piątek, 6 maja 2022

Notatka 426 drobne skuczenie z numerem




Agniecha ma nadzieję że wszystko dobrze. Mniej więcej. Byłoby nieźle może gdyby nie pani d. Bo przy niej, mimo że leki łagodzą, to rzeczywistość nie taka prosta. Bez żadnych dodatkowych atrakcji da się funkcjonować, ale atrakcje przecież są zawsze. Awarie, tajemnicze zaginięcia przedmiotów drobnych a niezbędnych, dziwne wpadki i przypadki, boleści i złe wieści.   Ten kto miał pecha spotkać panią d wie jak potrafi być, pomimo leków. Do tak wielu rzeczy trzeba się zmuszać, niewiele ich przychodzi lekko. Więc poskuczę. Trochę.   Dokuczne absurdy opiszę, przelało mi się. Nie tylko absurdami.   Przyczyniły się do przelania nowinki odkryte po powrocie z wiadrowej przepustki. Stłuczony talerz z jelonkiem i goły tyłek.  To ostatnie to naprawdę przesada, złośliwa rzeczywistość mogłaby takich numerów nie robić. 



Było tak. Sięgnełam po daaawno nienoszone portki. Jedne z nielicznych teraz dobrych, bo schudłam i większość spodni ze mnie spada. Cud że w swoim czasie tych nie wywaliłam ze spodniowymi kolegami, na duże wory szło. Cholera, kto mógł przypuszczać że to błąd. Teraz wypadałoby wywalić te za duże ciuchy, ale czy ja wiem. Może też będę żałować.  Nie wywaliłam paru, bo ładne, te założone też, mimo skazy materiału na tyłku.  Skaza miała kształt wypisz wymaluj dużego ptasiego podskubanego pióra, skośnie ułożonego na pośladku stosiną do góry i absolutnie nie szpeciła, a nawet wręcz przeciwnie. I co? No i po zakupach w Biedrze, gdzie odchodziło schylanie się, coś podejrzany chłodek na tyłku.  Ale nic mi to nie dało do myślenia, nic a nic. Jeszcze papierniczy, jeszcze zwierzątkowy i spacer do domu. Piorunem, bo wiadro pod cieknącym ujęciem wody trzeba opróżnić, ale jednak nie biegiem. I w domu się okazało że świeciłam półdupkiem, krótki żakiet nie przykrywał, a cała skaza oddzieliła się od reszty, zwisając smętnym długim strzępem. Dziura po skazie solidna, skaza wypadła z marginesem - co niezrozumiałe.  Dobrze że jednak widoki ciut ograniczone majtkami.  Całymi, na szczęście. 



No proszę Was Czytacze, to już przesada. Żeby kawałek tkaniny po prostu wypadł? To drugi taki przypadek publicznego świecenia dupą w moim życiu. Za pierwszym razem przysiadłam w czasach szkolnych na stołku, na który kolega nakapał kwasem siarkowym. I wtedy też wracałam do domu nieświadomie świecąc, bo kwas przeżarł sztruks spódnicy, rajstopy i majtki tworząc dziurę widokową o średnicy pokrywki do litrowego słoika. Spódnicę dało się uratować za pomocą naszytych dużych pseudokieszeni, ale jakoś serce do niej straciłam. 



Takie pokręcone ostatnio wszystko.  Żeby zgubić kołpak-nakrywkę do kuchennego palnika????!!!!!!! W głowę zachodzę gdzie jest i co się stało, śmieci przegrzebałam (a przypominam, u mnie jest używana kuweta), przepatrzyłam i przegrzebałam wszystkie zakamarki i nie ma. Ufo porwało. Indianie palnik oskalpowali. Wyparował.



Moje kitunie mają rozmach, bo to po ich nocnych harcach pokrywka palnika zaginęła. Jak im wytłumaczyć że też przesadzają? Bo skutki ich szaleństw potrafią być trwałe, dokuczliwe i kosztowne. Ten olej chociażby, wywrócony i rozniesiony wszędzie przez nie, był koszmarną klęską, sprzątanie i usuwanie śladów trwało długo i nie udało się do końca. A wywrócony przeze mnie dał się posprzątać raz-raz, mimo że Feluś chciał pomagać. No cóż, skarby muszą kosztować, nie były by skarbami gdyby nie kosztowały choćby nerwów, tak to sobie tłumaczę. Ech.  Trudno, trzeba się będzie rozejrzeć po necie i kupić. 




