niedziela, 21 marca 2021

Notatka 296 pokuszenia od łyczka do rzemyczka

Od soboty lockdown, czy jak mu tam.

Bunt. Nie tylko mój.

Więc w ramach buntu było ruchliwie. Nie spodziewałam się zresztą że cyrk rozpocznie się w sobotę, zaplanowałam sobie ją z rozmachem, częściowo wycieczkową. Ale zimno, szaro, nieprzyjemnie, biel śnieżnej posypki przypomina pleśń. Więc giełda staroci, bo Łojciec zrekompensował wpadkę podatkową, bo samotny korek, pozostałość z niebieskiej karafki straszy na półce. Korek zabrany na giełdę jako alibi... 

Nie mam cykanek z giełdy. Mam łupy. Nie tylko z giełdy, po niej tradycyjnie był ciucholand, wcześniej nie planowany. No ale skoro ZNÓW mają wszystko pozamykać, a pogoda naprawdę podła...

Łupy. Talerzyk drobnym oszustwem, dotarł on do mnie ciut wcześniej.




Fajne? Miseczki na podwyższeniach (dwa złote sztuka) mają około dwunastu centymetrów średnicy i tu jest dodatkowy myk. Wiesz Czytaczu, że wśród mych licznych fiołów jest podgrzewaczowy.  A po zniszczonym przed, przedostatnim zostało mi metalowe badziewie. 
I może, złożone do kupy, wyglądać to tak.


Niebieskiego nie oddam za nic, ale gdyby ktoś był chętny na żółty (wyszedł blado, to mocny czysty kolor), to czemu nie. Blaszkę mogę dokupić na następnej giełdzie, tam zresztą wpadł mi pomysł do łba.


Niby nic na razie zdrożnego, co nie?
Będzie gorzej. Bo pandemia ma dziwne skutki, giełda była wątła pod względem liczebności stanowisk i ludzkiej obecności. Ale takiej wysokiej jakości towaru dawno nie widziałam. Także cenowo było inaczej. Gościu pytany o czerwony niewielki wazon Horbowego na poprzedniej giełdzie śpiewał 300 i to jest cena prawie netowa. No, w necie drożej . Wczoraj cena śpiewana 120. Szkła było wyjątkowo dużo i to bardzo dobrego. I tak, kupiłam coś co może mieć styczność z Horbowym i resztą topowej bandy. Najpierw za czterdzieści. Fioletowy ciemny jajowaty wazon, z wąską szyjką i perłowymi plamami na dole. Grube szkło.  Piękny, ale.... oko wyhaczyło coś jeszcze. Kilka okrążeń i powrót. Zamiana fioletu na zieleń za dopłatą dychy. Moje. Kupiłabym chętnie oba, no ale..... Bardziej pasuje do mnie zielone pseudohorbowe. A najbardziej czerwone horbowe.  W ciucholandzie natomiast, wśród po dysze wycenionych nieskupowych butelek oko wyhaczyło fioletową "butelkę". Bach, kupilam. Nie ma fioletowego jaja, jest fioletowa "butelka" na bezbarwnym dnie. Szkła prezentowane razem. 


Korek wetknięty z domowych.

No właśnie, korek. Nie dokupiłam dołu do posiadanego. Nie było. Za to był facet sprzedający kryształowe i przejrzyste kolorowe szklane korki, wyeksponowane jak pierścionki u jubilera. I tam był korek w kształcie ptaszka, wielkości połowy wróbla, z przejrzystego szkła, odlew szlifowany. Oko mi błysnęło, ale zielone szkło już było kupione. Pożałowałam, czego żałuję. Sam wiesz Czytaczu, jak to jest. Ćlamie. W domu zaczęłam kombinować, dopasowywać, żałować. I szukać po necie. 

