Ścięło mnie. W pół godziny, może ciut później, po wejściu do domu. Zdążyłam się umyć, rozerwać saszetki z jedzonkiem dla kocisynków, podgrzać zupę, poczytać na srajtfonie nowiny o fontannowych smokach. A potem łups, nie ma ciałka Lisi.
Łojciec to Mistrzu Klasy Światowej.
W moje życie wprowadziła go Mama, gdy miałam trzynaście lat. I od tamtego czasu element niestabilnego absurdu pojawił się w moim życiu na stałe, przez niskiego osobnika, co zawsze ma rację. I zawsze chce dobrze, od czego ręce opadają, a człowiekowi robi się niedobrze od tego "dobrze".
Łojciec w kwietniu będzie miał osiemdziesiąte urodziny. Trzy lata temu złamał, a właściwie nie złamał a roztrzaskał sobie dwa kręgi w odcinku lędźwiowym. Co będę czarować, któryś kolejny upadek po alkoholowym nadużyciu tak mu dogodził. Nie pierwszy, popękane mial te kręgi wielokrotnie, zrosło się nie do końca dobrze. Łojciec przemocą przez liczne perturbacje doprowadzony został do specjalisty, który ujawnił, że jest ucisk na rdzeń, a Łojciec miał kupę szczęścia że chodzi i że nie wykończyło go uparte leczenie na rwę kulszową. Paskudnie żmudna to była droga do fachowca, w tym kraju leczyć się mają siły tylko strongmani. Na operację z racji wieku i kłopotów z ciśnieniem Łojciec niezbyt się nadaje, z czego ochoczo korzysta. Chodzi ledwie ledwie, ale chodzi. Nic to jednak nie zmienia, mam w domu bombę pod tytułem Seniorniespodzianka, Emeritenbomb. Nie przywykłam mimo długoletniego mieszkania pod jednym dachem. Trochę spokoju i nagle ŁUP!!! Szok i cios. Niby wiem, że mam samą nieobliczalność pod dachem, sprytnie się maskującą jako racjonalny osobnik, ale zawsze, ale to zawsze mnie czymś zaskoczy. Jemu zawdzięczam bezdomną noc, szczęściem że we wrześniu, a nie w zimowych takich jak teraz miesiącach. Jemu zawdzięczam rozsypanie się na kawałki segmentu, kupowanego przez moją Mamę. To akurat niewielka strata, ale do tej pory niczym nie umiem grzmota zastąpić. Demon napraw co rujnują, bo naprawy i modernizacje wykonywane we własnym zakresie tak, że wydobywa się ze mnie bolesny jęk. Często nie ma wyjścia, trzeba naprawianą rzecz wywalić, tak było z segmentem. Mój dom jest chyba jedynym w kraju, gdzie regularnie kupowane deski sedesowe mają zamiast plastikowych metalowe śruby, gdzie raz w miesiącu jest obowiązkowe skręcanie Łojcowego fotela, co mu się pod tyłkiem rozkręca. Niespodziewanie nawiedzający dom goście, kupcy namawiani gorąco do odkupienia ode mnie rzeczy, o których wie, że w żadnym wypadku nie chcę ich sprzedać. Fachowcy jak z koziej dupy trąba, sprowadzani nie wiadomo po co, bo nic nie było zepsute, tylko Łojciec uznał że może coś działać lepiej. Alkoholowi koledzy tabunami przewijający się przez dom, w tym i ten goły, kompletnie obcy osobnik siedzący na łojcowym dywanie i wymachujący pustą butelką. Wynoszenie po koleżkach domowych spraw i sprzętów na wieczne nieoddanie. Sprawiedliwie powiem, że sam te pożyczane kupował, ale podziałkowej drabiny żal. Pytlowanie o tym, o czym nie powinien. Tajemnicze zaginięcia książek pożyczanych z mojej biblioteki (tu przyłapany i skorygowany. Obraza na długie miesiące, kilku tomów nie udało się odzyskać). Absolutna głuchota, jeśli chodzi o słowa których nie chce usłyszeć. Niepamięć absolutna jeśli chodzi o własne czyny i słowa. Niezwykle liczne teorie spiskowe lęgnące mu się pod czaszką, jak i tam wykoncypowany obraz zdarzeń jedynie słuszny i właściwy. Powinien żyć wśród licznej i hałaśliwej rodziny w typie włoskim, z jego uwielbieniem dla dramatu i licznej widowni.
Normalny przeciętny starszy facet. Acha.
