piątek, 2 kwietnia 2021

Notatka 300 raport zarazowy

PIĄTEK

Za oknem liliowy zmierzch. Lada moment będzie ciemno. Lada moment łupnę się spać, tylko zbiorę się na odwagę. Dzień baaardzo długi przeciątany na drobnych czynnościach i z dużą ilością tęsknego wpatrywania się w zaokienne widoki. Bo forsycje pokazały złoto, bo magnolia Małgosi nie wiadomo kiedy i jak stała się drzewkiem co się szykuje do całkiem porządnego kwitnienia. Liliowce Małgosi lśnią zielonym łanem świeżutkich liści. Bo dzieci szalały na deskach, rolkach, hulajnogach. Kto może grzebać w ziemi grzebie do zamęczenia, kto się nie boi wypełza na świeżyznę. Ludzie nieśli dość często wiązeczki tulipanów i żonkili. No wiosna panie dzieju i pachnie, chyba pachnie? Ozonem?  Tak mi przebija obok wszechobecnego dla mnie smrodku cyjanku. Utrata węchu, akurat. Była taka dość jak mi się wydaje krótko.  Nie wiem czy to częste, bo ja czuję cały czas odór kojarzony z roztworem do galwanizacji na bazie cjanku. We wczesnej młodości dosyć często miałam do czynienia z tym zapaszkiem i nie wiem czy teraz prawidłowo go identyfikuję.  Jest wszechobecny, gorzej kwaśny posmak w ustach też jakby tego pochodzenia. Już wolałam jak rzeczywiście nic nie czułam, teraz pali w nosie, płucach, piecze kwasem w ustach. 

Nie spałam dziś dobrze, kaszel chciał zabić, nie pomagało podparcie ciała do półleżenia. Jedyne co, to tułów w pionie dawał szansę na przeżycie, więc noc w połowie bezsenna. Nic to, tyle ostatnio było spania, że wielkich skutków tej wczorajszej nocy nie ma, ale boję się pozycji poziomej.  Bezsenność spędzona na próbie internetowego zrobienia zakupów. Bo ludzie robią. Noż jakie to upierdliwe. Jak niewielki wybór towaru. Jakie nachalne wciskanie tego, czego nie chcę. W końcu, po trudach i bojach teoretycznie zrobione. I co? Nico. Dostawa najwcześniej we wtorek. Nie wpadło mi do głowy, że może nastąpić takie cóś. Wpadka debiutanta. 

Trudno, ruszona rano rodzina.  Kochane Dziecko. Zakupy zrobiło i jak przyjemnie, że pojawiło się ze swoim Karolem. Fajna para, miło popatrzeć. Nic nie mówię, ale fajnie Dziecko wybrało. On po covidzie, Dziecko po trzykrotnej kwarantannie, rzeczywiście po kontaktach z covidowcami. I o rany, oby to nie było do trzech razy sztuka. Oby. Kochani. Nie będziemy głodować z Łojcem. To znaczy, ja wiem, że będę, ale już na pewno nie z powodu braku żarcia.  Nic nie mogę jeść, produkty dzielą się na trujące i niejadalne.  Cytryna ostatnio trująca, tu krzywda, bo powinnam ją stosować, a się nie da, pali kwasem. Kawa wstrętna, herbata też. Sól wszędzie, chemia wszędzie.  Ale to pierdoły, w sumie po to wymieniane by odwlec trudne.  

Wdech. Trudne. Łojciec. 

Nie jest dobrze. Covid źle mu robi. Na wszystko. Na decyzyjność, na szybkość. Tak jakby głupiał, co może normalne, sama po sobie widzę, jak dziwnie jednotorowo mi się myśli i działa. Bobuś twierdzi że też tak miał, mija to podobno. 

Łojca nie męczy tak bardzo kaszel. Nie ma gorączki. Twierdzi, że nie ma mięśniowych bóli. Owszem, stracił smak. Ale też jakby może więcej jeść. Przygotowany śniadaniowy chlebek z masełkiem i pasztetem Dudy pochłonął szybciutko, np. a mnie o mało ten pasztecik nie zabił eksplodując mi w pysku stężoną solą, no do natychmiastowego wyplucia. Czyli jakby ma fajniej. A otóż nie. Covidowe świństwo padło mu tak jak i mnie na błędnik, osłabiło. Tylko o ile ja daję radę nie upadać, z Łojcem już nie jest to takie oczywiste. Niby nie upada. Niby. To jest takie coś, że łagodnie osuwa się, ale efekt ten sam, samodzielnie nie wstanie. A to ciężki byk, bezwładne ciało trudne do podniesienia. Dwa takie upadki mi dziś zaserwował. Ten drugi tak głupi, że aż nie do wiary. W efekcie poobdzierane kłykcie przy dźwiganiu, posiniaczona noga. Ponaciągane mięśnie. Żeby choć dał głos, że leci, nie, nagle się okazuje że zwisa mi głową w dół nad wanną, leży pod balkonowym oknem. Duszno mu było, i tak jakoś zjechał z fotela. Tak mu się jakoś w głowie zakręciło i nie wie jak i kiedy wylądował w wannie. Na pogotowie nie dzwonić, nic mu nie jest. Tylko podnieś. Acha. Bom siłaczka. Sto trzydzieści kilo, pewnie jednym gestem. To jeden dzynks. Drugi, to ten, że nie jest w stanie zdążyć do toalety. Strugi moczu zmywam z łazienkowych i przepokojowych kafli, rany, jak dobrze że to nie parkiet. Portek od piżamy cztery przynajmniej dziennie przemoczone. I narzeka, że od covidowej sraki nie robił kupy, noż jasna cholera.  Xennę pije, kwaśne mleko, strach się bać.  Także tego, łatwo jak na razie nie ma. 

Tyle na dziś. 



