poniedziałek, 16 stycznia 2023

Notatka 476 wbrew

Nie ma ostatnio łatwo. Podejrzewam że nikt łatwo nie ma. Ale jednak trwamy, być może głupio. 

I nie tylko my. Niemądra śliwa, ta sama która wydała kwiaty późną jesienią znów je ma. 

Cyknęłam ją wieczorem o szesnastej, bo w dzień to niezbyt widać. Nie trafiłam na słoneczny moment i cykanka nędzna. Ale że kwitnie to widać. 


Co to jest, się pytam? Czy drzewo może mieć nadzieję? Jest optymistą? Jesienne kwiaty padły przy śnieżnym epizodzie, ale śliwa znów je puszcza. Nie może liczyć na owady, więc to sztuka dla sztuki, być może szkodliwa dla samej śliwy. 

Donosiła na śliwę R.R. 

Dziś tak.



środa, 4 stycznia 2023

Notatka 475 o lekturach przyjemnych, bez spojlerów

Numer 1

Nie wejdzie do szkół jako podręcznik. 


Yuval Noah Harari 

NIEPOWSTRZYMANI

To pierwszy tom serii, kupiony pod wpływem recenzji jednej z ulubionych autorek, nie była łaskawa zaznaczyć że książka raczej celuje w młodocianych. Przeczytałam i jestem zachwycona, autor w momencie trafił na listę ściśle obserwowanych. Będę szukać po bibliotekach, być może kupować, przekonał mnie do siebie tą młodzieżową pozycją. Jak dobrze napisana!!! Książkę wyslałam do Kocurro, bo z tego co wiem, to tylko u niej jest Młody, taki w wieku odpowiednim i jemu takie coś najpotrzebniejsze. Bo podtytuł mówi prawdę, książka jest o tym, jak to się stało że zwierzę ludź opanowało ziemię, co stoi za sukcesem, jakie mechanizmy działania i czym spowodowane nas tak wywyższyły.. Ach, książek na zbliżone tematy dużo, najsłynniejsza to chyba "Naga małpa" Desmonda Morrisa, ale to po lekturze "Niepowstrzymanych", książki jak najbardziej dla młodych, wyrywało mi się, ach, więc to tak działa...... więc to dlatego..... Uważam że książka do przeczytania przez każdego, lektura prawie obowiązkowa, niekoniecznie do bezkrytycznego połknięcia, ale trzeba wiedzieć. W końcu jest się homo sapiens.  Dla bardziej dorosłych - to ciut jednak za późno, żal że dotąd takiej książki nie było, nawyki się utrwaliły i łatwo ulegamy zarówno ciastu jak i opowieściom. No ale przynajmniej książka porządnie, obok zagadnień zawartych w głównym nurcie, tłumaczy dlaczego słodycze są takie kuszące, skąd się wzięły potwory pod łóżkiem i dlaczego niestety nie ma mastodontów oraz ludzi z wyspy Flores. To ostatnie tłumaczenie gorzkie, trudne do przyjęcia i o ile przyjmuję tłumaczenie zniknięcia mastodontów, to z ludźmi z wyspy Flores sprawa trudniejsza, wręcz dławi.  Dławi, a jednocześnie niechcący i przy okazji wyjaśnia przynajmniej jedną przyczynę wciąż gdzieś toczonych wojen. I o sile opowieści jest, ona też napędzała i napędza nasz sukces.  Napędza, lecz wytłumaczenie dlaczego tak w  perspektywie jednostki każe się solidnie zastanowić nad tym co się nam "sprzedaje", jakie idee są za opowieściami, i do czego to sprzedawanie może prowadzić. Na czasie, czyż nie? Ujmujące, że autor nie udaje że on i nauka są wszechwiedzące, tłumaczy nie z pozycji "wiem wszystko" a z "to najbardziej prawdopodobne". Odświeżające podejście, bardzo rzadkie, tak myślę.    Ach, jaka szkoda że to nie podręcznik ani nie lektura obowiązkowa!! Nie  można się jednak spodziewać, że książka znajdzie miejsce w szkołach,  za rewolucyjne to "tego nie wiemy" i "to najbardziej prawdopodobne" , szkoła nie lubi uczyć że czegoś nie do końca wiemy, że podejrzewamy.. i w żadnej szkole nigdy nie powiedzą wyraźnie jak to z tymi opowieściami jest.  No trudno, w szkole nie będzie, trzeba zapodać własnoręcznie, co bardzo polecam. Najlepiej kupić młodocianemu, nie wiadomo czy będzie też zachwycony (bo dla niektórych książka to kara boska, a czytać to lubią że dostali tysiące polubień, spadek po bogatym pradziadku z Argentyny, wygrali casting na rolę w serialu netflixa i żeby to nie była fikcja. Taaaa), ale jeśli przeczyta to dla niego sam zysk, a my oczywiście podczytamy i dopiero damy młodziakom. I dla nas to też sam zysk, być może też nam się wyrwie: Ach, więc to tak, to dlatego!!! Czyż nie miło?