Powinnam zwiać gdzie pieprz rośnie, gdy była na to pora. Powinnam po śmierci Mamy nie słuchać grzecznie rad rodziny, ba, nie zważać na to, co mówiła Mama. Powinnam kompletnie zlekceważyć Łojcową niechęć do zmian i znaczne w tamtym czasie złagodzenie charakteru i obyczajów Łojca. Zapożyczyć się, sprzedać mieszkanie, kupić dwa mniejsze. Oddzielnie. Odrębnie. Byłam głupia i tyle. Swoją drogą jakie to szczęście, że mieszkanie jest moje. I jakie Łojciec ma szczęście, że moje.
Nie mam pojęcia jak wyglądałoby moje życie, gdybym postąpiła tak, jak szeptał mi instynkt.
Dziś pewnie nie siedziałabym ogłupiała.
Nie znalazłam miejsca, gdzie zakopał Lisiunię. Podobno pomógł mu menel Czesiek. Podobno kilof się przydał. Podobno przy szafce z instalacjami. Jutro, przy przymusowym dla Łojca obowiązku wynoszenia śmieci wyjdę za nim i poproszę by pokazał mi to miejsce. Może jestem po prostu ślepa i nie widzę w śnieżnej bieli śladów kopania. Może.
Jak na razie, to po prostu mam prawie pewność, że potraktował ciałko mojego kota jak śmieć. Jak zepsute mięso.
Na awantury nie mam siły. Łojciec spokojnie śpi, przekonany że jest wszystko ok. Jak zawsze.
Sprawiedliwość wymaga, by zaznaczyć, że piszę tego posta w rozgoryczeniu. Jakieś zalety Łojciec ma, ale dziś ich nie widzę.
Mściwie zamieszczam fotę. Tak przeciętnego faceta, że nie do rozpoznania wśród kilkuset tysięcy podobnych.
R.R. pisała.
Komentarz poszedl w niebyt, moze i dobrze.
OdpowiedzUsuńMasz za dobre serce. Utulam , mocno,mocno♥️
Czas na rozmowę o azylu, mła nie ma dobrego serduszka. Są rzeczy które się odpuszcza i są takie które muszą być załatwione do końca. To że Łojciec jest stary i chory nie oznacza że może sobie pozwalać na takie numery jakie robi. Mła nie będzie dawała żadnych konkretnych rad ale okiełznaj Łojca na spokojnie zanim odpieprzy numer stulecia.
OdpowiedzUsuńDokladnie to samo napisałam w komentarzu, ktory zwiał. Nie możesz mieć skrupułów itp.
UsuńNie mam siły. Awantura była okropna i bezskuteczna. Nie ma szans, nie pochował Kiciuni pod trafo, pruszący od wczoraj śnieżek pokrył gładkie na gładko centymetrową warstwą. Ale zakopał i już. Wersja utrwalona i jedyna istniejąca, że sprzeczna z realem-tym dla niego gorzej.
UsuńŹle mi się pisze, miało być tym gorzej dla realu. Prawda nigdy dla Łojca nie była opcją obowiązkową, raczej obowiązywała ta prawda, która sobie umyślił. Tyle razy to przerabiałam, że nie mam już siły na kolejne walki. Jest ciężko obrażony że mu nie wierzę. Potwór ze mnie, no jak tak mogę. Na nic cykanki śniegu, zakopał i już. Inkwizycji by trzeba, rozpalonego żelaza by zmienił wersję, moje awantury na nic. Przecież mu łba nie rozbiję, chociaż mam ochotę.
UsuńEch, kochana, trochę wiem, o czym piszesz, podobne historie, bez alkoholu, ale kto wie czy nie z większą fantazją wyprawiane, mieliśmy z moim teściem. Co gorsza mieszkał sam na swoim, ale wymagał opieki, czy raczej nadzoru, któremu w żaden sposób nie chciał się podporządkować, bo fizycznie był niemal do końca bardzo sprawny, a w każdym razie energia go rozpierała. Były próby zakwaterowania go u nas, żeby mieć większą kontrolę, na szczęście po paru awanturach sam zażądał żeby go odwieźć do jego mieszkania, bo w przeciwnym razie to ja bym się wyprowadziła. Taki człowiek jest nie do wytrzymania, wiem o czym piszesz. Nawet bez alkoholu, bo teść niepijący, ale miał zaniki pamięci, zawroty głowy przy których nieraz się poobijał, zostawiał garnek z zupą na gazie i szedł na miasto, a sąsiedzi wzywali straż pożarną, czasem zapominał gdzie mieszka... Dzisiaj już nie żyje, ale przez długie lata był koszmarem całej rodziny, długo by opowiadać. Jak to mówią - jak masz miękkie serce, to musisz mieć twardy tyłek. Z dobroci serca wzięłaś sobie garb na plecy. Powiem Ci, że jestem zwolenniczką domów opieki dla takich ludzi i nie należy tego traktować jak skazanie. Z moim teściem skończyło się na szpitalu po kolejnym przewróceniu się. Koleżanka miała podobny dylemat, opiekując się matką i jej mężem zaślubionym na stare lata. Oboje zdemenciali, mieszkali na swoim, ale ona przejęta rolą codziennie po pracy leciała do nich posprzątać, ugotować, nakarmić, umyć i zmagać się ze skutkami ich nieobliczalnych działań. Masakra. Była sama przez to prawie wrakiem człowieka, psychicznie i fizycznie. Namawiałam ją na dom opieki dla nich i jak to w końcu załatwiła, to odżyła. Pomyśl też o takim rozwiązaniu.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię mocno, trzymaj się i myśl o sobie, to Ty jesteś najważniejsza.