SOBOTA

Pulsyksometr przyszedł, będę rozkminiać. Szaro, wilgotno i chłodno. Kaszlę dziś wściekle, cjankowy kwas pali w ustach, ale noc przespana spokojnie. Wkurzyłam się wczoraj, i po ostatnim myciu podłogi wstawiłam Łojcu miskę pod wersalkę. Z komunikatem "Lej tu. W nocy i tak nie zdążysz do łazienki".  No i dziś nie musiałam myć podłogi. Ale Łojcowy dywan i tak do wywalenia i to jak najszybciej. Szkoda, kiedyś był śliczny, ale nie ma na ziemi urządzenia co przywróciłoby mu urodę. I czystość. Trudno. 

Wstawiam w posta obrazki od Kocurka, Sonya Kosar dziewczyna z Instagrama, wrażej i nachalnej aplikacji. 


Będę te wdzięczne obrazeczki wstawiać do raportu, niech coś leciutkiego i pogodnego w nim też będzie. Kocurro odkryła, chwała jej za artystkę.

Sobota dopiero się dla mnie zaczyna. Zdaje się, że każdy dzień powinnam świętować jako sukces. Że przeżyty, że minimalnie co dzień lepiej, choć wydaje się że gorzej. 

Tym razem zmartwienie co u Tabaazy, czy nie padła pod magnolią przedawkowawszy ogrodowanie.  Czy może TFU!!! znowu życie cóś. No nic. Uznaję, że przedawkowała ogrodowanie, po sobie wiem że można i to jak. Wiem też, że wiosna to pora, gdzie ogrodujacy za cholerę nie mają czasu, bo trzeba to i tamto. Może w niedzielę da głos.

O rany. 

Rodzinne oberwanie informatycznej chmury przetrwane, nie pamiętam takiej nawałnicy. Skończone gwałtownie przyuważeniem plamy wilgoci w łojcowej pościeli. Jazda z wymianą całości, pryskaniem po wersalce preparatem rozkładającym zapach moczu, totalnym praniem. Z przerwą w koszmarnym zajęciu na podanie hrabiemu makaronu z mlekiem i migdałową bułeczką. Mało jemy, ja niewiele mogę bo niejadalne, on je wszystko, ale malutko. Łojciec leży już w czystym i suchym, opyszczony na wszystkie strony. Nie za zasikanie, za milczenie opyszczony. Urosept wtryniony, a mnie lista zakupowa urosła o pieluchy dla seniora. 

Jakie zaleganie się pytam, no jakie? Na słanianiu się odwalony kawał roboty. Od razu też jasne się stało, że muszę walczyć jak lew o powrót do roboty. Nie dla mnie praca w domu, moja w nim obecność zwalnia jakby Łojca z odpowiedzialności za własne ciało, skończyłabym jako pielęgniarka całodobowa. NIE MA TAKIEJ OPCJI. MOWY NIE MA. 

Pralka skończyła ostatnią turę prania. Może teraz usiądę do pulsyksometru. 

Leży. Drzwiczki od przedpokojowej szafki wyrwane. Zlekceważył bohater chodzik. Podnieś. Nie dałam rady. Dopiero koci ręcznik przełożony przez ciało, zaparcie się i przemocowe dźwiganie kloca, przy zerowej współpracy. Oparty o futrynę, zostawiony siedzący. Wyszłam się napić do kuchni. Leży, tym razem na wpół w swoim pokoju. Nigdzie nie dzwoń, sam wstanę. Ma pół godziny i dzwonię.  Nie będę już dźwigać, ja chciałam się wykończyć, a on śmietki zbierał. Zostawiłam mocno opartego i siedzącego, pięć minut i leży. No sorry, tu ma zdaje się miejsce zwyczajne tresowanie słonia. Tak nie będzie.

Przemoc poskutkowała. I nie ma głupich, będę dzwonić na 112 w razie powtórek. Zadzwoniłam po akcji z pytaniem co zrobić w wypadku powtórek. Do nich. Mogą wysłać pogotowie, straż, policję. Dyspozytor decyduje. 

Kaszel wraca z nawiązką. Adrenalina opadła, gdy weszła do gry, tym razem dała siłowego kopa i zatrzymała kaszel. 

Do naprawy w niedzielny ranek, jeszcze nie wiem jak.



NIEDZIELA

Kaszel w końcu odpuścił, piąta rano, zaraz pójdę spać. Już pół godziny spokój, może zasnę i mnie nie zadusi.  Łojciec śpi jak dziecko, co jakiś czas sprawdzałam czy oddycha, nie sprawdzam na wszelki wypadek, czy nie śpi jak dziecko posikane.  Teraz wolę tego nie wiedzieć. 
Obejrzałam "Bracie gdzie jesteś" na nowo zachwycona. Dzięki Tabaazie, przypomniała muzykę, a ja znów oczarowana filmem, nic się nie zestarzał, nic a nic. Trochę przybyło szydełkowych rządków, szydełko uspokaja, potrzebne to było.  Dobranoc.

Wypisałam cały elaborat po czym Blogger mnie wyrzucił. Po namyśle uznaję że Blogger miał rację.  Opis awantury to dobry w powieści, a i to nie zawsze. Grzmiało, tyle starczy.


Ale jak raport, to skrótowo. Łojciec obrażony poranną awanturą, ale chodzika nie zapomina. Korzysta z miski, co upraszcza życie. Flegmi, smarka. Kaszel mały. 
Ja obudziłam się zalepiona na amen kwaśnym świństwem, bez głosu, z popalonym podniebieniem. Litra wody trzeba było bym odzyskała głos, kwasu z ust nie sposób się pozbyć. Kaszlę nadal, ale intensywność mniejsza.  Też zaczyna się katar.  Ból łba zatokowy, ale twarda jestem, spora porcja ciątania już za mną.  Drzwiczki nie będą naprawione bo trzeba kupić zawiasy, te do wyrzucenia. 
Kotulki grzeczniutkie jak rzadko, co nie znaczy, że nie trzeba mi było zlikwidować podstaw zakładanego ogrodu żwirowego. 
Zmienia się wszystko, spod kwasu zaczynają przebijać cienie prawdziwych smaków, ale śmierdzi wszystko nadal. Nastawiam rosół, niepewna czy to dobry pomysł. Stary dobry rosół, lek na całe wirusowe zło, tym razem się nie sprawdził, poprzedni musiałam wylać bo był czystym witriolem. Może tym razem będzie inaczej, mam na niego ochotę, co może być dobrym znakiem. To tyle. 

