Blisko jedenasty miesiąc piszę. Nie spodziewałam się sensacji, to miał być codziennik z nudnego życia. Monotonnego do wypęku, więc pisanina ku pamięci o rzeczach ciut się z monotonii odróżniających, żeby w niej całkiem nie utonęły.. Notatnik ratunkowy ale w sumie nudny. Bo mam życie bardzo pospolite, o ile jakiekolwiek życie jest pospolite.
Blogujących moc, czasem wpadam i czytam blogi przypadkowe, poza tymi do których zaglądam stałe i maniacko. Te stałe, to Tabaaza, Dora, Kocurek, Małgosia z cudnymi obrazami i spokojną mądrością. Agniecha i Ludmiła ze świetnymi zdjęciami. Rogata Owca i Pies w swetrze, za rzadko na mój gust piszące. MP nie pisząca wcale, być może tak bardzo zajęta życiem. Lubię jeszcze bardzo Diabła w buraczkach, choć tam z pisaniem krucho. Życia różne i piękne, absorbujące, twórcze z cieniami i radościami. Czasem Kurnik, kłopotownia i sprawozdania z dni codziennych, cudnie też potrafiący bawić i zachwycić. Dobrze że są.
Z przypadkowych.
Trafiam na czyste rozpacze, idiotyzmy szczujące, rzeczy tak bardzo egotyczne że zatyka. Mnóstwo dobrych, z mądrymi tekstami, talentami literackimi. Kulinarne, majsterkowiczowskie, psie i kocie. Fretkowe. O podróżach, życiu codziennym, urodzie świata. Raz na dziwny, milczący od kilku lat blog z emotikonem Spidermana, śmieszący mnie niezwykle. Ogólniki i aluzje polityczne, a komentujący żyły sobie wydzierali podkładając pod te ogólniki własne poglądy i żrąc się pomiędzy sobą. Aż żal że trafiłam tam tylko raz, przednia rozrywka, gościu doprawdy mistrz. Może w realu być każdym, od wcielenia Hitlera do matki Teresy z mnogością osobowości pośrednich w każdą stronę. Wybierać to może wszystko poza obecną władzą, choć może to po prostu troll, ściemniający od samego początku pisania.
Na tym tle to moja pisanina bezbarwna z założenia.
A tu ni z tego ni z owego takie rzeczy ostateczne, szarpiące nerwy i uczucia. Szarpiące wszystko. Jak się cieszę, że cudem jakimś mam wsparcie, są zaglądania do mnie, są komentarze dające siłę. Nie liczyłam na taki cud. A jest.
I sama nie wiem, przepraszać, że mi się tak założenia z realem rozjechały? Na pewno gorąco dziękować.
Sama wiem po sobie, jak bardzo bierze się do serca zmartwienia i radości blogujących. Zdrowie zwierzątek, zdrowie blogujących i ich otoczenia. Choroby i odejścia, ale i radości. Jak cieszą wpisy. O roślinkach, podróżach, sąsiadach i stworkach ukochanych. Jak się przeżywa, że mają źle, że czasem boli, że nie można poza życzliwym słowem pomóc. Nie planowałam fundowania moim kochanym Czytaczom takiej uczuciowej kolejki górskiej, ale jasne jest dla mnie, że tak jak ja ich życie, tak oni przeżywają moje. Cud blogowania.
Z rzeczy bieżących, to jak na razie nie poszło mi dobrze z telefonami do kolegów. Nie mam telefonu do Włodka, niby tylko sąsiedni blok, a obca galaktyka. Kto jak kto, ale on, powinien wiedzieć co i jak, ponadto do ostatniej chwili Łojciec chodził, być może zarażając i Włodka. Telefon Marka nie odbiera, SMS musiał załatwić sprawę. Pierdoła rodzinna straszliwie głupio gadatliwy gościu, spokrewniony ze mną (czterdziesta woda po kisielu) ale zaprzyjaźniony z Ł zabrał kupę czasu i nerwów. A Włodek nie powiadomiony. Kamień na sercu. Gdzieś musi być do niego telefon, ale zagadką gdzie.
Podrywa mnie co jakiś czas do drobnych porzadkowań. Te buty, gdzież one? Cała góra kwalifikująca się na śmieci, a porządnych nie ma. Na razie, wiem że gdzieś są. Chaos totalny w jednej szafie, letnie obuwie upchnięte w górze ciuchów, też raczej do wyrzucenia. Więc pakuję do śmieci. Molownia. Przestaje mnie dziwić, że co trochę łatałam, cerowałam. Złogi tych które zostały rzucone na pastwę molom. Kręgosłup co jakiś czas daje znać, że sobie wyprasza, więc długie przerwy. Ale cholera, muszę się dokopać do porządnych butów, być może one w drugiej szafie, ta traktowana jak wysypisko. Cztery torbiszcza, jeszcze przebiorę, może nie wszystko pójdzie do śmieci. A może nie przebiorę, jeszcze stosy przede mną. Gdyby nie mole i buty dałabym se spokój z zajęciem, aż niestosowne ono.