Starość jest rzeczą wyjątkowo wredną. Małgosiu, miałaś szczęście, że teść chciał się wyprowadzić. U mnie na rozwiązania problemu jest za późno, lub za wcześnie. Pisałam o nieobliczalnej stronie mieszkania z Łojcem pod jednym dachem. W rozgoryczeniu i otępieniu, które i teraz mnie nie opuszcza. Naprawdę nie mam aktualnie najmniejszej ochoty poruszać tematu. rozszerzać go o pozytywy. Są, wiem o tym, choć na razie jakoś mi z oczu zniknęły. Radykalne rozwiązania mnie nie przekonują z tego powodu, że w przeciwieństwie do Łojca mam dobrą pamięć i pamiętam, że bez jego pomocy nie dałabym rady przy chorobie Mamy. No nie dałabym. I tak jej śmierć sama odchorowałam. To jest powód wsteczny, nie do zlekceważenia dla mnie. I nie ma mowy o żadnym odwaleniu obowiązków i braniu odpowiedzialności za postępki Łojca, o czym on wie. Moja dobrowolna pomoc, nigdy obowiązek. Jak na razie kolejny etap zimnej wojny się szykuje, za długo widać był spokój.
UsuńTrzymam kciuki za dzisiaj i za Twoją stanowczość.
OdpowiedzUsuńByłam stanowcza. Ale na Łojca to za mało.
UsuńW sprawie zakopywania nic nie powiem, bo ja Amberka skorupkę zostawiam u Veta. Uznałam, że jego samego zabrałam ze sobą. Jego już tam ubywało tak, że uznałam, że Amberek został tu w domu. Jest z nami. skorupka nieważna. Nie wiem, jak wet to załatwia. Trudno. Nie byłam przy drugim zastrzyku, bo Wet powiedział, że będzie musiał przy takim wycieńczeniu drastycznie być może dać w samo serce. Nie chciałam tego widzieć. Przy mnie zasnął, Pocałowałam w głowę i wyszłąm.
OdpowiedzUsuńWojna o "skorupkę". Istoty Lisi już w niej nie ma. Ale jednak świadomość że ta "skorupka" została tak potraktowana przez domownika boli. Żeby to w pobliżu był tylko jeden śmietnik, ale nie. Przynajmniej dwa wielopojemnikowe do przegrzebania. Nie będę jednak grzebać.