Imadła też nie ma, to już pewne. Palnik pewnie poszedł w jego ślady. 




Ech, raz jeszcze.

Tu się przyznam do nowinki, co mi wprowadziła do życiorysu pani d. Nowość, bo wcześniej nigdy aż takich objawów  nie miałam. Otóż z trudem godzę się z  niepowodzeniami działań i upierdliwościami. A właściwie, to nie godzę się, nieprawdopodobnie mnie dołują, zbieram się po nich do siebie długo, a każda duperela waży tonę. 




Haft dla Kasi np. nie jest taki jak chciałam w zamyśle i już totalne zniechęcenie. A na zdrowy rozum to przecież bzdura, to pani d podejrzewam tak mi wszystko wyolbrzymia.  Normalnie, to kombinowałabym co by tu i jak sobie poradzić ze znacznie większą skutecznością i zapałem. Albo czym zastąpić nieudane. A tu zniechęcenie. Tym co mnie akurat w tym drobiazgu dołuje są dwie rzeczy. 



Jedna to sprawa techniczna, nie taka łatwa do obejścia. Mianowicie jakość nici. O dziwo, akrylowe sprawdzają się, ale bawełniane, teoretycznie o wiele szlachetniejsze i praktycznie o wiele droższe, już w trakcie haftu tworzą drobne kłaczki, mechacą się. Stare zaraz po wyszyciu. A akurat takich kolorów (musztardowy/złoty, błękit patyny) akrylu nie mam i nie ma. Nic dziwnego, że hafty krzyżykowe wsadzają za szybki, ale moje mają być UŻYTKOWE, żadnych szybek, a podniszczone z lekka już teraz. Tak być nie może. Druga rzecz zniechęcająca to kłopot z kolorami, mdłe i nieciekawe wychodzi. Powtarzam sobie że MUSI BYĆ stonowanie, ale co z tego. Nie trafia mi w gust, nie rwie oka - a powinno mimo stonowania. Nie ma nici dokładnie w takich kolorach jak chciałam, erzatzami wyszywam. To znaczy są, bawełniana mulina, mechacąca się i droga. Be jest. 





Mozół daremny, i to jeszcze bardziej niż myślisz Czytaczu. Bo nie skorzystałam  z gotowych schematów, pracowicie własnoręcznie rozrysowałam na krzyżyki wzór arabskiego kafla, po czym się okazało że na Pintereście jest, dokładnie tak samo opracowany. A cholera, ile się naprułam, bo przecież nie ma miękkich gruboziarnistych kanw. Może są pod jakąś nieznaną mi nazwą, nie trafiłam, stąd kupno w ciuchlandzie brzydkiego bieżnika i prucie moherem wyszywanych schematycznych czerwonych serc, dzików i jeleni, czarnych menor i brązowo-zielonych pseudo jodeł. Nie ma chyba do prucia nic bardziej trudnego niż moher, trwało.  Brzydkie to było, ale co gorsza - moje dłubania wcale nie ładniejsze. 



Jako ozdoba kolorowe kafle. I filmiki. A co tam. Jakoś trzeba oko i ducha ucieszyć. Przy okazji wytłumaczenie jednym z filmików, dlaczego skarby są drogie.

I żeby nie było. Na jakimś poziomie wiem, że te wszystkie zgagi dnia powszechnego są drobiazgiem. Bo są, z naciskiem sobie powtarzam. A traumy wokół poważniejsze. Na przykład tu, akurat można ciut pomóc by było normalniej. 

https://zrzutka.pl/2hrcws?fbclid=IwAR3T0hib2x5gNF9Yj8I45ENx41HqI3CwPYselrolcbWrvZYxXkwE_fa0ZcY


Skuczała  na dokuczności R.R. , wybacz Czytaczu. 



Ps. Przed chwilką znalazłam przykrywkę palnika. Za moim tapczanem. Uff. Jedna zgryzotka mniej. 


18 komentarzy:

  1. Ależ masz zacięcie do tego kopciuszkowania ! Założę się, że koleżanka będzie zachwycona Twoim dziełem , więc nie zadręczaj się - w Twoim mniemaniu- niedoskonałościami. Świetnie, że pokrywka odnaleziona, a imadła nie ma przypadkiem gdzieś w piwnicy ?
    Kafle bajeczne, zawsze mnie zachwycały .
    A psie harce na poprawę nastroju bardzo się przydały, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżanka ma być zachwycona😉. Dlatego będzie jeszcze raz od nowa, akrylami. Ech Mariolko, zaparłam się jak jaki łosieł, zdaje się że jak skończę, to przez lata nie tknę igły.😔 Filmiki będą się pojawiać, bo nastrój mnie też poprawiają..