PONIEDZIAŁEK

Znów zalepienie. Łojciec nie umiał się podnieść do siedzenia. Koci ręcznik w robocie, a mój kręgosłup i tak brzydko do mnie mówi. Ten koci ręcznik, to czyste błogosławieństwo, bez niego teraz ani rusz. To prezent gwiazdkowy z przed trzech lat, kiedyś biały plażowy ręcznik z egipskiej bawełny. Ogromny. Kiedy otwarłam paczuszkę w swoim czasie pod choinką, wyrwało mi się ze zgrozą 

- Kaftan bezpieczeństwa???!!!!

Czym spowodowałam rozwalenie imprezy. To paski ściągające go w paczkę spowodowały skojarzenie nie do uniknięcia. Bezgraniczna ulga, że jednak nie kaftan, przyćmiła resztę prezentów, nie pamiętam co wtedy jeszcze dostałam. 
Koty pokochały go natychmiast, włamy były do szafy, specjalnie do ręcznika więc go dostały w prezencie. Śnieżna biel dawno się pożegnała, ale ręcznik nadal jest ukochaną szmatą do leżenia. Po praniu do zakopywania się i wkręcania się między warstwy. Teraz pożyczany od futerek jest bezcenny, ale do natychmiastowego oddania po użyciu, futerka twardo tego pilnują.

No tak, rosół sukcesem połowicznym, on sam cjankowo kwaśny. Dla mnie. Łojciec wypił kubek, ciała stałe zjedzone, reszta wylana.  Trzecie podejście będzie może za kilka dni, na razie widać zachciołki wodzą na manowce. 

Cisza dosyć długo. Wchodzę do Łojca z pytaniem, czy trzeba mu czegoś. Siedzi na skraju wersalki. Mętne oczka. Głos męczennika. Cichutki.

- Za późno.  

Groza podcina mi nogi, opieram się o futrynę, patrzę w milczeniu usiłując rozkminić o co chodzi. 

- Już się zlałem.
- W pościel, czy na dywan?
- Na dywan.

No tak, ulga. Plecy mnie łupią i konieczność prześcielania wyra gorsza niż "Masakra piłą mechaniczną 3". Czy jakoś tak.  Jedyny komentarz jaki przechodzi mi przez gardło to taki.

- Wiadomo było, że dywan do wyrzucenia.

Kończę raport. Nie mam zdrowia rozpatrywać tego syfu. Stan jak na razie nie jest dobry, acz cały czas idzie ku lepszemu.. Niby jak się przyjrzeć, to ogólnie nie wygląda to dobrze. Kręgosłup nawala. Dusi wszechstronnie, trzeba pilnować głowy, bo inaczej wyniki w momencie be.  Kaszel falami.  Pali w gardle cjanek. Zawroty głowy, charkanie i smarkanie.  Bolą chwilami przepaskudnie mięśnie. A jednak w porównaniu do tego co było, to jest nieźle. 

Łojciec, tu minusów więcej. Wydawałoby się, że tak nie powinno być, nie ma kaszlu, bóli mięśniowych, gorączki. Utrata węchu i smaku też nie nastąpiła. Za to ma miejsce coś przerażającego, wygląda to tak, jakby wirus go odmóżdzył, pozbawił sił i ogólnie witalności.  Ciężko się z nim dogadać. O aspektach wydalniczych jego chorowania, aż nie chcę pisać. Tak jak i o upadkach kloca.

Dosyć. 

57 komentarzy:

  1. Jeżu, Romanko, masz przerąbane, bo nawet nie mozesz chorować spokojnie, tylko się forsować ponad siły. Niech wreszcie minie to chorowanie!

    Mlodzi bardzo fajni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doruś, a pokaż mi takiego lub taką co ma idealnie? I jeszcze żeby inni mieli z tym kimś dobrze. Takie rzeczy to prawie niemożliwe, przynajmniej ja nie znam. Już też bym chciała skończyć z chorowaniem. Bardzo.
      A młodzi świetni 😀

      Usuń
  2. Dobrze, że masz przynajmniej dostawy zorganizowane, ale chorować i jednocześnie opiekować się chorym wielkim facetem, to masakra. Nawet nie mam pomysłu co Ci doradzić tym razem, trzeba by może zapytać swojego lekarza albo w MOPSie, czy organizują jakąś pomoc w takiej sytuacji? Cholera. Współczuję i w sumie to Cię podziwiam, że dajesz radę. Zdrowiej szybko, trzymam ciągle kciuki i myślę o Tobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, Łojciec jest mały, bardzo nabity w sobie, ciężki siłą bezwładu. Pomoc w covidzie? Zapomnij. Jedyne wyjście to jakoś to przeżyć, inne typu odjazd w sina dał covidową karetka w dal, lub odjazd bez karetki - dla mnie nie do przyjęcia.

