niedziela, 28 lutego 2021

Notatka 282 czy ty mnie kochasz?





Ech. Karta SIM znów mi się bawi w chowanego, Chamydło Gugieł wtrąca się natrętnie w pisaninę i stworki koniecznie żądają zajęcia się nimi teraz, już natychmiast. Obiad trzeba robić, Łojciec złym łokiem łypie. Łoraz marudzi. Więc po kawałeczku piszę, przezornie zapisując co drugie zdanie (karta SIM), podejrzliwie łypiąc łokiem na zapisane (Chamydło Gugieł). Oraz odrywając się co rusz do dopieszczania futerek i pichcenia. Zdaje się, że porządnego i wolnego od chaosu posta nie uda się sklecić. A taki być powinien.  

Chciałam o kociej miłości, nie takiej znów oczywistej. Bo na co dzień, to nie każde futerko ją okazuje. A jak okazuje, to w oczy bije, że to czysta interesowność. Niektóre nas nie szanują, nie przychodzi do kocich łebków myśl, że nie lubimy być drapani, niefajnie nam jak kicia chodzi po piszczelach, skacze na splot słoneczny, odbija się od nas w skoku, traktując nasze ciało jak ścianę, drapak, trampolinę, drabinę. Jeszcze niefajniej, jak kicie traktują nas jak niewolnika do spełniania kocich życzeń i do pomiatania. Kochamy nasze kiciunie, ale słodycz naszego charakteru ulata i często ma się ochotę małego księciunia lub księżniczkę kopnąć w rzyć, w rewolucyjnym buncie. Ja mam i miałam dobre kocinki, mimo okazywanego chwilami braku szacunku dla mojej osoby, za jednym wyjątkiem kochały mnie wszystkie z wzajemnością. Nawet Kubuś Rozpruwacz. Tylko Tytusek kochał wyłącznie Kubusia. 

Skąd wiem? Różnie. 

Gucio, mój za bramą już, niebieski persik. Ludzki kaprys spowodował, że bardzo urodne biedactwo cierpiało za sprawą własnego, zaprogramowanego przez ludzką próżność i głupotę futra. Te kołtuny które trzeba było wycinać. Futro wymagające wiecznego czesania, często bolesnego. Mycie Guciowego tyłka, gdy zdarzyła się kuwetowa wpadka, o to było dla niego straszną traumą. Wczepiał się panicznie w emalię wanny, choć wydaje się to niemożliwe. Płakał. I co? Po traumie mycia, czesania, wycinania zbitych sfilcowanych kudełków przychodził po pociechę do mnie, dręczycielki. Nie muszę pisać, jak bardzo mnie wtedy rozczulał i oczywiście był pocieszany, przepraszany i rozpieszczany. 

Feluś i Gacuś, stróże... Jaka krzywda, gdy jestem zamknięta, bo chcę podrzemać, gdy ferajna chce się bawić. Lisiunia która też musiała mnie mieć na oku, skarżyła mi się potem długo, jaka to straszna rzecz była, tak samo robi Gacuś. Feluś się nie skarży, sprawdza czy żyję, żyję więc się obraża. Jak mogłam. Tak czy siak, trzeba przepraszać.
W ciągu mojego kociomamowego etatu, zdarzyło się kilka wyjazdów. Pierwszy jeszcze za Fredzia i Gucia. Różnie było po powrotach. Obrazy, pokazywanie namiętnych uczuć, raz musiałam przetrzepać Kubusiowy tyłek, raz wymienić materac. Nigdy nie było obojętnie, takie "o jesteś?". 

Zdarza się, że prawie nadeptuję, lub nadeptuję. Groza, ból, panika. To, że o mało co sama się nie połamię, przewrócę, zęby wybiję - mało ważne. Ważne, że niechcący skrzywdziłam. 