Stara a głupia, co od razu wyszło na jaw po wbiciu hasła "szklany korek". Bo z miejsca moja wiedza została bezlitośnie poszerzona, czego wcale nie chciałam. Chciałam szklany korek w kształcie ptaszka, hasło wydawało się słuszne na początek poszukiwań. Niesłusznie, bo pokazały mi się takie cuda.






Zgłupiała patrzyłam i nie wierzyłam. Czy Gugieł oszalał? Nie rozumie słowa "szklany", to pewne. Masa badziewia nieszklanego  mi się pokazała. W tym było i takie cóś z dosadnym opisem. Zamieszczam fragment.
Wyjątkowa zatyczka analna, która „rozkłada się” zaraz po włożeniu w tyłek. Rosebud ma wewnątrz zatyczki wypukłości, które zmuszają „płatki” do ...

Dosyć. Korki analne. Moc tego w necie, usiłuje się wtryniać także po bezlitosnym uściśleniu "korek do karafki". Od razu wyjaśniam - nie miałam o istnieniu gadżetu pojęcia, pojawił się w mej świadomości nagle, budząc osłupienie i wqurw nachalnoscią, zamiast zawstydzenia niewiedzą.  Pokazuję, wiedza bywa przydatna. 

Uparłam się jednak, korek do fioletowej "butelki" by się przydał, ptaszek świergolił w pamięci, więc jazda po korkach ze starannym omijaniem analnych. Po wejściu gadżetu w mą wiedzę o świecie bardzo podejrzliwie zaczęłam przyglądać się tradycyjnym korkom. 






Te powyżej (prymitywne w porównaniu do widzianego na giełdzie), to jest to o co chodzi. Ale sprzedane. Korków do karafek mało, prędzej spotkam na giełdzie. Korki do butelek już tak. Są.



Ten najsprytniejszy, dwuelementowy, po wyciągnięciu wewnętrznego służy jako lejek.






Kiedyś może pokażę co z korków mam.
Na te tu pokazane nie polecę, ceny takie że czerwony Horbowy tani, a jakby co to jego wolę. 

W ciucholandzie kupiony jeszcze zestaw szali, jeden na przerób, drugi ogromny, mięsisty i dwustronny. Suszy się.


To było w sobotę. 
Dziś giełda. Bez zakupów ale z cykankami. Lockdown też połowiczny, nie odliczył się na giełdzie stragan co dla niego pojechałam. Za to są cykanki dokumentujące lockdown. He, he.



 





R.R. pisała, a w międzyczasie wszystko zapleśniało na biało. 

18 komentarzy:

  1. Zazdraszcazam do bólu - podgrzewaczy kombinowanych, korków szklanych, talerzyków malowanych, szkieł wydmuchanych, chust jak haftowanych. A przede wszystkim zazdraszczam tego polezienia na wysorty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinnam, wiesz? Łojciec zrefundował kasę wywaloną na zapomniany rachunek, to miałam za co, ale i tak nie powinnam. Po za tym, spoko, nadrobisz i wtedy ja będę zazdraszczać

      Usuń
  2. Omg, ja w środę byłam, ale nic nie upolowałam poza skromnym zajączkiem do paczki do wysłania. Czekam na wpadnięcie czegoś. Ehhh... W pracy padaka. Oby jakoś do świąt ..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nie zawsze upoluję. W sumie to ok, nie wszystkie łowy powinny być "łowne", bo by spowszedniały, zagraciły
    po sufit i obrobiły z kasy co do grosza. Padaka powiadasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magazyn zapchany nie wiedza co robic. Transporty odwolywane. Masakra

      Usuń
    2. Cholera, zapowiada się fatalnie. Wszędzie.

      Usuń
  4. Cudne łupy! Talerzyczek obłędny, szkła przepiękne, szal bossski! Ja w takie miejsca nie chodzę, bo im więcej towaru wokół siebie widzę godnego wzięcia, tym głośniej syczy mi wąż w kieszeni, w końcu wychodzę bez niczego (ale z pełnym portfelem). Potem czasem żałuję, no ale jakoś tak mam, że nadmiar szczęścia mnie przytłacza :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miewam podobnie😀Mam metodę, szukam konkretnej rzeczy, na inne patrzę i jak cena jest mocno okazyjna to kupuje, ale lubię pochodzić koło rzeczy, czyli robię rundkę, jeśli jeszcze dana rzecz nie zostala sprzedana, to kupuję.