Wczoraj ciepłym okładem było Dziecko, co wykupiło receptę. Telefony Bobusia, w tym i ten mówiący że kwitną moje tulipany, krokusy, przylaszczki. I że roślinki za mną tęsknią i oni też. Telefon od koleżanki. Przypadkowy, bo tak jej do głowy wpadło, bo się stęskniła.
Komentarze pełne troski.
Jednak mam w życiu szczęście.
Plany takie jak do tej pory, czyli znaleźć buty. Zadzwonić do Włodka.
R. R. Pisała. Miał być obrazek od Kocurro, bezpretensjonalny i leciutki, taki jak chciałabym, żeby był mój blogonotatnik. Nie da rady. Trudno, coś kolorowego być musi, więc mało udane cyknięcie króla Jacusia w moich piernatach. Król krótko po drzemce odwalił szaleństwo zakończone solidną kupą.
Mła w przerwie obiadowej do Cię nadaje - masz wsparcie od Cio Mary i Mamelona. Mam przekazać że masz się cieszyć że Łojciec miesiącami nie umierał jak biedna Krysia, mama Mamelona i że odszedł u siebie, z rodziną. Cio Mary twierdzi że ona tyż tak chce i snuje lube plany ekscesów którymi mła poczęstuje, kiedy Cio będzie już jeździć na wózku i ciskać we mła pełnymi pampersami. No, błoga wizja. Nie ma nudnych życiorysów, są tylko sprawozdawcy nudzący. Mła się wydawa że masz raczej życie niezwykłe w swojej zwyczajności, tak jak na innych lubianych przez mła blogach stykam się i u Ciebie ze światem który jest po prostu dla mła ciekawy. Blogosfera niby na odległość ale wiesz jak to jest - nawet leniwa mła po jakimś czasie objawia się w realu. Hym... często rozczarowująco ponieważ nie jest platynowa blendynką z IQ niezmierzalnym tylko takim sobie zwyczajnym potworkiem babskim z miasta Odzi. Molownia - faceci kochajo motylki, parę lat temu robiony był przemocą wysort Tatusiowych ciuszków. Dżizuuu - "Ten sweterek jest całkiem dobry, zostaw" - to o szmacie którą miał na sobie ostatnio jakieś ćwierć wieku temu i w której jakimś cudem ocalały rękawy. Mamelon walczy o to żeby wywalić cichcem ulubione spodnie dresowe Sławencjusza, dziura na tyłku wielokrotnie cerowana - właściwie to tam już nie ma materiału tylko jedna cera. Wujek Jo uparcie chowający przed kasującą nadmiar ciuchów Cio Mary słynna kamizeleczkę roboczą. Pan Dzidek z jego kolekcją podkoszulków niezbędnych do oddychania. Mój boszsz...
OdpowiedzUsuńRomano, ja zapóźniona bardzo w blogach i dopiero się dowiedziałam. Przyjmij wyrazy szczerego współczucia. Trzymaj się Dzielna Kobieto!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo serdecznie. Będę się trzymać, a czy ja dzielna... Nie. Raczej dzielnawa, z wewnętrzną trzęsionką i niewiarą że to było. Było. Jeszcze pewnie nie będzie łatwo.
UsuńMotylki kochają, hodują, pozwalając im na budowanie metropolii, ba, na założenie własnego państwa o ambicjach stania się mocarstwem. Może po prostu jest im potrzebna wizja odzieżowego dostatku, taka odwrotność kobiecego "ja nie mam co na siebie włożyć"
OdpowiedzUsuńWizja odejścia, ach. Tak, jak tak spojrzeć, to nie mógł trafić lepiej. Przecież by nie zniósł długotrwałej opieki, po tych paru dniach jasno pokazywał gdzie ją ma. Mamelon ma za sobą ciężkie chwile, ja też pamiętam jak to było z odejściem mojej Mamy, nic zabawnego dla żadnej ze stron, ani dla Mamy, ani dla nas, czyli wtedy mnie i Łojca, opiekujących się. Bobuś mówi, że to szczęście że we śnie, ratownikom nie udało się go obudzić, sam też by tak chciał, odpukać w niemalowane, przepluć przez lewe ramię. Ma żyć, w dobrostanie , mnie to jest potrzebne do szczęścia. Cio Mary ma ambitne plany, wizja na tyle groteskowa, że wywołała uśmiech ma mojej twarzy, ale za nic na świecie nie chciałabym być celem tych pocisków i niech dobry los Cię przed rolą celu chroni. To już lepiej iść na paintball, albo do laserhous, jak otworzą zabrałabym Cio Mary na takie atrakcje. Postrzelałaby, oberwałaby i od razu byłaby korekta życiowych planów. Ale za wsparcie dzięki, każda dobra myśl potrzebna. Real a blogowanie, kto wie, może kiedyś się przed sobą pojawimy w całej rozczarowującej krasie? Kto wie 😀
Jestem za.
