty czy Einsteiny, ale to, przynajmniej dla mnie, jednak jakiś rodzaj osobistej kroniki. Na Twoim blogu np. odkryłam świetne prace z dmuchawcami. Miały by przepaść? Przecież szkoda!!!!

      Usuń
  3. Ciekawe ksiazki, no ja nie kupuję, a watpie, żeby biblioteka miała. Moje czytelnistwo leglo w gruzach, bo jesli wolna chwila to film,serial, mniej oczy bolą,,jakos nie po drodze mi z tymi audiobookami itp . Mam jedna ksiazke do czytania w telefonie, ale tez czasu brak, czytam i zasypiam. No i tak to.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę tracisz że nie czytasz, ja z kolei mało oglądam, też pewnie coś tracę😄. Trudno, mało życia na wszystko😄. Nie umiem tak porządnie wczytać się w treść na ekranie, dla mnie nie ma to jak papier. No i mam te zwały i barykady papierowe, ale pozbyć się? Przenigdy i za nic😄

    OdpowiedzUsuń
  5. W wersji elektronicznej czytam tylko blogi i prasówkę, książka dla mnie musi być papierowa i basta, nawet w zagramanicznych podróżach parę tomów w dozwolonych 20 kg musiało być. Nie znam żadnej z książek , o których pisałaś, rozejrzę się w mojej bibliotece. Moje ostatnie odkrycie to Marcin Wicha, a na poprawę humoru Annie Hawes i jej cykl włoski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, tych autorów to nie znałam. Źle, wróć. Mam wrażenie że coś mi się przewinęło Annie Hawes w czytanych bibliotecznych, ale to musiało być już jakiś czas temu. Nie wyróżniła mi się z tłumu autorów piszących na wielkiej ucieczce do słodkiej Italii, a był okres gdzie czytałam masę takich dzieł, z jakąś tonę przerobiłam - bo i pojawiały się masowo po sukcesie publikacji Frances Mayes . Klasy różnej, od rewelacyjnych po takie se.

      Usuń
    2. No właśnie Annie wyróżnia się na tle, ma lekkie pióro, poczucie humoru i dobre oko , o dziwo, każda kolejna książka podobała mi się bardziej . Mam nadzieję, że po świetnym opisie rodzinnej podróży na południe (tom trzeci) będzie ciąg dalszy :) A Marcin Wicha to całkiem insza inszosć, ale zawsze lubiłam książki i filmy, w których pozornie niewiele się dzieje (jak w moich ukochanych "Zmruż oczy" czy "Sztuczkach").

      Usuń
    3. Mam nadzieję że jutro wypożyczę 😄😄. Ach z tymi ulubieństwami! To jest tak jak z innymi co je lubimy, każdy ma ciut inny odbiór świata, jeden kocha chałwę, a inny rodzynki w czekoladzie 😄

      Usuń
  6. A ja Sage rodu Bies dostałam dzisiaj z promocji w empiku 1+1 🐱😺 no to od jutra będę wsiąkać w nowe światy. Tylko ten złoty kompas mnie też wzywa... Oj odpadam spać.
    Serię z kotem widziałam mam na oku>⁠.⁠<=⁠_⁠= ale muszę stosy zmniejszyć..
    I dywanu z wkładką nie znalazłam ale mam czas. Eh
    Jednak rzucili w biedronce za 9.99 i nie dokładają nic nowego a ludzie oporni kupować te dziwactwa co leżą .. ehhhh.... Pecha mam

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki znów pech?!!!! Odzyskaj, odplu!!!!!

    j"Złoty kompas" Pullmana? Niezbyt mi po drodze z tym autorem, po "Mrocznych materiach" omijam. Co za kocia seria?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gupie Chamydło. Odstukać masz.

      Usuń
    2. Co rusz się kocie lektury pojawiają, kocia kawiarnia, miau historia kota, ko który ratował książki czy coś takiego .... Dużo....

      Usuń
    3. O kocie który ratował książki
      Mnich który kochał koty
      Kot Mali
      Czekając na kota
      Kocia kawiarnia
      Miau kompletna historia kota
      Kocia kawiarnia
      Historia pewnego kota
      Miasto kotów
      Jestem kotem
      Porzucenie kota

      O taka mam listę na przyszłość 😅

      Usuń
    4. A to przecież nie wszystko. Część rzeczy z kotami nie ma kota w tytule. Choćby te książeczki Małgorzaty Kursy "Nieboszczyk wędrowny" i "Jeszcze więcej nieboszczyków". tam kot jest głównym popychaczem akcji i pierwszoplanowym bohaterem. Niby niemożliwe co ten kot wyprawia, ale życie udowodniło mi że futerka potrafią, w destrukcję zwłaszcza. Pod hipnozą Rysi wypadły mi z zawiasu drzwiczki kuchennej szafki, a nie starała się specjalnie. Więc kto wie, może możliwe wszystko co w "Nieboszczykach"

      Usuń
    5. To muszę koniecznie zapoznać się z tymi ksiazeczkami :D

      Usuń
    6. A "Kocie worki" przeczytane?

      Usuń
  8. Mefcio w szpitalu, ale Wet optymistycznie podeszła do tego precelka odwodnionego, więc trzymam się jej optymizmu!
    I uspokajam się żelkami

    OdpowiedzUsuń