OdpowiedzUsuńTaa... miałam nie dawać rad ale nie zdzierżyłam. Oby ta historia ze skorupką po Lisiuni była "chwila prawdy". Żyje facet w swoim świecie, pomyśl o tym azylu zanim się rozłoży i zrobi z Ciebie całodobową pielęgniarkę. Sił nie masz, rozumiem, za dużo naraz i przykro Ci z powodu skorupki po Lisiuni jak cholera. Awantura niczego nie zmienia za to spokojne i racjonalne podejście do tematu od pewnych rzeczy Cię uwolni a Łojca sprowadzi do realu. Nie jesteś swoją Mamą, jeżeli nie byłaś przysposobiona to nic nie musisz, co trzeba zrobiłaś i tyle starczy, basta. Spokojna rozmowa o tzw. wycugu zazwyczaj jest przykra ale nie masz wobec człowieka obowiązków, poza tym dlaczego masz się wykazywać wrażliwością wobec kogoś kto nie jest specjalnie wrażliwy. To nie jest pastwienie się nad 80 letnim staruszkiem tylko rozmowa o załatwienie mu takiej opieki, która przy pogarszającym się z czasem stanie zdrowia i tak będzie konieczna. Ludzie muszą znajdować opiekę dla ukochanych staruszków, którymi nie mogą się zająć a Łojciec zdaje się nie zaliczać do kategorii ukochanych staruszków, więc nie masz się co łamać. Pewnie będzie wierzgał bo ciężko przyjąć do wiadomości starość i związane z nią ograniczenia, zwłaszcza jak się długo żyło po swojemu, niespecjalnie się licząc z innymi ale to się przecież ( o ile Łojciec nagle nie kipnie ) i tak właśnie w ten sposób skończy. Z pracy się zwolnisz kiedy przestanie chodzić albo gubić w mieście? Na miejsce w DPSie się czeka, zapisać się trzeba bo zanim dostaniesz miejsce jakiś czas mija. O ile Łojciec będzie na chodzie i nie będzie upierdliwy ( kontakty z menelami, wyskoki ) kolejkę można przepuścić. A w razie pogorszenia stanu zdrowia masz szybszą ścieżkę do opieki całodobowej dla niego. Żeby odmitologizować pewne sprawy to z tym wyrażaniem zgody na przebywanie w domu opieki jest inaczej niż ludzie na ogół myślą, wiem z doświadczenia. Przeca sądy nie wydają masowo zgód na umieszczenie, medyczni oceniają czy pacjent się nadawa czy nie. Tak się to odbywa. DPS niekiedy to konieczność - Franio, powinowaty Ciotki Elki trafił do dobrego państwowego DPSu , w którym żył całe pięć lat, choć szpitalni lekarze dawali mu koło roku życia - zero odleżyn, zaczął czytać i doczekał się narodzin wnuczki. Święta oraz sezon urlopowy spędzał w DPSie ( mimo tego że rodzina się spinała dyżury wyznaczała i tym podobne ) ze względu na Waldka, który nie miał rodziny - bliscy i dalsi Frania nawiedzali ich tłumnie ku zgrozie personelu. To była lepsza starość niżby mogli mu zapewnić najbliżsi. Tyle od mła, bardzo niewrażliwego serduszka, która uświadomiła Panu Dzidkowi pewne prawdy życiowe, dzięki czemu on jeszcze dycha i właśnie powrócił ku radości psów do chałupy.
OdpowiedzUsuńNie rób tego z zemsty czy cóś, zrób to co i tak kiedyś będziesz musiała zrobić kiedy na tyle się Łojcu pogorszy że nie dasz rady. Napisałąś Małgosi Zapapilotowanej że Łojciec pomógł Ci przy odchodzeniu Mamy, zapewnij sobie i jemu pomoc na okoliczność jego odchodzenia. Bo kto Wam wtedy pomoże?
UsuńPodpisuję się pod powyższym. Też miałam już się nie wymądrzać, ale skoro Tabaaza się odważyła, to i ja dorzucę. Łojciec będzie w coraz gorszym stanie i będzie odwalać numery, o jakich się nie śniło, puści Ci chatę z dymem, albo oboje Was zaczadzi, złodziei wpuści albo insze bógwico. My musieliśmy nie tylko tłumaczyć się u zarządcy domu teścia z powodu jego wybryków, ale i przy pomocy prawników odkręcać różne podpisane przez niego u naciągaczy umowy i zobowiązania. Mniej więcej to co szczegółowo wyłożyła Tabaaza miałam na myśli pisząc o domu opieki (lub innym podobnym przybytku). My z mężem sami mówimy synom, żeby - napatrzywszy się jak to było z dziadkiem - pamiętali, że jak my się zrobimy niedołężni i/lub upierdliwi, to żeby nas bez wyrzutów sumienia umieścili w "żłobku" dla starców. Bo wolimy wiedzieć, że nie zostaniemy ciężarem dla własnych dzieci. Traktuj to rozwiązanie właśnie jak żłobek - dzieci zostawia się całymi dniami w żłobkach czy przedszkolach i nikt z tego nie robi problemu. W DPS jest fachowy personel, Ty możesz go odwiedzać kiedy zechcesz. On będzie miał opiekę i towarzystwo. Niektórzy tam sobie dopiero dobrze życie układają, też mamy znajomych, którzy ojca umieścili w DPS i on nawet na święta nie chciał do nich iść, bo mówił, że tam ma lepiej i weselej. W szpitalu, w którym pracuje moja rodzina, jest Zakład Opiekuńczo-Leczniczy, w którym większość pacjentów to staruszki wymagające opieki medycznej ale i całodobowej obsługi. Mąż z nimi często rozmawia i jest tak, jak pisze Tabaaza - wielu z nich lepiej się tam czuje, bo mają opiekę, pomoc i towarzystwo. A rodzina może zaglądać, odwiedzać skolko ugodno, zabierać na weekend czy święta. Ani się obejrzysz, jak pomoc będzie Tobie potrzebna, bo nie dasz rady sama doglądać coraz starszego człowieka.