PELETON

To najpilniejsze. Na twarzoku Mileny Wójtowicz jest prezent, link do nigdy nie publikowanego opowiadania z uniwersum ze strzygą Sabinką, tym razem majaczącą gdzieś w trzecim planie, tak homeopatycznie. To nie jest taki hicior jak opowiadanie o koszulkach z łabędziami, ale co Wójtowicz  to Wójtowicz. 

No dooooobra. Link.

milena-wojtowicz-achtung-lupus/ 



Książka o której też muszę napisać to nowa pozycja Małgorzaty Kursy. Bardzo lubię te autorkę, a książka "Kto mnie zabił?" według mnie jest jej najlepszą. To pierwszy tom cyklu "W poczekalni pana B", i będę czekać na następne. Na rynku polskim, to pierwsza chyba taka rzecz, skrzyżowanie serialu "Dotyk anioła" z "Opowieścią  wigilijną" choć o świętach nie ma ani słowa, niby komedia, ale nie do końca. Nie do końca, bo mimo lekkiej formy punktuje celnie raz, nasze czasem godne Ebenezera Scrooge'a pożądanie mamony i niedostrzeganie tego co mamy pod bokiem, dwa naświetla jeden aspekt polskiego piekiełka. Na tyle komedia, że z uśmiechem i śmiechem oraz dużą przyjemnością czytałam. No dooobra, przyznam się. Książkę odebrałam w zimnym słonecznym bezśnieżnym dniu, jednym z tych późno listopadowych i od razu, tuż po wyjściu z Empiku zaczęłam podczytywać. Skończyło się na tym, że przytomności pozaczytelniczej starczyło mi do przystankowej ławki z której wstałam  po przeczytaniu ostatniej strony. Zesztywniałam kompletnie, nogi i reszta nie chciały słuchać, jeszcze trochę a byłby naturalny pomniczek.  Wcale nie czułam że zimno, lektura mnie zupełnie znieczuliła. Potem oczywiście odchorowałam (co tłumaczy dlaczego jeszcze cherlam, głupoty-zamachy na zdrowie po prostu mi się zdarzają), przeczytałam już w warunkach domowych powtórnie. Nabytek uważam za wyjątkowo udany i bardzo czekam na następne tomy. Na tle reszty pozycji wydawniczych rzecz odświeżająca i nietypowa. 

Bardzo porządnie  nie wytłumaczę dlaczego polecam, ale się postaram. Odświeżynki domowe wydane kiedyś dawno, zupełne archaiki, niezwykle wdzięczne mimo dat wydania. Zostały wydane przez Wydawnictwo Morskie w latach pięćdziesiatych-sześćdziesiątych-siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Cieniutkie, wąskie, nieduże. Mam poza jedną pozycją wszystkie autorstwa Marii Pruszkowskiej (kociara, kociara!!!,  allleee, koty homeopatycznie w pisaniu, Częstochowianka-Warszawianka-Sopocianka, niezwykle miła osobowość - to w pisaniu widać) i są to bezcenne skarby.  Arcydzieła bezpretensjonalnego wdzięku. Posiadam i odnowiłam sobie czytelniczo:

O dwóch wikingach i jednej wikingowej

Prześlę panu list i klucz

Życie nie jest romansem, ale... 

