środa, 19 maja 2021

Notatka 333 co zostało po Monikach

Ulotniśmy.  Wszyscy.  

Pastelowy Kurnik żegna jedną ze swoich. Mikę-Monikę, współtwórczynię zjawiska.  To nie pierwsze pożegnanie, ale mam nadzieję, że na długi czas ostatnie. Czas niech będzie łaskawy.  

Kury mają swoje wspomnienia związane z odeszłą Moniką, posty, komentarze, historie, opowieści. Spotkania i przyjaźnie.   Póki są Kury, i póki Kurnik Kurnikiem,  odeszła Monika będzie trwać, gdzieś w czeluściach Kurnika zachowując młodzieńczą roześmianą twarz.   Jeśli jest możliwość utrwalenia w formie papierowej tego co pisała, to byłoby dobrze - teatr któremu poświęciła kawał życia jeszcze bardziej ulotny niż my. 


A ja czytam wspomnienia Moniki Szwaji i wspomnienia o Monice Szwaji w książce kompilacji "Dupersznyty... czyli zapiski stanu szwajowego".  Tropię wygląd róż które sadziła (sto dwadzieścia kilka sztuk na chwilę sporządzenia spisu), uśmiecham się nad cytowanymi rozmowami i zamieszczonymi fragmentami tekstów z blogów Gotuj się! i Bobikowo.   I żałuję gorąco, że więcej książek nie ma i nie będzie.  

Oprócz książek zostało po autorce i inne dobro. Reportaży i programów które realizowała ja sama nie pamiętam,  z licznie na liście płac reportaży występujących nazwisk zapamiętałam jedno i nie brzmi ono "Monika Szwaja". No dobra. To zapamiętane nazwisko to Nadzieja Pociupana, z katowickiej regionalnej. A Monika Szwaja zrobiła kilkaset programów, z czego część ogromna to reportaże. O ludziach ciekawych, ekologii, pływaniu, lataniu, śpiewaniu i ogólnie muzyce. Gdzieś są w archiwach, prezentowane przede wszystkim w telewizji szczecińskiej.

Felietony w szczecińskich gazetach. Tłumaczenia. Próba założenia własnej oficyny wydawniczej. Teksty szant, w tym hymn dla statku STS Kapitan Borchardt, śpiew w grupce/zespole "Stare dzwonnice" co powstał okazjonalnie. 

Kilka lat minęło od odejścia autorki, w necie dobra dusza zamieściła filmik gdzie autorka na jakimś spotkaniu z młodzieżą śpiewa. Zły jakościowo filmik, mocno amatorski, ale daje pojęcie o wdzięku osobistym, poczuciu humoru i inwencji mojej ulubionej "romansowej" autorki. "Ciałko" rzecz się nazywa. Inna dobra dusza zamieściła w pełni profesjonalny reportaż opowiadający o wielkiej i odwzajemnionej miłości Moniki Szwaji  do morskich i wodnych klimatów i do szant. Miłości mającej wyraz w pisaniu tekstów szant, a w ramach żartu także ich śpiewania. Krakowskie Szanties mają nagrodę imienia Moniki Szwaji  za najlepszą premierę. Dobrze.  Jej teksty weszły na stałe w repertuary szantowych artystów.  Jeszcze lepiej.  W Szczecinie jest Szwajowa Niedziela, impreza prowadzona przez przyjaciela. Super, ta ostatnia nią była. 

Przy jednej z książek o mało używanych dziewicach była płytka-prezent od autorki z śpiewanymi tłumaczeniami pieśni głównie irlandzkich. Moja ukochana. W necie od niedawna całość, choć w kawałkach. W roku ubiegłym płytka została wydana jako samodzielna, i jeśli jest na niej choć jeden dodatkowy tekst, dodatkowy utwór, to kupię.  Dobrze że wydana,  pierwotnie była dodana do trzech tysięcy książek sprzedanych w Empiku. Kto kupił książkę wcześniej, ten się załapał. Na szczęście mam.

Irlandzka pieśń miłosna z tekstem tłumaczonym lub raczej napisanym przez Monikę Szwaję, gdzie wezwanie do pójścia w nieznane.  Nieznane, ale ma być pięknie i szczęśliwie, choć dla mnie bohater romantyczny, to może jest ostatni kochanek, zapraszający naprawdę w nieznane. A może nie, może śpiewa po prostu młodzieniec spragniony bara-bara, chwili szczęścia na odludnej hali.

Chodź ze mną tam


Tego posta zdobi fotografia róży Monika oraz przesłodzona fota nieznanego, w roli nieznanego fragment irlandzkiego wybrzeża w majowej odsłonie. Aaa, co tam, równie dobrze to może być i Patagonia z wietrznym niebem, górami jak z kosmosu, szalonymi kolorami domów i tangiem. 