      Usuń
  3. Cały czas trzymam kciuki 💚💚💚
    Dobrze, że dałaś znak życia. Ja dziś kotki wstawiam jak się dobrze, wczoraj odsypialam noc bo coś nie mogłam zasnąć. Kurier mi wpadł dzień wcześniej, dziecko nie wiedziało co zrobić zamiast do mnie zadzwonić myślało, że człowiek paczkę zostawi pod drzwiami.... Nerwowo, za nerwowy ten tydzień u nas. U was takie wieści, u nas coś jakieś w ostatniej chwili zmiany w składzie świątecznym, aj dałby sobie ten świat spokój z tym wszystkim. Ja tam idę do mamy i babci która u mamy mieszka. Jakoś nadal nie wierzę, że w sierpniu dziadek odszedł. Posrane to wszystko.
    Dobrze, że kotki okładają.
    trzymajcie się ! Oby szybko już minęło ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocureczku wykorzystam bezczelnie obrazki artystki😀.
      Dziękuję za kciuki, wiesz że świadomością że ktoś trzyma, fluidy i dobre myśli przesyła jest łatwiej, to naprawdę pomaga. 😀❤️😀
      Tak dziwny się porobił ten świat Kocurku, też mi nierealne się wydają odmeldowania się z ostatniego roku. Rzeczywiście, trudno przejść do porządku nad nimi.
      Dziecko uściskaj ❤️, koty wygłaskaj, rodzinę wyprzytulaj. Dużo miłości Kocurku, dobrych myśli i zdrowia. ❤️

      Usuń
    2. ja mam na instagramie konto dla kotkow jako @ukolorowione jestem
      a tej arstystki mozna screeny sobie robic :D fajne ma obrazki :D

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Artystka Sonya Kosar ale chyba tylko na Instagramie jest. Ja tam konto mam bo tam kotki wrzucam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O jezu Romana, a ja marudzę, bo psa muszę podnosić i jego mocz i odchody sprzątać. Chyba przestanę. Nie uchodzi. Nie masz silnego chłopa na podorędziu, najchętniej już po przechorowanym wirusie, coby Ci Tatusia podnosił na żądanie, co? Sąsiada jakiego, strażaka może, policjanta... Oni zaszczepieni.
    Przecież i po chorobie trzeba mieć kręgosłup w całości.
    Dużo zdrowia!
    Dużo siły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha marudź. To moje nie umniejsza Twojego, jeśli choć trochę marudzenie pomaga, marudź. Wiesz, w pracy jedna z kierowniczek ma SR, uparcie od lat pracuje, chodząc o kulach. Żebyś Ty wiedziała, jak nam w gardłach zamierają narzekania, nawet tym, które mają epizody onkologiczne, kardiologiczne. Tak wydaje się, że nie wypada narzekać, bo przecież jak to, JA narzekam, a ONA NIE! Brednia, uchodzi, wypada, można i czasami trzeba by się nie załamać. Niestety, nie mam aktualnie nikogo pomocnego na stanie. Przydatny policjant sąsiad wyprowadził się, niedosyt w zakresie silnych chłopów. Jak na razie to dokopał mi najbardziej epizod wanienny, idiotycznie głupi. No cóż, trudno, trzeba sobie radzić, najwyżej będę leczyć kręgosłup.
      Tobie i Twoim też zdrowia i siły życzę😀. Przyda nam się w ilości hurtowej

      Usuń
    2. https://budoplast.com/wanny-z-drzwiami/perfection-wanna-ze-szklanymi-drzwiami-szczegoly
      Tylko ta kasa...
      Dobra, biorę Twoje życzenia, a Ty bierz moje.

      Usuń
    3. Świetna ta wanna. Kiedyś zachwycałam się tym:
      http://www.ekotektura.com/innowacje/wanno-prysznic/.
      Bierę. Niech nam się dobrze dzieje

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Nie dam rady teraz obejrzeć. Bobuś puścił wieści o zarazie w rodzinę, i zrobiło mi się oberwanie telefoniczne, sms-owe, mailowe. Burza informatyczna, nawałnica. Obłęd jakiś, choć miły.

      Usuń
    2. Kolorowe kotki na FB podlinkowalam też 😻

      Usuń
    3. Dziękuję. Ja z twarzokiem na bakier. Ale zajrzę.

      Usuń
  8. Napiszę obrzydliwie, płacz i chodź. Odpoczywaj często ale nie zalegaj. Wszyscy którzy covidzisko przeszli jako cinżkie grypsko tak mła ćwierkajo, w tym dohtory. Kaszel kontroluj, jakby się robiło nie tego zgłaszaj duszność a rodzinę czyli koty i Łojca powierz opiece młodych. Największy problem to ponoć dopchanie się do medycznych w odpowiednim momencie, z tego powodu zeszło słoneczko dzieciństwa mła. Łojciec znosi lepiej od Ciebie bo mimo wieku jest byk zażyty a Ty to za dobrej odporności nie masz, znaczy trza się było alkoholem macerować, he, he, he. O chłopa silnego na podorędziu dla Cię mła modły zanosi a jak nie o chłopa to choć o podnośnik dla Łojca.
    Mła się nie martwe, jakoś daję radę a i tak mam lżej bo Pana Dzidka nie muszę już dźwigać. Teraz jest odrurczony i czułby się jak młody bóg, gdyby nie to że jego suczka dostała udaru, na szczęście lekkiego. Ma siedemnaście lat ale jest nadzieja na to że jeszcze pożyje bez cierpień, więc leczymy. Mła w związku z tym zmieniła szpital na lecznicę wetową i teraz ma zmartwienia wetowe a nie medyczne. Małgoś wykiwała zarzund i dostała czynastkę, obecnie zamierza ich wykiwać w sprawie czternastki. Mła zamierza w święta zalegać, po prostu. Musi stwierdzić że rodzina odniosła się do tego z należytym zrozumieniem. Buniole i się trzymaj, żarło pochłaniaj choćby Ci się wydawało że piasek jesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho Ho, Pan Dzidek odrurczony, no to jest pierwszorzędna nowina, tak jak i kiwająca zarząd Małgoś-Sąsiadka😀. Zaraz jak tylko opanuję nawałnicę siadam do rozkminiania pulsoksymetru, to zdaje się istotna pomoc, i gdyby te kilka miesięcy temu był dostępny, powszechny i tak szanowany jak teraz, może i udałoby się Twojemu Słoneczku. Gdyby miał. Jak na razie poskładałam do kupy, działa, ale działanie jeszcze tajemnicą. Piasek jest smaczny, ja tu mam do czynienia z substancjami żrącymi. Mleko i serek. Tylko to jest nadal sobą.