UsuńRozumiem wdzięczność za to co było, ale nie możesz być niewolnicą tej wdzięczności. Przemyśl na spokojnie to co Ci tutaj trujemy, myśl o sobie i o swojej przyszłości.
Hym... strasznie się wymądrzyłyśmy ale to po wyczytkach o łojcowych postępkach ( sprawa ze skorupką po Lisiuni tylko wieńczy temat ). Co do pomocy przy Mamie to akurat to był jego obowiązek, wobec Mamy, nie wobec Ciebie. Podkreślam słowo obowiązek, Ty miałaś swój jako córka a on miał swój jako Mamy facet. Nie sądzę żeby Łojciec był samo zuo ale empatia nie jest jego mocną stroną. Za skorupkę to bym mu zaordynowała wymawianie przy każdej możliwej okazji oraz lube opowieści o jego własnym pogrzebie, natomiast sprawę opieki bym po prostu załatwiła dla spokojności wszystkich zainteresowanych. Przemyśl i nie złość się że my tak z butami w życiorys i wogle, ale się po swojemu martwimy, mimo że nie znamy się w realu. W końcu jesteś nasza, znaczy kocia, nie chcemy żeby Łojciec Cię pożarł z kopytkami.
OdpowiedzUsuńBardzo jesteście kochane. I mądre. Jak bym mogła się złościć? O co? Macie przecież rację, nawet nie znając mnie z realu, ani pełnego kontekstu. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńZjeść mnie nie da rady, bywam cholerą gdy miarka się przeleje. Także furią, co raczej niezależne od moich chciejstw. Tym razem mnie ścieło, ale bywało już i tak, że buchało ze mnie ogniem. Oczywiście że będzie wypominany pochówek "pod trafo". Długofalowo. 😀.
Inna rzecz, że to jedyna obok furii metoda która działa, upierdliwe i rozłożone w czasie bezlitosne pamiętanie i przypominanie.
Z tymi domami opieki to nie jest najlepiej w Cz-wie, przynajmniej dwa-trzy lata temu nie było dobrze. Wtedy się rozglądałam, przerażona nieruchawością Łojca po tych kręgosłupowych zrastaniach. Wtedy odpuściłam, nie było ciekawie i nie sądzę by się coś zmieniło, jeśli już to na gorsze. No ale trzeba rzeczywiście znaleźć jakieś wyjście awaryjne, dla spokojności.
Dziękuję.
Z domami opieki państwowymi nigdzie dobrze nie jest ale się trafiają, nawet jak nie w Częstejchowie to się w kolejce zapisać, przeca nie chodzi o to żeby Łojciec już tam trafił tylko żeby miał w razie czego miejsce zaklepane. Buniolujemy Cię i gorąco wierzymy że Duszek Rudy upieprzy Łojca w tyłek i będzie się nazywało że go bolą cholernie korzonki.
OdpowiedzUsuńA niech nawet w samo jajo 😹 jestem za Rudym Duszkiem Demonkiem!
UsuńKarma wraca, zawsze.
Dziękuję. Demonek 😀 tak, też jestem za, choć nie powinnam. Złe ze mnie uchem wygląda😀.
UsuńDobrze gada Tabaaza, punkt po punkcie, trza jej polać :).
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, wszystko na spokojnie, ale konsekwentnie, nie odpuszczaj tym razem. Z tą kolejką do DPS też racja, sama wiesz, że od ręki to nie ma, ale trzeba grunt przygotować. A może popytaj też w międzyczasie o jakaś możliwość dochodzącej opieki? Dla Ciebie by było trochę oddechu a dla Łojca sygnał, że nie będziesz go wiecznie niańczyć.
Z powodu covidozy z dochodzacą opieką jest źle, od razu mówię,a prywatnie koszty duże.
OdpowiedzUsuńPodzwon na spokojnie w rózne miejsca, czy to w Twoim miescie czy okolicznych, co za różnica, byleby dosc blisko, gdybyś miała mozliwośc odwiedzania kiedyś. Dowiesz sie co i jak,a to juz dużo.
Taka wprawka.
I znowu macie rację❤️
Usuń