UsuńNo. Może i real wyfika spotkanie pyszczek w pyszczek. Balabym się, bo że mnie żadne cudo, ale w końcu to rzecz nie w cud facjacie.
UsuńO, Tabaaza dobrze napisała - "nie ma nudnych życiorysów, są tylko sprawozdawcy nudzący". Wczoraj miałam cały dzień włączony komputer i co chwila zaglądałam właściwie tylko na Twój blog, żeby sprawdzić najpierw co z Ł, potem co z Tobą. W międzyczasie oglądałam tylko patchworki na pintereście. Miałam zaplanowane różne zajęcia, ale tak się porobiło, że żyłam Twoim życiem i raczej trudno mi było skupić się na czymś konkretnym. A ja raczej nie z tych, co się wszędzie pchają z życzliwością i pomocą, choćby teoretyczną. Typowa ze mnie introwertyczka, stroniąca od ludzi.
OdpowiedzUsuńW kwestii ciuchów to ja tak mam z mężem, któremu zawsze wszystko się przyda i za skarby nie chce się rozstać z wyszarganymi spodniami, chociaż ma zapas nowych, a koszulę, którą po kilkukrotnym łataniu i cerowaniu wyrzuciłam, wypomina mi od dwudziestu lat. Ja odwrotnie, jak czegoś nie nosiłam przez ostatnie dwa lata, to wywalam (komuś, albo do kontenera ciuchowego). Niektóre rzeczy muszę wyrzucać po kryjomu, bo gotów pójść wyszperać z kubła. I to nie tak, że faceci tak mają, bo mój tato był takiej postawy przeciwieństwem, a moi synowie na szczęście porządnictwo i zamiłowanie do minimalizmu mają po mnie (chociaż wcale ich jakoś specjalnie nie tresowałam w tym kierunku).
PS. Zdjęcie ilustracyjne dałaś jedno, ale przepiękne bardzo :))).
Małgosiu a tego persenu to ile można podać? Bo mam wrażenie że KalmVet nie działa...
UsuńA co się dzieje, wojny? Wiosna jest, zawsze to pora gdy w stworki wstępuje wojowniczość. Może trawka, może smakołyk lub zabawka?
UsuńPowtórzę, mam szczęście że do mnie zaglądasz. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCo do tych upodobań samczych, to mogą być wyjątki, tak jak jest nim jeden z moich wujków, któremu do szczęścia potrzebne dwie pary codziennych spodni, jedna świąteczna, trzy podkoszulki dwie codzienne koszule, jedna świąteczna, dwa stery i wiatrówka. Dres na ryby i grzyby. Wszystko inne niepotrzebne i szafę mu zawala, a on szafę to ma na akcesoria szachowe, wędkarskie, mapy turystyczne, stosy pism szaradziarkich i Buka wie co jeszcze. Raczej Twój Tato był w mniejszości, tak jak teraz są w mniejszości Twoi synowie. Wariant wybrali zdecydowanie lepszy. Ja tam lubię mieć, ręką mi drży jak mam wyrzucać, musi to po prostu być już nie w moim rozmiarze, albo kompletnie nienoszone, nigdy. Ale też mowy nie ma o szafie wysypisku.
Jacuś robi całą urodę cykanki. Król.😀😀😀
Błogostan kocurkowy niech i Tobie się udzieli, a przynajmniej głęboki wydech!
OdpowiedzUsuńZ molami to niezly ambaras,rzeczy do worów, szafy pomyć, duzo pracy, ale bardzo przydatnym jest porozkladanie lisci laurowych gdzie sie da,na półkach, w szafach na szafach, ksiazkach. Mole nie lubią tego zapachu.
Powolutku ale jednak , no i masz zajęcie z rodzaju oczyszczajacych i kłębiące się myśli.
I lawenda. Mole odzieżowe na pewno nie lubią lawendy. Liście laurowe to wiem że na mole spożywcze, sprawdziłam, działają błyskawicznie. Ale możliwe, że mól to mól, i odzieżowy też wawrzynu nie lubi. Dobrze wiedzieć.