      Usuń
    2. Odrurczony i aż nadto żywotny, wypił seteczkę z Panem Mundziem. Pogoniłam jednego i drugiego ścierką, bardzo nieelegancko i niegrzecznie, za to jak skutecznie. Pan Mundziu to zdaje się zarobił i od Pani Ninki czymś cięższym, nawet nie chcę wnikać czym, bo to bardzo nieoficjalnie i cicho sza. Ja tylko zaproponowałam Panu Dzidkowi ponowne zarurczenie wykonane metodą chałupniczą, nie chciał i było kajanie się oraz tłumaczenia że on nie wiedział że bez rurki też nie można sobie chlapnąć. Uświadomiłam że najbliższe chlapnięcie to w okolicy sierpnia, co napełniło go smutkiem. Tak po prawdzie to go rozumiem, bo chlapnął dla kurażu przed podaniem su leku. Su nie pogryzła zapodającego, jak ma to w zwyczaju, ale tabletkę starannie wypluła, mła musiała zrobić zawiesinkę i daliśmy do pyszczka strzykawką. Pije nam piesa ale nie je, siusiu robi na dworze i jakby jej trochę lepiej. Ech... zawsze cóś. Małgoś zapomniała mi dziś powiedzieć że się bardzo źle czuje, aż się zaczęłam martwić że naprawdę z nią niedobrze ale na szczęście okazało się że zaaferowanie ciastami, sałatkami i gotowanie rosołu na pojutrzejsze zapodanie "wyleciało" Małgoś z głowy codzienną mantrę.
      Moje Słoneczko miało bardzo poważną chorobę serca i ciężką astmę a kombinowało coby się leczyć naparem z lipy. Tak naprawdę nie miało szans nie tylko przy covidzie czy grypie ale i przy mocniejszym przeziębieniu. Wliczyli w covid ale jak mówili dohtory to "choroba towarzysząca" zdjęła je z planety.
      Mleko i serek znaczy nadal służą zdrówku, jedz ile wlezie. Mój boszsz... jak my Cię wszyscy ustawiamy, to jedz, to pij, zrób dziesięć przysiadów, nie karm Łojca. Sorry, to z troski. Hym ... koniec z radami, zdrowiej po swojemu. No tylko futrami się obłóż. ;-D

      Usuń
    3. Ja tu zaraz będę miała akcję silnie przemocową i nerwową. Adrenalina mi krąży w żyłach, wkurw szumi w uszach. Korzyść taka, że na te nerwowe chwilę kaszel poszedł precz, zdaje się że odkryłam korzystny wpływ hormonu. Pulsyksometr nadal nie rozkminiony, nie ma on dziś szczęścia.

      Akcja podnoszenia Łojca zakończona. Burdel nieziemski do opanowania. wyrwane drzwiczki szafki do naprawy.
      Zostawiłam na wersalce przykrytego kołdrą,.bezlitosna byłam w stopniu dla mnie niepojętym, zdaje się, że mój kręgosłup to odchoruje. Dobra, sukces odtrąbiam, zaliczyłam na swoje konto kilka kurew, sama bluzgałam przestrasznie.
      A teraz na inne tematy. W razie gdyby Pan Dzidek nadal pragnął wyrażać wdzięczność biżuterią, a Ty nie zmieniła byś zdania w jej temacie. Muminki drugi tom będą miały w maju, też zawierający podobną ilość historyjek. Nie mam pojęcia ile tych tomów mogłoby jeszcze się ukazać, ale po przeglądzie książeczek bezczelnie wydawanych po śmierci Tove, sądzę, że trzeciego tomiszcza to raczej nie powinno być. Więc na drugi tom się szykuj, on na 100% będzie.
      To że z su się udało to dobrze. Że Małgoś nie narzeka jeszcze lepiej, to całkiem solidne powody do zadowolenia. Oczywiście że mogło by być lepiej, w każdym temacie. Mogli by nam nie odchodzić. Zwierzaki powinny być zawsze granitowe zdrowe i z nami.
      No i masz, kaszel wraca.

      Usuń
    4. Na kaszel to szybko wykopanie Łojca z wyra i ponowne podnoszenie. ;-D Kaszle się ponoć paskudnie, Sąsiadka z kamieniczki Pana Dzidka twierdziła że ma się wrażenia wypluwania płuc, kaszelek ten to nawet pan Dzidek słyszał mimo grubych murów. Jednakże przeszła ten etap, znaczy da się. Pulsiego koniecznie rozkmiń, to taki zawór bezpieczeństwa na wszelki wypadek jakby saturacja spadła niezauważalnie dla Cię. Bezpieczniej Ci z nim będzie, nawet jak to tylko będzie dla psyche a nie dla ciała, to dobrze zrobi. Mła poszuka w pamięci inszych filmów mile nastrajających. :-D

      Usuń
    5. Sąsiadka prawdę prawi, to jest kaszel co może zabić. Nie odtrąbiam sukcesu, ale dziś ciut mniejszy. Pulsi w trakcie rozkminiania. Ten kto pisał instrukcję do zabicia po indiańsku, czyli po wstępnym oskalpowaniu. Ten co drukował tym bardziej, mikroskop potrzebny. No ale dłubię w temacie. Filmik naprawdę pomógł😀

      Usuń
    6. Może będzie Ci się podobał "Ed Wood"? Co do pulsiego rozkminianie urządzenia podobno najczęściej wygląda tak że zbiera się rada "mendrców" nad odkażoną ulotką. "Mendrcy" w odróżnieniu od mędrców majo problemy i pulsykometry są średnio używane. Czymaj się z Łojcem i futrami.

      Usuń
    7. "Ed Wood" do oglądania ratalnego, tak może być. Poniedziałek, i już nie jest łatwo.