Nieznane nieznanym, ale mam nadzieję, że w tym nieznanym człek się spotka z pożegnanymi ludźmi i ukochanymi stworami,  można zjeść dobre ciacho, cieszyć się kawą, muzyką, i ogólnie być szczęśliwym.  Może są i inne szczęśliwości, niewyobrażalne dla nas, ograniczonych niedoskonałymi ciałami. 

A póki my przed bramą, to bądźmy szczęśliwi i po tej stronie, przyda się trening. To trzeba koniecznie opanować. 

Słońce świeci wszystkim.


Pisała R.R.

 



34 komentarze:

  1. Nie mam takiego dorobku, ale chciałabym, żeby ktoś kiedyś o mnie tak ciepło i serdecznie napisał, wspomniał...
    Przyznam, że twórczość i działalność Moniki znam raczej słabo, ale do Kurnika czasem zaglądam, podczytuję, czasem się nawet obsmarkam ze śmiechu, czasem zadumam... Kiedyś nawet napisałam parę komentarzy, ale szybko uznałam, że nie nadążam za biegiem wydarzeń i tempem kurzego "gdakania" :). W wolnej chwili obczaję te inne zapodane przez Ciebie miejsca, gdzie zostawiła swój ślad Monika.
    Ściskam mocno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale nie spiesz się za bramę, masz kupę obrazów do malowania♥️ Kurnik, to i dla mnie za szybki (ostatnio nie, twarzok chyba wszedł mu w paradę), ale nie raz się usmarkałam, zachwyciłam, zadumałam, zadziwiłam.
      Monikę Szwaję i Monikę-Mikę kurnikową połączyłam, bo wydają mi się podobne w pogodzie ducha i dzielności. To nie taka prosta sprawa, łatwo nie ma, nawet ci co się z pogodnym usposobieniem urodzili też łatwo nie mają. Pisałam odpowiedź na Twój życzliwy komentarz długo, chcąc go okrasić perełeczką z książki, gotowania przepisać. Diabeł ogonem przykrył, może dobrze, będziesz miała troszkę perełek do odkrycia😀 Ściskam.

      Usuń
    2. Kobiety w moim rodzie są długowieczne (prababcia żyła 103 lata, babcia 95), więc zdążę chyba jeszcze trochę tych obrazków nabazgrać, mam nadzieję :))).

      Usuń
  2. Na szczęście non omnis moriar, zawsze po nas cóś zostaje. Oby dobrego i do wykorzystania przez tych co nadejdą. W takim wypadku Przechodzi się do Krainy Przodków a tam to normalnie Patagonia. Dobre nie musi być głośne i szumne i ogólnie znane, dobre jest po prostu dobre i już to wystarczy żeby się załapać do Przodkowa. Mła nie znała o twórczości Moniki Szwaji ale ja pozna, bo któś ją zapamiętał, bo nie odeszła tak całkiem, całkiem. Ślady Przodków zostawiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zapoznam. Smutno ostatnio. Tyle odchodzi albo osób albo Kotków .... Ehhhh....

      Usuń
    2. Tak. Smutno. Ale wiesz, słońce nam ciągle świeci. Ja za bardzo nie ufam smutkowi, to zły kompan, zły doradca. Potrafi być namolny i przesłaniać oczy na nasze życie, towarzyszy naszego życia. A teraz o książkach Moniki Szwaji. Postanowiła sobie kiedyś, że jeśli ma pisać, to po pierwsze ma się to czytać. Po drugie mają być heppyendy. Niezbyt to drugie się udało w wypadku "Zupy z ryby fugu", kogoś musiała spotkać krzywda. To nie są arcydzieła wielkiej literatury, to pogodne opowieści skrywające w fabule dramaty, łatwe do odkrycia. Ale bez roztkliwiania się, raczej z wątkiem przewodnim "w każdym wieku można zmienić swoje życie na piękniejsze".

      Usuń
    3. Uprzedzam, to nie jest wielka literatura. Nie aspirowała do takiej, pisząc rzeczy co tu kryć, dla przeciętnych kobiet, ku ich wypoczynkowi, oraz dla zarobku. Ale tak jak w wypadku Agaty Christie, duch autora przeziera przez treść, to przekonanie głębokie że słońce świeci wszystkim, sympatia do rodzaju ludzkiego. Ślepa nie była, jako reporterka odwiedzająca domy dziecka, domy starców i szpitale, zatrute okolice Polic, będąc w dodatku przez krótki czas reporterką od serwisu informacyjnego. I nie ma schematów. Eee. Co się będę wypisywać. Może Ci wcale nie podpasować, też tak może być. W każdym razie warto wiedzieć, że była, osobiście uważam że znacznie lepsza od własnych książek. A tych nie mam dość.