I co robię? Bardzo dawno temu ukochany Fredzio też mi podszedł pod nogę. Uciekł, a ja się popłakałam. Z żalu że skrzywdziłam, z bólu - bo chcąc uniknąć stanięcia całym ciężarem na kociej łapce, walnęłam bokiem ciała i łokciem w gazową rurę. Obolały Fredzio przyszedł mnie wtedy pocieszyć, rozwalając mnie po całości. 

Więc. 

Bezczelnie się przyznaję, jeśli zdarza mi się taki wypadek, że skrzywdzę niechcąco, zawodzę jak zawodowa płaczka, oczywiście udając. Na usprawiedliwienie napiszę, że rzeczywiście, udawane płacze są objawem solidnego dyskomfortu. Nie zdarzyło mi się, żeby skrzywdzone futerko nie przyszło sprawdzić co z niedobrą Pańcią. Przepraszamy się wtedy nawzajem, ale nie mam wątpliwości, one mnie kochają. Cud.

Co do pomiatania moją ludzką osobą, to u mnie nie ma wyczynowców, może dlatego, że to chłopczyki, może dlatego, że choć nie muszę, od czasu do czasu serwuję każdemu porcję niedźwiedziej miłości. Zwłaszcza wtedy, gdy uda się dorwać rozdokazywane o trzeciej w nocy futerko. Pomaga, o ile się dorwie zabawowicza, i nie pozwoli się futru wywinąć. Po niedźwiedzich pieszczotach i dokarmianiu futro spokojnieje, zarażając towarzycho. No chyba, że ma się do czynienia z Chupacabrą, ten nigdy nie ma dosyć. Ale, niestety. Jak wybudzą o trzeciej to rzadko przychodzą na myśl takie wyszukaństwa. Raczej się łapie stwora, z nadzieją że to prowodyr, i izoluje. 

Raz Kubusia, raz Maciusia, raz
Felusia zabierałam na przymusowe spacery. Niegrzeczność była na tyle duża, że trzeba było. Żądnego przygód Maciusia i Felusia żądającego wypuszczenia,  perfidnie zabrałam na spacerki w hałaśliwe okolice. Pomogło, domatorzy z nich wyleźli. Kubuś też zgrzeczniał, miesiąc po pojawieniu się u mnie przemocą wyciągnęłam ubranego w szeleczki w kierunku z którego się pojawił. Protest było słychać chyba na kilometr, powrót był biegiem. 

Czyli z niegrzecznością sobie można niby u kocurków poradzić. U kotek to nie wiem, miałam raczej takie z piekła rodem, z morderczymi zapędami. Przez moje życie przewinęły się cztery, trzy przez mój dom, jedna opiekowana przez miesiąc w cudzym. No, ta jeszcze była do wytrzymania, po dwóch dniach uznała że może powalczyć z intruzem wybierającym syf z kuwety, wymieniającym wodę i sypiącym chrupki. Łapałam cholerę w locie, szczęśliwa, że mam na sobie zimowe ciuchy. Potem była ostrożna obserwacja, z warkotem w gardzieli, a dwa ostatnie tygodnie czysta słodycz i przymilactwo. Ale i tak podejrzewam, że kocina kombinowała by zapewnić sobie stała opiekę, to nie była czysta love. Czy jednak można liczyć na czystą miłość od kogokolwiek?! 
Jest taka, owszem, nawet i od pierwszego spotkania, Fredzio przykładem. Ale to bonus od losu, nie reguła. 
Ja mam szczęście, moje kochane mnie kochają, choć miłość od pierwszego spojrzenia... taki cud miał miejsce raz. Fredzio.  Ale kochają. 

Gorzej z szacunkiem dla mojej osoby. Lisiunia (rany, jak mi brak tego rudego futerka!!) nigdy nie była litościwa pod tym względem, tak jakby do kociego mózgu nie docierało że pańcia nie jest ze stali, ani nawet z plastiku. Większość stworków wie, że jest inaczej, odruchowo zachowują się tak by nie skrzywdzić, ale jak trafi się taki okaz jak Lisiunia.... Nie da się wychować, nie da się przetłumaczyć. Bo nie i już. Chociaż, na Lisiunię to nie działało, ale może gdyby spróbować labidzenia, gdy futerko boleśnie okazuje miłość? Kto wie, może do małego móżdżku by dotarło.