      Usuń
  9. Romanko w kwestii choróbska, bardzo pomocny jest mocny napar z tymianku, do picia, do inhalacji, no i jeszcze lukrecja, też parzyc i do pić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musi wystarczyć to co mam, czyli czystek, mięta. Ewentualnie herbata Earl Grey. Szałwia została w pracy. Och, Doruś, ile się nagle okazało że można by. Elektrolity. Tymianek. Lukrecja. Banany ze względu na potas, wymiatany z organizmu w tempie pendolino. Witamina D o którymś tam numerze. Czystek. I czemu do cholery nie piję wapnia. Bomba rodzinna mi się urwała, lada moment pewnie zaczną dzwonić z Kanady i oczywiście opieprzac mnie czemu nie stosuję np. tranu z syropem klonowym. Tak naprawdę, to brak mi syropu łagodzącego kaszel, inhalacyjnie będę działać miętą i bergamotką. Uparcie Młodych to będę wołać we wtorek, oni kochani, ale też i dlatego kochani, że nigdy ich serca nie nadużywałam. I niech tak zostanie.

      Usuń
    2. No tak. Mięta też super.

      U mnie w domu wszystkie te skladniki są, tymianek zawsze mam , bo J lubi pić, a witaminy d3 z k2 ,c, b, a+e, to codzienność.

      Usuń
  10. to też ładne!
    https://www.facebook.com/oxana.zaika

    OdpowiedzUsuń
  11. O widzisz, też tak sobie pomyślałam, że Łojciec czuje się zaopiekowany i myśli, że mu się to należy, bo on taki biedaczek i ktoś musi koło niego chodzić, a nie myśli, że on powinien pochodzić - jeśli już nawet nie koło Ciebie (a dlaczego by nie w sumie?) - to przynajmniej koło siebie. Jak umierający to wzywać pogotowie i jazda do szpitala, a jak nie umierający, to niech będzie odpowiedzialny. No dobra, może się wtrącam nie znając wszystkich szczegółów, ale co by było, gdybyś też tak zaległa i oczekiwała, że on będzie prał, sprzątał i gotował. Pamiętam mojego teścia, jak potrafił wszystkich oszukać i wykorzystać, bo słaby i splątany niby starowinek, a jak się go z oka spuściło, to nagle się robił nadzwyczaj kumaty, żywotny i sprawny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, że nic by nie robil, a jesli juz to wiecej klopotu niz pozytku.

      Usuń
    2. Doruś, ja to przerabiałam przy jego potrzaskanych kręgosłupie. Przy moim chorowaniu na przełomie 2019/2020. Hrabia do obsługi. Przy kręgosłupie to było zrozumiałe, jakiej ciężkiej walki wymagało jakie takie uruchomienie go. Ale to ubiegłoroczne chorowanie uświadomiło mi jak wygodny w momencie się staje, jeśli jestem w domu. Nic się nie zmieniło pod tym względem. Nic.

      Usuń
  12. Małgosiu zaraz uzupelnię posta o ostanie chwile.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mła właśnie doczytała o Łojcu. Dzwoń zanim Łojcu uda się wpędzić Cię w tarapaty, masz nie zalegać ale to nie znaczy że masz robić jak górnik na przodku.

    OdpowiedzUsuń
  14. Omg!!?! Doczytałam! Jakąś masakra!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeżyłam. Łojciec też, ale ze sponiewieranym ego. Burdel do usunięcia jutro.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wygląda na to, że wirus w odwrocie :). Zdrowiej szybciutko, wracaj do pracy, oderwiesz się od tego domowego armagedonu, a Łojciec i tak się pozbiera, takie osobniki są niemal niezniszczalne. W przeciwieństwie do szafek przedpokojowych. Smacznego rosołku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zamiar Małgosiu, dziękuję Ci kochana serdecznie. Łojciec, tak, też stawiam na to, że się pozbiera. Mam nadzieję, że tak będzie. Szafka musi poczekać na swoją porę, nawet gdybym była zdrowa jak byk, to nie ma gdzie kupić zawiasów. Rosół pyrka😀

      Usuń
  17. Kciuki trzymam nieustannie 💚💚💚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję😀 To nadal potrzebne.💚💚💚💚💚💚💚

      Usuń
  18. I z tego wszystkiego nie było szampana z okazji jubileuszowej 300 notatki... Może chociaż rosołek się udał i smakował, mam nadzieję. Zdrówka, nieustająco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, a jak tam u Ciebie po szczepieniu teraz? Dobrze?

      Rosołek nie jest sukcesem. To już nie witriol, ale i nie jadalna rzecz. Skonsumowane na spółkę z Łokciem mięsko i jarzynki, reszta wylana. Dobrze że choć tyle było jadalne.

      Usuń
    2. Dobrze, że coś jesz w ogóle, powolutku jednak coś się poprawia. Będzie dobrze. U mnie ok, ręka nadal boli, ale to pryszcz, poboli i przestanie. Znajomi mają większe sensacje, ale to częściej po drugiej dawce - ze trzy dni gorączka, mdłości itd. No i znam osoby, które zachorowały po dwóch dawkach (medycy, pracują z covidowcami), ale jednak to jest bardzo lekkie przechorowanie, trochę kaszlu bez gorączki, nawet nie idą na zwolnienie (medyk z objawami ale dobrze czujący się, może nadal pracować z pacjentami covidowymi - i dobrze, bo w szpitalu wszyscy poszczepieni, a jakby każdy z objawami szedł na chorobowe, to by ich zaraz w pracy zabrakło).

      Usuń
    3. Czyli nie jest źle i oby tak dalej, będę trzymać za to kciuki. I popatrz, jednak te szczepienia mają sens. Tak różnie się na ich temat mówi, mnie śmiertelnie przeraził wypadek z grudnia. Nikt już chyba takich eksperymentów nie robi, ale napiszę. Młody chłopak, rówieśnik jednego z rodzinnych, sportowiec, piłkarz. Dodatni test na covid, ale zupełnie bezobjawowy. Lekarz zaproponował szczepienie na grypę, od lat u młodego stosowane. Bo lepiej, żeby grypa się nie przyplątała. Nie wiadomo co się uaktywniło i zaatakowało, ale się uaktywniło i to strasznie. Erwin stracił przyjaciela, nas, odległych od znajomości z młodym zostawiając w szoku. A co dopiero mówić o rodzinie chłopaka. Trzy miesiące z kawałem minęły, tam nadal rozpacz. Chyba wtedy nie było wiedzy, to takie zdarzenia dopiero ustawiają tryb postępowania.