      Usuń
  3. https://www.instagram.com/p/CPDypb1pEb_/?utm_medium=copy_link

    I jeszcze to dziś mi się pojawiło i pomyślałam o Amberku i o Lisi 🧡🧡🧡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lisiuni do tej pory brak. Tęsknota za odeszłymi jest, nie ma co ukrywać. Stworeczki, futerka nie zostawiają dorobku. Chyba że tęsknotę za nimi uznamy za dorobek.

      Usuń
    2. No ja przy Amberku nauczyłam się kochać go i pokorną byłam wobec tego, że jest go coraz mniej, ale on dawka mi siebie, mruczał choć nie jadł, tulił się choć zazwyczaj był taki że jak ma ochotę to przyjdzie. Teraz taki właśnie jest Czesio. Jak było źle to już sam się przytulał i kochal.... Mi Amber zostawił naukę gdzie jest granica. Kiedy trzeba pozwolić odejść i przeprowadzić na tę drugą stronę... Pustka? Na pewno. Mam taką książkę o Pustce po zostawieniu kotka. Graficzna taka. Niby dla dzieci ale czasem sobie zajrzę. Z ta pustka można żyć. Nie ma wyjścia.

      Usuń
    3. Koci dorobek to niezmywalny odcisk łapki w naszych sercach i duszach. One nas ulepszają.

      Usuń
  4. Kochane, tak. Uczą nas, nauki czasem bardzo trudne. Racja że ulepszają. W każdym razie, jeśli za bramą miało by ich nie być, to się za nią nie śpieszę. Chętnie bym napisała że nigdy przez nią nie przejdę, ale wiemy, że tak nie da rady. Nadzieja, że czeka Patagonia, a nie Police pod rurą z kwasem.

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak Wam się podobał muzyczny dodatek?
    Płytę kupię, zawiera znacznie więcej niż pierwotna. Szkodzi to na pewno na klimat ogólny, pierwotna go ma w natężeniu. Na nowej, jak się dobrałam do spisu, to ze spójnością i klimatem będzie słabo, ale za to dużo więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny głos, świetny tekst. Nie znałam. Kupię :). Młodość mi się przypomniała :))). Miałam kolegę-barda, sam pisał, komponował, grał na gitarze i śpiewał ballady i inne takie romantyczno-nastrojowe piosenki. Pięknie było :).

      Usuń
  6. Fundacja Hals wydała, ale coś strona ze sklepikiem szwankuje. Jeśli Ci piosnka przypomniała młodość, nie ma o czym mówić, bierz ją 😀. Ja też popoluję, niestety, nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! coś mi widać płyty tej fundacji pisane, bo niedawno kupiłam tam płytę "Listopad" z pięknymi piosenkami Krzysztofa Jurkiewicza. Wspominałam nawet o niej na blogu. Faktycznie chwilowo sklepik nie bardzo działa...

      Usuń
  7. Dziewczyny a jaki przekład Mistrza i Małgorzaty najlepszy? Słyszałam, że się ma pojawić jakiś wierny ale to było chyba zimą info i mi zaginęło i nie wiem czy warto szukać 😆😆😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro wyszperam mój egzemplarz, nawet nie pamiętam czyj to przekład, ale szczerze mówiąc średnio mi się to czytało, może faktycznie warto sięgnąć po inne tłumaczenie. Szekspira czytałam kilka dramatów porównawczo w różnych przekładach i czasami miałam wrażenie, że czytam zupełnie inne dzieło. Niedawno przeczytałam Goethego Fausta (po raz trzeci, ale pierwszy raz jakoś do mnie dotarł i nawet mi się spodobał... człowiek dojrzewa do pewnych rzeczy...) i planowałam właśnie Mistrza i Małgorzatę, więc szperanie i tak mnie czekało.

      Usuń
    2. O to może ci się uda. Ja slyszLM że m być jakieś nowe bez cenzury wierne itd więc może akurat. Właśnie że ma być niby dobre do przeczytania. Ja mam jakieś wydanie z opracowaniem ale to się ciężko czyta koszmar jakiś kupiony lata temu z koszyka w markecie. No nie mogę po prostu.