Odjajczałam w sobotę Jacusia. Urodził się w maju, 10-go, choć babcia od której go zabrałam zmieniła tę datę na 20-go. Bardziej prawdopodobną, biorąc pod uwagę kruchość przyniesionego do domu maluszka. Nie było wyjścia, mamusia Jacusia poszła w długą, zostawiając niedokarmione  dzieciny w rękach bardzo leciwej Pańci, babci mojej pracowej koleżanki. Mogłoby się to skończyć tragedią, i niechybnie by się skończyło, mieszkający z mamusią/babunią wujek widział tyko jedno rozwiązanie: utopić.

Całkowicie poza planem przypadkowa wizyta koleżanki u babci, i do tragedii nie doszło. Sześć kociąt ocalało, wujek koleżanki może topić się sam. Z uwagi na moje doświadczenia z kocimi panienkami z piekła rodem, moim jedynym życzeniem było "chłopczyk". I dostałam jednego z dwóch. Jacusia, najmniejszego, ale samodzielnie jedzącego.. Co do tego "samodzielnie", to miałabym uwag parę, ale wychował się. Reszta trafiła do rodziny koleżanki.  

Przyszło takie malusie. Zupełnie wydawałoby się nie potrzebujące ludzia, przynajmniej przez pierwsze dwa dni. Brany na ręce wywijał się jak mógł, pielinka taka, kociątko z morskiej pianki. Ale pilnował, by jednak być blisko człowieka, co pokazują cykanki z soboty, cykane po pierwszej przespanej u mnie nocy. 

Minęło trochę czasu, kociątko nabrało tężyzny cielesnej, urosło, choć zdaję się że to nie będzie wielki kocur. Przynajmniej ciałem, bo duchem to jest wielki. Walecznością, odwagą, odkrywczością, uporem, instynktem łowczym, oraz żądzą władzy mógłby obdzielić stado.  No i na cykankach widać zagadkową sprawę Jacusiowego futerka. Jako malutki kotuś miał futro, teraz też ma. Ale były trzy miesiące, gdy myślałam że mam do czynienia z kiciem, będącym potomkiem nagiego sfinksa. Tak króciutką miał sierść, że wyglądał jak odziany w aksamit.  Zobaczymy latem, co będzie z Jacusiowym futerkiem, może to odzież zimowa. 

Ale ja nie o futerku chciałam. O kociej miłości piszę.

Mała CHUPACABRA po narkozie kołowata, nie chciała być nigdzie indziej, tylko na moich kolanach lub w ramionach. Otulony w kocyk, położony obok, bo przecież obiad, bo sprzątanie, pranie i ogólny sobotni upieprz, półprzytomnie mnie szukał, rezygnując z przytulnego kokonu. Mnie, dręczycielki co zabrała w kontenerku na straszny świat. 

Czyli kocha, co nie?

Choć charakterek to ma. To prawdopodobnie brat bliźniak. 



R.R. pisała. Długo, marudnie i żmudnie. I chyba bez sensu, bo o rzeczach kociarzom znanych na wylot, kto wie, czy nie lepiej.