UsuńAno mam zajęcie. Tak naprawdę to dopiero połówka szafy opanowana, ta z półkami. Zostaje druga połówka z wieszakami (na razie niedostępna, bo drzwi przywalone pudłami z metalowymi przydasiami) no i druga szafa, kolubryna potężna, ale w niej nie.ma żadnych butów. Nikły efekt działań, torbisk siedem. Na dziś chyba dam już spokój, kręgosłup protestuje. Wypryskałam torbiska-wory, wypryskałam półki. Dziś już tam nie wejdę, po kawalątku trzeba. Laur mam, po myciu będę rozkładać. Też nie wiedziałam że na ciuchowe działa.
UsuńA zalegać to będę zaraz, niestety, ciągle z dwoma futerkami. Gacuś pojadł, popił, skorzystał z kuwety i gdzieś zalega w ukryciu.
Z molami to ja nigdy nie wygrałam. Lawendy, laury, bagno etc. Nic nie pomagało. Tu na razie chyba nie mam, zostały jakimś cudem w Dolinie.
OdpowiedzUsuńMam dwa jagniątka już całkiem nowiutkie.
I to jest super jagniątkowa nowina, wiosenny znak, że życie górą 😀.
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do molowej. U siebie w szafie i w komodzie mam rzecz najskuteczniejszą, śladu mola nigdy nie było, omijają. Arkusze grubego papieru po obu stronach zadrukowanego białą farba drukarską. Bobuś mi takie coś zalatwił, podobno i zwykła czarno drukowana gazeta (też nie mam) i ogólnie zapach farby drukarskiej odstrasza. Na pewno lepiej niż bagno czy naftalina.
Screena ci przyśle kilku obrazków na maila od tej pani :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję. Ale niekoniecznie, wiesz? Samo to że dałaś linka, to kto chce sobie zajrzy. Miłe te obrazki, takie świeże, ale tak zabezpieczone, że może ta akurat pani sobie nie życzy. Co pewnie prawdą. No to nie bierzemy, Jacuś też cacuś.
OdpowiedzUsuńA już za późno ;) ale to można sobie tapetę na telefonie ustawić albo Awatarka. Z podaniem autora myślę że można i z linkiem do profilu. Nie wiem czy pani coś ilustruje czy tak sama dla siebie :) krzaczkami pisze na Instagramie :)
UsuńDziękuję, o uparty Kocurku. 😀
UsuńWysłałam zanim przeczytałam komentarz 😆😆😆
UsuńNo i dobra 19 obrazków na razie :)
Tak jak pisałam u Tabazzy jak coś trzeba trzeba pisać my coś zorganizujemy i wymyślimy :D trzeba będzie to się zrzucimy i pakę z zooplusa wyślemy !
OdpowiedzUsuńWszystko co trza jak sama Tabazza napisała.
No i cicho, wiemy. Ale jesteśmy , no !
OdpowiedzUsuńhttps://instagram.com/raphael.vavasseur.art
Kolejne piękności 🐾🐱🐈
Też ciekawy artysta😀
UsuńDziękuję, wszystko jest😀
OdpowiedzUsuńA Jacuś król walnął klocka w kuwecie czy jednak nie, że spytam z nieprzystojną ciekawością?
OdpowiedzUsuńJacuś król wali klocki wyłącznie w kuwecie, na szczęście.
OdpowiedzUsuńPunktualność grzecznością królów. Ale i kuwetowalność.
UsuńA nie jak niektóre cesarzowe pod komódką. Taa...
OdpowiedzUsuńJedynie jego nieznośność Tytusek, gdy czuł się niekochany, raz lał wszędzie gdzie się dało i teoretycznie nie dało, dwa, walił klocki jak najzłośliwiej mógł wymyśleć. Poza kuweta. W buty, pościel.
OdpowiedzUsuńTylko nie podpowiadaj Jej Szapgetliwości że jest niekochana bo mła będzie miała Niemiłościwie panującą Tytusię II. Szpagetka na mła dziś obrażona, śmiałam nie podzielić się serem z solanki na kanapce ułożonym. No to polazła i wyżarła ten w pudełku, którego nie schowałam do lodówki bo myślałam że jeszcze sobie dokroję a z lodówki cóś mniej smaczny. Czego nie wyżarła rozgrajdała po czym królewskim krokiem, wolniutko i z namaszczeniem stąpając udała się na emigrację do Alcatrazu. Dobrze bo mła była gotowa z nią porozmawiać o dobrodziejstwach społecznych czynionych za pomocą gilotyny.
UsuńI śmiesznie i strasznie z mającymi ambicje monarchistyczne futerkami. I tak, kuwetowalność wychodzi na to że lepszą grzecznością od punktualności😀
Usuń