      Usuń
    2. W ciucholandach robię okrążenia z masą rzeczy wpakowanych w wózek. Funduję im przejażdżkę i popatruję na nie krytycznie. To nie są drogie rzeczy, rzadko tam kupuję gdy towar nieprzeceniony. Tym razem był ogólnie nieprzeceniony ("butelka" by chyba niedoczekała), ale szale tak. Pięć złotych sztuka.

      Usuń
  5. 😀😀😀
    Drogo, ale ładniutko.Piękne szkło i talerzyk z ciekawym wzorkiem. Mialas dobry dzien na trofea.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Doruś, cieszą łupy 😀. Ale jakoś się rozbestwiłam w ostatnich miesiącach. Nigdy przedtem nie było kupowania kilku rzeczy na raz. Jedna, wyjątkowo dwie. Chyba ma tu miejsce jakaś kompensacja dodupności ostatniego roku.

      Usuń
  6. Ja chodzę i będę chodzić. Węża słucham, czego potem żałuję (ptaszek) lub nie. Wąż ma często rację. Tym razem były bardzo fajne rzeczy, oczy nacieszyłam. Pod wpływem oglądanych gratów wiem jak rozwiązać dla futerek sprawę spanek na Łojcowym kaloryferze. Tam jest wąziutka deseczka o którą są boje. Może przez lato zdążę z realizacją pomysłu. Także, tego, polecam. Naprawdę nie trzeba od razu kupować, ale też tam są robione takie zakupy, co uszczęśliwiają chomiczość w ludziu. Tym razem widziałam jak buchało z kobietki co kupiła maślnicę. Sama takim szczęściem płonęlam kilka razy, niebieskie smoki-lewki, końcówka słupka karuzeli, czerwone szkłopodobne korki, zielone miski. I cebulaczkowa biało-niebieska ceramika. Są rzeczy niewiarygodne na tych giełdach, kiedyś była rozłożona na części cud miód fontanna, tak słodko kiczowata i tak ogromna. Nie muszę kupować, sama świadomość, że u kogoś będą słodko straszyć krasnoludki od Śnieżki, jelonki i papugi i motylki i tańczący ze Śnieżką książe. no cud ino buzi dać, wszystjo w chińskich pastelach.. Dla takich dziwów też chodzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie jestem takim egzotycznym gatunkiem nie-chomika i działam raczej tak jak Dora - idę do konkretnego sklepu po konkretną rzecz. Raz na kilka lat zdarza mi się pójść tak ogólnie "kupować ciuchy" dajmy na to, jak już dojdę do wniosku, że wszystko mi się wyszargało i trzeba zrobić generalny lifting garderoby. Na ogół wiem jakiego konkretnie swetra czy czegoś tam mi trzeba i dokładnie takiego szukam. Jak nie ma, to nie kupuję innego, tylko dlatego, że ładny. To samo dotyczy innych rzeczy, nie tylko ciuchów. Jestem praktyczną minimalistką :). Ale pogapić się - miło, owszem :).

      Usuń
    2. Chyba zazdroszczę 😀. W życiu nie udało mi się kupić ciucha, buta, wtedy, gdy takiego szukałam na specjalnie w tym celu robionych zakupowych wyprawach. Zawsze jest "przy okazji".

      Usuń
  7. No ja KiKa nie odwiedzilam, choć wiem że zamknięte już. Ale nie pali się.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jestem z tych polujących, niby wiem co mam kupić ale jak widzę "zwierzynę" to mła amok ogarnia jak Mrutka na widok gołębi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wychodzi na to że mam podobnie.

    OdpowiedzUsuń