20 komentarzy:

  1. Jasne, że kochają, i jak jeszcze! Chciałam się w tym miejscu rozpisać, ale w zasadzie to wszystko na ten temat napisałaś, nic dodać nic ująć. Ale! - chciałam wyraźnie zaznaczyć, że w imieniu licznych moich koteczek wypraszam sobie kalumnie na temat samiczej wredności! Zawsze chętnie przygarniamy dziewczynki, zarówno kocie jak i psie, bo dziewczynki są wierniejsze, bardziej oddane i w razie czego bohaterskie (w sensie - bronią swoich opiekunów). Problem widzę raczej w silnie rozwiniętej potrzebie zawłaszczania terytorium, które potencjalnie może być potrzebne dla potomstwa. I o to bywają bójki w stadzie. Ale też nie wszystkie walczą ze wszystkimi. Inna rzecz, że u mnie łatwiej, bo koty mają jeszcze przestrzeń na dworze, jak się tam wyhasają, to w domu są spokojniejsze, głównie śpią i jedzą.
    Wujkowi od topienia źle nie życzę, bo po co, skoro wiem, że i tak źle skończy. Bo zło wraca, a zatrute serce zatruwa całe ciało. Taka karma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy piszę że Twoje kiciowe panieneczki be? Piszę że ja trafiałam na takie, którym naprawdę lepiej było nie u mnie. Może i poradziłabym sobie z ich morderczymi zapędami, ale u mnie przestrzeń nie taka wielka, brak dworku do wychodzenia, brak całodziennej straży przy kiciach. Każda z nich, nawet niedobra Piwniczna Zmora, dostała szansę na lepsze lokum, gdzie nie musiały "mordować".

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam, przecież ja nie na serio :). Wredoty i wśród panienek się zdarzają, a z kolei chłopaków fajnych też paru mieliśmy :).

      Usuń
    3. Wolę Twoją wersję, ciut uszlachetniającą wredne zachowanie kocich panienek. 😀😀. Dającą jakiś porządny powód, bo bez niego co? Takie bezinteresowne potwory z kocich panienek? A może po prostu ja do kić nie mam ręki? No bywa przecież 😀

      Usuń
  2. Mami robi za to terytorium do zawłaszczania, Szpageton jasno ustaliła ( a przed nią zrobiła to Melka, Wiktorek i Felicjan ).;-) U mła jest tak że zawsze w stadzie jest osobnik zawłaszczający, w mniejszym lub większym stopniu zawłaszcza ale zawłaszcza. Taki osobnik rzundzi się strasznie w domu natomiast w chwili stresu ( Dohtor ) wtula się we mła i staje malutkim kotkiem. Mła podziału uczuć do i od zwierza ze względu na płeć nie dokonywa, u niej to tak jakoś osobowościami idzie. No wicie rozumicie, są divy i divacy. Czy mła jest pewna ciepłych uczuć kocich? Hym... kiedy mła wychodzi do ogrodu i woła "Koty, koty, koty!" to jest, lecą do niej z podniesionymi ogonami, nawet takie które na trzech nogach biegajo. Mimo że mła bez przygotowanych dobrutek to są ocierki i kwiki radości oraz asystowanie namiętne przy pracach ogrodowych. Przeca by tego nie robiły gdyby im to nie sprawiało przyjemności, mła za to nie nagradza żarłem ani niczym szczególnym. Ot, jak zwykle podrapie za uchem, po tyłku delikatnie poklepie, pogłaszcze po grzbiecie - to co robi i w inszych okolicznościach. No i zajmuje się swoimi sprawami a one czują potrzebę asystowania przy robotach albo zalegnięcia w pobliżu mła. Mła się wydawa że szczęśliwy stwór jest wtedy gdy nawiązuje wieź z inszymi, znaczy one mła związały i się z tego cieszo. Taka to kocia mniłość. Z drugiej strony tej mniłości są obrazy, kiedy mła robi cóś nie po ich myśli. Niektórzy lubią obrażać się widowiskowo albo robić awanturę z przytupem. Są też osobniki podstępne, które awantur nie urządzają za to prowadzą odwetową działalność niszczycielską. Jak w każdym związku takową przypadłość należy przepracować, więc zazwyczaj mła przepracowuje a niektórzy się lenią.;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli kochają. U mnie też wieczna asysta. Tylko że bidulki muszą ustalać dyżury mało powierzchni do sprawowania warty. Legowisk multum, ale w kuchni tak naprawdę jedno, w łazience dwa. Mało, więc pełnia szczęścia jak siedzę "po pokojach", wtedy nic innego nie robić tylko pieścić. Z tym przepracowaniem, to przecież wg. Książąt tylko nasza sprawa. Baardzo niechętnie, no chyba że kolega nauczy.