      Usuń
  8. Ekhm. To jest książka kameleon. Nie ma prosto. Niedokończona, sześć wersji rękopisu, jeden raz autor sam spalił rękopis, tłumaczona z różnych wersji, w tym nie tylko z rosyjskiego. Cięta przez cenzurę i przez samego Bułhakowa Ja zakochałam się w niej przeczytawszy grubą, pachnącą nowością i lakierowaną twardą okładką książkę w drugiej połowie lat 80-tych ubiegłego wieku. Z tej samej serii miałam antologię opowiadań autorów lat 70-tych. Książka pożyczona z biblioteki zakładowej i musiałam ją oddać. Nie wiem kto tłumaczył, wcale tego wydania nie widzę np. na allegro. Moja własna, kupiona zaraz jak spotkałam w księgarni, to wersja Czytelnika, ta z pomalowanym damskim okiem na okładce. W stosunku do połkniętego lakierowanego grubasa, dziwnie nieczytata, lata musiały upłynąć, zanim do niej się przekonałam. Więc sorry, nie doradzę, bo co tłumacz, to raz że ciut inny styl, to jeszcze korzysta z rozmaitych wersji. Jako niedościgłe jawi mi się to pierwsze przeczytane z wypiekami. Oczywiste, że musiało i tak być jakoś ocenzurowane. Takie czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie nieocenzurowane by się przydało. No do końca czerwca jest czas. Może się uda coś Małgosi wygrzebać. Ja puchne od ilości tych wydań. Już okładka nawet nie ma znaczenia byleby dało się to czytać. Opracowanie mam takie ładna okładka kupione kiedyś w markecie za dychę ale nie da się tego czytać. Mój wewnętrzny lektor się łamie i mózg gubi więc nikogo tym wydaniem nie "pokarm"

      Usuń
  9. No teraz miały być jakieś wydania bez cenzury ale kilka ich chyba jest. A czy nowe czy antyk jakiś nie ma znaczenia bo to na prezent na imieniny na koniec czerwca więc mam czas :D no i niea dla tej osoby znaczenia wydanie czy za 5 zł bo chce po prostu to przeczytać w końcu. Ja w sumie też to najwyżej sobie pożyczę

    OdpowiedzUsuń
  10. To że bez cenzury, nie znaczy, że dobre. Nawet to samo tłumaczenie inaczej zredagowane miewa różne klimaty. A co wydawnictwo, to nowa redakcja. Jak różne potrafią być opowieści w przekładach różnych tłumaczy! Klinicznym, wręcz przerysowanym przykładem jest "Jane of Lantern Hill" Lucy Maud Montgomery przetłumaczona przed wojną jako "Jana ze Wzgórza Latarni" lub gorzej "Janka z latarniowego wzgórza", gdzie tłumaczka zgodnie z duchem czasu, pozwoliła sobie na sentymentalizację tekstu. No nie da się tego czytać. Z niedowierzaniem czytałam recenzje z określeniem "urocza". Drugie tłumaczenie, powojenne i zbliżone do naszej epoki to książka "Jane z Latern Hill" Joanny Kazimierczak. Trzeba by przeczytać oryginał, by mieć pojęcie które tłumaczenie lepsze w sensie "zgodne z oryginałem", bo lepsze do czytania zdecydowanie pani Kazimierczak. To przedwojenne pomijało np. dedykację autorki, prawdopodobnie jako niegodną. A dedykacja to: Pamięci "Lucky'ego", uroczego i czułego towarzyszą czternastu lat życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wersję Pani Fiszer aż sobie zerkne później czy da się to czytac

      Usuń
    2. Zerknij. Nie wiem jakie miałam w ręku, biblioteczne były 😀.

      Usuń
    3. Ja mam wszystkie tej autorki z wydania z takim rombem. Mam nawet dwie Czary Marigold jakby ktoś chciał :D za grosze w antykwariacie był zestaw z brakującą mi częścią więc kupiłam pakiet

      Usuń
    4. "Błękitny zamek", "Dzban ciotki Becky", dwie o Pat ze Srebrnego Gaju "Ania z wyspy Księcia Edwarda", one chyba były pozarombowe. Też masz?

      Usuń
    5. Mam bo te z rombem właśnie były dosłownie w jakimś antykwariacie z rok czy dwa temu za 5 zł albo i za 3 i 2 zł i ja wtedy dobierałam sobie te części. Anię mam tylko w twardej okładce prehistoryczna. I dwa grube tomy droga na zielone wzgórze i właśnie Ania z wyspy księcia. Przeczytałam wszystko o ani i Avonlea. I utknęłam po Klimenach. Nawet mam zakładkę włożona między książki bo sobie je chronologicznie ułożyłam wg Wikipedii chyba.

      Usuń
    6. Niektóre są naprawdę nieczytate. Może też wina tłumacza.

      Usuń
    7. Chętnie bym wzięła kiedyś kiedyś jakaś taka prenumeratę jak była. Bo tam te książki wychodziły jedna za 13 zł i chyba co miesiąc wysyłali po trzy. Ale to dawno było i tłumacz tam był inny. Obecnie to nie ma kasy a poza tym nie ma wszystkich części bo to pozostałość po prenumeracie. Literia.pl to się chyba nazywa i tam są różne kolekcje. Widziałam Romka i Tytusa nawet

      Usuń
    8. W temacie L.M.Montgomery ciągle się coś dzieje. Może i będzie jeszcze kiedyś jakaś prenumerata.

      Usuń
  11. Joanna Kazimierczyk. Nie wiem czemu Chamydło "poprawia".

    OdpowiedzUsuń