      Usuń
    4. W moim mniemaniu lekarz postąpił skrajnie nieodpowiedzialnie, wbrew podstawowym zasadom, zalecając szczepienie w trakcie choroby. Skoro wynik był dodatni, to znaczy, że wirusy atakowały organizm, tyle że chłopak miał dość silny system odpornościowy i sobie z tym radził. Ale każda infekcja wirusowa jest przeciwwskazaniem do jakiegokolwiek szczepienia, zawsze tak było, jest i będzie, to podstawowa wiedza od lat. Wstrzyknięto mu inne wirusy (bo szczepionka na grypę to są, tak skrótowo mówiąc, osłabione wirusy grypy) i tego było już za dużo. Ja bym tego lekarza pozwała o grube odszkodowanie (co oczywiście życia młodemu już nie wróci). Przecież przed szczepieniem lekarz kwalifikując pacjenta musi go zbadać, a przynajmniej zrobić dokładny wywiad, między innymi z pytaniem o przebyte i aktualne choroby. Choroba wirusowa, bez względu na nasilenie objawów, w dodatku z takim mało znanym wirusem, jest przeciwwskazaniem! Naprawdę, ten lekarz to jakiś idiota. Znam osoby, które kiedyś przez pomyłkę dwukrotnie zaszczepiono, jednego na grypę, drugiego na heinego-medinę, niestety bardzo ciężko to przechorowali, skutki ciągną się do dzisiaj. Tylko tam był błąd (małe pocieszenie, ale jakoś to tłumaczy), a tutaj ktoś świadomie naraził młodego człowieka. Masakra.
      Powiem jak wygląda procedura szczepienia na covid: najpierw na wejściu mierzenie temperatury i wypełnienie wstępnej ankiety, z dziesięć pytań, głównie związanych z kontaktem lub objawami covidowymi, teraz lub w przeszłości, pobytem za granicą itp. Potem druga ankieta, o przebytych i aktualnych jakichkolwiek chorobach, objawach, alergiach, przyjmowanych lekach itp. Potem mierzenie temperatury, pulsu i ciśnienia. Potem rozmowa z lekarzem kwalifikującym do szczepienia, zestaw ze dwudziestu pytań, podobnych, ale bardziej szczegółowych. W jednej z ankiet było pytanie o niedawne szczepienia na cokolwiek. Z kartką od lekarza dopiero idzie się na szczepienie, potem trzeba odsiedzieć 15-30 minut, dopiero można wyjść, z kartą potwierdzającą szczepienie, z jakąś nalepką o numerze serii szczepionki, jej rodzaju, i z datą drugiej dawki.

      Usuń
    5. Nie zmieni się już tego co było. Bardzo, bardzo szkoda młodego chłopaka, ja nie wiem czy to była niewiedza, czy lekceważenie zagrożenia. Ale jedno dla mnie pewne, test przed szczepionką powinien być obowiązkowy. Tak mi wyszło po tej grudniowej tragedii, choć procedury opisane przez Ciebie wyglądają ok. Dobrze że odpisałaś, ja takiej wiedzy nie miałam, i myślę że nie tylko ja.

      Usuń
  19. Horror w odcinkach!
    Jednakowoż przewiduję coś w rodzaju happyendu. Skoro rosół dał się zjeść, to chyba nie jest beznadziejnie.
    Nie dam Ci żadnych rad, inni dali tyle, że ja bym się już pogubiła. Trzym się.

    OdpowiedzUsuń
  20. Horror, tak jest. Wykrakałaś z kręgosłupem, nawala. Dziś dźwigałam Łojca do pozycji siedzącej - na łóżku. Niby to nie jest tak trudne jak podnoszenie kloca po upadku, ale co mi kręgosłup napyszczył to moje. Uparcie twierdzę, że idzie ku dobremuni zamierzam się trzymać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Rany, poranne ćwiczenia z Łojcem to tak właściwie kwiczenia, znaczy pozdrawiam Twój kręgosłup. Rosołek jak rosołek ale to żeście cóś tam podjedli znakiem dobrym. Kwas poranny zalepiający popłukać by jaką szałwią, poproś może młodych aby Ci przynieśli nawet taką torebkową a nie do parzenia. Zawsze to cóś. Tylko cholera wie jak ta szałwia będzie Ci smakowała? Do ćwiczeń i kwiczeń to Cię namawiać nie ma co, Łojciec robi za kombinat rozrywkowy z siłką na wyposażeniu. Odpocznij a z ćwiczeń "ogólnorozwojowych" to trenuj asertywność, kręgosłup będzie Ci wdzięczny. Łojciec w zasadzie też mógłby troszki poćwiczyć siedzenie w wyrze, na pewno to dla niego lepsze niż zaleganie na plecach. Tylko jak znam życie ćwiczenie Łojca wymagałoby od Cię stania z batem i co gorsza używania kociego ręcznika na okrągło.Choremu rodzinnemu jakby lepiej więc mimo tego ciężkiego przebiegu jak na szczepionkowca słychać w rodzinnych pogwarkach westchnienie ulgi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwas najlepiej przepłukać wodą, to już przetrenowałam. Litra mniej więcej trzeba na rozlepienie. Ja nie wiem jak u waszego chorego rzecz przebiega, ale niech się naszykuje na niedogodnosci. Przerobiłam, to i się podzielę, może ciut pomogę. Niech ten wasz rodzinny oddycha ile może. Jeśli nie wchodzi w grę kaszel, lepiej półleżeć/półsiedzieć. Głowa w górę, żadnego schylania łba nad książką, nie wolno, tu ma znaczenie nawet drobne pochylenie łba.. Jak kaszel, tułów w pionie, pluć świństwem ile wlezie, przy leżeniu kaszel się nasila i naprawdę chce zabić. Gdy duszno i słabo, na brzuch, tak płuca najlepiej pracują. Won z ciężkimi okryciami, lepszy lekki polarowy koc i polarowy dres niż kołdra czy pierzyna. Łojca musiałam ratować spod ukochanej pierzyny, to jest dodatkowe obciążenie dla organizmu takie coś. Resztę idzie wytrzymać, te cjankowe kwasy i smrody, słabości i zgłupiały błędnik. Nawet wracające od czasu do czasu bóle mięśni, wracają owszem, boleśnie i upierdliwie, ale na coraz krócej i w mniejszych obszarach, na szczęście.