      Usuń
  2. Ja dopiero po 10 może się uda chociaż dyszke wrzucić. Ząb mnie ćmi do instytutu się dobijam. Niech wyrwa jak trzeba. Ósemka to jest. Ehhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocurrek jak to ósemka to chyba się z nią pożegnasz.

      Usuń
    2. Kocurro z zębem się raczej na pewno pożegnasz. Taki los, pociesz się jednak że do pandy to Ci jeszcze daleko, nie wiem czy dobrze pamiętam, ona zdaje się że ząbeczków ma szesnaście 😉. Mycie ząbeczków ponad normę, pomaga przy bólach..

      Usuń
  3. Ja wiem, że to nieładnie, ale z dziury na zadzie obśmiałam się nieprzyzwoicie. Na pociechę Ci napiszę, że moją rzyć i zalotną bieliznę barchanową (z bawełny przemysłowej w rozmiarze mamasize, żeby wygodnie było pod pachy podciągnąć i fałdy upchnąć) oglądał calusieńki Bolesławiec wraz tłumem turystów, także zagranicznych, podczas targów ceramiki. Zaryzykuję stwierdzenie, że widok mojego tłustego, przelewającego się pośladka był towarem eksportowym na Daleki Wschód, bo w Bolesławcu pełno Japończyków.
    Pojechałam do Bolesławca w moich ukochanych dżinsach, bo na pych, ale się jeszcze zmieściłam. Po drodze odwoziliśmy jeszcze koty do adopcji i wsiadając pod domem Inkwizycji (blog Czułe Inkwizytorium) rozległo się głośne TRACH! I tak spodnie dały mi jasno do zrozumienia, że jednak się nie mieszczę. O powrocie do domu nie było mowy, więc za listek figowy robiła fantazyjnie zarzucana torebka ;)
    Na drugą pociechę Ci napiszę, że nie trzeba się ścierać z d., żeby seria drobnych upierdliwości, potknięć, niepowodzeń, złośliwości doprowadziła człowieka do niemocy i łez. A Ty miałaś kumulację jak w totku, także wiesz, no. Jesteś bosko cierpliwa i wyrozumiała, bo gdyby moje futra czyniły takie spustoszenie, to na bank przy najbliższych świętach koleżanki blogerki i dalsza rodzina zostałaby obdarowane praktycznymi kocimi skórkami do okładania bolącego stosu pacierzowego.
    Olej wytarłabym winowajcą, dobrze wykręcając po każdym użyciu ;)
    Kafle piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jesteś, możesz się śmiać ile chcesz. Też może będę 😀. Portki nie koniecznie musiały pęknąć z powodu wciśniętego tyłka 😉. Może pękły z powodu zużycia lub słabego szwu. Bardzo akurat ten szew to MUSI być bardzo mocny. Moja Mama szyła amatorsko, ucząc się na błędach, i właśnie dlatego w uszytych dla Łojca portkach za słaby szew puścił po całości w czeskiej piwiarni. Długo wypominał krzywdę, a wracał do kwatery kręcąc tyłkiem 🤣.
      Złe, aż tak złe odbieranie zdarzeń dołujących to dla mnie przykra nowość. Zawsze było trochę na zasadzie wańki-wstanki, teraz wańka się popsuła. Ale może się i naprawi. Dobrze by było.
      Co do traktowania winowajców to nie ma tak dobrze, sprawdziłam, tu obowiązuje zasada wychowu natychmiastowego, przy łapaniu na przestępstwie. Wychowywanie "po" nie ma sensu i podpada pod tortury ścigane przez TOZ.

      Usuń
  4. Mla tyż ryknęła z obnażonego. Najważniejsze że majty całe były. Mła tyż myśli że kumulację jak w totku trafiłaś, wcale pani d. nie trza żeby po hydraulicznej niespodziewance + reszcie się wziąć i podłamać. Z ciuchami to dobrze zrobiłaś, wydasz i na bank zaraz zaczniesz grubieć, złośliwość losu taka. Kafelki urodne a na jakość nici nic nie poradzisz. Jest jak jest, nie martwiaj się bo mla cóś czuje że wyjdzie dobrze. Co do kociego rozbójnictwa- są jakie są, jak te siły przyrody. Nie łam się, słońce nam świeci i maj jest - trza się nam cieszyć tym co mamy: futrami, robóteczkami, zielonym, lekturką. Dobrze mamy. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, zawór udało się odkręcić bezproblemowo, sobota była przefajna choć dała mi w kość 🤣. Obudziłam się po pierwszej, i niedziela jak na razie też super. Więc nie jest źle. Dobrze mamy😀❤️.