      Uwaga, nowina.
      Miałam w rękach komiksowe Muminki (te z Egmontu). Wyszły, twarda porządną oprawa, całkiem niezła jakość wydania. W katowickiej komiksiarni, więc cena też żadnych zniżek to stówa bez złotówki. Będę polować w Empiku, lub gdziekolwiek indziej.

      Usuń
    2. Chamydło Gugieł! Prawdziwy cham.

      Usuń
    3. Zamówiłam w Empiku. Cena empikowa na dziś to 63,43.

      Usuń
    4. Kurcze ale to to inspirowane czy oryginał?

      Usuń
    5. Oryginały, a raczej przedruki oryginalnych gazetowych komiksów rysowanych prze Tove latami. Muminki w Skandynawii były najpierw popularne właśnie przez nie, nie przez książki. Owszem, książki zaczęły, komiksy rozpowszechniły. Sama jestem ciekawa, nigdy ich u nas nie było. Jak dostanę w ręce, napiszę. Bo może nie bez powodu ich u nas nie wydano? Może pasują tylko Skandynawii?

      Usuń
    6. Uuu, mła będzie musiała poczekać z zamówieniem, ma do popłacenia rachunki i wogle. Ni ma lekko. Cacek jak rozumiem bezproblemowo po znieczuleniu itp. :-)

      Usuń
    7. Gdyby nie to, że płacę "punktami" (wersja bezgotówkowa socjalnego), to też bym nie kupiła. Cacuś już ok. Wczoraj jeszcze mu tyłeczek z lekka bezładnie się zataczał, ale nic a nic mu to nie przeszkadzało.

      Usuń
  3. Co do kocic to coś w tym jest, że u mnie tern dzielony jakoś był Chyba tak jak czytam, że to pod te małe kotki etc. Ejmiśka u mni też menda jedna potrafi człowieka zamęczyć swoją miłością. A przeciez się pokłóciłą coś bo chciała teren Luny zagarnąć dla siebie. No i skończyła z Luną i starym piernikiem Mefem.
    Kochają nawet jak reagują tylko na miskę - Alex u mnie.
    Całować Jacusia - PIEKNY ON!
    Mój Morfeusz i Czesio też tacy byli piórka takie, a teraz sierść z prawdziwego zdarzenia. Prążki i paski! Tyle, że oni olbrzymy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Małgosia podała prawdopodobną przyczynę upierdliwości kocich dam. Może tam, gdzie przestrzeń większa, to one milutkie i bezproblemowe?
    Jacusia całuję, a jakże. Jaki będzie, to się dopiero okaże, przecież on jeszcze nie zaliczył pierwszego roku. Niezależnie od wszystkiego na pewno będzie kochany. CHUPACABRA mała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne że KalmVet działa i zaczynają się u Młodego kotki układać. Nie ma ganianek, spokój jest. Czasem Mefi też dostanie bo okazuje się że na Ejmisie działa walerianowa kapsułka a Luna jakby nie czuła w tym zapachu nic zachęcającego. Więc Mefi sobie to zjada bo on to narkoman. On takie rzeczy uwielbia. Luna nawet kocimiętką jej nie rusza. Nic. Księżniczka i koniec.

      Usuń
  5. Księciunie i Księżniczki są odporne. Na manipulacje i intrygi oraz próby detronizacji mają wylane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nadal jak coś nie pasi łapa przez łeb i spadaj dziadu 🤣

      Usuń
  6. Tak po książęcemu oczywiście.😔

    OdpowiedzUsuń
  7. Tu Brzoza 😀. Jest bardzo ok😀

    OdpowiedzUsuń