      Usuń
    2. Rodzinny tyż charczy i pluje. Od paru dni śpi niemal na siedząco. Z oddychaniem głębokim jest problem bowiem jest przekonany że ódzkie powietrze jest zabójcze i nie należy nim zanadto wentylować płuc. W tej kwestii cinżko się dogadać bo to chemik i robi wykłady naukowe na temat szkodliwości pyłów i ich składu. Mła się wydaje że ta zrzędliwość i ględzenie na tematy chemiczno - zdrowotne świadczy o lepszym cóś samopoczuciu. Kiedy było z nim na tyle źle że trza było myśleć o tlenie jakoś nie ćwierkał na żadne tematy. Pluć pluje i małżonka, która przełazi zarazę w zasadzie z katarkiem lekkim twierdzi że nie wie jakim cudem on produkuje takie ilości wydzieliny. Wg. jej oceny a zawód ma medyczny, to powinien po czymś takim się odwodnić. Rekordy wydzielnicze znaczy są bite. Czym się przykrywają to nie wiem ale do zmarzluchów nie należą. Mła do nich zadzwoni i przekaże czego się dowiedziała, ten dres to pewnie z ulgą zostanie przywitany bo piżamsko się źle kojarzy.
      Z rzeczy ogólnocovidowych to donoszę Ci że wirus zrobił sobie wolne na całego, w statystyce wychodzi na to że ma święta. Mła pozwoli sobie zacytować jeden z ulubionych tekstów - "Ja tu widzę niezły burdel." Nasz Genetix bokami robi tym niemniej w tym szaleństwie jest metoda, patrz szczepienia w Rzeszowie, w którym zaraz będą wybory. Mła paczy, podziwia i współczuwa wszystkim którzy zmuszeni są do kontaktu z tzw. służbą zdrowia zarzundzaną przez kerownictwo. Koronawirus mniej niebezpieczny niż kerownictwo w działaniu. Co do zmiany smaków to mła nie ma specjalnie optymistycznych dla Cię wieści. Zacznę od tego że nieprawdą jest że to tylko koronawirus wyłącza zmysły, mój Tatuś nie ma węchu od lat osiemdziesiątych, grypa mu go zabrała. Uznał to za mniejsze zło bo około dwóch miesięcy czuł zamiast wszystkich innych zapachów smrodek paliwa lotniczego i niestety cóś w typie takiego smaku. Znam jeszcze dwie osoby, oprócz Tatusia, bezwęchowe po grypie i jedną z uszkodzonym wzrokiem. Takie powikłania wirusowe u większości pacjentów mijają ale nie u wszystkich. No i tu dochodzimy do jakości wydzielin - krótko, mła się wywiedziała że trza płukać na całego. Woda, woda z sokiem z cytryny, woda z solą, szałwia, co Ci tylko do głowy przyjdzie ale płucz co by nos działał i kubki smakowe tyż. Z Twojego opisu wygląda jakby to był "środek chorowania" co jest optymistyczne acz nie należy się cieszyć na zapas tylko nadal się pilnować. Mrutka mła już ustawiła na fluidowanie, wymiauczał że będzie pracował nad nosogardzielą.;-D

      Usuń
    3. Aha, leki antywirusowe lub blokujące wnikanie w system nerwowy wirusa trza by pobierać coby zmysły solidnie zabezpieczyć. Mła się chce zaćwierkać rechotliwie - czyżby odsądzaną od czci i wiary Amątądynę. Stawiam orzechy przeciw dolarom że tak.

      Usuń
  22. Będę dzwonić z samego rana do POZ, Łojca trzeba zabezpieczyć, lepiej późno niż wcale. Ja sama mam Ebiflumin, przeciwwirusowy. Brany do tej pory bez przekonania, ale brany.

    Co za cholera z tym wirusem. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Musi być dobrze. Mnie spod cjanku powoli przebijają cienie smaków. Patrz, lada moment się okaże że i reszta osądzanych od czci i wiary "znachorów", "konowałów" jednak wie co robi.
    Co do tych statystyk, ja uważam, po karetkowej ciszy sądząc, że nie jest źle. Były takie dni, że wycie za oknami było ciągłe. A odkąd choruję cisza. Rzadko słychać pojedyńcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak musi to musi, przechorować z rodzinno - przyjacielskimi poradami i już. A potem jakby co to rehabilitować bo u niektórych trza i rehabilitować i monitorować. Wrażliwce znaczy jak zawsze pod górkę. Łojca trza łoj trza choć na oko mła to taki osobnik co wirusa wykończy a nie one jego, he, he, he. Jednakże poważnie pisząc to coś do zwalczania by mu się przydało o ile lekarstwo nie będzie gorsze niż sama zaraza. Kochana, oczywiście że nie jest źle bowiem cud wielkanocny nastąpił i z pułapu blisko trzydziestu tysięcy zakażonych i sześciuset zgonów zjechaliśmy w ciągu zaledwie trzech dni do około dziesięciu tysięcy zakażonych i sześćdziesięciu czterech osób zmarłych. Taa... wskaźnik hospitalizacji dziennych by się przydał ale to trza dochodzić i wyliczać bo akurat tym jest troszki trudniej manipulować. Ale nie bój żaby, po świętach cud mniemany minie i karetki znów będą Ci wyli.;-D

      Usuń
  23. Nie rozumiem zjawiska. Wyższość świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia?

    OdpowiedzUsuń
  24. O matko. W domu przeczytam bo jakieś ciekawe komentarze widzę.
    Opokan działa więc może wieczór z filmem

    OdpowiedzUsuń