      Usuń
  5. Ech... też by mnie D dopadła przy takiej ilości złośliwości losu. Co do kotów, to może jakoś inaczej zorganizuj im życie, jakiś tor przeszkód (o ile dobrze pamiętam, to masz dwa pokoje, może dałoby się część przestrzeni na to przeznaczyć?). Wiesz, jakieś linki, drabinki, podesty, tunele, dyndające duperele itd, gdzie mogłyby dawać upust swojej niespożytej energii. A kuchnię na noc zamykać, żeby nie robiły szkód. Oczywiście nie znam realiów Twojego lokum i trybu życia, ale czasem trzeba spojrzeć tak trochę z boku na rzeczywistość i urządzić ją od nowa. I jak najwięcej korzystać ze słońca i świeżego powietrza, witamina D dodatkowo w kapsułkach, świetnie poprawia nastrój. Czekolada! I doświetlać się, nie siedzieć w ciemnych kątach, coś tu ostatnio było o żarówkach, mocne i białe powkręcać, 5000K. Spacerować dużo! To pisałam ja, doktorka-amatorka :). W temacie daaawno nie używanych ciuchów, to też wiem z doświadczenia, że potrafią się rozejść w rękach. Dlatego co dwa lata robię przegląd i bez sentymentów wywalam starocie, nawet w dobrym stanie. Nie ma się co oszukiwać, szansa na ponowne użycie (bez niespodzianek w dodatku) jest bliska zeru. Jak to mówią - zrób porządek w domu (szafie, biurku itp) - będziesz mieć porządek w życiu. I od razu nastrój lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, broń Cię Borze Zielony przed panią d. To podła stalkerka jest!!!!
      Ratuję się jak mogę, ale qurwa uparta.
      Dziś dzień świetny, odpuściło i oby na długo. Moje futra nie mają niestety możliwości wyżycia się na.dworku, stąd pewnie i atrakcje dla mnie. Mają zabawki, tor przeszkód w dużym pokoju, tę kreciołę od Kocurro, czasem labirynt z pudeł po bananach. I bywa że w nocy korzystają, bach bach, szurum-burum. Kuchnia nie ma drzwi, zlikwidowane jeszcze przez poprzednich lokatorów i o ile wiem wszyscy w tych blokach zrobili tak samo. Czyli odpada zamykanie. Z ciuchami się wstrzymam, Tabi ma rację,to kuszenie losu, wyrzucę i utyję, a to jedyna jak na razie dostrzegana pozytywnie rzecz. Wolę siebie w.chudszej wersji😀

      Usuń
  6. Ech Kochane, odpiszę Wam wieczorem. Wczoraj miałam tango z konopiami i maścią uszczelniającą, co za świństwo!!!!! Z drżeniem serca dziś znów zamknęłam zawór wody i prysnęłam do Bobusiów. Z drżeniem, bo on, ten główny też do wymiany. Oczekałam dwie godziny czy nie pieprzenie i pojechałam. No kto to widział żebym nie widziała wiosny? Będą cykanki kwiatów, i oby przy ruszaniu wajchy było ok. Tylko to mi psuje radochę Bobusiowania. Hydraulik tęsknie oczekiwany.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moj domowy hydraulik cos leniwie i beztrosko podchodzi do zaworów, za kazdym razem mowie, zeby zprawdził przy pralce i w wc. Inne są ok, ale te dwa budzą mój niepokoj.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak mi się przypomniało, jak kiedyś mój mąż po amatorsku zabrał się za naprawianie zaworu przy spłuczce, bo coś ciekło... Ledwo ruszył, a przerdzewiały zawór się urwał, woda trysnęła na łazienkę i za moment mąż z palcem wetkniętym w rurę krzyczał, żeby ktoś zakręcił główny zawór. Od tej pory nie pozwalam mu dotykać urządzeń wod-kan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zdaje się że mądrze robisz, one wredne i podstępne 😀

      Usuń
  9. Mój złota raczka, co się da ( i nie da,ha,ha) robi sam.
    Przypomniałam i zaworach, okazuje się, że są ok, sprawdził.

    OdpowiedzUsuń