7 babek 1 dziadek 

Pierwsze dwie akcje mają umiejscowioną czasowo przed wybuchem wojny, ostatnia po  wojnie, "Życie nie jest.. ." powiada o czasie okupacji i wczesnych latach powojennych. Jest jeszcze "Kapitanówna", "Głowy nie od parady" , pisane wspólnie z siostrą, Zofią Krippendorf, ale "Kapitanówna" to już nie to, a tej drugiej nie dorwałam i po "Kapitanównie" się nie rwę.

Może błąd. Dorwałam fragment, średnio interesujący i nie dający żadnego poglądu na akcję, ale coś mi się zdaje że bohaterowie to rodzinne dzieci. Te, które pojawiły się w końcówce "Życie nie....".Ochrzczone ukradkiem przez babcię w kolaboracji z niemiłą sąsiadką Mamracją, czego babcia bardzo żałowała. Zapamiętane na zawsze:

"Wolałabym troje wnuków w smole, niż jedną Mamrację na karku".

Brak mi pozycji "Słodkie dni Aranjuezu", a od niej zaczęła się moja maleńka kolekcja książeczek Marii Pruszkowskiej. Niezwykła rzecz, opowiada o życiu w obozie pracy, oczywiście czas okupacji, słowo "obóz" (autorka trafiła tam po upadku powstania warszawskiego), a tu od razu zapowiedź że nie, traumy nie będzie wywlekać i rzeczywiście nie wywleka.  Wyszedł mimowolny hymn na cześć wewnętrznej wolności, pogody ducha.  

Co do ilości książeczek, nie wygląda to bogato, prawda? Ale nie może wyglądać inaczej, tyle wydano i nie ma szans by to zmienić. Jest wzmianka o opowiadaniach zamieszczanych w prasie, ale przepadły. Być może kiedyś ktoś odkryje rękopis/maszynopis  książeczki obejmujacej czas powstania warszawskiego, bo tak, autorka brała udział, była uczestnikiem i świadkiem, być może w rodzinie są jeszcze inne rękopisy lub rękopisy bez cenzurowych okrojeń.  Jak na treść książeczek, pisanych przecież w latach głębokiej komuny, wpłynęła cenzura? One tak pogodne,  zupełnie niepolityczne, być może też w jakimś stopniu ahistoryczne, choć akcje w nich są wynikiem osadzenia w konkretnych datach. Nie ma łatwo z dostępem do książeczek Pruszkowskiej, ale w porządnych dużych bibliotekach (gdzie nie ma nachalnych czystek pod kątem nowości),  powinien jakiś tytuł być.  

No i starczy. 

Wybrałam do polecenia lektury pogodne, dające przynajmniej mnie radość. PELETON dopiero otwarty, cała masa się pcha, różnych, tych mało radosnych też.. Zaczęte "Księgi Jakubowe", to jest monument. Ale ja jednak wolę czytać niż o czytaniu  pisać, a jak już pisać, to o takich książeczkach co po prostu przyjemne.

Pisała R.R, a Jacuś się pchał. Powinien teraz mieć imię Cycuś, taką ma fazę. 

Ps. Dorwałam na własność i po tyyylu latach przeczytałam powtórnie "Słodkie dni Aranjuezu". Zupelnie przy tej dawnej lekturze zlekceważyłam propagandę prokomunistyczną, w porównaniu do innych dzieł wydanych w tamtym czasie delikatną, ale teraz wali po oczach. Lektura zaskoczyła, inaczej pamiętałam. Ale i tak polecam.